Życie bez dziecka

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
klipiec
Posty: 140
Rejestracja: 22 gru 2008 01:00

Post autor: klipiec »

Fundzia, marudź, ja też czasem będę - i tak ma być, i to jest ok! :wink:
Wiesz, w poprzednim poście chciałam napisać, że zauważam, że los czasem układa dla ludzi specjalne scenariusze z powtarzającym się motywem, i że u Ciebie... jest to scenariusz pt: Emocjonalny sport ekstremalny. Jest o tym, że bohaterka nie ma taryfy ulgowej, jakbyś ciągle swoją dzielną i rozumną postawą życiową miała "stawać na wysokości" faktu, że masz bogatą, silną osobowość, że masz dużo w głowie, w sercu, jakieś wewnętrzne bogactwo.
Nie jest ci dane spokojne odcinanie kuponów od tego dobrego "wyposażenia" na życie (w sensie charakteru, inteligencji), nie możesz spocząć sobie pod lipą, jak Jan Kochanowski, i poświęcić się popijaniu winka i pisaniu Fraszek, tylko ciągle robisz za "agentkę do zadań specjalnch". Kogoś, kto musi swoje walory wykorzystywać w sytuacjach ekstremalnych. Rozwiązywać wyjątkowo trudne sprawy, wychodzić obronną ręką z przedziwnych opresji. Ciągle myśleć, pilnowac szczegółów, uważać...
Twoje "zadania specjalne" dotyczą bardzo delikatnej sfery emocjonalnej. Jeśli im sprostasz, możesz niemal "zbawić świat" - bo stworzenie dobrej rodziny i odchuchanie dwojga dzieci to uratowanie pewnego świata, wydaje mi się, rokującego wielką fajność. :wink:
Ale na tej drodze nie jest Ci oszczędzony największy wysiłek psychiczny i duchowy i najdotkliwszy ból. Coś tam celuje w najboleśniejsze punkty i Ty musisz być po prostu heroiczna, żeby zacisnąć zęby, opatrzyć rany, pogonić koszmary i spełniać swoje Nadzwyczaj Trudne Zadanie. To ironia losu, wręcz jakiś survival psychiczny, że po przejściu żałoby nad niemożnością urodzenia dziecka, po zwarciu całych sił, żeby zachować dzielność, gdy podejmujesz próbę ułożenia sobie życia, staje naprzeciwko Ciebie obraz z przeciwnego bieguna - obraz pustej kobiety, która tak gardzi tym, co jej dobrego dało życie, i tak to marnuje... Cieżko musi być na to patrzeć, ciężko w tym być, ciężko gryźć się w język, żeby nie ranić czyichś uczuć, ciężko trzymać na wodzy własne....
Jesteś bardzo mądrą i rozumiejącą kobietą, masz dużo wewnętrznych zasobów i dajesz radę, ale wyobrażam sobie, jak to "dawanie rady" musi boleć i ile kosztować... Dlatego nie miej oporów przed wyżaleniem się, choćby tu czy lubemu. A kiedyś tam, jak sprawy się ułożą, minie czas... Dlaczego masz się wzbraniaś przed nazwaniem Cię "mamą"? Niech dzieci nazywają mamą dwie kobiety, tak się teraz czasem zdarza i to odpowiada prawdzie. Czemu "ucinać" z góry coś dobrego, czego tyle osób potrzebuje?...
Skończę żartem, żeby nosy jednak poszły do góry: Fundo, jesteś po prostu emocjonalną Larą Croft! :D
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Klipiec, kurczaki, poryczałam się :oops:
Nie masz pojęcia (a może właśnie masz!) jak strasznie potrzebne mi były takie słowa... O tej Larze Croft normalnie sobie wydrukuję i nad łóżkiem powieszę :lol: i to też
bo stworzenie dobrej rodziny i odchuchanie dwojga dzieci to uratowanie pewnego świata
chyba właśnie tak powinnam o tym myśleć...
Dziękuję :cmok:
Awatar użytkownika
Ania4911
Posty: 320
Rejestracja: 24 sie 2006 00:00

