Życie bez dziecka

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Zablokowany
Awatar użytkownika
Bogda psychoterapeutka
Ekspert Bociana
Ekspert Bociana
Członek Stowarzyszenia
Posty: 647
Rejestracja: 13 sty 2002 01:00

Życie bez dziecka

Post autor: Bogda psychoterapeutka »

Witajcie!
Wasze wypowiedzi w wątku, dotyczącym decyzji o zakończeniu leczenia, a czasem niepodejmowania leczenia wcale ( tak przecież też może być) skłonił mnie do pewnej refleksji.
Wszystkie piszecie o decyzji o adopcji. Ale czy zawsze niepowodzenie leczenia niepłodności kończy sie adopcją?
Wiele z moich pacjentek decyduje się na inne drogi życiowe. Często jednak przyznają, że boją się o tym mówić głośno, bo mogą być posądzone o brak uczuć macierzyńskich, wygodnictwo i tak dalej.
Jednym słowem napiętnowane społecznie.
Czy wśród Was są osoby, które myślą o takiej własnie decyzji i boją się publicznie do tego przyznać?
Czasami mam pewne wrażenie, że pojawił się na naszym Forum jakiś cichy nacisk dotyczący adopcji. A może to jednak wyłącznie przemyślane dojrzałe decyzje?
Proszę, napiszcie na ten temat, jeżeli uważacie, że to ważne.
Bogda
Awatar użytkownika
dosia
Posty: 215
Rejestracja: 18 lis 2002 01:00

Post autor: dosia »

Bogda,

ten temat też "przerabiałam" - ale dla mnie życie bez dziecka byłoby właśnie wybraniem tej "wygodniejszej"drogi.

tak myślałam o tym - jak będzie wygładać nasze życie bez dziecka - i ta wizja mnie trochę przeraziła.

Ja nie wyobrażam sobie życia w który mnie mogę dawać siebie innym -
pocieszłą mnie myśl, że mogłabym poświecać swoje życie innym /mąż, dalsza rodzina, potrzebujący znajomi/. ale...

do wielkich altruistycznych spraw zawsze brakło mi zapału -jestem raczej "słomianym ogniem" -po cichu podziwiam i zazdroszczę ludziom,którzy to potrafią robić wytrwale.

Chwilowo przyzwyczajam się raczej do myśli jak to będzie z dzieckiem bo w sobotę po raz pierwszy zobaczyłam II kreski :lol: :lol: :lol:
Pozdrawiam,

Mama Ani 22.01.2004, Pawełka 4.12.2005, i Zosieńki 17.12.2007
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Dla mnie to bardzo ważne. Próbuję znaleźć inną drogę życiową.
I rzeczywiście odczuwam brak wypowiedzi na ten temat na Bocianie. Kilka miesięcy temu żaliłam sie nawet przyjaciółce, że teraz czuję sie "niczyja", bo już nie lecząca sie i jeszcze (albo już) nie adopcyjna.
Targają mną teraz straszne rozterki i trudno mi znaleźć wsparcie w tej sytuacji. Niby nikt mnie na nic nie namawia, ale zarówno osobom leczącym się, jak i decydującym sie na adpocję ciągle wymyka sie, że powinnam coś zrobić z tym problemem. Mam teraz znacznie większe poczucie bycia nierozumianą, niż wówczas, gdy 2 lata temu zaczęłam przyznawać się do problemu.
Bardzo chciałabym podyskutować o uczuciach, które przebiegają mi przez głowę i serce. O tym, ze taka świadoma decyzja boli, gdy w towarzystwie pojawia sie "wpadnięte", narzekające na swoją sytuację małżeństwo. O tym, że nie rozumiem swoich uczuć, gdy przyjaciółka rodzi długooczekiwane dziecko. O tym, że boję sie teraz wziąć jakiekolwiek dziecko na ręcę, bo nie ufam sobie i boję się, ze sie przy wszystkich rozpłaczę. O tym, że ze strachem oczekuję zbliżających się porodów koleżanek z Bociana.
A z drugiej strony o tym, ze jestem znów szczęsliwa, jak byłam, gdy nie wiedziałam jeszcze o istnieniu takich problemów jak nasze. O tym, ze można zapomnieć, który dzień cyklu dzis wypada...

