Śmierć bliska czy daleka?

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
Magdalenia
Posty: 4674
Rejestracja: 13 lis 2003 01:00

Post autor: Magdalenia »

Cały czas gonimy za dobrobytem, za pieniędzmi, a w momencie kiedy odchodzi ktos bliski wszystko przestaje byc ważne, traci sens.
W takich momentach wyrzucamy sobie że tak mało poswięcalismy czasu tej ukochanej osoby, że przecież mogliśmy więcej i bardziej.
Dzień przed śmiercią mojej ukochanej babci pokłóciłysmy sie o jakąś głupotę, całkiem nieważny drobiazg. Na drugi dzień kiedy dowiedziałam się że moja babcia odeszła nie mogłam wybaczyc sobie jak bardzo głupio sie zachowałam. Do dzisiejszego dnia nie wybaczyłam sobie tego.
Dlatego uważam że powinniśmy doceniac drugą osobę bo przecież życie jest takie ulotne a bez ukochanych osób tak ciężko życ..
Magda
Mama Kubusia ur.28.03.2005 i Michałka ur.02.10.2008
Awatar użytkownika
Gerta
Posty: 103
Rejestracja: 05 lut 2003 01:00

Post autor: Gerta »

Wrocilam na ten watek, po tym gdy dowiedzialam sie o smierci Joli. Jedna rzecz w smierci nie daje mi spokoju - tesknota za osoba, ktora odchodzi. Z perspektywy mojego osobistego doswiadczenia moge powiedziec tylko tyle: nic nigdy nie zapelni pustki po tych, ktorzy odeszli. Ja teraz slucham muzyki, ktorej kiedys sluchal moj Brat i choc od Jego smierci minelo juz 13 lat, to ja ciagle, gdy slysze niektore piosenki widze Go jak sobie pod nosem spiewal. I nic chyba tego nie zmieni...
Kiedy dowiaduje sie o smierci kogos takiego jak Jola, to ten moj bol po stracie Brata wraca, tak jakby fakt, ze gdzies tam, ktos cierpi jak ja wtedy, powodowal, ze we mnie otwiera sie tamta rana. Nie umiem nawet w watku z informacja o odejsciu Joli napisac kondolencji, bo gdy zmarl moj Brat wlasnie wyrazy wspolczucia byly dla mnie czyms wprost nie do zniesienia - to one powodowaly, ze ta smierc stawala sie realna, a ja wtedy tak bardzo chcialam, zeby wiadomosc o Jego smierci okazala sie nieprawdziwa...
Chyba z tego wszystkiego latwiej samemu odejsc niz zostac...
Gerta
olka23a
Posty: 1134
Rejestracja: 09 lis 2003 01:00

:(

Post autor: olka23a »

Ja też straciłam ukochaną Babcię :cry: W sierpniu miną cztery lata jak odeszła a ja chyba nigdy nie pogodzę się z tym, ze miałam dla niej mało czasu, rzadko ją odwiedzałam. Teraz już za późno wyrzucać sobie, że zaniedbałam tak bliską i kochaną mi osobę. Boleję też nad tym, że jako osoba nie potrafiąca okazywać uczuć nigdy jej nie powiedziałam jak bardzo ją kocham :(
Olka i Oliwia
Awatar użytkownika
jedrek
Posty: 442
Rejestracja: 13 maja 2002 00:00

Post autor: jedrek »

Gerto, jakoś intuicja i potrzeba przywiodły mnie na ten wątek. Przed 12 dniami odeszła moja Jola. Jej śmierć, mimo śmiertelnej choroby była dla mnie jak grom, ja miałem jeszcze plany-jej wyleczenia i doczekania wnuków. Ale Boski Plan był inny. Ból jest trudny do zniesienia, tylko miłość i poczucie obowiązku wobec naszego adoptowanego Kazika trzyma mnie po tej stronie.Po jej śmierci zaczynam rozumieć, że nie można się do tych ziemskich planów przywiązywać.
jędrek
Awatar użytkownika
AgniechaMP
Posty: 467
Rejestracja: 14 maja 2003 00:00

Post autor: AgniechaMP »

