Od którego wejrzenia?

Archiwum forum "Adopcyjne dylematy"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
Mietek
Posty: 337
Rejestracja: 22 kwie 2002 00:00

Post autor: Mietek »

Ja zakochałem się w sojej córce od pierwszego wejrzenia i trwa to nieprzerwanie do dziś. Jedno tylko nie daje mi spokoju - to zewnętrzne niepodobieństwo do nikogo z rodziny. To takie dziwne uczucie na które chyba nie jesteśmy do końca przygotowani. Nasze dziecko jest inne niż my.
P.S. W moim przypadku to dobrze się składa bo córka jest przynajmniej ładna ;-)
Mietek - obrońca pryncypiów i przypalonych garnków
Awatar użytkownika
sy-la
Posty: 25
Rejestracja: 14 lut 2003 01:00

Post autor: sy-la »

My z mężem naszą Natalkę pokochaliśmy od pierwszego wejrzenia. Kiedy Pani przyniosła do pokoju Nate i zostaliśmy sami były łzy wzruszenia i szczęścia oraz nagłe uczucie ,które się w Nas narodziło (nie da się tego opisać słowami).
Nasza podróż do domu trwała 7 godzin ale odrazu wiedziałam, że Natalka chce pić lub jest głodna. Nasza miłość jest taka sama jak pierwszego dnia i nieraz gdy stajemy wieczorem przy łóżeczku jak "urwisek" już śpi pojawiają się te same łzy szczęścia co pierwszego dnia.
Madźka
Posty: 6214
Rejestracja: 25 paź 2002 00:00

Post autor: Madźka »

Mietek pisze:Ja zakochałem się w sojej córce od pierwszego wejrzenia i trwa to nieprzerwanie do dziś.

Tak ??? :) To napisz coś więcej na ten temat tutaj: /phpbbforum/viewtopic.php?t=5382&start=45&postdays=0&postorder=asc&
bruni
Posty: 72
Rejestracja: 05 lis 2003 01:00

Post autor: bruni »

Patrycja13 pisze:Dzięki, ze to wszystko napisałyscie. Bo od jakiegoś czasu zadręcza mnie pytanie, z co będzie jak nie pokochamy naszego dziecka /dzieci od razu...?! Czy to bedzie...normalne...?! JAK TO W OGÓLE BĘDZIE?
to bedzie normalne - inaczej nie wolno myślec, bo samemu mozna się doprowadzić do nienormalności - patrz mój przykład:)
Niestety ja siebie codziennie obwiniałam za to, ze w sekunde po porodzie nie zalała mnie opisywana w ksiązkach i przedstawiana w filmach FALA MIŁOSCI...
byłam zła na siebie, ze nie czuje jak inne mamy, ze nie kocham, że zamiast tego tylko patrze na moje dziecko jak na jakieś UFO...
miłosc przyszla sama ,nie wiem skąd , nie wiem kiedy:)
a może zawsze była (chyba tak)... tylko... no własnie - TYLKO CO?
bruni - mama Filipa, prawie 6latka:)
Awatar użytkownika
Patrycja13
Posty: 2114
Rejestracja: 18 paź 2002 00:00

Post autor: Patrycja13 »

Dzięki Bruni :D
Kurczę, musiałam to dawno temu napisać, bo teraz znowu takie mysli sa dalekie. Na szczęście :D
Awatar użytkownika
joania
Posty: 286
Rejestracja: 20 lut 2003 01:00

Post autor: joania »

To jest bardzo ważny teat.
Ja też byłam zdziwiona, zła,.. że nie czuję czegoś nadprzyrodzonego ...
choć czułam się, jakbym była w innym świecie i byłam nieco przerażona....

uczyłam się kochać moje dziecko... i pewnie całę życie będę się uczyć - cały czas je bardzo kochając....
andresita
Posty: 1048
Rejestracja: 19 sie 2002 00:00

Post autor: andresita »

Przed adopcją pytanie " czy pokocham to dziecko ? " chyba wraca do nas najczęściej.
Dlatego chcę napisać jak to było u nas.

Myślę,że każdy kocha swoje przyszłe dzieci, nienarodzone jeszcze. Kiedyś myślałam,że urodzę i już wiedziałam, że kocham to dziecko. Taka śmieszna miłość do tego wymarzonego przyszłego dziecka. Śmieszna....... bo taka siedząca gdzieś w sercu. I do wyobrażenia, a nie do prawdziwego, żywego dziecka.

Po pierwszym spotkaniu z Natalką czułam się dziwnie - to był bardzo silny, ale pozytywny stres, właściwie emocje. Od początku kochałam ją tą miłością " do przyszłego dziecka".

