Co złego zrobiliśmy,że Bóg nas tak karze.
Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa
- Agnieszka81
- Posty: 385
- Rejestracja: 07 lis 2006 01:00
Co złego zrobiliśmy,że Bóg nas tak karze.
Dziewczyny powiedzcie jak sobie radzicie z tą walką o dziecko i z kolejnymi diagnozami lekarzy bo mnie to coraz bardziej przytłacza. od kilku lat staramy się o maleństwo, bez skutku, niby moje badania wyszły dobrze więc lekarze wzięli się za męża.Po pierwsze złe wyniki nasienia, pojedyncze plemniki. Potem zlecili wykonanie badania andrologicznego i urologicznego. Myślałam, że wszystko będzie w porządku,ale słowa pani doktor sprawiły że nogi się pode mną ugięły. Niby wszystko jest dobrze, ale w jądrach znalazła torbiele 2mm w każdym i podejrzewa sprawy nowotworowe.Pani doktor powiedziała żeby się za bardzo nie denerwować bo to nie jest walka o życie , ale jak tu się nie denerwować kiedy słyszy się taką diagnozę. Nasz androlog wraca z urlopu 16 września a ja się zastanawiam co dalej będzie. Mężowi nie mówię że się denerwuję bo pewnie on i tak to bardzo przeżywa. Ma zrobić oznaczenie markerów.Jesteśmy na początku leczenia, nie mam pojęcia co to wszystko znaczy.Tak bardzo pragniemy dziecka a teraz być może będe musiała wybierać miedzy dzieckiem a zdrowiem męża. Może któraś z was miała podobny przypadek? Wysłałam wyniki męża lekarzowi na stronie bociana i napisał mi że nie widzi nic bardzo niepokojącego ale żeby dla świętego spokoju zrobić te markery.
- Bateria
- Posty: 7061
- Rejestracja: 18 sie 2008 00:00
Agnieszko, często jest ciężko, nawet częściej. Nie ma dnia, żebym o tym nie myślała, chociaż staram się zająć myśli pracą i innymi codziennymi sprawami. Kiedy znajomi pytają "co słychać?", mam pustkę w głowie - bo absorbuje mnie głównie nasza walka.
Rozmawiajcie ze sobą o tym. Każde z Was przeżywa, ale to Wasza wspólna sprawa. A jeśli on myśli tak samo: "nie powiem jej, że się denerwuję, bo ona i tak to bardzo przeżywa"?
Kiedy jest nam źle, psioczymy się na stan medycyny, na podejście wielu lekarzy: "Proszę się starać ze dwa lata naturalnie, a potem można się zacząć badać". Po co??? W naszym przypadku okazało się, że mąż ma żylaki powrózka, które znacznie pogorszyły parametry nasienia, i tylko operacja mogła pomóc. Po co więc te dwa lata? To dwa lata straty. Albo stwierdzenie ginekologa: "jak u męża są złe wyniki, no to wiadomo, gdzie tkwi problem, pani nie musi robić dodatkowych badań". A czas leci, żal go tracić. Jak tak sobie czasem popsioczymy, wyładujemy trochę frustrację.
Staramy się cieszyć z tego, że - tak jak w Waszym przypadku - problem leży po stronie słabych plemniczków. Jeżeli u Ciebie jest wszystko ok, to przy wspomaganiu są dużo większe szanse na sukces, nie powinno być kłopotów z zagnieżdżeniem zarodka, utrzymaniem ciąży. Szukamy takich pozytywów w naszej sytuacji.
I jeszcze - chociaż to może absurdalnie zabrzmi - jesteśmy zadowoleni, kiedy badania nam wykryją coś, co można leczyć. Gorzej byłoby, gdyby badania nic nie wykazywały, a dzidziusia nadal by nie było.
W przyszłym miesiącu robimy badania genetyczne, tego wyniku boimy się najbardziej; na genetykę nic się nie poradzi... Ale ze wszystkim, co da się leczyć, podejmujemy walkę.
Róbcie badania, te markery trzeba koniecznie sprawdzić na wszelki wypadek (jak dobrze, że lekarz to wykrył! można je usunąć na wczesnym etapie rozwoju!). I nie pozbywajcie się marzeń o dziecku. Marzenia są po to, żeby je spełniać
Rozmawiajcie ze sobą o tym. Każde z Was przeżywa, ale to Wasza wspólna sprawa. A jeśli on myśli tak samo: "nie powiem jej, że się denerwuję, bo ona i tak to bardzo przeżywa"?
