Adopcja a oczekiwanie na ciążę

Archiwum forum "Adopcyjne dylematy"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Zablokowany
Awatar użytkownika
haniaaa
Posty: 859
Rejestracja: 02 cze 2003 00:00

Post autor: haniaaa »

kasiavirag pisze:Ale do rzeczy, ja nie pytam o diagnozę, pytam co mam odpowiedzieć adoptusiowi, żeby mu było "lżej" w przyszłości, a dzisiaj nie smuciło go.
Bardzo pooszęe, podsuńcie jakieś pomysły - może przydadzą się w przyszłosci nie tylko mnie Smile.
Wierzę, że smutek w oczach dzieci jest często odbiciem smutku w oczach rodziców. Jeśli dla mamy fakt, iż dziecko było w brzuszku kogoś innego nie będzie bolesny, jeśli go przetrawi, zaakceptuje i potraktuje jako coś normalnego, to będzie jej łatwiej wytłumaczyć to dziecku. A właściwie nie tyle wytłumaczyć, co przesłać komunikat pozawerbalny, bo to ważniejsze. Ja dzisiaj powiedziałabym córce: "Czasem dzieci mieszkają w brzuszkach swojej mamusi, czasem w brzuszku innej pani (mamy - jeśli ktoś przyjmuje taką terminologię), tak po prostu jest. X (tu imię znajomego adoptowanego dziecka) też nie mieszkał w brzuszku swojej mamy)". Jeśli sami nie będziemy z dziecka robić ofiary, mam tu na myśli różne sytuacje, nie tylko adopcję, to ono nie będzie się czuć ofiarą. Ja niezmiennie w to wierzę. Oczywiście inni nie muszą. :) Pozdrawiam
Najszczęśliwsza mama Olusi (IV 2005 r.) i Zuzi (X 2006 r.)
Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

haniaaa pisze:Wierzę, że smutek w oczach dzieci jest często odbiciem smutku w oczach rodziców
Haniaaa, coś może w tym jest... Tyle, że ja nie mam problemu z akceptacją, że urodził go ktoś inny. To tylko fakt. Może to tylko moja troska o jego samopoczucie zaczyna być "patologiczna"? :hihi:
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Awatar użytkownika
abejot
Posty: 3017
Rejestracja: 03 lis 2004 01:00

Post autor: abejot »

A mi się wydaje, ze gdyby zadna z nas nie miała wątpliwości w omawianym temacie, to nie byłoby ani tego wątku ani tematu...

Bo problem jest, to jest oczywiste...

Nawet w sytuacji naturalnego rdzeństwa jest problem rywalizacji, zazdrości,niesprawiedliwego traktowania...
Przy rodzeństwie "mieszanym" sprawa się na pewno komplikuje 8O
Awatar użytkownika
trissmerigold
Posty: 64
Rejestracja: 16 wrz 2006 00:00

Post autor: trissmerigold »

kasiavirag pisze: Ja myslę, że fundamentalne pytanie jest: dlaczego tak bardzo mi zalezy by urodzić dziecko?
oczywiscie Ale powody mogą byc rozne np niechęć zeby drugi raz przechodzic przez wszystko w OA i udowadniac ze nadaje sie na matkę?

Moze ktos planowal rodzicielstwo mieszane, ale zacząl od Ado bo myslal ze potrwa dluzej

Skąd załozenie ze to dziecko adoptowane będzie sie kochac mniej, gdy sie juz doswiadczy rodzicielstwa biol porodu ciązy itd.?

A ja przekornie spytam: A moze większą wiez bede czuc z dzieckiem ktore wywalcze w oa niż z tym ktore po prostu urodzę?


