nataku pisze:Jestem nieraz wkurzona na moje dzieci, jak się biją (i nas), drapią, rzucają na kanapę i podłogę, jak kopią, jak histeryzują, wymuszają, mówią - nie lubię cię, nie słuchają ... itd... jestem wściekła - czasami "na skraju", ale je kocham - bardzo
... nawet ponad wszystko.
Nataku, my adoptowaliśmy dwójkę dzieci w wieku 3 latka i 1,3 roku. Po drugiej wizycie u dzieci podjęliśmy już decyzję - wiedzieliśmy że są to nasze dzieci ale...to wszystko bardzo szybko sie potoczyło. Po dwóch tygodniach mieliśmy dzieci w domu i wtedy dla mnie zaczął się koszmar bo kompletnie nie byłam przygotowana na bycie matką. Mimo wszystko, mimo że chcialam, mimo że odbyłam kurs, mimo że próbowalam. Nie mogłam.
Na szczęście do rozprawy wszystko się ułożyło ale ja byłam już bliska tego, żeby te dzieci odwieźć bo byłam przekonana, że nie będę dla nich dobrą i właściwą mamą. Wtedy mój mąż stanął na wysokości zadania i motywował mnie, nie poddał się moim prośbom, groźbom, błaganiom. Było NIE i koniec. Dzieci są nasze. Doskonale dawał sobie radę - był mamą i tatą w jednej osobie. Facet, który wcześniej nie miał do czynienia z dziećmi a sam miał dzieciństwo do bani.
Zmierzam do tego, że nie wszystko jest sprawdzane tak dokładnie jak myślisz. Niekiedy procedury są omijane, ktoś podchodzi do sprawy zbyt ogólnikowo bo jest super, że znalazła się rodzina dla dziecka (dzieci). Do nas dzieci trafiły bardzo szybko i na rozprawie właściwie nikt nie wiedział czy te więzi są, czy sobie radzimy itp. Sąd zaufał tylko nam, naszym słowom. Nie mam tutaj na myśli tego że mijaliśmy się z prawdą bo tak nie było - jak już wcześniej wspomniałam do rozprawy uporałam się z uczuciami. Ale są różni ludzie i mogą mimo wszystko, mimo tego że nie są pewni twierdzić, że podołają i co dalej?? Dziecko jest dzieckiem, to nie lalka którą można odstawić na bok kiedy nam się znudzi.
Mogę zgodzić się z Fundą , że mama adopcyjna nie musi pokochać dziecka właśnie jeśli nie jest pewna, jesli za szybko podejmie decyzję pod jakimś tam wpływem.
Na szkoleniach w osrodku każdy opowiadał jakie to piękne uczucie, jak to od razu wybucha ta miłość do dziecka, jak to od razu ma się pewność, że to jest wlaśnie to dziecko, że jest płacz, wzruszenie, niepohamowane emocje i radość. Dlatego ja byłam w szoku, że u mnie to nie było tak. Miałam żal do siebie bo przecież czekałam tak długo, pragnęłam być mamą a tu taki dół. Myślałam, że jakaś nienormalna jestem bo przecież w ośrodku mówili, że trzeba być pewnym a ja nie byłam i nie pokochałam od razu.
Także, różnie to bywa. Uporałam się ze wszystkim i życzę również tego innym z całego serca.
Teraz moje dzieci są całym moim światem. Te ramionka , których kiedyś nie byłam w stanie objąć teraz są najsłodsze i najbardziej kojące a te słowa "mamuniu, kocham Cię, jesteś moim aniołkiem" są najpiękniejszym wyznaniem płynącym z głebi serca. I są odwzajemnione po stokroć.
Dodane po: 48 minutach:
a mnie to nie dziwi...
Wyobraź sobie sytuację..każdego dnia wstajesz z nadzieją, że w końcu bedzie lepiej, że Wasza rodzina wyjdzie na prostą, że Wasze dziecko przestanie Was testować i zacznie zachowywać się normalnie, bo wszyscy naokoło Wam powtarzają, że trzeba poczekać...i tak mijają trzy lata...dzień za dniem...
Ten wątek bardzo mnie zasmucił...bo ja też jestem w tej grupie ludzi, którzy czekają na to lepsze jutro...i zaczynam wątpić, że się doczekam...