Post autor: Ania4911 »

Pięknie napisane, jak to klipiec.
funda pisze:a jedyne, co słyszę to "musisz zaakceptować"
nie musisz, nie robisz nic złego, wręcz przeciwnie!!
jesteś piękną osobą, oj wiele mi przyzna rację,

pozdrawiam,
2008 Syn
2014 Córka
W komplecie
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Post autor: azika »

Ostatnio zaczęłam sobie wmawiać ,ze wcale dziecka nie chcę, że dzieci są be... , ze tylko są zawada we wszystkim, że mi do szczęścia nie są potrzebne - może to głupie ale bardzo bym w to chciała uwierzyć - może mi będzie lżej ...
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
klipiec
Posty: 140
Rejestracja: 22 gru 2008 01:00

Post autor: klipiec »

Azika, powiem kolokwialnie: coś jest na rzeczy! Ale, jak mi się wydaje, nie warto wpadać w skrajności i lepiej patrzeć realnie niż słodko-landrynkowo lub cierpko-cytrynowo.
Mam takie wrażenie, nie wiem, czy wy też, że w środowisku kobiecym, w Polsce w mówieniu o ciąży i dzieciach obowiązuje wyłącznie model słodko-landrynkowy - i biada temu, kto czasem odezwie się, że "casarz jest nagi" i że, np., choć niemowlak "miodzio", to już jego kupka nie pachnie konwalią. Mówienie o niedogodnościach macierzyństwa jest dziś jakby łamaniem społecznego tabu.
Może to jest jakiś podświadomy mechanizm samoregulacji społecznej, bo gloryfikowanie macierzyństwa i dzieci leży w interesie upadającego demograficznie narodu. Jest więc ogromna presja na ciąże, wręcz przesada na tym tle, z objawami pewnego zaćmienia umysłowego propagatorów, a najczęściej propagatorek.
Może polecę stereotypem płciowym, ale to jest taka presja, jak w środowisku ambitnie-męskim presja na kasę, prestiż i władzę. Że musisz mieć w tej dziedzinie "osiągi", aby się liczyć. I choćbyś nawet nie chciał "zarzynać się" po 14 godzin/dobę w korporacji, to, jeśli chcesz być w "grze" - musisz to robić. Nieważne, co czujesz, ile nerwów zszarpiesz, nieważne, ze w ten sposób nie szanujesz siebie - ważne, żebyś spełnił standardy, a potem możesz wykitować. :wink:
Środowisko kobiece, z chlubnymi wyjątkami, nie jest wcale mniej okrutne, wywierając presję na ciąże i rodzenie. Idzie w eter wyraźny przekaz: Kobieto, zapomnij o sobie, ty jesteś nikim, podporządkuj wszystko jednemu, bo liczy się tylko dziecko, a już zarodek to istny święty (najlepiej to widać w mowach biskuów i w ustawie Gowina)...
Sorry, nie jestem katoliczką i nigdy nie byłam w ciąży, więc może piszę o czymś, czego nie rozumiem, ale tak mi się z grubsza wydaje: że w Polsce jest straszny nacisk na rodzenie. Rodzenie już nie jest tu tylko prywatną kwestią potrzeby serca, lecz publiczną kwestią ambicji dorównania innym. Jedna dziewczyna na tym wątku to napisała jakoś tak: Zdałam sobie sprawę z tego, że niekoniecznie chodzi mi o to, że sama przed sobą z brakiem dziecka nie umiałabym sobie poradzić, tylko po prostu chcę być tą "matką=Polką", jak wszystkie koleżanki.
Bo bolesne jest odstawanie społeczne. Często bardziej bolesne niż sama tego przyczyna. Z przyczyną człowiek by sobie poradził, ale z "dziobaniem innego" - to już znacznie trudniejsza sprawa...

A tak naprawdę to przecież można być szczęśliwym facetem mimo braku większej kasy i imponującej wizytówki, i szczęśliwą kobietą mimo bezdzietności. Tylko czy "życzliwi" pozwolą?... :wink:
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Jak mawia mój kolega - dzieci to kupa szczęścia z przewagą kupy :lol:
No i sławetne: małe dzieci - mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot.

