Byłam adoptowana, a teraz jestem mamą......
Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa
- krystynaz
- Posty: 31
- Rejestracja: 08 sie 2008 00:00
Byłam adoptowana, a teraz jestem mamą......
witajcie, szukam kontaktu z kobietami, które tak jak ja były adoptowane. pozdrawiam
- krystynaz
- Posty: 31
- Rejestracja: 08 sie 2008 00:00
emma4
czy jestes szczesliwa? ja tez ale nie jest mi zawsze łatwo....
na Adoptusia czekasz?
Dodane po: 3 minutach:
jest mi czasem trudno, mam obawy choroby sierocej po tylu latach, czasem mam "dziwne" reakcje. zastanawiam sie czy to "nasz" przypadłośc wspólne. dlatego pisze prace mgr, (studiuje psychologie). na temat postaw rodzicielskich osob adoptowanych, czy sa inne niz kobiet nieadoptowanych. niestety b.trudno znalezc mi mamy ktore byly adoptowane. pomoz mi:)
a moze znasz "nas" wiecej?
pozdrawiam
jesli chcesz napisac [email protected]
czy jestes szczesliwa? ja tez ale nie jest mi zawsze łatwo....
na Adoptusia czekasz?
Dodane po: 3 minutach:
jest mi czasem trudno, mam obawy choroby sierocej po tylu latach, czasem mam "dziwne" reakcje. zastanawiam sie czy to "nasz" przypadłośc wspólne. dlatego pisze prace mgr, (studiuje psychologie). na temat postaw rodzicielskich osob adoptowanych, czy sa inne niz kobiet nieadoptowanych. niestety b.trudno znalezc mi mamy ktore byly adoptowane. pomoz mi:)
a moze znasz "nas" wiecej?
pozdrawiam
jesli chcesz napisac [email protected]
- krysiaz
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 maja 2008 00:00
nie piszenie, więc ja napisze znów...
Wiele z nas nie miało normalego dzieciństwa, normalnego czyli takiego, które byn nas napełniło miościa i zapałem juz na całe zycie. Wiele razy
odczuliśmy, ze jestesmy "spoza"
czasami moze czulismy, ze nasi nowi rodzice żałuja wyboru, ze chetnie by nas oddali tam skąd wzieli.
i zakładamy swoje rodziny majac nadzieje, że damy naszym rodzicom to wszystko o czym w nocy, przed snem marzylismy.
Wiele z nas nie miało normalego dzieciństwa, normalnego czyli takiego, które byn nas napełniło miościa i zapałem juz na całe zycie. Wiele razy
odczuliśmy, ze jestesmy "spoza"
czasami moze czulismy, ze nasi nowi rodzice żałuja wyboru, ze chetnie by nas oddali tam skąd wzieli.
i zakładamy swoje rodziny majac nadzieje, że damy naszym rodzicom to wszystko o czym w nocy, przed snem marzylismy.
-
- Posty: 781
- Rejestracja: 03 cze 2004 00:00
witaj Krysiu,
nie jestem adoptowana, jestem mamą adopcyjną i bardzo mi zależy na tym, by synek nie miał nigdy poczucia odrzucenia.
Może podpowiesz co z p. widz. dziecka adopcyjnego jest szczególnie ważne? Gdybyś mogła cofnąć jak film swoje życie - co zmieniłabyś? (jakie postawy swych rodziców, otoczenia itp skorygowałabyś? i jak?)
Zastanowiły mnie Twoje słowa, szczególnie te:
- doświadczenia dziecka sprzed adopcji,
- postawa rodziców adopcyjnych (i co było tym co najb. raniło),
- postawa otoczenia (dalsza rodzina, sąsiedzi, rówieśnicy.. - i znów co najbardziej dotykało, a więc przed czym bronić dziecko, jeśli się da),
- a w jakim sama tylko świadomość bycia adoptowaną (świadomość, że ktoś wcześniej "zrezygnował" z dziecka)?
A może to poczucie odrzucenia nie jest czymś specyficznym dla dzieci adopcyjnych?:
- być może nie każde dziecko adopcyjne to odczuwa (może nie odczuwają te dzieci, które żyją w dobrze funkcjonujących rodzinach)?,
- być może odczucie to towarzyszy równie dobrze osobom nieadoptowanym (żyjącym w swych biologicznych rodzinach, ale odrzucanym przez choćby jednego z rodziców)?
Twoje podpowiedzi mogą pomóc nam - raczkującym dopiero mamom adopcyjnym i powierzonym nam skarbom.
Z góry wielkie dzięki!
Aaa.., na boćku pisała osoba adoptowana i będąca obecnie mamą - dorothea1 (w adopcyjnych dylematach, wątek "Urodziła cię "Inna Pani", czy "Inna Mama", str. 19).