I tak było przez jakieś trzy tygodnie......
Wymarzone, wyczekane dziecko. Wielka miłość - jeszcze taka jakaś nierealna.
Po trzech tygodniach Natalka miała szczepienie. Wieczorem gorączkowała. Płakała. Tuliła się do mnie. Praktycznie pierwszy raz czułam,że jestem dla niej oparciem. Wcześniej odrzucała moją pomoc i tulenie........ Bolała mnie okropnie to, że cierpi. Ręka ją bolała i miała wysoką gorączkę. Cicho jęczała: rączka, rączka boli.....
I w ten wieczór przekonałam się, że to ją właśnie kocham. Dokładnie ją! Miłość zeszła z obłoków i wcisneła się w małą Natalkę.
I z każdym dniem kocham ją jeszcze bardziej. Nie przeszkadza mi to jednak w tym, że czasami mam ochotę ją wywiesić za oknem za nogi

Tak u mnie przeobraziła się miłość do przyszłego dziecka w miłość do Natalki.
Awatar użytkownika
waw
Posty: 1220
Rejestracja: 28 kwie 2004 00:00

Post autor: waw »

Dziwczyny (i chłopaki),
dziękuję za te słowa!
Ja właśnie uczę się miłości...
[url=http://zpo.ath.cx/zp/i.php?ik=22][img]http://zpo.ath.cx/b/22.png[/img][/url]
[url=http://www.nasz-bocian.pl/modules.php?name=Forums&file=viewtopic&t=35975]Wielki Mały Człowiek[/url]
Awatar użytkownika
moonlight1
Posty: 185
Rejestracja: 07 lut 2005 01:00

Post autor: moonlight1 »

Andresita

mail co prawda z zeszlego roku ale mysle ,ze nie stracil na swojej aktualnosci :D .Jest cudny i oddaje to co chcialabym sama napisac :wink:
Awatar użytkownika
Agusia
Posty: 1315
Rejestracja: 30 lis 2002 01:00

Q

Post autor: Agusia »

Ja pokochałam obie córcie - i tę adoptowaną- Weronisię, i tę rodzoną - Martusię - od pierwszego wejrzenia i w zasadzie - od pierwszego marzenia, czyli od zawsze. I kocham je dokładnie tak samo - nad życie. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłam Weronkę....i ona mnie. Miała wtedy 5 tygodni. Popatrzyła na mnie tymi swoimi najdroższymi niebieskimi oczuniami i ja wtedy utonęłam, pomyślałam, że nie dam rady żyć bez niej, że jest moja, że jest częścią mnie. Miałam wrażenie, że to piękny sen i że zaraz się obudzę z wielkim płaczem, że to nie jest prawda. Podobnie mówił mój mąż: "Patrzę na Agę, szczęśliwą, tulącą nasze najdroższe dziecko - i ten obraz nie znika!" A jak urodziła się Marta - patrzyłam na nią jeszcze półprzytomna, obolała po cesarce i myślałam: cud, cud, cudeńko - moja druga córcia. Podobno nawet coś takiego mówiłam, jeszcze z trudem, niewyraźnie! A teraz też - muszę być z nimi obiema - wytrzymuję ok. godziny bez nich obu, troszkę dłużej bez jednej - obojętne której. Po prostu bez moich Dziewczynek jestm niekompletna, nieswoja, niespokojna. A z nimi to mi dopiero życie smakuje ! Co ciekawe, one też lubią być ze sobą i lubią jak jesteśmy razem, całą czwórką! Isia mówi radośnie "jesteśmy całą rodziną"! Martusiątko nie mówi jeszcze nic, bo za maleńkie - ale uśmiech na słodkim, pyzatym buziaczku świadczy o tym, że się cieszy! :D
Agusia
NAJSZCZĘŚLIWSZA NA ŚWIECIE MAMUSIA WERONIKI I MARTY
[url=http://foto.onet.pl/eakyg,488fsgw44gf0]moje skarby[/url]
Awatar użytkownika
agnieszka20
Posty: 129
Rejestracja: 27 lut 2006 01:00

Post autor: agnieszka20 »

Kochamy od pierwszego spodkania naszego syneczka, ale nie dawno czytałam o rodzicach którzy po spodkaniu z przeznaczonym dla nich dzieckiem nie czuli iskry czy to możliwe co tak naprawdę kochamy słowo czy istotę. Ja wiem napewno kocham dziecko i nie potrzenba mi była iskra miłości
pozdrawiam czytających
[url=http://zpo.ath.cx/zp/i.php?ik=146:2hgwge2f][img:2hgwge2f]http://zpo.ath.cx/b/146.png[/img:2hgwge2f][/url:2hgwge2f]
agataka26
Posty: 3281
Rejestracja: 10 sie 2003 00:00

Post autor: agataka26 »

