Adoptowałem i jest mi źle

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

anonymouse012
Posty: 268
Rejestracja: 18 sie 2007 00:00

Post autor: anonymouse012 »

treść postu usunięta na
prośbę użytkownika
Awatar użytkownika
kasialu
Posty: 1394
Rejestracja: 13 mar 2004 01:00

Post autor: kasialu »

Filipkarol dobrze, że napisaliście.
Wasz syn potrzebuje rodziny. Nie zawsze łaczy się to z euforią miłości. Nie ma znaczenia, czy to dziecko biologiczne, czy adopcyjne. Jak można przeczytać w tym wątku w rodzinach bywa kilkoro dzieci i każde można kochać inaczej. Ja również będąc mama mieszaną kocham moje dzieci inaczej. To myślę nie wynika z faktu, że jedno jest adoptowane, a drugie biologiczne. Wynika to z faktu jakimi są dziećmi, ile energii poświęcam każdemu z nich, w jaki sposób rozwiazuję konflikty...
Kiedy moja Córeczka doprowadza mnie do szału (a robi to mam wrażenie non stop) zastanawiam się jakie metody zastosować żeby zmienić jej zachowanie. Uwierzcie, że Aniołem nie jest ;) Kocham ją inaczej....kocham za blond włosy, ktorych ja nie mam ;) kocham za zadziorność, za przytulanie, za to, że uczy mnie cieprliwości....i jak się zastanawiam to jest to tylko zwykła miłość. Szymka też kocham inaczej... za to, że ciagle do mnie przyklejony choć czasami mam tego dosyć, za uśmiech, który rzuca na kolana, za to jak broni siostry mimo, że młodszy, za to, że wymusza płaczem wszystko czego chce... I tak naprawdę to jest miłość nie za coś tylko tylko taka zwyczajna BO JEST.

Życzę Wam żeby ta miłość taka zwyczajna przyszła. Nawet jeżeli nie szalona, spontaniczna to chociaż skryta i z trudnością wydobywana. Prawdziwa miłośc nigdy nie jest łatwa. Jest zawsze wyzwaniem.
Dwie drogi, dwa szczęścia...
anonymouse007
Posty: 124
Rejestracja: 01 mar 2005 01:00

Post autor: anonymouse007 »

treść postu usunięta na
prośbę użytkownika
Ostatnio zmieniony 20 lis 2008 23:41 przez anonymouse007, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
blotka
Posty: 688
Rejestracja: 13 sie 2007 00:00

Post autor: blotka »

Mam niejasne wrażenie, że winnych tej sytuacji jest wiele osób i sporo błędów zostało popełnionych, ale to już mało istotne (aczkolwiek ważne dla tych, którzy dopiero zamierzają adoptować).
Podejrzewam, że Wasz syn nie zachowywał się jakoś szczególnie inaczej, niż inne dzieci "po przejściach", ale mogę się mylić.
Bardzo dużym plusem jest to, że Twoje dzieci są ze sobą związane.
Zachęcałabym Cię, żebyś się nie poddawała, ale nie wiem, jaką macie historię za sobą, nie jestem na Twoim miejscu.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

filipkarolcieszę się, że nie czujesz się tak bardzo sama ze swoim problemem i że napisałaś na tym forum. Pewnie, że możecie sobie z tym poradzić, możesz zmienić swoje nastawienie i sposób patrzenia na całą sprawę, ale jeśli masz w swoim mieście taką możliwość, to spróbuj dostać się do terapeuty rodzinnego po pomoc i wskazówki, jak poukładać to wszystko, jak postępować, i jak poukładać te wszystkie myśli i niepokoje w głowie. Powodzenia!!!
anonymouse007
Posty: 124
Rejestracja: 01 mar 2005 01:00

Post autor: anonymouse007 »

treść postu usunięta na
prośbę użytkownika
Ostatnio zmieniony 20 lis 2008 23:42 przez anonymouse007, łącznie zmieniany 1 raz.
anonymouse007
Posty: 124
Rejestracja: 01 mar 2005 01:00

Post autor: anonymouse007 »

treść postu usunięta na
prośbę użytkownika
Ostatnio zmieniony 20 lis 2008 23:42 przez anonymouse007, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
hanula
Posty: 3037
Rejestracja: 14 lip 2004 00:00

Post autor: hanula »