Powodzenia w pracy (i nie tylko!)!
Dodane po: 28 minutach:
ups.. przeczytałam Twoje wypowiedzi w wątku z działu "rodzicielstwo zastępcze":
nie jestem adoptowana, jestem mamą adopcyjną i bardzo mi zależy na tym, by synek nie miał nigdy poczucia odrzucenia.
Może podpowiesz co z p. widz. dziecka adopcyjnego jest szczególnie ważne? Gdybyś mogła cofnąć jak film swoje życie - co zmieniłabyś? (jakie postawy swych rodziców, otoczenia itp skorygowałabyś? i jak?)
Zastanowiły mnie Twoje słowa, szczególnie te:
krystynaz pisze:Odczuwamy pewne stany, lęki..
krystynaz pisze:jest mi czasem trudno, mam obawy choroby sierocej po tylu latach, czasem mam "dziwne" reakcje. zastanawiam sie czy to "nasz" przypadłośc wspólne
Jak myślisz, w jakim stopniu na to poczucie odrzucenia "zapracowały":krysiaz pisze:Wiele z nas nie miało normalego dzieciństwa, normalnego czyli takiego, które byn nas napełniło miościa i zapałem juz na całe zycie. Wiele razy odczuliśmy, ze jestesmy "spoza"
czasami moze czulismy, ze nasi nowi rodzice żałuja wyboru, ze chetnie by nas oddali tam skąd wzieli.
- doświadczenia dziecka sprzed adopcji,
- postawa rodziców adopcyjnych (i co było tym co najb. raniło),
- postawa otoczenia (dalsza rodzina, sąsiedzi, rówieśnicy.. - i znów co najbardziej dotykało, a więc przed czym bronić dziecko, jeśli się da),
- a w jakim sama tylko świadomość bycia adoptowaną (świadomość, że ktoś wcześniej "zrezygnował" z dziecka)?
A może to poczucie odrzucenia nie jest czymś specyficznym dla dzieci adopcyjnych?:
- być może nie każde dziecko adopcyjne to odczuwa (może nie odczuwają te dzieci, które żyją w dobrze funkcjonujących rodzinach)?,
- być może odczucie to towarzyszy równie dobrze osobom nieadoptowanym (żyjącym w swych biologicznych rodzinach, ale odrzucanym przez choćby jednego z rodziców)?
Twoje podpowiedzi mogą pomóc nam - raczkującym dopiero mamom adopcyjnym i powierzonym nam skarbom.
Z góry wielkie dzięki!
Aaa.., na boćku pisała osoba adoptowana i będąca obecnie mamą - dorothea1 (w adopcyjnych dylematach, wątek "Urodziła cię "Inna Pani", czy "Inna Mama", str. 19).
Powodzenia w pracy (i nie tylko!)!
Dodane po: 28 minutach:
ups.. przeczytałam Twoje wypowiedzi w wątku z działu "rodzicielstwo zastępcze":
krystynaz pisze:po wstepnych kilku mamach przebadanych wychodza mi ciekawe rzeczy , np . powszechna "trauma odrzucenia"
krystynaz pisze:ciagnie sie przez zycie pewien smutek, zanizona samoocena, .....zaburzenia zycia emocjonalnego (..)
ale nie zawsze tak musi byc. wiele czynnikow na to wplywa: sytuacja z rodzina dopcyjna, relacje w zwiazkah , usposobienie itd... (..) wiek w chwili adopcji
krystynaz pisze:"Kolejny obszar problemów, z którymi musza poradzić sobie dorośli, dotyczy przeszłości dziecka. Obawa, że dziecko mogło odziedziczyć po swoich naturalnych rodzicach jakieś złe cechy, nęka sporą grupę rodziców. (..) Konsekwencja takiej tendencji może być niedocenianie roli własnych oddziaływań wychowawczych i socjalizacyjnych i stawianie dziecku np. zbyt małych wymagań lub nie stawianie ich wcale. (..)" to fragment mojej pracy
..............
mysle ze moja mam kiedy mnie adoptowala to straszliwie odczuwala "kompleks bezpłodności" dlatego w wychowaniu mnie skupiła sie nie na tym co najważniejsze. Nie szukała MIŁOŚCI i obiekty do KOCHANIA, ale zapomnienia o swym "deficycie"
To sporo wyjaśniakrysiaz pisze:jak w mojej rodzinie dalszej kiedys cos zginelo , jedna bliska mi osoba stwierdzila, ze to na pewno "podrzutek" wzial- czyli ja. powoli swym zyciem udawadniałam, że nie jestem jak moi rodzice biologiczni...