Kasiu, doradzic nie umiem, ale mysle ze problemem niekoniecznie musi byc twoja ciąza z najmlodszym dzieckiem, ona jest impulsem do pytan to jasne, ale mysle ze takim samym impulsem bylaby ciaza jakiejs cioci w otoczeniu
Awatar użytkownika
abejot
Posty: 3017
Rejestracja: 03 lis 2004 01:00

Post autor: abejot »

trissmerigold pisze:
kasiavirag pisze: Ja myslę, że fundamentalne pytanie jest: dlaczego tak bardzo mi zalezy by urodzić dziecko?
oczywiscie Ale powody mogą byc rozne np niechęć zeby drugi raz przechodzic przez wszystko w OA i udowadniac ze nadaje sie na matkę?
Ojjj, Trissmerigold, jeszcze pierwszej procedury nie przeszłaś a już się martwisz następną :?:

Tu nie chodzi o udowadnianie czy się nadajemy na rodziców czy nie :!:
Procedura jest po to aby kandydatów przygotować do trudniejszego z zasady rodzicielstwa :!:
Nie myślałam o tym nigdy w kategoriach " udowadniania"... 8O

Hmmm, co do fundamentalnego pytania...Myslę,ze pragnienie urodzenia dziecka wynika w prostej linii z insynktu zachowania gatunku, ot co...

Po ludzku, pragnienie to też wynika z potrzeby posiadania " owocu miłości" w dobrym związku...

Ale jak wiemy dzieci najczęsciej są z "miłości "czysto fizycznej...
Awatar użytkownika
trissmerigold
Posty: 64
Rejestracja: 16 wrz 2006 00:00

Post autor: trissmerigold »

abejot pisze: Ojjj, Trissmerigold , jeszcze pierwszej procedury nie przeszłaś a już się martwisz następną Question

Tu nie chodzi o udowadnianie czy się nadajemy na rodziców czy nie Exclamation
Procedura jest po to aby kandydatów przygotować do trudniejszego z zasady rodzicielstwa Exclamation
Nie myślałam o tym nigdy w kategoriach " udowadniania"... Shocked
To przeczytaj odpowiedzi na moje pytania z forum eksperckiego ( i brak dakszych odpowiedzi) Ja chyba będe musiala wlasnie udowadniac, oczywiscie w niczym to nie zmienia naszej decyzji- raczej potęguje milosc do przyszlego adoptowanego dziecka
Awatar użytkownika
Ania71
Posty: 1194
Rejestracja: 02 lip 2002 00:00

Post autor: Ania71 »

iki pisze: Oczywiście na samą procedurę adopcyjną i jakiś czas potem, gdy już dziecko jest w domu dobrze by było przerwać leczenie, ale nie widzę przeciwwskazań aby do niego powrócić. Ale żeby zakonczyć leczenie definitywnie tylko dlatego, że ...tak jest lepiej? Jeśli jest szansa że się uda to czemu nie spróbować? Oczywiście powinno się zachować zdrowy rozsądek i umiar, jak we wszystkim. Ale nie powinno się stawiać ludzi pod takim wyborem: albo adopcja albo biologiczne dziecko. Jak nie zaprzestaniecie leczenia definitywnie to będziecie niepogodzeni itp, itd. W życiu nie ma schematów. Zresztą same wiecie.
I to jest moje zdanie na ten temat. Nie chodzi o to by starać się o drugie dziecko jak w rodzinie właśnie pojawiło się pierwsze. Ale jak się pierwsze odchowa to dlaczego nie?

Kasiuvirag, nie da się zaprzeczyć że twoje doświadczenie jest duże ale też w niektórych dziedzinach jesteś teoretykiem. Nigdy np nie byłaś niepłodna i bezdzietna jednocześnie więc też nie wiesz jak to jest. Nie znasz poczucia, że czas ucieka a ty drepczesz w miejscu. Twoje pogodzenie się z myślą, że nie urodzisz wszystkich swoich dzieci nie równa się z pogodzeniem się że nigdy nie urodzi się dziecka.