Ale myślę, że wszystko zależy od priorytetów. Być może gdybym miała inne, byłoby mi łatwiej. Być może, gdyby nie było we mnie tak strasznego pragnienia posiadania rodziny, łatwiej przełknęłabym to wszystko...
Myślę, że nie chodzi o same dzieci, ale o to, co ze sobą niesie ich obecność w naszym życiu.

A tak marginesem - pochwalę Wam się.
Chyba znalazłam kanał komunikacji ponad zakazem :hihi: Napisałam wczoraj list do Starszego :) Drukowanymi, żeby mógł sam przeczytać.
Podobno bardzo się ucieszył i powiedział, że sam odpisze :D
Taka mała radość :)

Miłego dnia dziewczyny!
Awatar użytkownika
klipiec
Posty: 140
Rejestracja: 22 gru 2008 01:00

Post autor: klipiec »

"Wiesz, czasem zastanawiam się, czy ja tego naprawdę chcę, czy ja w ogóle wiem na co się porywam!"

I to jest bolączka ludzi myślących. Zawsze to "przerabianie na sucho", tysiąc teorii, dogłębna analiza faktów i uczuć... Aż potem nie ma siły na realne działanie! :wink: Ale jakoś tak zwykle bywa, że najtrudniej zacząć. A sprawa jest poważna. Czy jednak znasz jakieś osoby bardziej adekwatne w podobnie trudnej sprawie?... Wydaje mi się, że to Ty jesteś właśnie taką osobą, która sobie poradzi z tym kłębuszkiem komplikacji. I jako Funda bystra, zaradna, z apetytem na życie i niestrachliwa, pewnie nie uciekniesz do Chile przed Trzema Zbójnikami. Oswoisz ich...:)

"Kiedyś dzieci mnie nie interesowały. Potem (czyli ostatnie 8 lat) ich unikałam, bo choc chciałam, nie mogłam ich mieć."

A ja zawsze byłam przyjaciółką dzieci i już pod koniec liceum marzyłam o Zbawczym Rycerzu, który porwie mnie z twardej ławy szkolnej na miekkie piernaty i o trójce potomstwa. Marzyłam o byciu kochaną i szanowaną panią domu. Ale ani rycerza nie było, ani potomstwa, więc wzięłam się z musu do roboty! :wink:

"Wszystko się zmieni, moje życie stanie na głowie."
Hm, niedawno wyrzekałam koleżance, że najbardziej się boję, że bezdzietność oznacza to, ze już bardzo mało w moim życiu się zmieni... Życie to zmiana, jeśli dobra lub mająca zalążek dobra, to warto w nią iść, aby być w ruchu uczuciowym, fizycznym, żeby nie kapcanieć za młodu, tylko mieć wciąż nowe wyzwania, i czuć mocno, jak tętni życie...

"To nie jest to samo, co "normalna" kolej rzeczy, kiedy ludzie najpierw są we dwoje, a potem razem starają sie o WSPÓLNE dziecko. Ja dostanę hurtowo faceta i dwoje podrośniętych dzieci"
Fundzia, nie bądź taką perfekcjonistką! Jak coś pójdzie nie tak, to to naprawisz, posklejasz, przeprosisz. Jesteśmy ludźmi i wiele razy przyjdzie nam wybaczać sobie i innym. Powiem ci, że czasem dobrze nawet coś niewielkiego schrzanić i zamazać we własnych oczach swój obraz, bo... jeśli jest się za poprawną, to ma się też bardzo wysokie wymagania w stosunku do innych i do losu (powinien nas nagradzać a tego nie robi!) i człowiek staje się surowy i gorzki. Nasze własne grzeszki dają nam luz i podstawę do wybaczania innym... :wink:

"Chciałam mieć dzieci, ale SWOJE."
Rozumiem i nigdy nie powiem, że to nie ma znaczenia, że kogoś ominie biologia, "ciało z ciała"... To masa najgłębszych doświadczeń, które być może nas ominą... :cry: Ale czy dlatego, że nie dano nam właśnie tego, mamy odmawiać wszystkiego i w obfitości pomysłów Losu na uraczenie nas - zaciąć się i ogłosić "głodówkę"? A ci Twoi chłopcy wydają się być tacy apetyczni! ;) Fundzia, takie trzy urwisy... :D Co to bedą za spływy kajakowe, co za szaleństwa na rowerach, co za zawody na podwórku waszego domku!...