niestety my nie jestesmy w nowych rodzinach "czystymi kartami"
- krystynaz
- Posty: 31
- Rejestracja: 08 sie 2008 00:00
Nina 2
duzo pytan na raz
poczucie odrzucenia ma kazde dziecko adoptowane, ktore wie, ze bylo adoptowane. Po prostu wiesz, ze ktoś kiedys potraktował cie jak przedmiot- odrzucil, podrzucil, zostawil. To musi bolec.
to jak sobie z tym poradzimy zalezy od wielu rzeczy:
- najwazniejsze- nowa rodzina: relacje, kontakty z babciami ciociami, kuzynostwem- czy daja odczuc ze nie jestesmy z nich (najgorsza jest litosc )
- wiek adopcji- im krocej w dd tym lepiej
- trzeba powiedziec prawde dziecku- na tyle na ile umie przyjac
- nie oceniac rodzicow biologicznych
KOCHAC, KOCHAC I JESZCZE RAZ KOCHAC- jak dziecko naturalne:)
w jakim wieku adoptowalas dziecko?
Dodane po: 6 minutach:
Nina2 dziekuje za dorothea1- napisałam do niej:) jak bys znała inne, natkneła sie, prosze o kontakt
dzieki
duzo pytan na raz
poczucie odrzucenia ma kazde dziecko adoptowane, ktore wie, ze bylo adoptowane. Po prostu wiesz, ze ktoś kiedys potraktował cie jak przedmiot- odrzucil, podrzucil, zostawil. To musi bolec.
to jak sobie z tym poradzimy zalezy od wielu rzeczy:
- najwazniejsze- nowa rodzina: relacje, kontakty z babciami ciociami, kuzynostwem- czy daja odczuc ze nie jestesmy z nich (najgorsza jest litosc )
- wiek adopcji- im krocej w dd tym lepiej
- trzeba powiedziec prawde dziecku- na tyle na ile umie przyjac
- nie oceniac rodzicow biologicznych
KOCHAC, KOCHAC I JESZCZE RAZ KOCHAC- jak dziecko naturalne:)
w jakim wieku adoptowalas dziecko?
Dodane po: 6 minutach:
Nina2 dziekuje za dorothea1- napisałam do niej:) jak bys znała inne, natkneła sie, prosze o kontakt
dzieki
-
- Posty: 781
- Rejestracja: 03 cze 2004 00:00
Krysia - dzięki! nasz Skarb jest w wieku niemowlęcym
Jeszcze dorzucam pytania (więcej nie będzie, bo zmieniam treść wątku )
a)
piszesz
b)
A jeśli (załóżmy) znajdzie się ktoś w dalszej rodzinie kto zachowuje się wobec dziecka "nie tak", ale my (rodzice, rodzeństwo dziecka) stajemy murem po stronie dziecka - wystarczy?
c)
Tak mi przyszło do głowy, czytając tę myśl, że ryzyko, że pewne zachowania kogoś interpretować się będzie pod kątem posiadanej o nim pewnej informacji działa w przypadku rodziny adopcyjnej w 2 strony - rodzic może zachowania dziecka czytać przez pryzmat jego adopcyjnej przeszości, dziecko może na ra patrzeć przez pryzmat jego "niepłodności".
d)
Nadal myślę, że niewykluczone, że poczucie odrzucenia nie jest czymś specyficznym dla dzieci adopcyjnych (być może dotyka ono po prostu dzieci przeżywających odrzucenie przez rodzica/ów - odrzucenie nie koniecznie w sensie "fizycznym"). Czy dziecko żyjące "u boku" swego rb, ale odbierające od niego liczne komunikaty "odrzucające" nie czuje odrzucenia? Czy to co ono czuje jest czymś istotnie innym od tego co czuje dz adoptowane?
Na koniec - była na boćku jeszcze co najmniej 1 osoba, pisząca o sobie jako o osobie adoptowanej, a obecnie mamie, ale kto to był? Asia z Lublina?
pozdrawiam
Jeszcze dorzucam pytania (więcej nie będzie, bo zmieniam treść wątku )
a)
piszesz
hmm.., pierwsze zdanie brzmi jak argument za niejawnością adopcji (wiem, wiem, obie jesteśmy za jawnością); co do drugiego - przecież informacja o byciu adoptowanym może być dziecku przedstawiona w sposób lepszy lub gorszy, zresztą powód dla którego mb powierzyła dziecko innym ludziom (np. za pośrednictwem oao) też może być "lepszy" lub "gorszy". Tzn adopcja nie musi być konsekwencją odrzucenia, podrzucenia.krystynaz pisze:poczucie odrzucenia ma kazde dziecko adoptowane, ktore wie, ze bylo adoptowane. Po prostu wiesz, ze ktoś kiedys potraktował cie jak przedmiot- odrzucil, podrzucil, zostawil. To musi bolec.