Pogodzenie nie jest niestety dane raz na zawsze. Ja od lat uśmiecham się na widok kobiet w ciąży i małych dzieci. Co z tego skoro ostatnio moja córka przychodzi do mnie z lalką i bawimy się, że to jej mały braciszek. Wtedy moje pogodzenie nie jest już takie oczywiste. I nie chodzi tu o ciążę, rodzenie i takie tam tylko o niemożność decydowania o tym jak bedzie wyglądała moja rodzina. Dla mnie drzwi i okna już zamknięte :cry:

Dlatego myślę, ze jeżeli ktoś ma możliwości i chęci to powinien spróbować.

I jeszcze kilka słów na temat przykładu Madźki. W wielu rodzinach dziecko nie chce rodzeństwa, buntuje się jak konkurent pojawia się w domu. Tylko że to nie jest odbierane jak ultimatum i nikt takiego gadania nie traktuje poważnie. Jeżeli ci ludzie tak to odbierają to na pewno pomyśleliby o rozwiązaniu adopcji nie mając biologicznego dziecka. Jesli przystaną na ultimatum to prędzej czy później polegną także na polu wychowania biologicznego dziecka. Czy to bedzie argument żeby nie rodzić dzieci? Powiedzmy sobie otwarcie, ci ludzie nie powinni być rodzicami. Jesli korzystali z kwalifikacji ośrodka to znaczy że albo ośrodek się pomylił albo i to jest według mnie główny powód, nie ma takiego narzędzia którym nawet na 90% mozna zbadać motywacjie kandydatow na rodziców i takie wpadki bedą zawsze.
Awatar użytkownika
haniaaa
Posty: 859
Rejestracja: 02 cze 2003 00:00

Post autor: haniaaa »

trissmerigold pisze: Skąd załozenie ze to dziecko adoptowane będzie sie kochac mniej, gdy sie juz doswiadczy rodzicielstwa biol porodu ciązy itd.?

A ja przekornie spytam: A moze większą wiez bede czuc z dzieckiem ktore wywalcze w oa niż z tym ktore po prostu urodzę?
Większa, mniejsza... Dzieci po prostu się kocha. Bardzo, najbardziej na świecie. "Czy to z brzuszka, czy z serduszka". Masz jednak rację, triss, że gdzieś u podstaw lęku przed mieszanym rodzeństwem jest też wiara w ten głupi stereotyp, że biologiczne to mocniej. A to BZDURA.I wiem, po prostu wiem, że dzieci nie odczują różnic pomiędzy sobą, jeśli tych różnic po prostu nie ma.
Rodzina z przykładu Madźki to moim zdaniem przypadek psychiatryczny, bez żartów.
Najszczęśliwsza mama Olusi (IV 2005 r.) i Zuzi (X 2006 r.)
Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

haniaaa pisze: że gdzieś u podstaw lęku przed mieszanym rodzeństwem jest też wiara w ten głupi stereotyp, że biologiczne to mocniej.
Ale czyj to lęk? Bo, że nie rodziców to juz ustaliłyśmy.
Mnie cały czas chodzi o to, jak się dziecko adoptowane będzie z takim faktem czuło.
No i pierwotnym tematem nie było: rodzeństwo mieszane, tylko starania o dziecko biologiczne po adopcji. Czy poczęte na skutek LECZENIA zmierzającego do urodzenia dziecka po adopcji.
Ania71 pisze:Kasiuvirag, (...) Nigdy np nie byłaś niepłodna i bezdzietna jednocześnie więc też nie wiesz jak to jest. Nie znasz poczucia, że czas ucieka a ty drepczesz w miejscu. Twoje pogodzenie się z myślą, że nie urodzisz wszystkich swoich dzieci nie równa się z pogodzeniem się że nigdy nie urodzi się dziecka.
Aniu, ale moje doświadczenia nie ma tu nic do rzeczy. Ja napisałam, że rozumiem, ale dalej uważam, że to nie fair. A co do dreptania w miejscu nie masz racji. Bo ty, nie rozumiesz jak to nie móc urodzić kolejnego dziecka. Albo, jak to jest nie móc urodzić naturalnie, karmić piersią itp. Chcę powiedziec, że każda z nas ma jakeś "nie mogę", a licytowanie sie która ma "gorzej" jest nie na miejscu. Bo z drugiej strony mogę zapytać: Czy ty wiesz jak to jest leczyć nowotwór złośliwy? I w takim razie "kto ma gorzej?" To bez sensu.
Mam wrażenie, ze ja patrzę jednak z perspektywy DZIECKA. Wy- z perspektywy DOROSŁEGO. I stąd ta różnica.
Bo że dla Dorosłych to nie fair, nie urodzić, to ja rozumiem. Ale tu chodzi o dziecko. I o przeskoczenie tej własnej perspektywy mi chodzi.