Wracając, to własnie nie mogę sobie wyobrazić takiej sytuacji, gdyż jest ona krzywdząca dla dziecka i nie wyobrażam sobie, że mogłabym trwać w przekonaniu, że dziś będzie lepiej przez kilka miesięcy, nie mówiąc już o latach. Do czego to prowadzi?? Bo nie rozumiem. Do krzywdzenia siebie nawzajem? Ile czasu można sobie dawać szansę i tym samym oszukiwać siebie, rodzinę i dziecko. Poza tym normalną jest sytuacja kiedy dziecko będące nowym członkiem rodziny nie będącym jeszcze pewnym swojej pozycji testuje wszystkich dookoła a najbardziej rodziców. Tymbardziej dziecko adoptowane, starsze, które znalazło się w innym otoczeniu, w innym środowisku, atmosferze. Życzę Ci Alimak dużo siły i wiary w to, że się doczekasz lepszego jutra. Musisz wierzyć, że wszystko sie poukłada... Ale nie życzę Ci abyś na to czekała przez 3 lata.
Ty opisujesz sytuację, kiedy nie mogłaś się przemóc do dziecka, które wyciąga rączki, a na przykład na wątku RAD wypowiadają się Alimak i Vred, których dzieci odtrącają wyciągniete ręce, nawet gryzą, i to nie przez kilka dni, ale przez miesiące, lata, Jesli ktoś nie został uprzedzony, że tak może być, nie uzyskał znikąd pomocy, to sam znalazł się w czarnej dziurze. Wszyscy mówią takim rodzicom: idźcie do psychologa, do psychoterapeuty, a ja sama czytałam posty osób, że psychologowie nie pomogli, bo się na tym nie znają (a czytałam o przypadkach, gdzie dzieciom się pogorszyło). Wiem, że stała się tragedia dla tego dziecka i dla rodziców, ale oni jeszcze chcą, może im się uda.
A jak się nie uda?? Jak przestaną chcieć??
Omilko... Nie opisuję sytuacji, w której nie mogłam się przemóc tylko taką, w której nie mogłam wykrzesać z siebie odrobiny czułości, zrozumienia i dobrych chęci.
Często jest tak, że rodzice adopcyjni nie zdają sobie sprawy z wielu przypadłości z jakimi może borykać się dziecko; tymbardziej jesli jest ono starsze i z bagażem doświadczeń. Wtedy bywa tak jak mówisz - mało kto potrafi pomóc i jest się zdanym tylko na siebie. Dlatego adopcja powinna być przedstawiana także od tej drugiej strony bez względu na to czy to kogoś zrazi, czy ktoś się wycofa. Żeby każdy zdawał sobie sprawę, że nie zawsze jest tak różowo jak się słyszy ale również nie był totalnie zniechęcony.
Pani dyrektor z OA, w którym były zgłoszone nasze dzieci a nie był to nasz ośrodek, gdyż dzieci znaleźliśmy sami (to też jest w sumie temat rzeka bo każdy twierdził, że nie ma dzieci a dzieci były i czekały na rodzinę ) pytając nas czy jesteśmy pewni decyji, którą podejmujemy zaznaczyła, że tu nie chodzi o nas lecz o dzieci. I trzymam się tych słów bo dziecko już raz odtrącone musi znaleźć w końcu to szczęście, miłość, poczucie bezpieczeństwa. Osoba adoptująca też musi być pewna swojej odpowiedzialnej decyzji. Od powierzenia pieczy nad dzieckiem do terminu rozprawy mija kilka miesięcy więc w tym czasie powinno nabrać się przekonania do podjętej decyzji bądź zrezygnować. Można również poprosić o więcej czasu na rozprawie, myślę ża każdy zrozumiałby taką sytuację. Nie jesteśmy pewni czy damy radę z danym dzieckiem to albo dajemy sobie szansę albo rezygnujemy. ALe ciągnąć to latami? Jeśli ktoś mimo wszystko decyduje się na przyjęcie dziecka trudnego wtedy powinien być pewny tego, że podoła, że zniesie to przez miesiące lub lata, że się nie załamie i nie dojdzie tu do tragedii o której piszemy.
Tragedii dla całej rodziny.
Pozdrawiam.