Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Archiwum forum "Adopcyjne dylematy"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
mondi78
Posty: 294
Rejestracja: 20 kwie 2004 00:00

Post autor: mondi78 »

Nic dodać nic ująć, podpiszę się pod nataku i joki bo dokładnie tak samo czuję i myślę :wink:
Pozdr.
Monika - mama Pacika i Julki zwanej Lulką ;-)
Eurydyka
Posty: 8
Rejestracja: 28 paź 2010 21:48

Czy do końca życia będę marzyć o...?

Post autor: Eurydyka »

Witam wszystkich. Piszę po raz pierwszy, choć czytam od dawna. Bardzo proszę o wypowiedzi mamy adopcyjne, jeśli zechcą ich udzielić oczywiście.
Na etapie, na którym obecnie jestem został mi obecnie tylko (a może aż...) jeden duży dylemat na temat adopcji. I trochę mniejszych (ale nie o nich chcę dyskutować). Przeczytałam kiedyś właśnie wypowiedź jednej z takich mam, która adoptowała dziecko, obecnie już kilkunastoletnie i po tych kilkunastu latach stwierdziła, że chociaż kocha to dziecko nad życie i jest szczęśliwa, to jednak właśnie decyduje się na in vitro,ponieważ nadal tęskni za byciem w ciąży i przeżyciem porodu. Przeraziło mnie to, a może raczej zniechęciło. Nie chciałabym tak żyć i nie chciałabym, żeby te myśli pojawiały się w moim umyśle i zakłócały to, co zamierzam z dzieckiem adoptowanym i moim mężem stworzyć (czyli szczęśliwą rodzinę). Czy możliwe jest, że tak się zdarza tylko czasami-ta Pani była wyjątkiem, czy każda mama adopcyjna miewa takie ciągoty-tęsknoty? A może tylko ta, która się nie pogodziła z niepłodnością, czyli nie była gotowa ? Jak to jest? Pozdrawiam serdecznie.
Nina2
Posty: 781
Rejestracja: 03 cze 2004 00:00

Re: Czy do końca życia będę marzyć o...?

Post autor: Nina2 »

Eurydyka pisze: czy każda mama adopcyjna miewa takie ciągoty-tęsknoty?
Nie mam takich tęsknot. Jeśli kiedyś (przed adopcją) czekałam na ciążę to tylko jako na drogę do dziecka. Odkąd ono jest z nami, czuję się spełniona; jedynie żal mi, że nie było z nami od samego początku.
Awatar użytkownika
waniliaka
Posty: 977
Rejestracja: 28 lis 2004 01:00

Re: Czy do końca życia będę marzyć o...?

Post autor: waniliaka »

mam dwoje dzieci adopcyjnych - 16 i 6 lat. Kocham je bardzo. nie wyobrażam sobie życia bez nich. Gdyby sytuacja zdrowotna i finansowa pozwoliła mi na to - adoptowalibyśmy jeszcze jedno dziecko...
instynk macierxyński :) w pełni zaspokoiłam... :)

jednak czasami - zwłaszcza kiedy patrzę na podobeństow fizyczne między rodzicami biologicznymi a ich dziećmi czuję igiełkę w sercu...

- nie chciałabym, żebyś mnie źle zrozumiała - moje dzieci są spełnieniem moich marzeń, jednak to, że czasam zatęsknię za ciążą, za "zrodzonymi ze mnie" dziećmi - nie znaczy, że czuję niedosyt, niezaspokojenie czy cokolwiek innego. wydaje mi się, że sa to zupełnie normalne odczucia.
wanilka szczęśliwa matka dwóch ludzików





http://wanilia39.blox.pl/html
Awatar użytkownika
Emily
Posty: 294
Rejestracja: 05 kwie 2004 00:00

Re: Czy do końca życia będę marzyć o...?

Post autor: Emily »

Witaj.