"Chciałam byc mamą, a nie ... sama nie wiem kim, ciocia odpada, macochą też nie będę, bo dzieci matkę mają, więc KIM?"
A czy to ważne? Ważne są dobre uczucia. Tu powołam się na Szekspira i słynne rozważania, czy ma znaczenie to, że Romeo to Romeo, a na dodatek Monteki. Romeo czy termin określający typ związku twojego i chłopców to tylko jakaś nazwa. A ważne to, co w środku. Jeśli bedzie duża bliskość, być może bedziecie sobie wcale mówić wedle oficjalnych nazw, tylko nadacie sobie "imionka". No, wiesz, takie w typie "Fundzia',"Pucio"... ;) U mnie w rodzinie tak jest, ale przez dyskrecję nie napiszę, jak zwałam ojca (pewne niepokaźne zwierzę hodowlane), jak zwę męża (też dziwacznie) i jak sama jestem zwana. W naszych uszach te imiona brzmią odpowiednio, słodko i poufale...

"M jest pewny, że będzie OK., ale On po prostu CHCE tak myślec. No i ma trochę zbyt dobre zdanie na mój temat .. jak to zakochany facet :roll: "
To źle? :)

"A ja... ja się trzęsę ze strachu, że nie ogarnę tego, że pomimo najszczerszych chęci dzieci odczują mój żal... żal, że nie są moje"
Teraz jest wiele rodzin "rekonstruowanych", gdzie nie ma prostych relacji, za to jest dużo żalu i poczucia straty. Z każdej strony. Jeśli dzieci wyczują Twój żal z powodu braku "rodzonych", to nie koniec świata. Żal to nie jest jakieś niedopuszczalne uczucie. One też będą miały swoje żale i trzeba będzie nauczyć się wszystkim rozumieć i szanować te smutki w kilku sercach...