Jestem bardzo za kącikiem dla takich "zdecydowanych inaczej" ;)
Pozdrawiam serdecznie
D.
Awatar użytkownika
Ania71
Posty: 1194
Rejestracja: 02 lip 2002 00:00

Post autor: Ania71 »

Kolejny bardzo ważny temat
My bardzo długo rozważaliśmy adopcja czy bezdzietność. Kiedyś nawet pisałam na forum, że brak tutaj obecności ludzi, którzy świadomie wybrali życie bez dziecka. Nieco ponad rok temu bardzo chciałam z kimś takim porozmawiać. Mam takie małżeństwa w moim otoczeniu ale nie miałam odwagi poruszyć tematu, chociaż są to ludzie starsi i ciekawa jastem jak oceniają swoją decyzję po latach - sprawiają wrażenie szczęśliwych i zgodnych. I nigdy nie słyszałam, żeby ktoś zarzucił im wygodnictwo.
Nie odczuwałam żadnej presji ze strony najbliższej rodziny, mąż był otwarty na każde rozwiązanie oprócz długoletniego leczenia, moi rodzice ani teściowie równiez nie nalegali, wręcz niekiedy pokazywali nam plusy takiego życia.
Była nawet krótka próba. I okazało się, że przede wszyskim nie umiemy znaleźć wspólnej koncepcji jak to ma wyglądać. Nie chcieliśmy zajmować kilkunastu godzin dziennie pracą. Żadne hobby nie jest w stanie pochłonąć mnie tak bardzo bym zapomniała myśleć o dziecku. Wyjazdy - super, ale po powrocie zaliczałam dołek. Kilkukrotnie planowaliśmy wyjazd na święta, żeby uniknąć pustki, która tak wtedy daje się we znaki i nigdy nam to nie wszyło, bo tak naprawdę jesteśmy ludźmi rodzinnymi. Rozmawialiśmy o tym dlaczego nie mamy recepty, czy przed ślubem nie liczyliśmy z taką ewentualnością? i rzeczywiście nigdy wcześniej nie braliśmy tego pod uwagę - zawsze chcieliśmy mieć dzieci (w liczbie mnogiej :!: ). Z czasu ,,wolności i beztroski" została tylko niechęć do dalszego leczenia. Wtedy rozwiązanie było oczywiste (z wyjatkiem dni kiedy przestawało być oczywiste :D )
Awatar użytkownika
jedrek
Posty: 442
Rejestracja: 13 maja 2002 00:00

Post autor: jedrek »