W moim przypadku nie trzeba było czekać aż kilkanaście lat, a właściwie takie myśli nie wygasły nigdy i chyba nigdy nie wygasną. Są po prostu takie momenty, kiedy CHCIAŁABYM (tzw. myślenie życzeniowe :wink: ) móc być w ciąży. Nie znaczy to wcale, że ostatecznie zamierzam znów starać się o dziecko biologiczne - absolutnie nie. Na różnych etapach ciąży straciliśmy troje biologicznych dzieci, więc widać, że szanse mamy minimalne i zdecydowaliśmy - z absolutną świadomością konsekwencji - że dalszych naturalnych starań nie będzie. Ale ja po prostu lubiłam być w ciąży... mieć świadomość, czuć, że jest we mnie nasze dziecko... Nic na to nie poradzę, że bezwiednie chciałabym powtórzyć to doznanie. Ale po chwili wygrywa rozsądek i wiem - a potem też znów czuję - że jest dobrze tak, jak jest. Te myśli będą się pojawiały i akceptuję to, ale też wiem, że nie zaburzą mi szczęścia, które przeżywam każdego dnia zwyczajnie patrząc na naszych kochanych adoptusiów. :D To mniej więcej tak, jak myśleć "chciałabym grać na fortepianie jak wirtuoz" (choć nie gram wcale...) - rzeczywiście bym chciała i czasami czuję za tym tęsknotę, ale ona nie sprawia, że nie cieszy mnie moje życie!

Serdecznie pozdrawiam!
"As my children grow my dreams come alive..."
W styczniu 2009 dwa Cudy dodały barw naszemu życiu... :-D
Eurydyka
Posty: 8
Rejestracja: 28 paź 2010 21:48

Re: Czy do końca życia będę marzyć o...?

Post autor: Eurydyka »

Dziękuję za odpowiedzi. Szczególnie trafiło do mnie porównanie Emily
Emily pisze:To mniej więcej tak, jak myśleć "chciałabym grać na fortepianie jak wirtuoz" (choć nie gram wcale...) - rzeczywiście bym chciała i czasami czuję za tym tęsknotę, ale ona nie sprawia, że nie cieszy mnie moje życie!
Tak samo próbuję się nastawić, z tym, że mam inne porównanie: chciałabym pojechać do Peru, ale za drogo,ale może pojadę do Chorwacji i też będzie super :D Tylko, że jest pewne "ale"- wirtuozami zostają nieliczni, do Peru raczej też rzadko kto jeździ. Dlatego łatwiej nie tęsknić. Natomiast w ciążę zachodzą prawie wszyscy(wszystkie), nawet ci co na to nie zasługują, prawie każde nazwijmy to "głupie babsko" tego dostępuje. I to demonstruje, obnosi się ( nawet nie celowo). Na każdym kroku, w sklepie, w telewizji, w pracy, na ulicy "to" jest obecne. Dlatego tak boli i obawiam się,że po adopcji też będzie. Z drugiej strony z Waszych wypowiedzi nie wynika, żeby nawet obecność takich myśli jakoś bardzo wpływała na Wasze życie. Może trzeba zaakceptować, że one będą. Na szali są przecież "te okropne myśli" a z drugiej strony "mieć jednak dzidziusia i lepsze życie".

Do Omilka: masz rację, ten nastolatek musi mieć niezbyt fajnie, chyba, że matka ukryła przed nim fakt podejścia do in vitro i przekazała mu wiadomość o "wpadce". Z drugiej strony przecież zdarza się, że nagle w życiu starszych dzieci pojawia się malutkie rodzeństwo i to nie jest powód do rozdzierania szat, tylko wręcz przeciwnie. Ale mi bardziej chodziło o psychikę tej matki, która, tak jak mówisz około 40-stki poczuła to straszne "parcie" na ciążę. Po prostu ja chciałabym tego uniknąć i zabezpieczyć się przed takim czymś, ale widzę, że chyba do końca się nie da (tylko lobotomia :lol: )

Dodane -- 29 Paź 2010 15:24 --

To jeszcze ja, ale tylko krótko. Miałam nadzieję, że przyjdzie więcej postów. Czy temat nie wzbudza zainteresowania? Może źle poprosiłam, to w takim razie zmieniam: proszę o wypowiedzi nie tylko mamy adopcyjne, lecz wszystkich, którzy chcą porozmawiać. Moje podziękowania za wypowiedzi nie oznaczają zamknięcia tematu :)
Bea_7
Posty: 4196
Rejestracja: 18 sty 2005 01:00

Re: Czy do końca życia będę marzyć o...?

Post autor: Bea_7 »

Eurydyka, witaj na Bocianie :D
Zerknij do :arrow: linkowni.
Tak jak Omilka napisała, można znaleźć na Bocianie wątki o dylematach przy adopcji.
Twój post nt. męża został przeniesiony na :arrow: ten wątek
Pozdrawiam!
Bea_7
Posty: 4196
Rejestracja: 18 sty 2005 01:00

Re: Czy do końca życia będę marzyć o...?

