Mity o adopcji
Moderator: Moderatorzy adopcyjne dylematy
- Gromit
- Posty: 121
- Rejestracja: 18 lip 2012 10:41
Re: Mity o adopcji
Cała ta dyskusja nie wywiązała się z kwestii - "geny mają znaczenie" - bo to oczywiste, że mają. Tak samo jak znaczenie ma wychowanie, środowisko itp.
Moja reakcja związana była z tym, że mamajsa podała przykłady na działanie genów (wychowankowie zabijający kota), a to raczej ewidentne przykłady na brak wpływu wychowawczego. I litości z tym Focusem... Mam za sobą wiele lat pracy i nauki w temacie i nie uczyłam się z internetu czy gazet popularno-naukowych...
Mamajsa Twoje stanowisko jest dość czytelne:
- widziałam dzieci z dd, zachowywały się strasznie
- całe szczęście urodziłam dzieci
- nie zdecydowałabym się na adopcję, podziwiam RA za odwagę
- geny mają znaczenie.
Mydlenie oczu, że Ty w ogóle nie uważasz, że dzieci z dd mają "złe geny", a tylko, że geny mają znaczenie, jest wybiegiem. No bo jeśli tak nie uważasz, to dlaczego cieszysz się, że urodziłaś i przez to nie będziesz musiała adoptować? Dlaczego tak boisz się uaktywnienia 50% genów "złych", a nie cieszysz na myśl o 50% "dobrych"? (a propos Twojej neutralności). Dlaczego nie adoptowałabyś - z obawy przed tym genem geniusza matematycznego?
Odwracanie kota ogonem.
Oczywiście, że miałaś prawo wyrazić swoje zdanie, ale teraz miej odwagę go bronić, a nie udawać, że jest inne.
Moja reakcja związana była z tym, że mamajsa podała przykłady na działanie genów (wychowankowie zabijający kota), a to raczej ewidentne przykłady na brak wpływu wychowawczego. I litości z tym Focusem... Mam za sobą wiele lat pracy i nauki w temacie i nie uczyłam się z internetu czy gazet popularno-naukowych...
Mamajsa Twoje stanowisko jest dość czytelne:
- widziałam dzieci z dd, zachowywały się strasznie
- całe szczęście urodziłam dzieci
- nie zdecydowałabym się na adopcję, podziwiam RA za odwagę
- geny mają znaczenie.
Mydlenie oczu, że Ty w ogóle nie uważasz, że dzieci z dd mają "złe geny", a tylko, że geny mają znaczenie, jest wybiegiem. No bo jeśli tak nie uważasz, to dlaczego cieszysz się, że urodziłaś i przez to nie będziesz musiała adoptować? Dlaczego tak boisz się uaktywnienia 50% genów "złych", a nie cieszysz na myśl o 50% "dobrych"? (a propos Twojej neutralności). Dlaczego nie adoptowałabyś - z obawy przed tym genem geniusza matematycznego?
Odwracanie kota ogonem.
Oczywiście, że miałaś prawo wyrazić swoje zdanie, ale teraz miej odwagę go bronić, a nie udawać, że jest inne.
starania od 04.2008 (mutacja MTHFR, MAR-test 40%)
2013:dzięki adopcji zostałam mamą
2015:urodziła się moja druga córeczka
2013:dzięki adopcji zostałam mamą
2015:urodziła się moja druga córeczka
-
- Posty: 10041
- Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00
Re: Mity o adopcji
You must be joking... serio zabijanie kotów nie jest kodowane genetycznie?Gromit pisze: Moja reakcja związana była z tym, że mamajsa podała przykłady na działanie genów (wychowankowie zabijający kota), a to raczej ewidentne przykłady na brak wpływu wychowawczego.
a tak serio: dzięki za wpis, wypada się tylko podpisać co do słowa i jeszcze raz powtórzyć, że dla wielu ludzi teorie quasi naukowe (oraz czytelnictwo Focusów i innych) służą nie poszerzaniu wiedzy czy analizie krytycznej, a znajdowaniu racjonalizacji obudowujących stare stereotypy.