Ja takie pytanie postawiłem sobie 18 lat temu, gdy moja Jola po rezygnacji z leczenia zaczęła przebąkiwać o adopcji-wychowała się na rodzinnej anglosaskiej literaturze(Ania z Zielonego Wzgórza itp) i nie wyobrażała sobie innego scenariusza. Ja uważałem, że mamy swój świat i swoje w nim miejsce bez rodzicielstwa, ale zgodziłem sią na krok ku adopcji-nie żałuję go, jestem szczęśliwym ojcem. Ale myślę, że tą potrzebę każdego człowieka zwłaszcza w moim (generatywnym) okresie życia-dzielenia się z innymi wiedzą, doświadczeniem, czy zasobami materialnymi mógłbym realizować w jakikolwiek inny sposób.
Dede,myślę, że jest dla Ciebie miejsce w tym świecie i w bocianim gnieździe, a w moim świecie na pewno
jędrek
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Taka decyzja, to nie pójście na łatwiznę (wygodne życie bez gonitwy wokół dzieci i odpowiedzialności za nie). Ani żaden brak instynktów, ani rezygnacja czy niezaradność.
Taka decyzja to dla mnie lekcja pokory wobec życia i sił które nim kierują. Nie daje ona takiej natychmiastowej ogromnej radości (pomimo wielu obaw) jak zajście w ciążę. Nie zdejmuje ciężaru leczenia z pleców jak decyzja o adopcji. Tylko zapala małe światełko w tunelu i popycha w tamtą stronę. To chęć ułożenia swojego życia najzwyczajniej jak się uda. Niekoniecznie przez wypełnianie go altruizmem, hobby czy pracą.
Taka decyzja pozwala uczyć się od nowa normalnego życia. I zawsze daje szansę na ciążę-cud albo zwrot ku adopcji.
Zmienia sie tylko najważniejszy cel w życiu. Przestaje być nim rodzicielstwo.
Dla mnie celem jest teraz budowanie szczęsliwego małżeństwa. Gdy ślubowaliśmy, bylismy przekonani, że będziemy mieć dzieci. Ale nie wychodziłam za dzieci, tylko za mąż ;) I tego sie teraz trzymam. Nie mam wątpliwości co do tego, że moge być szczęsliwa dzięki temu małżeństwu.
Nie twierdzę, że życie bez dzieci przyjdzie mi łatwo. Ale stawiam w tej chwili taką mozliwość na równi z innymi "pomysłami" na życie. A bezdzietność jest w tej chwili dla mnie problemem, które moge porównać z innymi, a nie najwiekszym problemem mojego zycia. I właśnie dzieki temu juz teraz jest mi łatwiej :D
Bardzo chciałabym prozmawiać na ten temat!!! Może ktoś z Was patrzy na to wszystko podobnie???
D.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Jędrek!
Jak zwykle jesteś właśnie tam, gdzie o Tobie myslę :D
Dzięki za wsparcie
D.
Awatar użytkownika
Zosia
Posty: 396
Rejestracja: 26 kwie 2002 00:00

Post autor: Zosia »

Cieszę się, że powstał ten wątek... Też niedawno chciałam się wypowiedzieć na ten temat, ale nie znalazłam miejsca. U mnie sprawa wyglada jeszcze inaczej. Nadal jestem w trakcie prób i "leczenia", chociaż ich intensywność jest mniejsza niż jeszcze rok temu. Uspokoiłam się, minął pierwszy szok i rozpacz: dlaczego ja??? O adopcji czasami wspominamy, ale zdecydowanie jeszcze nie jestem gotowa i nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Zaczęłam się natomiast zastanawiać czy ja naprawdę chcę dziecko. Jak się decydowaliśmy na nie ponad trzy lata temu, był to taki normalny życiowy krok, ot, kolej rzeczy. Nie pragnęłam tego tak z całego serca, chociaż zawsze w planach były dzieci. Obsesją stało się to dopiero, gdy okazało się, że są problemy. A jeszcze większą obsesją, gdy wszystkie koleżanki pozachodziły od pierwszego strzału i urodziły... a ja nie. Czasami wydaje mi się, że gdybyśmy żyli na odludziu, bez znajomych rodzących, bez matek opowiadających o kupkach itp. bylibyśmy spokojniejsi i łatwiej byloby się pogodzić z tym, że los ma dla nas inny scenariusz na życie. Jesteśmy z mężem bardzo szczęśliwi razem mamy wspólne pasje i wyobrażam sobie życie bez dzieci (zresztą czym facet różni się od dziecka :wink: ). Tylko dlaczego czujemy taką presję zewsząd?? i czy walka o dziecko nie jest podjęciem wyzwania jakim jest nasza niepłodność?
Awatar użytkownika
mini
Posty: 402
Rejestracja: 20 lut 2002 01:00

Post autor: mini »