Szuflada pisze:FRAGMENTY NA TEMAT:
Prosze podaj zrodlo i autora.
Szuflada pisze: Obdarzyły one bliźniaczki wielkim uczuciem i intensywnie pracowały nad nadrobieniem przez nie strat.
Moze glupio to zabrzmi ale jestem ciekawa co zrobic by obdarzyc kogos wielkim uczuciem? Jak pracowac nad soba by byc do tego zdolnym?
Szuflada pisze:W praktyce kuracja miłości to nic innego jak terapeutyczne rodzicielstwo, polegające „[…] na intensywnej opiece, okazywaniu uczuć, empatii, ale również – odtwarzaniu „utraconych” sytuacji z dzieciństwa poprzez odgrywanie ról niemowląt, małych dzieci, i innych osób z dzieciństwa.
W praktyce taka kuracja milosci moze odbywac sie rowniez bez milosci... :roll: Bo przeciez mozna sie bardzo starac byc milym, czulym, cierpliwym, empatycznym a rownoczesnie kogos nie kochac... :?
Szuflada pisze: W przypadku dzieci, które doświadczyły prywacji [czyli braku jakichkolwiek emocjonalnych więzi w dzieciństwie -> czyli RAD lub mowiac bardziej po polsku dotkniete sa gleboka choroba sieroca] terapeutyczne oddziaływanie powinno być jeszcze bardziej intensywne.
Swieta prawda! Tylko czy w Polsce przygotowuje sie gdzies kandydatow do roli terapeutycznych rodzicow?
Szuflada pisze: Jednakże ewentualni kandydaci na opiekunów powinni zostać uprzedzeni o efektach deprywacji lub prywacji i o wskazaniach do dalszej opieki i odzyskiwania równowagi emocjonalnej przez dziecko. W przypadku dzieci, u których prywacja z powodu odrzucenia przez rodziców i długotrwałego pobytu w domu dziecka trwała zbyt długo, potrzebna jest intensywna opieka psychologiczna połączona z równie intensywnym terapeutycznym opiekuństwem ...
Swieta racja!!! Tylko jak to sie ma do praktyki??? Czy jest na bocianie ktos, kto zostal przez OA uprzedzony o tym, ze zaproponowane mu dziecko jest dotkniete zespolem zaburzenia wiezi??? I zostal poinstruowany jak z takim dzieckiem postepowac? Jest pod opieka kompetentnego terapeuty?
Szuflada pisze: RAD to chyba wiązka utrwalonych zachowań powstała na skutek "nieleczonej" prywacji ale nie mam pewności, bo ja to tylko na chłopski rozum i babską intuicję sobie wszystko tłumaczę...
Rad to zespol zaburzen wiezi. Zaburzen, ktore powstaja jesli w pierwszych miesiacach (do ok.8-9 m.z) (pierwszy etap) i dalej do ok. trzeciego roku zycia (drugi etap) dziecko nie moze wytworzyc trwalej i bezpiecznej wiezi emocjonalnej z jednym opiekunem.
anonymouse007
Posty: 124
Rejestracja: 01 mar 2005 01:00

Post autor: anonymouse007 »

treść postu usunięta na
prośbę użytkownika
Ostatnio zmieniony 20 lis 2008 23:40 przez anonymouse007, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Emily
Posty: 294
Rejestracja: 05 kwie 2004 00:00

Post autor: Emily »

blotka pisze:Mam niejasne wrażenie, że winnych tej sytuacji jest wiele osób i sporo błędów zostało popełnionych, ale to już mało istotne (aczkolwiek ważne dla tych, którzy dopiero zamierzają adoptować).
Wybaczcie, że ja jeszcze o tym... ale myślę, że to ważne - właśnie dla tych, którzy zastanawiają się nad adopcją, albo na nią czekają, i zaglądają do wątków takich, jak ten... Pamiętam, że podczas naszej pierwszej wizyty w OAO powiedziano coś ważnego, do czego potem już nie wracaliśmy (po prostu utkwiło mi to w głowie), a co należało by bardzo poważnie przeanalizować, zanim zostanie podjęta decyzja o adopcji określonego dziecka przez określoną rodzinę. Otóż niektóre dzieci nie powinny trafiać do rodziny, w której już są lub mają się pojawić inne dzieci, ponieważ muszą być jedynym obiektem uwagi swoich rodziców/opiekunów. Chodziło chyba o to, że niektóre maluchy mają tak duży defict uwagi kogoś bliskiego, że nie zaakceptują, gdy ich nowi rodzice będą dzielili ją między to właśnie dziecko i jeszcze inne. Wydaje mi się, że to ma sens. Warto więc na to także zwrócić uwagę. Są przecież rodzice, którzy chcą się poświęcić jednemu tylko dziecku, więc będą oni wręcz wymarzonymy opiekunami dla takiego malucha, który właśnie wyłącznej uwagi potrzebuje. (I analogicznie w drugim przypadku, gdy obie strony chcą/potrzebują być w większej rodzinie, ale tego już nie będę rozpisywać... :-) )

Serdecznie pozdrawiam!
"As my children grow my dreams come alive..."
W styczniu 2009 dwa Cudy dodały barw naszemu życiu... :-D
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Emily napisała: Chodziło chyba o to, że niektóre maluchy mają tak duży defict uwagi kogoś bliskiego, że nie zaakceptują, gdy ich nowi rodzice będą dzielili ją między to właśnie dziecko i jeszcze inne.