zmieniło się tylko to, że kiedyś mówiło się wprost "bosze, adoptujesz? przecież siekierę ci kiedyś wbije w potylicę, ja wiem, znajoma szwagierki mówiła, że...", a teraz się mówi "naukowiec kowalski z USA powiedział, że statystycznie rzecz ujmując ilość siekier wbitych w potylicę jest większa o 8 w grupie dzieci adoptowanych, co potwierdzają też moje własne obserwacje: przez dwa miesiące byłam wolontariuszką w zakładzie wychowawczym dla młodzieży i naprawdę, siekiery fruwały...".
potem człowiek się bierze za te badania pana Kowalskiego i jak się wczyta w metodologię to wychodzi na przykład, że grupa badawcza wynosiła n=10, badani byli ankietowani telefonicznie, a sama grupa była dobierana z wychowanków amerykańskich RZ po kilkunastokrotnych epizodach odrzuceń.
z tym, że jak świat światem banały i proste recepty sprzedawały się lepiej niż krytyczne analizy uwzględniające wiele zmiennych społecznych, kulturowych i indywidualnych.
- Gromit
- Posty: 121
- Rejestracja: 18 lip 2012 10:41
Re: Mity o adopcji
bloo pisze:zmieniło się tylko to, że kiedyś mówiło się wprost "bosze, adoptujesz? przecież siekierę ci kiedyś wbije w potylicę, ja wiem, znajoma szwagierki mówiła, że...", a teraz się mówi "naukowiec kowalski z USA powiedział, że statystycznie rzecz ujmując ilość siekier wbitych w potylicę jest większa o 8 w grupie dzieci adoptowanych, co potwierdzają też moje własne obserwacje: przez dwa miesiące byłam wolontariuszką w zakładzie wychowawczym dla młodzieży i naprawdę, siekiery fruwały...".
Dokładnie tak.bloo pisze:z tym, że jak świat światem banały i proste recepty sprzedawały się lepiej niż krytyczne analizy uwzględniające wiele zmiennych społecznych, kulturowych i indywidualnych.
Wystarczy choć trochę wiedzieć o metodologii badań, żeby nie stawiać tak pewnie tez w oparciu o własne "obserwacje" i artykuły z gazety z kiosku na dworcu.
starania od 04.2008 (mutacja MTHFR, MAR-test 40%)
2013:dzięki adopcji zostałam mamą
2015:urodziła się moja druga córeczka
2013:dzięki adopcji zostałam mamą
2015:urodziła się moja druga córeczka
- okonor
- Posty: 20
- Rejestracja: 06 sty 2010 01:00
Re: Mity o adopcji
Czytam i czytam to wszystko i łapię się za głowę. Ponieważ z jednej strony pracuję z trudnymi dzieciakami od 3-17lat, które nie urodziły się złe to dorośli sprawili że one takie są. A z drugiej strony staramy się o własne maleństwo
z chmurek i wiecie coooooo nie jest sztuką dać życie, sztuką jest dać Skarbowi co w życiu najważniejsze.
z chmurek i wiecie coooooo nie jest sztuką dać życie, sztuką jest dać Skarbowi co w życiu najważniejsze.
-
- Posty: 91
- Rejestracja: 22 sty 2014 18:22
Re: Mity o adopcji
Może warto w dyskusję włączyć mity o rodzicielstwie biologicznym?
Były ostatnio przypadki, że dorosłe biologiczne dzieci zamordowały swoich rodziców, chyba wczoraj w Szczecinie kolejny przypadek-syn udusił 80 letnią matkę.
Sama znałam osobiście mężczyznę który regularnie porządnie potrząsał swą matką by dała mu pieniądze na alkohol... Tyle w zakresie czarnowidztwa adopcyjnego i wybielania rodzin biologicznych.