Kiedy jest nam źle, psioczymy się na stan medycyny, na podejście wielu lekarzy: "Proszę się starać ze dwa lata naturalnie, a potem można się zacząć badać". Po co??? W naszym przypadku okazało się, że mąż ma żylaki powrózka, które znacznie pogorszyły parametry nasienia, i tylko operacja mogła pomóc. Po co więc te dwa lata? To dwa lata straty. Albo stwierdzenie ginekologa: "jak u męża są złe wyniki, no to wiadomo, gdzie tkwi problem, pani nie musi robić dodatkowych badań". A czas leci, żal go tracić. Jak tak sobie czasem popsioczymy, wyładujemy trochę frustrację.
Staramy się cieszyć z tego, że - tak jak w Waszym przypadku - problem leży po stronie słabych plemniczków. Jeżeli u Ciebie jest wszystko ok, to przy wspomaganiu są dużo większe szanse na sukces, nie powinno być kłopotów z zagnieżdżeniem zarodka, utrzymaniem ciąży. Szukamy takich pozytywów w naszej sytuacji.
I jeszcze - chociaż to może absurdalnie zabrzmi - jesteśmy zadowoleni, kiedy badania nam wykryją coś, co można leczyć. Gorzej byłoby, gdyby badania nic nie wykazywały, a dzidziusia nadal by nie było.
W przyszłym miesiącu robimy badania genetyczne, tego wyniku boimy się najbardziej; na genetykę nic się nie poradzi... Ale ze wszystkim, co da się leczyć, podejmujemy walkę.
Róbcie badania, te markery trzeba koniecznie sprawdzić na wszelki wypadek (jak dobrze, że lekarz to wykrył! można je usunąć na wczesnym etapie rozwoju!). I nie pozbywajcie się marzeń o dziecku. Marzenia są po to, żeby je spełniać
- Agnieszka81
- Posty: 385
- Rejestracja: 07 lis 2006 01:00
- Bateria
- Posty: 7061
- Rejestracja: 18 sie 2008 00:00
To prawda, rodzina wprawdzie nas wspiera, ale chyba się mimo wszystko boją tego tematu, nie za bardzo chcą znać szczegóły, chociaż człowiek miałby taaaaką ochotę się wygadać. Mam wrażenie, że im więcej o tym mówię, tym bardziej oswajam problem.
Dlatego też staram się zdobywać jak najwięcej informacji, strach oswojony staje się mniej straszny
Jeśli będziesz miała potrzebę pogadać, pisz na pw, jestem do dyspozycji Trzymam kciuki za Wasze badania i za całokształt
Dlatego też staram się zdobywać jak najwięcej informacji, strach oswojony staje się mniej straszny
Jeśli będziesz miała potrzebę pogadać, pisz na pw, jestem do dyspozycji Trzymam kciuki za Wasze badania i za całokształt
Jeśli miałabym wybór między zdrowiem męża a dzieckiem to nie zastanawiałabym się ani sekundy . Dla mnie mój mąż jest najważniejszy a dziecko jak będzie to super. To i lepiej , że te badania już macie zrobione , być może wcześnie wykryty nowotwór (jeśli to nowotwór) jest w 100% do wyleczenia a to by znaczyło , że facet miał masę szczęścia, bo zwykle o nowotworach dowiadujemy się już w kolejnym stadium. W ogóle to nie rozumiem stwierdzenia , że będziesz musiała wybierać między dzieckiem a zdrowiem męża, czy w ogóle taki wybór jest możliwy. Ja bym nie pozwoliła nikomu decydować o swoim zdrowiu.
- Agnieszka81
- Posty: 385
- Rejestracja: 07 lis 2006 01:00
Dawno mnie tu nie było i dużo sie zmieniło odnośnie naszego leczenia. Do torbieli w jądrach doszedł nieprawidłowy kariotyp męża i brak plemników. Jedyne co nam zaproponowano to zapłodnienie nasieniem dawcy. Mój mąż nigdy nie będzie biologicznym ojcem. Za trzy tygodnie ja mam pierwsza wizyte u ginekologa w tej sprawie. Strasznie sie martwie czy moje badania beda na tyle dobre ze bedzie mozliwe przeprowadzenie zaplodnienia nasieniem dawcy. Tak totalnego dola nie mialam od dawna, do tego nie mam z kim o tym porozmawiac, bo mąż wścieka sie jak przy nim płacze i wychodzi bo twierdzi, ze to on jest chory, ale ja tez przeciez cierpie nie mniej niz on.