b)
Jednak (jak się zdaje) najważniejsze jest to, co dzieje się w rodzinie dziecka najściślej pojętej (ono - rodzice - plus ewent. rodzeństwo), a dalsza rodzina jest na 2-gim planie. To, że podkreślasz wagę relacji z dalszą rodziną daje do mysłenia.krystynaz pisze:to jak sobie z tym poradzimy zalezy od wielu rzeczy: - najwazniejsze- nowa rodzina: relacje, kontakty z babciami ciociami, kuzynostwem- czy daja odczuc ze nie jestesmy z nich
A jeśli (załóżmy) znajdzie się ktoś w dalszej rodzinie kto zachowuje się wobec dziecka "nie tak", ale my (rodzice, rodzeństwo dziecka) stajemy murem po stronie dziecka - wystarczy?
c)
..(to nie będzie odnośnie Ciebie, ani Twojej mamy):Nina2 pisze:mysle ze moja mam kiedy mnie adoptowala to straszliwie odczuwala "kompleks bezpłodności" dlatego w wychowaniu mnie skupiła sie nie na tym co najważniejsze. Nie szukała MIŁOŚCI i obiekty do KOCHANIA, ale zapomnienia o swym "deficycie"
Tak mi przyszło do głowy, czytając tę myśl, że ryzyko, że pewne zachowania kogoś interpretować się będzie pod kątem posiadanej o nim pewnej informacji działa w przypadku rodziny adopcyjnej w 2 strony - rodzic może zachowania dziecka czytać przez pryzmat jego adopcyjnej przeszości, dziecko może na ra patrzeć przez pryzmat jego "niepłodności".
d)
Nadal myślę, że niewykluczone, że poczucie odrzucenia nie jest czymś specyficznym dla dzieci adopcyjnych (być może dotyka ono po prostu dzieci przeżywających odrzucenie przez rodzica/ów - odrzucenie nie koniecznie w sensie "fizycznym"). Czy dziecko żyjące "u boku" swego rb, ale odbierające od niego liczne komunikaty "odrzucające" nie czuje odrzucenia? Czy to co ono czuje jest czymś istotnie innym od tego co czuje dz adoptowane?
Na koniec - była na boćku jeszcze co najmniej 1 osoba, pisząca o sobie jako o osobie adoptowanej, a obecnie mamie, ale kto to był? Asia z Lublina?
pozdrawiam
- krysiaz
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 maja 2008 00:00
Nina2
po kolei:)
a)
"przecież informacja o byciu adoptowanym może być dziecku przedstawiona w sposób lepszy lub gorszy, zresztą powód dla którego mb powierzyła dziecko innym ludziom (np. za pośrednictwem oao) też może być "lepszy" lub "gorszy". Tzn adopcja nie musi być konsekwencją odrzucenia, podrzucenia. "
nina, jesli Ci na czyms zalezy, na kims to walczysz. Adopcja- to brak walki o dziecko. Jak kolwiek przedstawiona informacja zawsze pokazuje rodziców jako porzucających
b)
"Jednak (jak się zdaje) najważniejsze jest to, co dzieje się w rodzinie dziecka najściślej pojętej (ono - rodzice - plus ewent. rodzeństwo), a dalsza rodzina jest na 2-gim planie. To, że podkreślasz wagę relacji z dalszą rodziną daje do mysłenia.
A jeśli (załóżmy) znajdzie się ktoś w dalszej rodzinie kto zachowuje się wobec dziecka "nie tak", ale my (rodzice, rodzeństwo dziecka) stajemy murem po stronie dziecka - wystarczy? "
mie da sie zamknąc wychowania i bycia tylko w obrebie rodzicow i rodzenstwa. Najwazniejsi są oni ale babcia, dziadek, najblizsze ciotki, wujki kuzynostwo, ktorzy sa blisko rodzicow sa wazni dla dziecka- skoro sa wazni dla rodzicow. Ich zle intencje wobec dziecka bola dziecko- same je jak i swiadomosc ze " jest sie przedmiotem" zwarc rodzicow z rodzina- to wszsytko odbiera "normalnośc" rodziny adopcyjnej
c)
"Tak mi przyszło do głowy, czytając tę myśl, że ryzyko, że pewne zachowania kogoś interpretować się będzie pod kątem posiadanej o nim pewnej informacji działa w przypadku rodziny adopcyjnej w 2 strony - rodzic może zachowania dziecka czytać przez pryzmat jego adopcyjnej przeszości, dziecko może na ra patrzeć przez pryzmat jego "niepłodności". "
dziecko chce normalnej rodziny, chce milosci, chce czuc sie bezpieczne
jesli traktuje sie je jak "swoje" to nie bedzie myslalo o "nieplodnosci" rodzicow i przyczynie dla ktorej adoptowali. bedzie po prostu szczesliwe
d)
"Nadal myślę, że niewykluczone, że poczucie odrzucenia nie jest czymś specyficznym dla dzieci adopcyjnych (być może dotyka ono po prostu dzieci przeżywających odrzucenie przez rodzica/ów - odrzucenie nie koniecznie w sensie "fizycznym"). Czy dziecko żyjące "u boku" swego rb, ale odbierające od niego liczne komunikaty "odrzucające" nie czuje odrzucenia? Czy to co ono czuje jest czymś istotnie innym od tego co czuje dz adoptowane? "
masz racje, nie jest to wykluczone. Może dziecko adoptowane byc szczesliwsze niz nieadoptowane. dziecko nieadoptowane może tez byc odrzucone przez rodziców. Jednak czesciej to sie zdarza- wg mnie prawie zawsze u dzieci adoptowanych- taka , choc krotka refleksja, ze byl czas, gdy bliscy go nie chcieli... lub nie mieli sily/ checi walczyc o nie.