Post autor: Bea_7 »

yasuko, tutaj

Dodane -- 30.10.2010, 00:35 --

Eurydyka, tutaj wątek o dylematach już adopcyjnej mamy.
Adopcja nie dla każdego i nie zawsze oznacza pożegnanie z chęcią bycia w ciąży i urodzenia dziecka. I nie można z góry powiedzieć, że takie marzenia wykluczają szczęśliwą adopcję.
Awatar użytkownika
kasialu
Posty: 1394
Rejestracja: 13 mar 2004 01:00

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: kasialu »

Hmmm a ja nie wiem teraz co o tym myśleć.
Jestem 6 lat po adopcji młodej i 5 po urodzeniu młodego.
Pamiętam okres ciąży za którą tęskniłam lat kilka.
Dowiedziałam się o fasolce w trakcie procedury adopcyjnej i była niezłym zaskoczeniem. Tak byłam zaabsorbowana swoim dzieckiem, że nie byłam w stanie przeżywać ciąży. Nie czułam bluesa w ogóle. zastanawiałam się jak można kochać drugie dziecko, kiedy to pierwsze najcudowniejsze na świecie i już jest!!!
Poród ...hmmm przemilczę ;)
Nie czuję żeby dziecko biolo było "bardziej moje". Jedyne co przemawiało na plus ciaży biolo to był fakt karmienia piersią. Poza tym syn jest wierną kopią taty i próżno szukać w nim podobieństwa do mnie :) Córka też kompletnie inna... jak widać na zdjeciu obok ;)
Dwie drogi, dwa szczęścia...
Awatar użytkownika
Gość

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: Gość »

Witam, odsyłam do książki http://pr.wspia.pl/wydawnictwo/nowoci
Natomiast z osobistych doświadczeń powiem, że adopcje w mojej rodzinie jakby przechodziły z pokolenia na pokolenie.
Sama o niej myślałam. Zdroworozsądkowo wyszło mi, że jednak nie.
Zaczęłam pracować w domu dziecka i pokochałam wszystkie dzieciaki, które były "nie moje". Często myślałam o tym, czy kochałabym je inaczej, gdybym wiedziała, że z "mojego brzucha" wyszły. I tak się stało, że to to "moim dzieciakom" kiedyś na to pytanie odpowiedziałam, że oczywiście tego nie wiem ani ja, ani one: natomiast nie wyobrażam sobie, żebym komuś mogła życzyć jeszcze lepiej szczęścia niż im.
Myślę, że trzeba sobie rozdzielić w sercu swoim dwie sprawy.........szczęścia, które myśli się, że czuje każda kobieta pragnąca dziecka i stania się matką, kiedy lekarz oznajmia - "jest Pani w ciąży", kiedy się czuje w sobie "Nowe życie", pierwsze ruchy dziecka - nie tylko na poziomie ciała, ale również w psychice kobiety dokonują się wówczas wielkie zmiany.
Kiedy kobieta dowiaduje się - tak jak ja kiedyś - jak Pani zajdzie w ciąże to już będzie cud, jak Pani tą ciąże donosi, to byłby to drugi cud...........
To musi się oswoić z myślą, że ta sfera doświadczeń, tak bardzo istotnych dla czucia się kobietą, dla mnie przestaje być dostępna z założenia.
Udźwignięcie ciężaru i początek szukania "innej" drogi spełnienia jest zawsze związany z mniej lub bardziej odczuwalną świadomością, że tej najbardziej naturalnej drogi dla mnie już nie ma...........
Ale to wszystko dzieje się w głowie.......... a jak się przytuli do ciebie dziecko, i to po prostu czujesz, to (niewątpliwie jest to inny rodzaj szczęścia) ale ciągle szczęściem pozostaje.
Nie dajmy się zwariować -:)
Serdecznie pozdrawiam.
Awatar użytkownika
quassi
Posty: 4579
Rejestracja: 04 kwie 2009 00:00

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: quassi »

przeczytalam wasz watek i dodal mi otuchy, bo juz myslalam, ze moje mysli sa co najmniej dziwaczne... dziekuje szczegolnie tobie emily za powyzszego posta. ja rowniez jestem po stratach, wiec ostatnie kilka lat to albo walka o dwie kreski, albo ciaza i strach o nia, albo proby dojscia do siebie po kolejnym poronieniu - i tak w kolko. decyzja o rezygnacji z dalszych staran byla swiadoma, wierzymy ze bedziemy kochac to dzieciatko ktore do nas trafi najbardziej na swiecie, jednak czasem mam w sobie takie dziwne uczucie tesknoty za byciem w ciazy. jest to typowo emocjonalne podejscie (np na widok kobiety z brzuszkiem), bo na logike to wiem jak sie znowu skonczy i ta wizja mnie przeraza... bardzo celne wydalo mi stwierdzenie, ze adopcja nie jest lekiem na nieplodnosc, ale jesli ktos cierpi na bezdzietnosc to ten problem jednak rozwiazuje. czy tak faktycznie jest, dowiem sie gdy juz sie doczekamy na nasza dzidzie z serduszka. wierze, ze bedzie dobrze :)
P_anda
Posty: 157
Rejestracja: 21 mar 2005 01:00

