Kot odwrócony do góry ogonem jest raczej nieprzydatny

"Spacer po Twoim podpisie" jak to nazwałaś, był logiczną kontynuacją dyskusji- wygląda na to, ze wydzielasz z medycyny konwencjonalnej obszary, których zasady funkcjonowania Jesteś w stanie zaakceptować. Wakcynologia i antybiotykoterapia, jak widzę, nie doznały tej łaski.
W dodatku mylisz się pisząc, że koncerny zlecają badania nad szczepionkami. Po pierwsze jest to ich ustawowy obowiązek, który spoczywa na każdym producencie wypuszczającym na rynek nowy produkt farmaceutyczny, czy będzie to magnez w tabletkach czy pigułka antykoncepcyjna. Trudno czynić zarzut z czegoś, co jest obowiazkiem prawnym.
Po drugie aby lek/szczepionka uzyskał akceptację urzędu rejestracji leków niezbędne są badania kliniczne, są one trzystopniowe i nie są zlecane przez producenta, a przez urzędy krajowe bądź międzynarodowe, których funkcją jest ochrona zdrowia obywateli.
Co wiecej bardzo dużo produktów nie przechodzi klasyfikacji i drugorzędne jest, ile pieniędzy producent włożył w ich produkcję i promocję, warto tu dodać, skoro jesteśmy na Naszym Bocianie, że taki los spotkał np. Femarę (nie jest zarejestrowana jako lek stymulujący jajeczkowanie), naltrekson i wiele innych.
Jest więc myśleniem życzeniowym i lękowym twierdzić, że pieniądze załatwiają wszystko- otóż w systemach krzyżowych klasyfikacji i badań głos decydujący mają gremia naukowe i instytucje badawcze, a nie producenci.
Zasada wspólnego pastwiska nie jest wymysłem żadnego koncernu, jest zjawiskiem socjologii zdrowia i niestety istnieje, a jej oddziaływanie mogliśmy obserwować nie tak dawno w USA, gdzie doszło do wybuchu zachorowań na odrę, właśnie dzięki ruchom antyszczepionkowym.
Bardzo łatwo jest szastać argumentem "moje dziecko-moja sprawa" i zapominać o tym, że brak szczepień to nie tylko zagrożenie dla własnego dziecka, ale też zagrożenie dla otoczenia, w tym kobiet ciężarnych (mam nieprzyjemność znać dziecko zarażone w ostatnich dwóch tygodniach ciązy ospą, skończyło się to tragicznie zresztą. Warto się udać również na wątki AIDówek i wysondować piszące tam kobiety, co sądzą na temat zaniechania szczepień profilaktycznych przeciwko śwince, a taki pomysł pada bardzo często z ust matek córek, które nie są w stanie ogarnąć intelektualnie tego, że ich córki są szczepione właśnie dlatego, aby chronić chłopców- zwrotka zresztą następuje w przypadku szczepienia chłopców p/ko różyczce).
Ponadto nie rozumiem zastosowania przez Ciebie pluralis maiestatis, choć powinno mi to oczywiście pochlebiać- ja nie jestem "wszyscy", jestem matką nieszczepiącą swoich dzieci przez parę lat, mającą na koncie epizod fascynacji prof. Majewską, wiec doskonale znam argumentację przeciwników szczepionek, bo sama się do tego grona zaliczałam.
Przeszło mi, kiedy zaczęłam się przyglądać pracy środowisk naukowych i dotarło do mnie, że rejestracja leku, wdrożenie rekomendacji czy przygotowanie standardu nie jest udziałem pani Józi z sekretariatu, która dostaje łapówkę od koncernu X, a jest wieloetapowym procesem, w który są zaangażowane dziesiątki środowisk, biurokracja i systemy zaawansowanych weryfikacji badawczych. I jeśli coś w tym procesie zawiedzie lub powstaną wątpliwości to standard jest odrzucany, lek zaś nie dostanie kwalifikacji.
Z doświadczenia osobistego mogę dodać także, że choć jest prawdą, iż antybiotyki stały się w latach 70-80tych nadmiernie wykorzystywanym narzędziem (w czym duży udzial mają sami pacjenci zresztą), to jednocześnie jestem siostrzenicą osoby, która jako jedyna spośród sześciorga niemowląt przezyła zapalenie opon mózgowych dzięki podaniu antybiotyku (pozostałe pieć rodzin nie wyraziło zgody na eksperymentalną terapię antybiotykową, to były lata powojenne. Te dzieci zmarły).
Dlatego ważne jest, aby przy całym krytycyzmie i dystansie nie wylewać dziecka z kąpielą i nie traktować ani szczepień, ani antybiotyków jako bezwzględnego zła lub bezwzględnego dobra, bo właśnie dlatego mamy procedury- wobec których wyrażasz postawę prześmiewczą- aby osiągnięcia medycyny służyły człowiekowi, a nie zagrażały mu.
Pozostaje wiec kwestia, o której napisałam już na początku: albo dopuszczamy do siebie zaufanie procedurom i EBM albo tego nie robimy.
Jeśli tego nie robimy to dyskusja na racjonalne argumenty jest stratą czasu, bo brak zaufania wynika najczęsciej z powodów i przekonań pozaracjonalnych, np. przywołanego tu twierdzenia, że koncerny manipulują statystykami i wynikami badań randomizowanych.
Natomiast to, czy szczepienia zostaną wyeliminowane jest kwestią otwartą, która zależy wyłącznie od tego, czy będziemy się wszyscy szczepić i zaszczepimy dzieci. Tylko w ten sposób bowiem można eradykować daną chorobę i sprawić, że tym samym szczepienie przeciwko niej może przestać być stosowane w przyszłości. Jest to jedyna droga.
Na koniec dodam, że insynuacje dotyczące faworyzowania moich dzieci na podstawie lektury mojej sygnatury są tyleż żałosne, co żenujące, i wolałabym dyskutować bez tego rodzaju wycieczek personalnych, bo sprawiają one, że rumienię się ze wstydu za mojego rozmówcę.
a.