p.s. wyłączam się na parę dni -skaczę do szpitala :(.
Idę do szpitala, zamienicie się z moimi dziećmi, które mamy nie będą mieć w domu? Kto ma gorzej? Moje dzieci czy nie mogące urodzić? - to tylko przykład jak rózne punkty widzenia moga być.
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Awatar użytkownika
abejot
Posty: 3017
Rejestracja: 03 lis 2004 01:00

Post autor: abejot »

kasiavirag pisze:nie rozumiesz jak to nie móc urodzić kolejnego dziecka. Albo, jak to jest nie móc urodzić naturalnie, karmić piersią itp. Chcę powiedziec, że każda z nas ma jakeś "nie mogę", a licytowanie sie która ma "gorzej" jest nie na miejscu. Bo z drugiej strony mogę zapytać: Czy ty wiesz jak to jest leczyć nowotwór złośliwy? I w takim razie "kto ma gorzej?" To bez sensu.
Nooo, to prawda :wink:
Podczas któregos tam mojego pobytu w szpitalu zwiazanego z traconą ciążą rozmawiałam z dziewczyną mająca juz jedno dziecko,ale urodzone przez CC, a mającą właśnie urodzić kolejne.
Ta osoba nie czuła się " prawdziwą kobietą " bo nie rodziła naturalnie...
No cóż, cięzko mi było to zrozumieć, tylko pusty smiech mnie ogarniał w takiej sytuacji...
Powiedziała mi też, znając moja sytuację,że " nie rozumie jak można nie mieć dziecka"...Byłam wtedy troche złosliwa, ale jej odpowiedziałam,ze nie rozumiem jak mozna nie miec wyższego wykształcenia, prawa jazdy i pracy...
A dziecko mozna mieć, również inną drogą...

Tak, cięzko się pogodzić ze swoja niemożnoscia, to pogodzenie się przychodzi w bólach, pewnie też nie jest na zawsze...

Ja na razie podjęłam decyzję na nie w odniesieniu do powyzszego tematu, dla bezpieczeństwa mojej psyche i somy, a przede wszystkim dla komfortu wychowania dziecka...
agataka26
Posty: 3281
Rejestracja: 10 sie 2003 00:00

Post autor: agataka26 »

Czytam Was sobie, bo temat mi nie obcy...