Śmierć jest zawsze najbardziej bolesna dla nas żywych. Jędrku pamiętam jak na warsztatach adopcyjnych Jola mówiła, że pięknie odpoczywa bo może teraz marudzić, i czuć się księżniczką... ale najbardziej pamiętam, kiedy powiedziałeś, że jak wyzdrowieje nadal będziesz traktował Ją jak księżniczkę... to zawsze jest tak, że czas jest od nas samych dużo szybszy... zawsze wydaje nam się, że jeśli odłożę coś na jutro, za tyydzień, czasem za godzinę to zdążę... to ucieknę przed czasem... jakże się mylimy... czas to takie podłe panisko bo nie dość, że zabiera co najcenniejsze to jeszcze w miarę upływu wcale nie łagodzi bólu..nigdy nie zgodzę się na stwierdzenie, że czas goi rany... on tylko wzmaga tęsknotę i jeszcze bardziej wyżyna w naszych sercach żal za to, że tak pędzi... 3 lata temu strciłam bliskiego mi człowieka... nigdy się z tym nie pogodzę... dziękuję Bogu za to, że raz poczułam Jego dotyk przez sen... i wiem, że obiecał mi spotkanie... za 59 lat...
Awatar użytkownika
ika_28
Posty: 258
Rejestracja: 15 mar 2003 01:00

Post autor: ika_28 »

Załozyłam ten watek kiedy śmierć była chyba najbliższa mnie samej, czułam potrzebę porozmawiania o tym końcu, bo przeciez nie o końcu w ogóle.
Nie wiedziałam, ze Jola jest chora, nie sadziłam, ze za kilka dni smierć dotknie Bociana.
Jednak śmierć bliskich boli nie tylko mnie...tym bardziej smierć Joli mnie uderzyła.
Tak mi przykro Jędrku, jeszcze raz.
Awatar użytkownika
jedrek
Posty: 442
Rejestracja: 13 maja 2002 00:00

Post autor: jedrek »

Tak Agnieszko, też tak myślę. Jak przysięgamy "...póki nas śmierć nie rozłączy.." to myślimy, zdrowi i młodzi, że śmierć wyznacza jakąś ostrą granicę, dla jednych przerażającą, dla innych abstrakcyjną. Nic nie będzie tak jak było, ale odejście Joli nie kończy tego co między nami , no może tylko to że zamiast Tutaj jest Tam. Przez te dwa lata od diagnozy choroby tak w siebie wrośliśmy, że nie wyobrażam sobie, bym nie mógł być z Nią w jakimkolwiek kontakcie. Wiem, jestem osobną osobą, ale byliśmy ze sobą prawie 29 lat i ten wieloletni ślad Joli we mnie nie uleci jak dusza z ciała.
jędrek
Awatar użytkownika
AgniechaMP
Posty: 467
Rejestracja: 14 maja 2003 00:00

Post autor: AgniechaMP »

Drogi jedrku... kiedyś widziałam scenę w jakimś starym filmie, w której mężczyzna w ogromnej tęsknocie karał siebie za to, że ma życie, wolność i swobodę, a jego ukochanej nie ma... kazdego wieczora w strugach deszczu nacinał nożem pień drzewa i z całej siły ranił sobie dłonie o ten pień rozrywając kawałkami drzewa dłonie... myślę, że tą sceną chciano nam pokazać fizyczność bólu po stracie ukochanej osoby... ale czy tak to boli? każdy z nas ma inną miarę swego bólu... a kiedy śmierć staje się namacalna, bliska z całej siły nienawidzimy jej... ale ona jest... nie zrażona, podstępna i bezczelna... i śmieje się nam w twarz... a my nie będziemy z nią walczyć bo do każdego z nas przyjdzie, każdemu z nas lodowatym spojrzeniem wyznaczy kres naszej drogi... a my co? bezradni wobec jej siły nic nie możemy zrobić... zupełnie nic... tylko, że wtedy tak nie boli... a kiedy zabiera nam nasze WSZYSTKO zaciskamy pięści i bijemy się z nią chcąc wyrwać choćby jeszcze miesiąc, dzień, godzinę jedno spojrzenie, jeden dotyk... i opadamy na ziemię bezsilni... bezradni... umęczeni i we łzach... krzyczymy z bólu... i nikt nie słyszy... tak niemo krzyczy nasza dusza... 29 lat... cała wieczność... dwa ciała, jedna dusza... wspólne powietrze i wspólne kolacje... i nawet jak się kłócimy to robimy to razem... jedrku... nie umiem ogarnąć tego bólu... nie umiem... wciąż chodzi mi po głowie to jedno zdanie "CHCIAŁEM CI W CHWILACH UNIESIEŃ ŻYCIE ODDAĆ BEZ RESZTY... MOJE RĘCE SĄ TERAZ PUSTE... STOJĘ UBOGI JAK GRZESZNIK..."
Istra
Posty: 3564
Rejestracja: 24 sie 2005 00:00

Post autor: Istra »