Zgadzam się z tym. Nie wyobrażam sobie mojej starszej córki jesli by zaraz po niej ( w krótkim odstępie czasu) powiększyłaby sie nam rodzina o kolejne dziecko. Była bardzo absorbująca- i odnaleźliśmy sie gdy miała już 3,5 roku.
Awatar użytkownika
mondi78
Posty: 294
Rejestracja: 20 kwie 2004 00:00

Post autor: mondi78 »

Witam wszystkich. Tak sobie czytam ten wątek i sama nie wiem co o tym wszystkim sądzić. Trochę zastanawia mnie fakt, że można żyć z dzieckiem pod jednym dachem przez 3 lata i nic do niego nie czuć, właściwie to czuć tylko odrazę. Rozumiem jak najbardziej fakt, ze nie kazdy moze pokochac dziecko od razu . Ja sama uczylam sie milosci do moich adoptowanych dzieci przez jakis czas i teraz nie potrafie sobie wyobrazic ze moglabym ich nie kochac, ze moglabym zyc w meczarniach nie kochajac ich i oszukujac tym samym siebie, dzieci, cala rodzine. Ale na poczatku bylo inaczej, kazdego dnia wstawalam z mysla co przyniesie mi dzien, czy dzisiejszy dzien pozwoli mi na to abym otworzyla swoje serce na uczucie, czy bede miala sile przytulac to dziecko ktore wyciaga do mnie raczki a ja nie potrafie dac mu siebie. Teraz jak sobie przypominam jak to bylo ciezko na poczatku to az czasem trudno mi uwierzyc ale niestety milosci rowniez trzeba sie nauczyc bo nie zawsze uczucia przychodza na zawolanie. Ot, pstrykne palcem i juz jest OK. Wcale nie. Mialam to szczescie, ze wszystko sie ulozylo, ze w niedlugim czasie zrozumialam to co jest wazne. Nie wyobrazam sobie zycia takiego o jakim pisze autor watku i nie wiem tez jak moze zawinic dzecko aby sadzic, ze wyrzadza krzywde przez to,ze jest.
Gdzies tam po drodze pewnie popelnione zostaly pewne bledy, ktore ciezko bedzie naprawic , jakies niedomowienia, brak porozumienia w rodzinie , to wszystko tak jakby sklada sie na ta sytuacje, do ktorej doszlo a ktora w ogole nie powinna miec miejsca. A co z tym dzieckiem, ktore jest gdzies tam pomiedzy tymi rozdartymi rodzicami adopcyjnymi, miedzy rodzenstwem, co ono czuje , jak ma sie dalej rozwijac i jak ma byc szczesliwe nie czujac sie kochanym i akceptowanym ????
Monika - mama Pacika i Julki zwanej Lulką ;-)
Awatar użytkownika
alimak
Posty: 225
Rejestracja: 25 gru 2003 01:00

Post autor: alimak »

Trochę zastanawia mnie fakt, że można żyć z dzieckiem pod jednym dachem przez 3 lata i nic do niego nie czuć, właściwie to czuć tylko odrazę.
a mnie to nie dziwi...
Wyobraź sobie sytuację..każdego dnia wstajesz z nadzieją, że w końcu bedzie lepiej, że Wasza rodzina wyjdzie na prostą, że Wasze dziecko przestanie Was testować i zacznie zachowywać się normalnie, bo wszyscy naokoło Wam powtarzają, że trzeba poczekać...i tak mijają trzy lata...dzień za dniem...

Ten wątek bardzo mnie zasmucił...bo ja też jestem w tej grupie ludzi, którzy czekają na to lepsze jutro...i zaczynam wątpić, że się doczekam...
Nina2
Posty: 781
Rejestracja: 03 cze 2004 00:00

Post autor: Nina2 »

Należę do (jak to b. ładnie ujęła Omilka) "tych szczęśliwych matek, które od razu pokochały dziecko (..). Bez żadnej chemii, hormonów. Nie brakowało mi kopania w brzuchu (..)." Patrząc na synka również myślę po cichu, że nie urodziłabym fajniejszego. Nawiasem dodam, że (jak Onaja) nie jeździliśmy po klinikach; nie diagnozowaliśmy nawet powodu niemania biologicznych dzieci. Ale nie o tym chciałam.