"Od zawsze" myślałam o adopcji, jak poznałam mm to oboje bylismy zgodni, że chcemy mieć dzieci biologiczne i adoptowane. Naturalną koleją rzeczy było dla nas najpierw rodzicielstwo biologiczne, bo niejako (nie pamiętam dosłownych słów jakie wtedy padły) chcieliśmy sprawdzić czy "poradzimy sobie" z wychowaniem dzieci biol. Los chciał tak, że poczęcie nie było łatwe, choć PCOS nie wyklucza ciąży w pewnym momencie powiedziałam, że ja już nie chcę się leczyć, mąż nie protestował, widział co się ze mną dzieje w trakcie leczenia.
Po kilku miesiącach złożyliśmy dokumenty w OAO, ja cały czas czułam niepokój - a co będzie jak zajdę w ciążę ? 8O nie zabezpieczamy się a PCOS nie jest 100% antykoncepcją. W OAO były rozmowy na ten temat - co będzie jak tuż po adopcji pojawi się ciąża? Nie ukrywałam, że tego nie chcę, wiedziałam, że będę robić wszystko, żeby było dobrze, ale nie miałam pewności, że mnie to nie przerośnie. Bałam się, że będę porównywać dzieci, a jeśli nie ja to np... babcia czy ktokolwiek inny... i będzie ból i cierpienie, któregoś z dzieci. Nie pamiętam dokładnie w jakim momencie, ale zdecydowałam się na radykalną antykoncepcję. Ulżyło mi, tak naprawdę i szczerze mi ulżyło. Choć cały czas żyłam tylko adopcją (nie myślałam o cyklu, ciąży itepe) to spadł mi kamień z serca, wiedziałam, że teraz dam siebie dziecku na 10000%, na maksa i do bólu bez obaw.
Pojawiła się adoptowana córeczka, czas mijał... ja cały czas myślałam o drugiej adopcji, w jednej jedynej rozmowie z mm pojawiła się kwestia ewentualnego powrotu do leczenia. Ja nie chciałam bo:
1. Bardzo chcę nadal dawać siebie córce ile mogę, póki mam czas tylko dla niej, leczenie zabiera czas i pochłania pieniądze.
2. Chcę, żeby różnica wieku nie była zbyt duża a jak wiadomo starania mogą potrwać kilka lat...
3. Dzisiaj wiem, że ja nie potrzebuję być w ciąży, tylko być matką.
4. Obawiałam się samej ciąży jako takiej, lata lecą, a ryzyko, że ciąża będzie zagrożona rośnie.
5. Ja czuję, zwyczajnie czuję, że etap leczenia mam za sobą, że patrzę w przyszłość, w której już nie jestem ja i mąż, ale w której jest też córka.

Mąż zupełnie nie podjął tematu leczenia stwierdziwszy, że dla niego powiedziałam "nie" przed pierwszą adopcją i jest mu tak dobrze.

W pewnym momencie lekarka zasugerowała, żebym zrobiła przerwę w braniu tabletek anty. Zgodziłam się. Złożyliśmy dokumenty o drugą adopcję i wróciłam do hormonków. Nie będę się leczyć, to wiem, być może jeszcze zdarzy się tak, że beztrosko zrezygnuję z antykoncepcji, ale nie wiem czy dążę. Latka lecą, niedługo pojawi się drugie dziecko, coraz mniej pozytywnych myśli o ciąży, coraz więcej obaw jeśli by tak się stało.

trissmerigold nie mam uczucia, że udowadniam komukolwiek, że się nadaję na matkę, jeżeli już to sama sobie, bo czasem wątpię w to co robię, oj wątpię...

kasiavirag czytałam ten wątek wczoraj i cały czas chodzi mi po głowie pytanie Twojego szczęścia... rózne teorie już tu sie pojawiły, a ja zastanawiam się nad taką: dziecko nie pyta bez powodu, jeśli pyta znaczy, że o tym myśli (tym bardziej, że piszesz o powtarzających sie pytaniach). Nie wiem (teoretyzuję), skłonna jestem myśleć, że on się czuje temu winny, że z jakiejś przyczyny nie zasłużył i to była "kara". Zrobiłabym wszystko, żeby zdjąć z niego poczucie winy, może powiedzieć dziecku, że wtedy kiedy go tak bardzo pragnęłaś miałaś chory brzuszek i nie mogłaś (nie pamiętam, a czytam Twoje wypowiedzi dosyć regularnie, w jaki sposób postanowiłaś mówić o adopcji), że wtedy okazało się, że urodziła go inna mama/pani i, że jesteś bardzo szczęśliwa, że przyszedł na świat, bo Ty go zawsze miałaś w sercu... Trudna sprawa, ja nie rodziłam, ale też nie wiem jak będą wyglądały rozmowy o tym dlaczego nie ja urodziłam moje dziecię...