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: P_anda »

Zawsze marzyłam o dziecku, nigdy o byciu w ciąży.
Ciąża to był dla mnie niezbędny niestety proces, na końcu którego stała nagroda; nie był to cel sam w sobie.
Gdy okazało się, że naturalnie dzieci mieć nie możemy - adopcja stała się tą "naturalną" drogą.
Gdy adoptowaliśmy naszego Najwspanialszego Synka - poczułam się spełniona i szczęśliwa. Nie chciałam nic więcej, nie ruszały mnie kobiety z wystającymi brzuszkami ani fakt, że mały nie był do nas podobny (mój brat, rodzony syn moich rodziców, też nie jest podobny do żadnego z nich - nie ma gwarancji ani... potrzeby, by tak było :wink: )
Gdy, niespodziewanie dla nas i naszych lekarzy, zaszłam w ciążę, nie było to spełnienie marzeń a raczej... niedogodność. Brzuch przeszkadzał w zabawach z synkiem, dolegliwości psuły humor a bieganie po lekarzach irytowało.
Kopniaki w brzuchu nie są cudownym odczuciem a... kopniakami :roll: Nieprzyjemnym uderzeniem w narządy wewnętrzne i nie ma się tu co doszukiwać mistycyzmu :lol:
Tak jak podejrzewałam - ciąża nie jest cudownym stanem błogosławionym a tylko inną drogą do dziecka.
Lepszą? Wcale nie, w "ciąży adopcyjnej" przechodzi się podobne etapy oczekiwania, dojrzewania, a to efekt - dziecko - jest prawdziwym cudem :mrgreen:
Amatorzy zbudowali Arkę, profesjonaliści - Titanica...
Bobetka
Dokarmiam bociana ;)
Posty: 14478
Rejestracja: 13 gru 2004 01:00

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: Bobetka »

Podjęłam decyzję o adopcji nie wiedząc o tym, że nie dane mi będzie być w ciąży. Chciałam adoptować i chciałam urodzić. Półtora roku po ślubie spełniłam pierwsze marzenie i mój synuś pojawił się w moim życiu. Starałam się, by ziścił się mój drugi sen. Niestety trzy lata po ślubie okazało się, że mój maż nie może zostać biologicznym tatą. Nie dręczyłam go niepewnym leczeniem, sama nie zdecydowałam się na in vitro. I tak już byłam szczęśliwą mamą.
Tylko raz po imieninach u przyjaciółki, widząc znajomą w ciąży, popłakałam się. Płakałam długo, a mąż mnie cały czasu tulił i gładził po włosach. Wyrzuciłam z siebie te wszystkie głęboko skrywane emocje. To był mój akt żalu, bólu, tęsknoty, rozpaczy.
Wtedy też ostatecznie pogodziłam się z tym, że nie urodzę dziecka.

Mało osób wie, że mój synek i ja nie mamy wspólnych genów. Niektórzy dokładnie "pamiętają" jak byłam w ciąży ;) , inni mówią, że jest do mnie bardzooo podobny :) , następni pytają kiedy mu urodzę upragnioną siostrzyczkę :)
Ula-la
Posty: 2557
Rejestracja: 13 sie 2002 00:00

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: Ula-la »

No cóż - moja droga i odczucia są niemal identyczne jak Kasilu i P_andy.
Ciąża nie była dla mnie niczym specjalnym - ot biologia ;) Na dodatek "nie w porę", bo przecież to Bartek miał być wtedy w centum zainteresowania.
Znacznie bardziej "magiczne" było oczekiwanie adopcyjne. Efekt końcowy taki sam - pojawia się Ktoś kogo kochasz i chcesz go przygotować, aby przeszedł mądrze i szczęśliwie przez życie - jako Człowiek ;)

To dobrze że się zastanawiasz. Ten czas jest właśnie na to. Myśl, rozmawiaj, czytaj.

Pozdrowienia !

Mamusia Bartusia (kwiecień 2005) i Kasieńki (październik 2006) --> Bartek Pogromca i Kasia Zaskakiwanka


Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Adopcyjne dylematy”