"Żal, że ja nie mam prawa byc matką... choc chcę tego najbardziej na świecie! Jak mam to w sobie pogodzic? Chciałabym jakoś móc kochac te dzieci i widziec w nich je same, a nie moje nieurodzone nigdy... "
Myślę, że codzienność i jej zwariowane tempo (dwóch energicznych chłopców!) sprawi, że te uczucia i myśli odejdą na dalszy plan. Pewnie będą czasem "gorsze dni" i kłucie w sercu i popłakiwanie w łazience, ale będzie też, dzięki tej nowej sytuacji, coś, czego nie miałabyś bez chłopców: wspólny śmiech, dawanie i branie pomocy, przyjaźń...
Bo może ta cała miłość jest przereklamowana?... Może zamiast oczekiwać jej wielkich fanfar i magicznego sprawienia, że "wszystko stanie się jasne i proste", lepiej zaczać od poczciwej przyjaźni?... jeśli to się uda, to już będzie bardzo dobrze.
Przyjaźń i szacunek, zrozumienie - jak powiadały prababki, to są niezłe podstawy związków... I przyjaźń mniej przeraża w momencie podejmowania decyzji niż miłość. Łatwiej szczerze powiedzieć: chyba dam radę zaprzyjaźnić się z tymi dziećmi, niż zadeklarowac przed sobą niezłomną miłość do chłopców i dręczyć się w chwilach, kiedy z tą miłością gorzej...
Oj, Fundzia, może i będziesz miała trudności z zostaniem Etatową Oficjalnie Miłującą Matką, ale czy nie dałoby się po prostu być starszą i mądrzejszą, opiekuńczą, nie zawsze idealną lecz zawsze wierną przyjaciółką chłopaków?...
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Klipiec, powiem Ci tyle - brakowało mi takiego spojrzenia na sparwę. Pokazałam M jeden z Twoich postów. Ten o Larze Croft ;) Powiedział, że masz bardzo wiele racji. Wiesz, jakoś nie dowierzam Mu do końca w tych sparwach z obawy, że jest to z Jego strony myślenie życzeniowe (nie, to nie jest źle, że to zakochany facet :D tylko wydaje mi się, że przez uczucia ciężko u Niego z obiektywizmem :roll: wiesz, to tak, jak z moim cellulitem - ja WIEM, ze posiadam, jest to potwierdzone przez psiapsiółę, ale On uparcie stoi na stonowisku "cellulit???? chyba na mózguuu!!!!" :hihi: ) .
Z drugiej strony są opinie moich znajomych, mojej matki i wszyscy jednogłośnie twierdzą, że ... "czy ty NA PEWNO wiesz, co robisz?? taaaakie poświęcenie dla OBCYCH dzieciaków!!! a ona (matka znaczy) potem przyjdzie i w twarz będzie ci się śmiac, że karmiłaś, ubierałaś, wychowywałaś, opatrywałaś skaleczenia, płaciłaś za leczenie, uczyłaś, tłumaczyłaś, po nocach nie spałaś, a to ONA MA DZIECI!! wychowane jak należy, wykształcone porządnie za twoje pieniądze, twoje łzy, twój czas, bo to ONA jest MATKĄ, i to są JEJ dzieci."
Był to niemal cytat z mojej prywatnej matki, która pzy okazji sama dośc mocno angażuje się w różne sprawy i deklaruje pomoc.. ale swoje myśli :(
Dlatego strasznie Ci dziękuję za takie obiektywne słowa.
Co do tej przyjaciółki... M tak samo to określił, tylko że... ja tak strasznie chcę byc MAMĄ :cry: Nie opiekunką, nie wychowawczynią, nie przyjaciółką, tylko po prostu MAMĄ. Taką, do której mówi się "mamusiu", której daje się laurki w maju, taką NORMALNĄ MATKĄ... Nic mi tego nie zastąpi, nawet śmiech, zabawa, wzruszenia związane z tymi dziecmi... Nic. To jak życie z dziurą w sercu :(
Awatar użytkownika
nataku
Posty: 3117
Rejestracja: 01 kwie 2003 00:00

Post autor: nataku »

klipiec pisze:Środowisko kobiece, z chlubnymi wyjątkami, nie jest wcale mniej okrutne, wywierając presję na ciąże i rodzenie. Idzie w eter wyraźny przekaz: Kobieto, zapomnij o sobie, ty jesteś nikim, podporządkuj wszystko jednemu, bo liczy się tylko dziecko, a już zarodek to istny święty (najlepiej to widać w mowach biskuów i w ustawie Gowina)...
Sorry, nie jestem katoliczką i nigdy nie byłam w ciąży, więc może piszę o czymś, czego nie rozumiem, ale tak mi się z grubsza wydaje: że w Polsce jest straszny nacisk na rodzenie. Rodzenie już nie jest tu tylko prywatną kwestią potrzeby serca, lecz publiczną kwestią ambicji dorównania innym. Jedna dziewczyna na tym wątku to napisała jakoś tak: Zdałam sobie sprawę z tego, że niekoniecznie chodzi mi o to, że sama przed sobą z brakiem dziecka nie umiałabym sobie poradzić, tylko po prostu chcę być tą "matką=Polką", jak wszystkie koleżanki.
Zauważyłam, że pokutuje taki stereotyp myślenia:
Kobieta, która nie ma dzieci jest dziwna 8O, a jeżeli ma męża i nie ma dziecka, to jest wygodna :roll: Z jednej strony w pracy wszyscy namawiają na dziecko, a z drugiej szepczą po kątach, że ledwie się taka zatrudniła, to zaraz ucieknie na zwolnienie i urlop macierzyński i wychowawczy...
Kobieta bezdzietna stanowi zagrożenie, bo może uwieść kolegów w pracy (tych żonatych i dzieciatych), rozbić rodzinę itd.... :roll:
Sama widzę po sobie, że jeżeli zrobię w pracy tyle samo, co bezdzietna, samotna koleżanka, to w stusunku do niej będą pretensje, że zrobiła za mało, a do mnie nie. Prawdą jest natomiast, że w domu zasuwam przy dzieciach na kolejne 2 etaty, a ona ma czas wolny dla siebie. Ona jest w stanie nadgonić coś w domu, ja nie mam szans, albo o 2 w nocy. W sobotę i niedzielę nie jeżdżę na zakupy, na wycieczki, do restauracji czy do kina i teatru, nie mam czasu na odpoczynek i książkę, czasami wieczorem nie mam nawet siły, żeby się wykąpać.
Prawdą jest też, że nie jestem teraz w stanie zrozumieć tej samotnej koleżanki i bezdzietnego kolegi w średnim wieku, którzy narzekają, że nie mają na coś czasu, albo że są zmęczeni.