moze akurat nasze rozmowy pomoga
szukaj mi mam adoptowanych
pozdrawiam, swietuj z maleństwem dzis i nie mysl negatywnie. Kochaj dziecko i tyle..
po kolei:)
a)
"przecież informacja o byciu adoptowanym może być dziecku przedstawiona w sposób lepszy lub gorszy, zresztą powód dla którego mb powierzyła dziecko innym ludziom (np. za pośrednictwem oao) też może być "lepszy" lub "gorszy". Tzn adopcja nie musi być konsekwencją odrzucenia, podrzucenia. "
nina, jesli Ci na czyms zalezy, na kims to walczysz. Adopcja- to brak walki o dziecko. Jak kolwiek przedstawiona informacja zawsze pokazuje rodziców jako porzucających
b)
"Jednak (jak się zdaje) najważniejsze jest to, co dzieje się w rodzinie dziecka najściślej pojętej (ono - rodzice - plus ewent. rodzeństwo), a dalsza rodzina jest na 2-gim planie. To, że podkreślasz wagę relacji z dalszą rodziną daje do mysłenia.
A jeśli (załóżmy) znajdzie się ktoś w dalszej rodzinie kto zachowuje się wobec dziecka "nie tak", ale my (rodzice, rodzeństwo dziecka) stajemy murem po stronie dziecka - wystarczy? "
mie da sie zamknąc wychowania i bycia tylko w obrebie rodzicow i rodzenstwa. Najwazniejsi są oni ale babcia, dziadek, najblizsze ciotki, wujki kuzynostwo, ktorzy sa blisko rodzicow sa wazni dla dziecka- skoro sa wazni dla rodzicow. Ich zle intencje wobec dziecka bola dziecko- same je jak i swiadomosc ze " jest sie przedmiotem" zwarc rodzicow z rodzina- to wszsytko odbiera "normalnośc" rodziny adopcyjnej
c)
"Tak mi przyszło do głowy, czytając tę myśl, że ryzyko, że pewne zachowania kogoś interpretować się będzie pod kątem posiadanej o nim pewnej informacji działa w przypadku rodziny adopcyjnej w 2 strony - rodzic może zachowania dziecka czytać przez pryzmat jego adopcyjnej przeszości, dziecko może na ra patrzeć przez pryzmat jego "niepłodności". "
dziecko chce normalnej rodziny, chce milosci, chce czuc sie bezpieczne
jesli traktuje sie je jak "swoje" to nie bedzie myslalo o "nieplodnosci" rodzicow i przyczynie dla ktorej adoptowali. bedzie po prostu szczesliwe
d)
"Nadal myślę, że niewykluczone, że poczucie odrzucenia nie jest czymś specyficznym dla dzieci adopcyjnych (być może dotyka ono po prostu dzieci przeżywających odrzucenie przez rodzica/ów - odrzucenie nie koniecznie w sensie "fizycznym"). Czy dziecko żyjące "u boku" swego rb, ale odbierające od niego liczne komunikaty "odrzucające" nie czuje odrzucenia? Czy to co ono czuje jest czymś istotnie innym od tego co czuje dz adoptowane? "
masz racje, nie jest to wykluczone. Może dziecko adoptowane byc szczesliwsze niz nieadoptowane. dziecko nieadoptowane może tez byc odrzucone przez rodziców. Jednak czesciej to sie zdarza- wg mnie prawie zawsze u dzieci adoptowanych- taka , choc krotka refleksja, ze byl czas, gdy bliscy go nie chcieli... lub nie mieli sily/ checi walczyc o nie.
moze akurat nasze rozmowy pomoga
szukaj mi mam adoptowanych
pozdrawiam, swietuj z maleństwem dzis i nie mysl negatywnie. Kochaj dziecko i tyle..