Piszcie, bo wątek bardzo ciekawy, mam wiele przemyśleń w tej kwestii, właściwie w obu: starania o adopcję a ciąża i starania o ciążę a adopcja. Nie jestem zwolenniczką "trzymania dwóch srok za ogon", ale też nie myślę o tym w kategorii "lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu", trochę ptasio, ale w końcu dzieci, bilogiczne czy nie, przynoszą bociany :)

Pozdrawiam Agata

Dodane po: 1 godzinie 22 minutach:

Piszecie też o tym, że obawiamy się większej miłości do dziecka biologicznego... Mi nie o miłość chodzi, myślę, że jak kocham to kocham i koniec, nie ma mniej czy więcej, słabiej czy mocniej. Ja się poważnie obawiam, że łatwo można "przegiąć" w odwrotną stronę: być nadopiekuńczym, bardziej pobłażliwym wobec dziecka adoptowanego, bo gdzieś w głębi duszy można chceić mu to "wynagrodzić" (jakkolwiek głupio to brzmi). W momencie gdy dzieci są "jednakowe" tego nie ma, tzn. jest wieksza pewność, że nie będziemy w ŻADEN sposób podkreślać faktu adopcji w codziennym życiu.
Ale tak jak mawia pedagog z naszego OAO, najważniejsze to uświadomić sobie problem, czy istniejący czy hipotetyczny, wtedy na pewno zrobimy wszystko, żeby go rozwiązać, bądź niedopuścimy by zaistniał.
Dobre matki od złych odróżnia nie to, że nie popełniają błędów, lecz to co z tymi błędami robią.
http://diabelskimlyn.blox.pl/html
Awatar użytkownika
Ania71
Posty: 1194
Rejestracja: 02 lip 2002 00:00

Post autor: Ania71 »

haniaaa pisze: gdzieś u podstaw lęku przed mieszanym rodzeństwem jest też wiara w ten głupi stereotyp, że biologiczne to mocniej.
tak właśnie myslę
kasiavirag pisze:Ale czyj to lęk? Bo, że nie rodziców to juz ustaliłyśmy.
Czy aby napewno?
kasiavirag pisze:Mnie cały czas chodzi o to, jak się dziecko adoptowane będzie z takim faktem czuło.
No i pierwotnym tematem nie było: rodzeństwo mieszane, tylko starania o dziecko biologiczne po adopcji. Czy poczęte na skutek LECZENIA zmierzającego do urodzenia dziecka po adopcji.
Myślę, że jeżeli dziecko adoptowane bedzie odczuwało smutek, to bez znaczenia dla niego będzie, czy młodsze rodzeństwo pojawiło się w wyniku leczenia czy wpadki.
kasiavirag pisze:Aniu, ale moje doświadczenia nie ma tu nic do rzeczy.
Kasiu, napisałam tak, bo chociaż nie czytam forum tak pilnie jak kiedyś to jednak z wielu twoich wypowiedziach przeważa ton: jestem mamą mieszaną więc wiem lepiej / jak nie masz dzieci to co tym możesz wiedzieć / jak masz tylko dzieci biologiczne albo adoptowane to też nie znasz życia do końca.
To nie miała być licytacja kto ma gorzej, to miał być przykład, który uzmysłowi ci, że ty też bywasz czasami tylko teoretykiem.
kasiavirag pisze:p.s. wyłączam się na parę dni -skaczę do szpitala :(..
To życzę, żeby maluch urodził się o czasie
kasiavirag pisze:Idę do szpitala, zamienicie się z moimi dziećmi, które mamy nie będą mieć w domu? Kto ma gorzej? Moje dzieci czy nie mogące urodzić?
No tak, twoja troska o ich samopoczucie zaczyna być patologiczna :hihi: Moje dziecko w takich sytuacjach zostaje z tatą, jak nie ma nas obojga to z kimś kto je kocha i rozpieszcza. Bez wątpienia są chwile, że tęskni, ale jest równocześnie bardzo dumna z siebie, że potrafi jak to sama określa ,,się oddzielić" . Będzie dobrze.