Dziewczyny to są jednak wielkie mądrości życiowe, które mówią że "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" i że "syty głodnego nie zrozumie"...
klipiec pisze:Dziewczyny , mogę być teraz trochę zbyt szorstka w wypowiedziach
coś Ty klipiec Twoje pisanie jest super - bardzo dobrze mi się Ciebie czyta i rozumie :D

Funda
z tego, co piszesz sytuacja u Ciebie przypomina wojnę podjazdową :roll: niewesoło. Szkoda, że dorośli ludzie nie mogą się normalnie rozstać i dać sobie szansę, na nowe normalne życie - to tak a propos byłej żony :( :evil: najgorzej, że faktycznie sytuacja ta jest najbardziej niezdrowa dla dzieci, które nie są ani z matką, ani z ojcem :evil:
Mama Kubusia i Kacperka - zdecydowanie fajnych chłopaków łobuziaków
Awatar użytkownika
szarooka30
Posty: 37
Rejestracja: 11 mar 2009 01:00

Post autor: szarooka30 »

Hej dziewczyny....poczytuje tu Was często,ale się nie udzielam,ale dziś mam mega doła....bylam dzisiaj w odwiedzinach u koleżanki w szpitalu położniczym ,urodzila chlopca 2 dni temu i chyba nie musze Wam mówic jak sie tam czulam....juz przed wejsciem sciskało mnie za gardło a jak stalam na korytarzu przed jej salą to mialam łzy w oczach .....niepotrzebnie tam wogola polazłam :cry: :cry: :cry:
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Post autor: azika »

Szarooka - ogladanie dzieciaczków jest masochizmem - ja tego unikam aby zachować resztki rozumu :)


Funda - trudne to wszystko co piszesz ale też jest w tym nutka nadziei- przeciez to Ty bedziesz z chlopakami na co dzień , yo Ty będziesz ich przyjaciólka i powierniczka (widac , że jednak nie są do Ciebie negatywnie nastawieni :) ) jakoś sie ułoży :) To chyba będzie cos w rodzaju rodziny zastępczej na początku - ale kto wie??? może przeciez się zamienić w "normalną" rodzine :)
Wim, wiem powiesz , że chłopców nie urodziłaś i nie są Twoi - ale oni są Twojego ukochanego więc skoro jego kochasz to ich też pokochasz :) Och, jak ja bym chciala zeby mojM miał dzieci - na pewno bym je kochala - tak jak kocham Jego :) bo to głównie dla niego chcę mieć dzieci - to on ich pragnie nad życie i zupełnie nie wiem co jeszcze robi z taka niepłodną baba jak ja :?:
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Post autor: azika »

Po co ta wiosna wogóle jest??? Po to żeby nas wpędzać w jeszcze większą deprechę??? Po to żeby zaciążone dziewczyny mogły pokazywać swoje brzuchy a radosne mamuśki spacerować ze swoimi pociechami??? po to żeby wszystko budziło się do życia gdy w nas wszystko umiera???