- quassi
- Posty: 4579
- Rejestracja: 04 kwie 2009 00:00
Nieważne jest po czyjej stronie leży problem, bo sprawa braku dzidziusia dotyczy zawsze pary i każde z nich tą sytuację przeżywa, choć pewnie czasami w różny sposób. Agnieszka81, wydaje mi się, że Twój M. czuje się winny i oczekuje wsparcia - wiem, że Tobie również ciężko, ale nie zapominaj o tym, że to działa w obie strony. Bądź dzielna i pamiętaj, że tu się zawsze możesz wygadać.
-
- Posty: 56
- Rejestracja: 25 kwie 2009 00:00
Zaintrygował mnie tytuł tego wątku - przez cały długi czas starań zadawałam sobie to pytanie. Ciekawe skąd biorą się w człowieku takie ogromne pokłady winy? Czy przez swoje dwudziestokilkuletnie życie wyrządziłam tak wiele zła, by teraz tak cierpieć?
Nie sądzę. Takie lub inne cierpienie wpisane jest w egzystnecję człowieka. Dla nas jest to niemożność posiadania upragnionego maleństwa, dla innych samotność, kalectwo, jeszcze innych śmierć najbliższych i wiele innych nieszczęść tego swiata.
Strasznie dołujące dla mnie jest stwierdzenie, że Bóg postanowił nas ukarać. Ja wolę patrzeć na to w ten sposób - Bóg daje mi lekcję, czegoś muszę się przez to doświadczenie nauczyć - może cierpliwości, może pokory...?
Jeśli wierzyć religiom świata, Bóg jest nieskończoną miłością. Za co miałby tak bardzo Cię ukarać? Nie jest to może odkrywcze stwierdzenie, ale po prostu tak czasami jest. Kiedyś wydawało mi się, że muszę być jakoś szczególnie naznaczona, że tak cierpię. Teraz już tak nie myślę.
Poza tym życie nie raz mi pokazało, że "kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno". Trzymam za Ciebie kciuki Agnieszka81. Powodzenia!
Nie sądzę. Takie lub inne cierpienie wpisane jest w egzystnecję człowieka. Dla nas jest to niemożność posiadania upragnionego maleństwa, dla innych samotność, kalectwo, jeszcze innych śmierć najbliższych i wiele innych nieszczęść tego swiata.
Strasznie dołujące dla mnie jest stwierdzenie, że Bóg postanowił nas ukarać. Ja wolę patrzeć na to w ten sposób - Bóg daje mi lekcję, czegoś muszę się przez to doświadczenie nauczyć - może cierpliwości, może pokory...?
Jeśli wierzyć religiom świata, Bóg jest nieskończoną miłością. Za co miałby tak bardzo Cię ukarać? Nie jest to może odkrywcze stwierdzenie, ale po prostu tak czasami jest. Kiedyś wydawało mi się, że muszę być jakoś szczególnie naznaczona, że tak cierpię. Teraz już tak nie myślę.
Poza tym życie nie raz mi pokazało, że "kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno". Trzymam za Ciebie kciuki Agnieszka81. Powodzenia!
- quassi
- Posty: 4579
- Rejestracja: 04 kwie 2009 00:00
Ja staram się tak nie podchodzić do tematu, bo już nie raz robiłam taki rachunek sumienia i tylko się dołuję. Może i mogłabym być lepszym człowiekiem, ale: nikogo nie pobiłam, niczego nie ukradłam, oszukiwać nie umiem (chyba bym się potem szybko w zeznaniach pogubiła), a mąż był i jest jedynym moim facetem. Niby ok i nic z tego więcej nie wynika! Bo znam ludzi, którzy biją, piją, kradną, kłamią, zdradzają, itp. a dzieci im Bozia dała - często śliczne i mądre, a co najważniejsze zdrowe. Takie życie.
I też uwielbiam ten cytat z wiersza ks. TwardowskiegoMother_Earth pisze:"kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno"
6 lat starań... (*)5tc (*)7tc (*)10tc (*)7tc
26dpt-są 13.07.2012-35t4d córeczki!
26dpt-są 13.07.2012-35t4d córeczki!