Ja jestem właśnie taką osobą, która doroła do bezdzietności, ale o ironio właśnie wtedy udało mi się zajść w ciążę.....
Ale nie o ciąży chciałam tylko o bezdzietności.
Poukładałam sobie w głowie jak to wszystko ma dalej być. W końcu na dzieciach świat się nie kończy :roll: Dostrzegłam też, że zaniedbaliśmy nasze relacje małżeńskie i jest na tym polu wiele do odrobienia. Nagle spłynął na mnie niewiarygodny spokój. Przestałam się szarpać i zadręczać. Mogłam nawet spokojnie patrzeć na dzieci i szczerze się do nich uśmiechać, co wcześniej było niewykonalne. Chodziły mi po głowie myśli o adopcji, ale jednak nie widziałam siebie w roli mamy adopcyjnej. Bałam się, że nie pokocham tego dziecka taką bezwarunkową miłością na jaką z pewnością by zasługiwało. Zaglądałam do wózków i zadawałam sobie pytanie: czy potrafię wykrzesać z siebie jakieś uczucia do tego dziecka? Może to i było głupie, ale wszystko to wydawało mi się za trudne i zbyt abstrakcyjne. A w końcu dziecko to nie piesek ze schroniska, którego można oddać i mieć (teoretycznie) czyste sumienie.
Nie wiem co by było za jakiś czas, czy jednak nie zmieniłabym swojego nastawienia do adopcji, bo los zadecydował, że zaszłam w ciążę. Powiem tylko, że faktycznie też czuję tutaj na bocianie taką lukę, czyli brak ludzi, którzy zdecydowali się na bezdzietność. Może ten wątek ich trochę ośmieli i się odezwą :?:
Awatar użytkownika
Marek
Posty: 1207
Rejestracja: 29 wrz 2002 00:00

Post autor: Marek »

Bardzo sie ciesze, ze powstal ten watek - ja tez dosc dlugo nad tym myslalem. Absolutnie nie uwazam, aby decyzja o bezdzietnosci byl "pojsciem na latwizne". Wrecz przeciwnie - uwazam ze wymaga bardzo duzo odwagi, aby taka decyzje odpowiedzialnie podjac.
Ja sie tego balem - tej decyzji i jej konsekwnecji. W mojej rodzinie jest nasza ukochana Ciocia (zreszta mama chrzestna mojej zony) - wspaniala kobieta i przyjaciolka. Za jej czasow nie bylo takich mozliwosci diagnostycznych ani medycznych. Z adopcja tez nie bylo tak latwo jak teraz.
Nie doczekala sie dzieci - wyglada na pogodna i szczesliwa.
Ale nie jest pogodna i szczesliwa - to wlasnie jej zycie bylo dla mnie kropla przepelniajaca kielich. To jej jesien zycia przekonala mnie, ze (chyba) adopcja jest _dla_nas_ wlasciwa droga. Jestem jej za to bardzo wdzieczny.
Chyba nie potrafilbym sie zestarzec bez dzieci.
natabocian
Posty: 10956
Rejestracja: 08 gru 2002 01:00

Post autor: natabocian »

Ja właściwie też chyba nie potrafiłabym żyć bez dzieci. Były one obecne w całym moim zyciu. Bez leczenia wybraliśmy adopcję i nie żałujemy :!: Ale mam w swoim otoczeniu ludzi, którzy żyja samotnie bez męża, żony, dzieci i są naprawdę szczęśliwi :!: ich życie koncentruje się po prostu wokół innych spraw :!: Kiedy wiekszość naszych znajomych zaczęła zachodzić w ciąże - nasze stosunki powoli się rozluźniały - zostali nam znajomu bezdzietni - o każdej porze mogliśmy wyskoczyć do kawiarni, wyjazd na wczasy czy weekend mógł być przypływem chwili - to naprawdę są uroki życia bez dzieci :!:
Teraz nasze grono trochę się zacieśnilo (w druga stronę) chociaż staramy się utrzymywać kontak ze wszystkimi - nie zawsze jest to możliwe. Nasze życie koncentruje się wokół innych spraw. Ale DeDe naprawdę znam szczęśłiwe osoby bezdzietne, kóre dawały mi dużo wsparcia, ciepła i udowadniały, że życie może być piękne i ciekawe jeśli tylko tego chcemy :!: czy z dziećmi czy bez :!: Nie daj się :!:
Awatar użytkownika
Wioleta
Posty: 5485
Rejestracja: 24 sty 2003 01:00