Były ostatnio przypadki, że dorosłe biologiczne dzieci zamordowały swoich rodziców, chyba wczoraj w Szczecinie kolejny przypadek-syn udusił 80 letnią matkę.
Sama znałam osobiście mężczyznę który regularnie porządnie potrząsał swą matką by dała mu pieniądze na alkohol... Tyle w zakresie czarnowidztwa adopcyjnego i wybielania rodzin biologicznych.
-
- Posty: 4
- Rejestracja: 23 sty 2014 08:59
Re: Mity o adopcji
Co do genów to uważam, że mają znaczenie, bo nie można ich całkowicie ignorować. Jednak dziedziczymy do 10 pokolenia wstecz, więc nawet mając biologiczne dziecko nie wiadomo jaką mieszankę genów odziedziczy.....
-
- Posty: 14478
- Rejestracja: 13 gru 2004 01:00
Re: Mity o adopcji
A posiadasz na to jakieś dowody naukowe?
Synku, nie mógłbyś być bardziej mój
01.2005
W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć
-
- Posty: 24877
- Rejestracja: 31 paź 2009 01:00
Re: Mity o adopcji
a ja myślałam że od początku ludzkości dziedziczymy DNA mitochondrialne jest jak to mówią, po EwieJanka454 pisze:Jednak dziedziczymy do 10 pokolenia wstecz
Poza tym nie masz wpływu na geny jeśli masz dziecko adoptowane, ale na geny biologicznego też za bardzo nie (bo o genach a nie o dbaniu o siebie w ciąży jest tu mowa)
-
- Posty: 4
- Rejestracja: 23 sty 2014 08:59
Re: Mity o adopcji
Nie wiedziałam, że jak chce wypowiedzieć swoje prywatne zdanie na forum to muszę podać na to dowody naukowe.......Bobetka pisze:A posiadasz na to jakieś dowody naukowe?
ech porażka totalna......
jakoś nie widzę, żeby inni pisali dowody naukowe czy też podstawy prawne swoich wypowiedzi.
-
- Posty: 14478
- Rejestracja: 13 gru 2004 01:00
Re: Mity o adopcji
To jest twoje zdanie prywatne:
Jeśli tak to oczywiście przepraszam.
?Janka454 pisze:Jednak dziedziczymy do 10 pokolenia wstecz,
Jeśli tak to oczywiście przepraszam.
Synku, nie mógłbyś być bardziej mój
01.2005
W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć
-
- Posty: 1677
- Rejestracja: 13 sie 2010 11:15
Re: Mity o adopcji
Tylko skąd takie wnioski? dlaczego tylko do 10 a co z 11
-
- Posty: 19
- Rejestracja: 23 kwie 2014 07:36
Re: Mity o adopcji
hej,podjelam decyzje 3lata sie staram-bez skutku,endometrioza-podstepna malpa;)nerwy,placz,zludne nadzieje,placz,smutek-kasa,kasa i lekarze,takie ganianie za motylkiem ulotnym i zludnym
chce byc mama,i jestem gotowa -zrozumialam,ze mama jest ta kobieta ktora wychowa i kocha=mama
chce byc mama,i jestem gotowa -zrozumialam,ze mama jest ta kobieta ktora wychowa i kocha=mama
-
- Posty: 905
- Rejestracja: 06 sie 2013 16:59
Re: Mity o adopcji
Brawo!akinomka pisze:hej,podjelam decyzje 3lata sie staram-bez skutku,endometrioza-podstepna malpa;)nerwy,placz,zludne nadzieje,placz,smutek-kasa,kasa i lekarze,takie ganianie za motylkiem ulotnym i zludnym
chce byc mama,i jestem gotowa -zrozumialam,ze mama jest ta kobieta ktora wychowa i kocha=mama
16.07.2013 pierwsza wizyta w OA
19.09.2014 Małpka jest nasz
29.08.2015 złożenie podania o córeczkę
Czekamy. . .
19.09.2014 Małpka jest nasz
29.08.2015 złożenie podania o córeczkę
Czekamy. . .