Przepiękne słowa tu odnalazłam
dziś w dniu moich kolejnych już urodzin..
gdy od wczoraj wiem że Alzheimer dotknął kogoś mi bliskiego...
i gdy sama wyszłam z macek nowotworu...
Nie wiem czy się boję śmierci...
Gdy usłyszałam swoją diagnozę, najbardziej bałam się o malutką córeczkę i męża i bliskich...nie o siebie.
teraz niebezpieczeństwo jest zażegnane, ale czytając losy rodziny Jędrka...niczego nie można być pewnym :roll:
.....
daga03
Posty: 699
Rejestracja: 08 gru 2008 01:00

Post autor: daga03 »

bardzo chętnie przeczytałam , wasze myśli i spostrzeżenia.klilka lat temu zginał tragicznie mój pierwszy mąż , miałam 23 lata i doskonale wiem czym jest śmierć bo wałkowałam to kilka lat.ciagle zadajac sobie pytanie dlaczego???ale w końcu doszłam do wniosku , że nie można zadręczać się pytaniami bez odpowiedzi.po tych kilku latach widzę , składając życie jak puzle , że nic na tym świecie nie dzieje się przypadkiem-wszystko czemuś służy.śmierć męża przyczyniła się do tego , że poznałam mojego obecnego małżonka.i tak sobie myślę , że tamto musiało sie stać żebym była tu gdzie jestem itd.w każdym razie ja nie boję się śmierci, wiem , że tam ktoś na mnie czeka i dlatego jeśli odejdę to w dobre ręce ( mam taką nadzieję , będąc na cmentarzu zawsze powtarzam , żeby czekał bo kiedyś się przyjdę). zawsze powtarzałam mojemu mężowi , że nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale żyję bo tak jesteśmy stworzeni , że nie dostajemy więcej niż możemy udzwignąć.teraz zaciekle walczę o dziecko ale wiem , że przyjdzie kres tej walki i jeśli ono się nie pojawi to znaczy , że tak miało być, tak było gdzieś zapisane.nie można mieć wszystkiego i cieszmy się tym co mamy bo nie wiemy ile czasu jeszcze pozostało.nagmatwałam trochę ale mi lżej.
akinomkawon
Posty: 1
Rejestracja: 09 sie 2010 22:36

Re: Śmierć bliska czy daleka?

Post autor: akinomkawon »

Tak też ostatnio sobie myślałam, borykając się z problemami mojej siostry. Umarł jej mąż, zostawiając ją z dwójką dzieci. Był, nie ma go. I teraz co zrobić? Śmierć i co dalej? Jak sobie z tm wszystkim poradzić? Co mają zrobić samotni żyjący? Co myślicie?
bawareczka
Posty: 15997
Rejestracja: 28 sie 2009 00:00

Re: Śmierć bliska czy daleka?

Post autor: bawareczka »

akinomkawon, bardzo przerazil mnie napis na pierwszej stronie w linku, ktory nam dalas: Chcesz wiedzieć kiedy umrzesz? Wejdź TU, a wszystko stanie się jasne. Oczywiscie nie weszlam, nie chce wiedziec kiedy Pan mnie zawola. Moje zycie ponad 10 lat temu oddalam w Boze rece i jak to mowila sw. Pawel smierc jest dla mnie zyskiem, bo bede z panem ale zycie tez, bo tu jeszcze mam cos do zrobienia a kiedy Bog zdecyduje, ze chce mnie widzec, ze juz na mnie czeka tam w gorze mieszkanie, ktore obiecal nam Chrystus to z radoscia wyrusze w droge.

Bardzo wiele madrych slow padlo na tym watku i az trudno cos jeszcze madrego napisac.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Śmierć bliska czy daleka?

Post autor: Gość »

Nie boję się śmierci.....
SWOJEJ śmierci się nie boję.
Ci, których kocham najmocniej - wyjdą po mnie. Mama, Tata, Maciupek, Babcia, Wujek.... Wyjdą po mnie na pewno. To jest pewność, która nie pozwoliła mi utonąć w rozpaczy po Ich odejściu....

Boję się śmierci innych - Męża, Syna, Brata...
bawareczka
Posty: 15997
Rejestracja: 28 sie 2009 00:00

Re: Śmierć bliska czy daleka?

Post autor: bawareczka »

ja nie mam takiego leku, moj maz tez jest chrzescijaninem wiec nie zostanie sam ze swoimi problemami. Naturalnie bedzie mu smutno, kiedy odejde i bedzie tesknil (to samo dotyczy mnie, tak jak tesknie jak nie widzimy sie caly roboczy tydzien, kiédy M ma druga zmiane, no moze bardziej) ale my wiemy, ze sie spotkamy u Ojca tam gdzie nie ma smierci, strachu, chorob i lez.
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”