Chciałam jeszcze dodać, że dziwi mnie jedna rzecz. Jest tutaj sporo rodziców, którym urodziły się dzieci po adopcji. Nie ma żadnego głosu na tak. Że pomimo obaw o odczucia dziecka adoptowanego, są zadowoleni, że tak się stało bo .... napewno są jakieś plusy. Nikt nic takiego nie napisał 8O boją się przyznać? nie wypada tutaj pisać takich rzeczy?
Awatar użytkownika
haniaaa
Posty: 859
Rejestracja: 02 cze 2003 00:00

Post autor: haniaaa »

Ania71 pisze:Chciałam jeszcze dodać, że dziwi mnie jedna rzecz. Jest tutaj sporo rodziców, którym urodziły się dzieci po adopcji. Nie ma żadnego głosu na tak. Że pomimo obaw o odczucia dziecka adoptowanego, są zadowoleni, że tak się stało bo .... napewno są jakieś plusy. Nikt nic takiego nie napisał Shocked boją się przyznać? nie wypada tutaj pisać takich rzeczy?
A ja to co? :)

Dodane po: 1 godzinie 36 minutach:
kasiavirag pisze:Mam wrażenie, ze ja patrzę jednak z perspektywy DZIECKA. Wy- z perspektywy DOROSŁEGO. I stąd ta różnica.
Ja próbuję tylko przekazać, że w dużym procencie myślenie dziecka zależy od myślenia rodzica... W powojennych badaniach psychiki dzieci dowiedziono, że dzieci matek, które się nie bały, przeszły wojnę dużo lżej. Jak widać psychika dziecka i psychika matki/ojca są ściśle powiązane... Jeśli ja uważam, że to wspaniale, iż mam dwoje dzieci, a moje córki nawzajem mają siebie, to jest duża szansa, że dziewczynki też tak będą o tym myśleć. Jeśli będę patrzeć na moje dziecko i rozmyślać, jakie to tragiczne, że nie urodziło się ze mnie, to i dla niego będzie to zapewne bardzo trudne... Jeśli będę dokładać szczególnych starań, o czym pisałaś kilka stron wcześniej, by dzieci nie odczuły różnicy między sobą, to one ją właśnie odczują, przez tę sztuczność, jaką wnoszą we wzajemne relacje wspomniane "szczególne starania".
agataka26 pisze:Ja się poważnie obawiam, że łatwo można "przegiąć" w odwrotną stronę: być nadopiekuńczym, bardziej pobłażliwym wobec dziecka adoptowanego, bo gdzieś w głębi duszy można chceić mu to "wynagrodzić" (jakkolwiek głupio to brzmi). W momencie gdy dzieci są "jednakowe" tego nie ma, tzn. jest wieksza pewność, że nie będziemy w ŻADEN sposób podkreślać faktu adopcji w codziennym życiu.
No właśnie o to mi chodzi - by w swoim sercu oswoić historię dziecka, powiedzieć sobie: "tak bywa, a dziś moja córka jest szczęśliwą dziewczynką". By nie postrzegać dziecka przez pryzmat adopcji. Podczas dwóch lat mojego macierzyństwa ani razu nie przyszło mi do głowy "wynagradzanie" czegokolwiek mojej córce. Jeśli ktoś jest pobłażliwy i nadopiekuńczy, to będzie taki, czy na świecie pojawi się kolejne dziecko czy nie. Mając dwoje dzieci biologicznych czy adoptowanych też można różnicować, bo np. jedno nieśmiałe, zahukane, a drugie energiczne i odważne, albo jedno ma lżejszą a drugie trudniejszą historię, albo jedno chorowało w dzieciństwie, a inne nie...