Post autor: Wioleta »

Dla nas życie bez dziecka było by "puste". A ponieważ jest to strona Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji to chyba nie należy się dziwić, że jast mało tych, którzy zdecydowali się na życie bez dzieci. Tak decyzja dla mnie była by zbyt trudna i dlatego mam szacunek i podziw dla tych osób.
Szczęśliwa mama [url=http://szipszop.pl/tickers/2151.gif]JJ[/url] i [url=http://szipszop.pl/tickers/16861.gif]Kini[/url]
Awatar użytkownika
celestynka
Posty: 362
Rejestracja: 11 cze 2002 00:00

Post autor: celestynka »

Ja też nie wyobrażam sobie życia bez dzieci. Zawsze chciałam je mieć.
I do decyzji o bezdzietnosci nie dojrzałam. Po rocznym, aczkolwiek intensywnym leczeniu powiedziałam dość (głównie bariera finansowa), teraz tylko transfer mroziaczków ( w który nie wierzyłam, ku przerażeniu męża ) i adopcja. A na adopcję musielibyśmy zaczekać - za krótki staż małżeństki, brak własnego lokum. Byłam nieszcześliwa, bo zapowiadało się długie czekanie .... Ale stwierdziłam, wcześniej czy później będę dziecko mieć.
W obecnym życiu, pomimo, że jest mi dobrze, beztrosko odczuwam pustkę ...
Doceniam dezyzję ludzi o byciu bezdzietnym czy też o życiu w samotności. To też jest piękne, wartościowe życie. Wszystko zależy, czy potrafimy żyć, czy potrafimy cieszyć się chwilą i co chcemy w życiu robić, osiagnąć, zobaczyć. I to wszystko można robić z dziećmi czy też bez. Najważniejsze to jest życ własnym życiem, a nie innych:)))
Awatar użytkownika
Sid
Posty: 184
Rejestracja: 14 sty 2003 01:00

Post autor: Sid »

De De, znajduje w Tobie bratnia mi dusze. Moje odczucia sa bardzo podobne. Jednak Ty znalazlas juz ten spokoj jakiego ja jeszcze szukam bezradnie. Czasem mysle, ze sama kreuje presje na sobie. Boje sie odrzucenia przez przyjaciol w przyszlosci. Przez sam fakt, ze oni beda dzieciaci a my nie, bo przeciez dzieci to cale zycie. Mysle o tym ciagle, jak bedzie wygladac nasze zycie i co zrobic aby bylo szczesliwe bez dzieci. Mysle o dalszej rodzinie, mowiace w charakterze sensacji o tym, ze nie moglismy miec dzieci albo, ze nie chce nam sie wychowywac, Widze kolezanki jezdzace razem do parku, na spacery z wozkami. Widze naszych wspolnych przyjaciol spotykajacych sie na grilowaniu w niedziele, z dziecmi biegajacymi po trawniku, facetami rozmawiajacymi o postepach synow w pilce noznej i dziewczynami karmiacymi kolejne malenstwa w fotelikach. I nie widze miejsca dla nas, bezdzietnych. Tak jak pisze Marek, znajomosc bezdzietnego malzenstwa, na przyklad w rodzinie, jest bardzo znaczaca dla naszych udczuc. My znamy kilka takich par i chociaz nie sa nieszczesliwi, to ja nie wyobrazam sobie takiego zycia. Powoli staram sie zmienic swoje wyobrazenia. Szukam sposobu na zycie szczesliwe, bez dzieci. Ciagle nie moge go znalezc.
Sid :D
Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

Dziękuję Opatrzności za to co mam.
A wam wszystkim za mądre, prawdziwe słowa. To wielka odpowiedzialność i umiejętnośc spróbować przeżyć swoją drogę bez dzieci. Doceniam to, że ci, którzy zdecydowali się na bezdzietność są tak otwarci na tych "dziecięco opętanych".
Racja, trzeba żyć po swojemu a nie według utartego wzorca.
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”