Bezsens :(
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
klipiec
Posty: 140
Rejestracja: 22 gru 2008 01:00

Post autor: klipiec »

Wiosna jest okrutna dla bezdzietnych tylko w blokowisku (zwłaszcza w moim!), bo na 1 m2 przypada nienormalna wręcz ilosć ciążowych brzuchów, wózków dziecięcych i różowiutko ubranych dziewczynek... U mnie jeszcze dochodzi rap z wulgarnymi słowy, rozpuszczany na całą głośnosć przez to monstrum, co wyrasta z dziecięcego stadka.
I powiem Wam, że kolejność moich wrogów wiosennych, według stopnia nieznośności, jesta taka: 1) hałasy, pijaństwo podblokowe, przekleństwa i muza na full 2) piszczące różowe dziewczynki 3) wózki-zawalidrogi i mamuśki rozstawione z nimi na środku jedynego przejścia, konferujące i ćmiące papieroska... a ciążowe brzuszki jakoś mi nic nie robią, nie wiem, dlaczego. O, może dlatego, że muszę znosić w związku z wiosną i dziadowskim pomieszkiwaniem tyle gorszych niedogodności, że nie mam już pary na przejmowanie się brzuszkami. Może bardziej się wydelikacę, jak się przeprowadzę do domku i przyzwyczaję do dobrego oraz zapomnę, co to rap na full i sąsiedztwo meneli...
Może jestem okropna i nieczuła, ale pierwsze wołanie, jakie się we mnie odzywa w związku z wiosną brzmi: Domku! Ciszy! Słonka! Spokoju i bezpieczeństwa!...
Bo jakoś tak mi w głowie, że na tym moim osiedlu, na którym ja ledwie wytrzymuję psychicznie, moje dziecko miałoby kiepsko. I gdzieś za uszami kręci mi się myśl, że może ono nie chciało przyjść, bo nie chce tu mieszkać. I świadomość faktu, że bywają na świecie stworzenia, które nie rozmnażają się w niewoli.
Dla mnie to osiedle jest niewolą, z której się muszę wyzwolić, żeby pełniej żyć. I - kto wie? Może kiedy poczuję się bardziej spełniona i szczęśliwsza, dzidziuś jeszcze postanowi się zameldować. Albo tak sobie odpoczniemy w tym domku, że bedziemy mieli siłę adoptować, nawet mimo koszmarach procedur w OAO. Albo po prostu będziemy żyć w dobrych, przyjemnych warunkach.
Tylko wpierw muszę dokonać wielkich strategicznych posunięć, ktore mnie przerażają, ale tak nienawidzę tego osiedla, że za rok (względy podatkowe każą tyle odczekać) sprzedaję pewne rzeczy i kupuje działkę budowlaną! I w takie dni jak dziś będę sączyć lemoniady na leżaczku i wygrzewać się na słonku! Bez widoku brzuchów, wózków i bez rapu. Z książką, gazetką... o, ludzie, jak to cudnie będzie!!! :) :) :)
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Post autor: azika »

Klipiec - rozumiem Cię - ja też "z osiedla" i to ogromnego :(

Tylko balkon mam - z widokiem na plac zabaw :(
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
klipiec
Posty: 140
Rejestracja: 22 gru 2008 01:00

Post autor: klipiec »

No właśnie, aziko, przez takie mieszkanie nie możemy zastosować prostej zasady na podreperowanie się psychiczne: Co z oczu, to z serca!
Nie możemy mieć spokoju od pewnych widoków, bo po prostu lezie w oczy z każdego kąta... To tak, jakby jakiś nasz ideał, który nas nie chciał, a myśmy go bardzo kochały, mieszkał po sąsiedzku i stale nas mijał wodząc się za rączkę ze swą narzeczoną...
W niektórych sytuacjach po prostu lepiej zmienić otoczenie na bardziej sprzyjające naszemu życiu i dobremu samopoczuciu, pozwalające zapomnieć o pewnych problemach...
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”