-
- Posty: 300
- Rejestracja: 24 lip 2013 22:13
Re: Mity o adopcji
Gratuluję!:)
trnado12
"Wczoraj, kiedy twoje imię ktoś wymówił przy mnie głośno, tak mi było jakby róża przez otwarte wpadła okno..."
"Wczoraj, kiedy twoje imię ktoś wymówił przy mnie głośno, tak mi było jakby róża przez otwarte wpadła okno..."
-
- Posty: 4
- Rejestracja: 03 lip 2014 05:13
Re: Mity o adopcji
Szanowni Państwo! Przeczytałam cały długi wątek związany z dyskusją o genach między Panią pracującą niegdyś w DD, a mamami adopcyjnych dzieci. Postanowiłam zabrać głos, bo moja rodzina jest nietypowa. Moja nieżyjąca już od wielu lat mama była dzieckiem adoptowanym. Była to najprawdopodobniej adopcja ze wskazaniem, ale nie wiele wiadomo o jej biologicznej rodzinie poza tym, że ojciec był nieznany, a biologiczna matka prowadziła melinę pijacką. Wszystko to działo się w latach 60-tych i nie żyje już żadna ze znanych mi osób, która mogłaby rzucić jakieś światło na tę sprawę. Mamę jako niemowlę adoptowało bezdzietne małżeństwo z różnicą wieku między mężem a żoną 25 lat. Osoby, które z całą świadomością i szacunkiem nazywam dziadkami. Dziadek zmarł na raka gdy mama miała 10 lat, w wychowaniu pomagała najwięcej siostra babci, imienniczka mamy. Moja mama nie była łatwą osobą i dała babci dobrze popalić, szczególniej po tym, jak przypadkowo w wieku 18 lat dowiedziała się, że jest adoptowanym dzieckiem, niestety powiedziała jej to pijana sąsiadka. Była podobno wieka awantura, mama spoliczkowała babcię i wyruszyła na poszukiwanie biologicznej matki (za radą sąsiadki, mojej późniejszej chrzestnej, babcia spakowała mamę, dała adres, prowiant i pieniądze na drogę i postanowiła czekać na rozwój wypadków). Po spotkaniu z biologiczną matką, moja mama zmieniła się o 180%, przeprosiła i wszystko wróciło do normy. Miała w życiu różne szalone pomysły np. wyszła za mąż po tygodniu znajomości (oczywiście nieszczęśliwie), ale jak moja babcia umierała na raka mózgu, bredziła bez sensu bo nie poznawała ludzi, wyła z bólu, to mama siedziała do końca przy jej łóżku, biegała po szpitalach, załatwiała leki chociaż już pracowała i ja byłam na świcie. Siostra babci umarła dwa lata później, również na raka. To jeszcze nie koniec. Kiedy miałam niecałe dwa lata, moja mama wyszła za mąż drugi raz. Dostałam nazwisko tego męża, a ponieważ nie pamiętałam żadnego innego mężczyzny w domu do mnie więcej 17 roku życia uważałam tego mężczyznę za ojca i żeby nie było wątpliwości - nadal uważam - piszę o tym tylko ze względu na portal, na którym się znajdujemy. Mama już wtedy nie żyła, zmarła gdy miałam niecałe 14 lat po ciężkiej i bolesnej chorobie. Różne baby próbowały się koło taty kręcić i kiedy zasłaniał się tym, że ma ważniejsze sprawy na głowie (wychowanie dziecka), któraś wypaliła, że przecież to nie jego dziecko, to co się przejmuje. Tata wrócił do domu i się rozpłakał - a wcześniej widziałam, żeby płakał tylko raz - na pogrzebie mamy. Opowiedział mi o wszystkim. Nie było żadnej awantury ani szoku z mojej strony (może dzięki znanej od dzieciństwa historii awantury mojej mamy z moją babcią). Popłakaliśmy, wypiliśmy piwo na spółkę i sprawa została zamknięta raz na zawsze. Ani ja, ani