Zastanowiły mnie słowa Fundy:
funda pisze: niestety, nie każde dziecko można kochać
(Gdyby akcent był na rodzica, tj. coś w stylu: "nie każdy dorosły jest zdolny do pokochania danego dziecka", to co innego, ale jest na dziecko - tak jakby nie każde dziecko nadawało się do tego, by ktoś mógł je pokochać).

i (będące byc może wnioskiem postawionym na podstawie przesłanek takich, jak wyżej cytowana) słowa Filipkarol:
filipkarol pisze:Dziś wiem, dzięki Wam, że nic na siłę,(..) że mam prawo do niekochania!!!"

(Matka pisze, że ma prawo do niekochania własnego dziecka).


Słowo "miłość" używane było w tym wątku w różnych sensach i domyślam się, że autorkom powyższych cytatów raczej o same uczucia chodziło.
Jednak jeśli miłość nie jest tylko uczuciem (poruszeniem zmysłów, tym co związane ze zmianami biochemicznymi, o których pisze Funda), jeśli jest w niej miejsce na coś więcej - chcę Twego dobra, zależy mi na Tobie...dobrze, że jesteś.. to być może jest tak, FilipKarol, że jednak kochasz swego syna (a tylko uczucia szwankują)?
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Nina2 pojęcie miłości jest szerokie. Ale to, o czym piszesz na końcu:
chcę Twego dobra, zależy mi na Tobie...dobrze, że jesteś
Mogę powiedzieć o bardzo wielu osobach! Czy to znaczy, że ich KOCHAM? Można chcieć czyjegoś dobra, czuć się odpowiedzialnym za tę osobę, strać się żeby jej życie było dobre, a mimo to nie kochać. Są rzeczy, które funkcjonują poza naszą świadomością, a które sprawiają, że jednych ludzi lubimy, innych nie, a jeszcze innych nie znosimy. Czasem w obrębie własnej, biologicznej rodziny są ludzie, których kochamy oraz tacy, których ledwo tolerujemy tylko dlatego, że to rodzina.
Piszesz, że jesteś mamą, która nie miała problemu z pokochaniem dziecka. To fantastycznie, serio, bardzo się cieszę, że przyszło to do Ciebie tak łatwo. Doczytałam też, ze adoptowaliście niemowlę. Więc nie wiesz, jak wyglądałoby to gdyby do Twojej rodziny trafiło kilkuletnie dziecko odrzucające każdy przejaw Twojego uczucia, nie wiesz na ile starczyłoby Ci wiary, siły.
Niezależnie od formy, treść mojej i Twojej wypowiedzi jest taka sama, a sprowadza się ona do tego, że miłość nie pojawia się między dowolnie spotykającymi się ludźmi, niezależnie od ich wieku. Nie każdy dorosły jest w stanie obdarzyć uczuciem dowolnie wskazane dziecko, nie każde dziecko pokocha każdego dorosłego, jakiego spotka na swojej drodze.
Matka pisze, że ma prawo do niekochania własnego dziecka
No tak, to brzmi dramatycznie i niewiarygodni. Ale takie rzeczy zdarzają się nawet w rodzinach biologicznych. Kiedyś spotkałam kobietę, która stwierdziła, że "nawet lubi" swojego syna. Obecnie jestem świadkiem zachowania matki, która swoje dziecko, jak najbardziej biologiczne, traktuje czasem jak zło konieczne (bo urodziła i jest). A co dopiero mówić o sytuacji, kiedy trafia się na kilkulatka, którego się "sobie "nie urodziło, nie wybrało, a w dodatku do którego nie można dotrzeć. W tym momencie słowo "matka" jest raczej formalnością, jest bardziej określeniem sytuacji prawnej niż stanem emocjonalnym.
Wyjaśnienie - nie twierdzę, ze problem na pewno tkwi w dziecku. Ale dopuszczam taką możliwość. Czterolatek nie jest niezapisaną kartką. To człowiek obdarzony osobowością, posiadający doświadczenie, wspomnienia, które go warunkują. I uważam, że jest możliwe, że "matka" adopcyjna nie będzie go kochać. Musi? Nie. Nikogo nie można zmusić do miłości, nawet samego siebie. Powinna za to szanować jego uczucia, dbać o niego i starać się wychować na dobrego człowieka. A miłość może z czasem przyjdzie... MOŻE... oby... Nic na siłę.
Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”