Nie jestem ani adoptowana, ani nie jestem matką adopcyjną, pozwólcie wypowiem się w tym temacie. Ludzie często za swoje problemy i niepowodzenia obwiniają osoby lub fakty ze swojej przeszłości. I słusznie, bo ci ludzie i te zdarzenia nas kształtują. Jednak uważam, że fakt adopcji jest po prostu jednym z czynników Tak samo, jak ciężka choroba własna lub kogoś bliskiego, nałogi czy przemoc w rodzinie, itp. I uważam, że adopcja to jednak nie najgorsze, co może się dziecku zdarzyć. Bo jasne, z jednej strony jest fakt odrzucenia przez r.b., ale z drugiej WYBRANIA przez r.a.! A to, biorąc pod uwagę, częste przecież, zachowania agresywne i destrukcyjne r.b. wobec własnych dzieci może być czynnikiem dającym nadzieję.
Ja całkiem niedawno usłyszałam od swojej matki, jak najbardziej biologicznej, że gdyby mnie nie było, ona wcale nie byłaby nieszczęśliwa. Zapytaj się swojej matki adoptowanej, czy byłaby szczęśliwa, gdyby ciebie nie było. Przecież wywalczyła cię. Walczyła o ciebie tak, jak moja nigdy o mnie nie walczyła. A nie mogę powiedzieć, że moja matka jest złą matką, że mnie nie kocha! Ale uważa, że mogłaby żyć beze mnie. Rodzice ado wiedzą, ze bez swoich dzieci byli głęboko nieszczęśliwi. Dlatego o nie walczyli
Na wszystko można spojrzeć z różnych perspektyw. Adopcja nie jest przecież łatwa dla żadnej ze stron. Rodzice ado muszą pokonać wiele barier, zewnętrznych i wewnętrznych, żeby stać się rodzicami. I towarzyszy im często obawa, że nie sprawdzają się w swojej roli. Obawa, czy kiedyś nie usłyszą - "spadaj, nie jesteś moją matką/moim ojcem" rzucone w młodzieńczym buncie. Czasem muszą zmagać się z romantyczną wizją rodziców biol. wytworzoną przez dziecko, czasem "rywalizować" z odnalezionymi matkami biolo.
Przyznam, że kiedy o tym myślę, autentycznie się boję i zaczynam wątpić w to, czy ja aby na pewno mam ochotę w ogóle się w to pchać. I jeszcze jak czytam, że pomimo moich najszczerszych wysiłków, dziecko i tak nie będzie w pełni szczęśliwe... Zastanawiam się - po co to wszystko?
Rodzice ado ciągle próbują przewidzieć, zapobiec, przeczuć, postawić się na miejscu. Może dorosłym adoptowanym przydałoby się czasem spojrzenie na własną adopcję od strony ich rodziców i zrozumienie przez co musieli przejść i co nadal przeżywają? I może wtedy adopcja nabrałaby innego wymiaru w ich oczach i poczuliby choć trochę dumy z tego, że ktoś tak bardzo ich chciał?
Pozdrawiam ciepło.
No i właśnie nie. Bo czasem oddanie dziecka do adopcji jest poświęceniem własnego, egoistycznego "chcenia" na rzecz warunków, w jakich może być wychowywane dziecko. Nie zawsze walka jest możliwa. A czasem jej próba przesunęłaby jedynie w czasie adopcję, a co za tym idzie, utrudniła dziecku start.krysiaz pisze:jesli Ci na czyms zalezy, na kims to walczysz. Adopcja- to brak walki o dziecko. Jak kolwiek przedstawiona informacja zawsze pokazuje rodziców jako porzucających
Racja, nie da się wyizolować dziecka z szerszej rodziny. Ale pamiętaj, że odrzucenie przez babcie/ dziadków/ ciotki, itd nie dotyczy jedynie dzieci adoptowanych. Wystarczy, że synowa lub zięć nie są lubiani! Dla matki mojego ojca nie istniałam przez pierwsze 26 lat mojego życia! Do tego stopnia, że kiedyś, kiedy byłam bardzo mała, miałam może 5-6 lat, byłam z matką u tej babci na feriach zimowych. Ona akurat wróciła z zagranicy i przywiozła prezenty wszystkim wnukom (sztuk w ze mną 6) poza mną. I jeszcze powiedziała, że ja nie jestem jej wnuczką, bo jestem bękartem (rodzice nie mają ślubu kościelnego).krysiaz pisze:mie da sie zamknąc wychowania i bycia tylko w obrebie rodzicow i rodzenstwa. Najwazniejsi są oni ale babcia, dziadek, najblizsze ciotki, wujki kuzynostwo, ktorzy sa blisko rodzicow sa wazni dla dziecka- skoro sa wazni dla rodzicow. Ich zle intencje wobec dziecka bola dziecko- same je jak i swiadomosc ze " jest sie przedmiotem" zwarc rodzicow z rodzina- to wszsytko odbiera "normalnośc" rodziny adopcyjnej