Dodane po: 21 minutach:


Ania71 pisze:kasiavirag napisał:
Ale czyj to lęk? Bo, że nie rodziców to juz ustaliłyśmy.
Czy aby napewno?
Jeśli ktoś tak strasznie się obawia takiej sytuacji, to widać uważa ewentualny dyskomfort dziecka za z jakichś względów UZASADNIONY, ot co. Może być oczywiście i tak, że rodzice obawiają się stereotypowego myślenia otoczenia, ale tu niewiele się zmienia w stosunku do bycia rodziną wyłącznie adopcyjną. Agataka wspomniała o babci czy dziadku, którzy będą różnicować. To dla mnie sytuacja nie do przyjęcia, więc raczej dzieci by tego różnicowania nie miały okazji doświadczyć drugi raz. 8)

Dodane po: 5 minutach:
kasiavirag pisze: Idę do szpitala, zamienicie się z moimi dziećmi, które mamy nie będą mieć w domu? Kto ma gorzej? Moje dzieci czy nie mogące urodzić?
Sama okropnie przeżywałam rozstanie z Oleńką i ona też potrzebowała czasu po moim powrocie, by wrócić do siebie, jednak uważam, że grubo przesadziłaś z tym porównaniem. To cokolwiek obraźliwe w stosunku do osób, które są w depresji z powodu swojej niepłodności...
Najszczęśliwsza mama Olusi (IV 2005 r.) i Zuzi (X 2006 r.)
Awatar użytkownika
abejot
Posty: 3017
Rejestracja: 03 lis 2004 01:00

Post autor: abejot »

haniaaa pisze:
kasiavirag pisze: Idę do szpitala, zamienicie się z moimi dziećmi, które mamy nie będą mieć w domu? Kto ma gorzej? Moje dzieci czy nie mogące urodzić?
Sama okropnie przeżywałam rozstanie z Oleńką i ona też potrzebowała czasu po moim powrocie, by wrócić do siebie, jednak uważam, że grubo przesadziłaś z tym porównaniem. To cokolwiek obraźliwe w stosunku do osób, które są w depresji z powodu swojej niepłodności...
Zgadzam się... Wielokrotnie w dzieciństwie zostwałyśmy nawet przez kilka tygodni pod opieką rodziny podczas wyjazdów rodziców, było to na swój sposób atrakcyjne....

W żaden sposób nie da się tego porównac do bólu duszy jaki przeżywałam podczas leczenia i strat ciąż...
Awatar użytkownika
silva7
Posty: 57
Rejestracja: 08 cze 2007 00:00

Post autor: silva7 »

Mój m zaczął ostatnio bardzo nalegać na zaprzestanie leczenia. Mówi, że nie chce patrzeć jak tracę zdrowie przez tą całą chemię, którą łykam... Że nie musimy mieć biologicznego dziecka.

Zastanawiam sie nad tym, ale cały czas jest jakis taki wewnętrzny, zwierzęcy instynkt aby jednak urodzić biologiczne dziecko. Wiem, że to nie ma aż takiego znaczenia, ale trudno mi to sobie wewnętrzne wytłumaczyć.

Zastanawiam się jaką granicę w leczeniu sobie postawię - gonadotropiny, IUI, jesli tak to które.... To troche błędne koło. Fakt, że nie reaguję już tak nerwowo na leczenie, tzn jestem spokojna bo wiem, że to dzieciątko z nami będzie, jednak trudno jest powiedzieć sobie - koniec, stop leczenia, czekamy na telefon :roll:

Trochę tych przemysleń sie zbiera i po czytaniu forum i po rozmowach z m.

Nadal jednak uważam, że mieszane rodzeństwo to nic złego, bo przecież są ludzie, którzy mając swoje dzieci adoptują, albo na odwrót.
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Adopcyjne dylematy”