Po pierwszej wizycie wychodziłam z dd lekko, nawet chciałam stamtąd już wyjść. Było tyle rzeczy do poukładania sobie w głowie, że potrzebowałam odetchnąć po emocjach, to dociera powoli...
Dopiero w samochodzie się rozpłakałam, ze szczęścia też, ale głownie zaczęło do mnie docierać co się stało... dotarło, że jestem odpowiedzialna za nią i w pierwszej chwili ten ciężar był tak ogromny, że wystraszyłam się, że nie podołam, że to za dużo, że się boję o nią...
Po drugim spotkaniu nie mogłam znaleźć sobie miejsca w domu, tęskniłam za nią bardzo i czułam, że jest najważniejsza w moim życiu, że jakby teraz ktoś powiedział mi, że nie mogę jej więcej zobaczyć byłaby to tragedia. Nie wiem czy to była już miłość...
Jak pojechałam tam 3 raz, sama bez męża, weszłam do dd i usłyszałam, płacz dziecka (tam zawsze jakieś dzieci płakały) wiedziałam, że to płacze Karolina i wiedziałam, że ją kocham... nawet się nie rozebrałam... podeszłam do łóżeczka, uśmiechnęła się do mnie wzięłam ją na ręce, uspokoiła się i wiedziałam, że jestem dla niej ważna...
Uczucia rodzą się pomału, ale jak się spotka dziecko pierwszy raz czuje się to "coś" czego do dzisiaj nie umiem nazwać, ale miłość to to chyba nie jest...

Tak jak napisałam kiedyś Miłość do dziecka rośnie wraz z nim... i czuję tak cały czas.
Dobre matki od złych odróżnia nie to, że nie popełniają błędów, lecz to co z tymi błędami robią.
http://diabelskimlyn.blox.pl/html
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Podzielę się i ja- tak "na gorąco".
Jak pewnie wiecie- ja o Synku dowiedziałam sie wcześnie, chyba zbyt wcześnie 8) ale tak miało być.
I było we mnie coś takiego- co nie do końca potrafię określić- mieszały mi się uczucia- pewności ŻE TO NASZ SYN z nie-pewnością sytuacji prawnej (wszystko zmieniało sie z dnia na dzień).
I wiecie co? Mówiłam do Mojego Synka którego jeszce nie widziałam... Mówiłam jak bardzo na Niego czekam, jaka jestem niecierpliwa. Przez to "mówienie" stał mi się jakiś taki bliski...
W niedzielę 15 października po południu w mojej głowie, sercu zrodziła się myśl: jutro dzień "papieski"... jutro ZADZWONIĄ. A potem sama do siebie mówiłam - oj, głupia, znów sie nakręcasz
:roll: :oops: :oops:
I jak zadzwonili (do męża 8) ) a Mąż do mnie - TO WIEDZIELIŚMY ŻE TO JEST NASZ SYN. Po południu trzymałam go na rękach, kąpałam, karmiłam, usypiałam... po raz pierwszy, ale... gdy patrzył na nas tymi wielkimi oczyskami miałam wrazenie że "słyszał" moje monologi wygłaszane do niego, że WIE że my jesteśmy jego RODZICAMI.

Tak więc - nie było fanfarów z nieba, Archanioła Gabriela, Zwiastowania... u nas "przez przypadek" miłość zrodziła się wcześniej.
Bea_7
Posty: 4196
Rejestracja: 18 sty 2005 01:00

Post autor: Bea_7 »

sniezynka26, dnia 16.01.2007 pisze:ABEBA a w jakim wieku był wasz synek jak do was trafił i jak to jest jak nagle stajesz sie mamą :D :?:
Abeba, dnia 16.01.2007 pisze:
Śnieżynko26 - nasz synek miał niespełna 2 miesiące. Jak spojrzeliśmy na naszego synka po raz pierwszy – pięknie się do nas uśmiechnął (niesamowite prawda 2 m-czne dziecko) a ja poczułam że to nasz syn (mój mąż potem powiedział mi to samo) od razu go pokochaliśmy. W różnych źródłach piszą, że ta miłość przyjdzie, że potrzeba czasu, a my wiedzieliśmy to od razu. Nasz syn był dla nas największym marzeniem na które czekaliśmy ładnych parę lat. Oczywiście oboje się poryczeliśmy i nie chciało się wracać bez naszego szczęścia do domu. To jest naprawdę niesamowite uczucie. Trudno opisać je słowami.
Awatar użytkownika
nowi1005
Posty: 66
Rejestracja: 03 kwie 2006 00:00

Post autor: nowi1005 »

To prawda, że "miłość już tak ma" :lol:
Żeby jednak poznać się na tym i wiedzieć, że to ONA, trzeba być na to gotowym. Wtedy strzela bez pudła! :love:
Nie ma reguł (jak to w życiu). Jedni kochają jeszcze nim zobaczą, inni jak zobaczą zostają porażeni, a jeszcze inni potrzebują czasu.
Żadna z tych dróg nie jest lepsza, czy gorsza. Wszystkie są bardzo, bardzo dobre, bo przecież najważniejszy jest skutek, czyli to, że kochamy NASZE dzieci ponad życie !!! I niech tak już pozostanie. Amen :P
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Adopcyjne dylematy”