Nie wiem, czy fakt niepłodności lub bezpłodności można zupełnie wymazać z pamięci. Obawiam się, że nie. Rozmawiałam z wieloma rodzicami ado i kobiety mówią, że jednak brak ciąży boli. Pomimo wielu wspaniałych lat wychowywania dzieci, które są ich szczęściem, dumą i radością i za które dałyby się pokroić, jednak fakt, że nie były w ciąży, nie urodziły tego dziecka boli. Rodzice ado też są tylko ludźmi. Chcą dziecku dać z siebie wszystko, ale także mają swoje złe momenty, swoje ograniczenia. Zrozumienie potrzebne jest z obu stron.krysiaz pisze:dziecko chce normalnej rodziny, chce milosci, chce czuc sie bezpieczne jesli traktuje sie je jak "swoje" to nie bedzie myslalo o "nieplodnosci" rodzicow i przyczynie dla ktorej adoptowali. bedzie po prostu szczesliwe
krysiaz pisze: Może dziecko adoptowane byc szczesliwsze niz nieadoptowane. dziecko nieadoptowane może tez byc odrzucone przez rodziców. Jednak czesciej to sie zdarza- wg mnie prawie zawsze u dzieci adoptowanych- taka , choc krotka refleksja, ze byl czas, gdy bliscy go nie chcieli... lub nie mieli sily/ checi walczyc o nie.
Ja całkiem niedawno usłyszałam od swojej matki, jak najbardziej biologicznej, że gdyby mnie nie było, ona wcale nie byłaby nieszczęśliwa. Zapytaj się swojej matki adoptowanej, czy byłaby szczęśliwa, gdyby ciebie nie było. Przecież wywalczyła cię. Walczyła o ciebie tak, jak moja nigdy o mnie nie walczyła. A nie mogę powiedzieć, że moja matka jest złą matką, że mnie nie kocha! Ale uważa, że mogłaby żyć beze mnie. Rodzice ado wiedzą, ze bez swoich dzieci byli głęboko nieszczęśliwi. Dlatego o nie walczyli
Na wszystko można spojrzeć z różnych perspektyw. Adopcja nie jest przecież łatwa dla żadnej ze stron. Rodzice ado muszą pokonać wiele barier, zewnętrznych i wewnętrznych, żeby stać się rodzicami. I towarzyszy im często obawa, że nie sprawdzają się w swojej roli. Obawa, czy kiedyś nie usłyszą - "spadaj, nie jesteś moją matką/moim ojcem" rzucone w młodzieńczym buncie. Czasem muszą zmagać się z romantyczną wizją rodziców biol. wytworzoną przez dziecko, czasem "rywalizować" z odnalezionymi matkami biolo.
Przyznam, że kiedy o tym myślę, autentycznie się boję i zaczynam wątpić w to, czy ja aby na pewno mam ochotę w ogóle się w to pchać. I jeszcze jak czytam, że pomimo moich najszczerszych wysiłków, dziecko i tak nie będzie w pełni szczęśliwe... Zastanawiam się - po co to wszystko?
Rodzice ado ciągle próbują przewidzieć, zapobiec, przeczuć, postawić się na miejscu. Może dorosłym adoptowanym przydałoby się czasem spojrzenie na własną adopcję od strony ich rodziców i zrozumienie przez co musieli przejść i co nadal przeżywają? I może wtedy adopcja nabrałaby innego wymiaru w ich oczach i poczuliby choć trochę dumy z tego, że ktoś tak bardzo ich chciał?
Pozdrawiam ciepło.
- krystynaz
- Posty: 31
- Rejestracja: 08 sie 2008 00:00
-
- Posty: 781
- Rejestracja: 03 cze 2004 00:00
ooo.. wątek robi się coraz ciekawszy (choć dryfuje ku "poczucie odrzucenia u dzieci adoptowanych" )
A może z tym poczuciem odrzucenia - ew. wybrania jest tak, jak ze szlanką - dla jednego jest do połowy pełna, drugi dostrzega p. wszy. jej pustą połowę? (Tyle, że idzie o szczególną "szklankę".) Tzn. może prócz innych czynników, jest i taki zwykły: skłonność do optymistycznego lub pesymistycznego interpretowania zdarzeń?
ps. Krysiu - nie wiem jak do niej trafić (nie jestem nawet pewna czy jej nick to Asia). O ile pamiętam pisała jeszcze na starym forum (może ktoś ze starych forumowiczów kojarzy o kim mowa i podpowie?)