moja mama nigdy nie mieliśmy problemów z alkoholem - mama nie piła wcale, ja pijam okazjonalnie (w tym z ponad dwuletnią przerwą na ciążę i karmienie dziecka więc to raczej nie alkoholizm). Nie zamordowałyśmy żadnego kota (w domu babci i moim domu rodzinnym i obecnym zwierzęta zawsze były lubiane). Mamy zapewne swoje genetyczne wady. Mama bywała impulsywna, ja nieco mniej - jestem bardziej skora do wrzasków, niż do lania pasem, ale też są inne czasy. I inna moda na wychowanie. Mama dostała od Babci w twarz jak miała 20 lat za to, że przyszła do domu z papierosem. W całej tej opowieści o genach zmierzam do kilku konkluzji. 1) mój syn jest jedyną, znaną mi, spokrewnioną ze mną genetycznie osobą, co oznacza, że w jego genach może być wszystko np. alkoholizm legendarnej biologicznej babki i pewnie jej równie szemranego partnera - o moim biologicznym ojcu mama zabrała tajemnicę do grobu. Pytanie: czy powinnam bać się mojego syna? Poza FAS (nie wypiłam w ciąży ani kropli alkoholu), może mieć wszystkie znane ludzkości zaburzenia - oby nie, jest jeszcze malutki. Z drugiej strony genomu (po ojcu) ma zwykły, przyzwoity alkoholizm dalszych członków rodziny - prababki, ale też i dziadka - poza tym, jest w normie, a nawet ponad normę, bo wykształceni i kulturalni ludzie (moim zdaniem). 2) trzy pokolenia kobiet w mojej rodzinie wychował się w rodzinie rozbitej - babcia bez ojca bo wojna, mama bez ojca bo choroba, ja bez matki bo choroba, co zapewne spowodowało jakieś tam uszczerbki i zaburzenia 3) z tego co czytam, żadne znane mi pokolenie mojej rodziny, włącznie z tym, które w tej chwili sama tworzę, nie przeszłoby w dzisiejszych czasach kwalifikacji na rodzinę adopcyjną 4) mimo tego, nikt z nas - ani babcia, ani mama, ani ja nie wyrosłyśmy na prostytutki, bandytów, narkomanki, ani alkoholiczki 5) wolę nawet moją pokręconą i niepełną rodzinę od jakiegokolwiek ośrodka wychowawczego, po którym (jeśli takie zachowanie personelu wobec podopiecznych to norma) z całą pewnością wyrosłabym na patologię. Tyle nasunęło mi się po spędzeniu na czytaniu różnych informacji z tej strony, w tym Państwa dyskusji między sobą i z ekspertami. Przykład (może dość nietypowy) mojej rodziny, tego co Panie piszą o swoich dzieciach i tego co piszą o zjawiskach jakie mają miejsce w niektórych ośrodkach pozwala mi wysunąć wniosek, że za większość (oczywiście nie za wszystkie) ludzkich dramatów odpowiadają pokręcone procedury, które odwlekają proces adopcji tak długo, aż dziecko osiągnie "magiczny" wiek 3 lat, po którym pojawia się zagrożenie RAD i mało kto go już chce (bo się boi, co jest ludzkie i zrozumiałe) i jak tu ktoś napisał opiekunowie-cyborgi, którzy te dzieci średnio już mające szansę na adopcję trzymają skoszarowane przy pomocy pasa i drewnianej łyżki. Takie mam wrażenie jako osoba, której jedyny żyjący do tej pory rodzic na szczęście nie umarł, bo może przesiedziałabym w takim ośrodku kilka miesięcy, zanim Sąd przyznałby prawo do opieki nade mną siostrom taty, albo babci ze strony ojca. Może to zbyt śmiały wniosek, ale to właśnie to wygląda z mojej perspektywy - wadliwy system i pojedyncze, mądre osoby próbujące działać w nim coś dobrego.