A może z tym poczuciem odrzucenia - ew. wybrania jest tak, jak ze szlanką - dla jednego jest do połowy pełna, drugi dostrzega p. wszy. jej pustą połowę? (Tyle, że idzie o szczególną "szklankę".) Tzn. może prócz innych czynników, jest i taki zwykły: skłonność do optymistycznego lub pesymistycznego interpretowania zdarzeń?
ps. Krysiu - nie wiem jak do niej trafić (nie jestem nawet pewna czy jej nick to Asia). O ile pamiętam pisała jeszcze na starym forum (może ktoś ze starych forumowiczów kojarzy o kim mowa i podpowie?)
- krysiaz
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 maja 2008 00:00
founda
a ja myslę, ze przyszły rodzic adopcyjny jedyne co musi umiec to bezinteresownie kochac. Tylko i az tyle.... Nie rozwazac, nie gdybac, nie starac sie zapobiegac po prostu kochac jak "swoje".
moj tato- adopcyjny to najfajniejszy facet na swiecie. Byl rewelacyjnym ojcem malej dziewczynki, nastolatki, mlodej mamy i mezatki. nigdy nie interesowal mnie ojciec biologiczny bo po co, skoro moj jest taki rewelacyjny.
jaki byl/ jest ojciec?
zawsze wjego oczach ja bylam, mial dla mnie czas, bawil sie ze mna, zabieral na lody, sluchal mnie i nie ocenial, jak zrobilam jakies glupstwo w zyciu mowil " damy sobie rade".
nigdy mi nie powiedziel ze aluje czy tez nie ze mnie wzial, ale ze mnie kocha
tacy macie byc, wy rodzice zdopcyjni i oczywiscie tacy powinni byc rodzice biologiczni.
Dodane po: 7 minutach:
omilka
z kolczastego jeza sie wyrasta.
w kazdej rodzinie jest taki etap. ja tez bylam nastolatka, bylam zbuntowana, lazilam z roznymi ludzmi. rodzice moi patrzyli na to troche inaczej niz rodzice biologicznie, bo doszukiwali sie tu moich genow i bardzi je sie bali. Moja matka b. puszczala sie, ojciec cpal. A ja nie.... i nie zamierzac, bo jak napisalas (milo) wyroslam na madra rodzine.
ja dotad mam czasem "pragnienie" by mnie, "stara krowe" przytulil tato, mama
Dodane po: 6 minutach:
Nina2 czytam nasze wypowiedzi i tym bardziej jestem ciekawa wniskow moich badan. Badam w nich samoocene. Czy osoby adoptowane maja ja zanizona w stosunku do rowiesnikow z rodzina naturalnych?
Badam w nich podejscie do dzieci i do malzenstwa.
a ja myslę, ze przyszły rodzic adopcyjny jedyne co musi umiec to bezinteresownie kochac. Tylko i az tyle.... Nie rozwazac, nie gdybac, nie starac sie zapobiegac po prostu kochac jak "swoje".
moj tato- adopcyjny to najfajniejszy facet na swiecie. Byl rewelacyjnym ojcem malej dziewczynki, nastolatki, mlodej mamy i mezatki. nigdy nie interesowal mnie ojciec biologiczny bo po co, skoro moj jest taki rewelacyjny.
jaki byl/ jest ojciec?
zawsze wjego oczach ja bylam, mial dla mnie czas, bawil sie ze mna, zabieral na lody, sluchal mnie i nie ocenial, jak zrobilam jakies glupstwo w zyciu mowil " damy sobie rade".
nigdy mi nie powiedziel ze aluje czy tez nie ze mnie wzial, ale ze mnie kocha
tacy macie byc, wy rodzice zdopcyjni i oczywiscie tacy powinni byc rodzice biologiczni.
Dodane po: 7 minutach:
omilka
z kolczastego jeza sie wyrasta.
w kazdej rodzinie jest taki etap. ja tez bylam nastolatka, bylam zbuntowana, lazilam z roznymi ludzmi. rodzice moi patrzyli na to troche inaczej niz rodzice biologicznie, bo doszukiwali sie tu moich genow i bardzi je sie bali. Moja matka b. puszczala sie, ojciec cpal. A ja nie.... i nie zamierzac, bo jak napisalas (milo) wyroslam na madra rodzine.
ja dotad mam czasem "pragnienie" by mnie, "stara krowe" przytulil tato, mama
Dodane po: 6 minutach:
Nina2 czytam nasze wypowiedzi i tym bardziej jestem ciekawa wniskow moich badan. Badam w nich samoocene. Czy osoby adoptowane maja ja zanizona w stosunku do rowiesnikow z rodzina naturalnych?
Badam w nich podejscie do dzieci i do malzenstwa.