Adoptowałem i jest mi źle

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

anonymouse012
Posty: 268
Rejestracja: 18 sie 2007 00:00

Post autor: anonymouse012 »

treść postu usunięta na
prośbę użytkownika
kola2
Posty: 415
Rejestracja: 17 lip 2004 00:00

Post autor: kola2 »

witam , jeśli sytuacja opisana przez autora postu jest prawdziwa to nikt z nas nie pomoze :(
radze zgłosić sie do fachowców i próbowac prostowac sytuacje.
a ja dziś zobaczyłam
/phpbbforum/viewtopic.php?t=60328
pozdrawiam.


syneczek skarbeczek :)
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

kontra25 pisze:post Fundy na tym (...) Nikogo nie obrażał i nie wylewała się z niego flustracja. Nawoływał tylko do tego, żeby rodzice adopcyjni nie wymagali od siebie doskonałości.
Co do różnic między rodzicielstwem adopcyjnym i biologicznym, to myślę, że w wielu przypadkach jest jendak tak (...) że rodzic adopcyjny czuje się w obowiązku wyrównania dziecku wszelkich braków począwszy od intelektualnych, ruchowych na emocjonalnych kończąc. Eksploatuje się przy tym strasznie. Wielu znosi to dzielnie, ale niektórzy zwyczanie się wykańczają, zapominają co to radość w sercu i zaczyna im brakować cierpliwości, a skrajnych przypadkach także miłości do dzieci.
Podsumowując we wszystkich moich wypowiedziach i jak odczytuje także w wypowiedziach Fundy, chodziło o prawo rodziców adopcyjnych do niedoskonałości. Bo rodzice biologiczni też są niedoskonali, ale znacznie mniej się nad tym zastanawiają.

PS. Oczywiście, że to nie jest tak, że człowiek może pokochać dowolne dziecko jakie się przed nim postawi. Nawet opiekunki w domach dziecka, przedszkolach, czy nauczyciele mają pod opieką dzieci których zwyczajnie nie znoszą. Finansiści też takie znają, na szczęście nie mają ich w domu. :)
AMEN
właśnie o to mi chodziło
Awatar użytkownika
nataku
Posty: 3117
Rejestracja: 01 kwie 2003 00:00

Post autor: nataku »

Co do różnic między rodzicielstwem adopcyjnym i biologicznym, to myślę, że w wielu przypadkach jest jendak tak (oczywiście nie w przypadku Agi, i kogokolwiek kto tu jeszcze wystepował :>), że rodzic adopcyjny czuje się w obowiązku wyrównania dziecku wszelkich braków począwszy od intelektualnych, ruchowych na emocjonalnych kończąc. Eksploatuje się przy tym strasznie. Wielu znosi to dzielnie, ale niektórzy zwyczanie się wykańczają, zapominają co to radość w sercu i zaczyna im brakować cierpliwości, a skrajnych przypadkach także miłości do dzieci.
Podsumowując we wszystkich moich wypowiedziach i jak odczytuje także w wypowiedziach Fundy, chodziło o prawo rodziców adopcyjnych do niedoskonałości. Bo rodzice biologiczni też są niedoskonali, ale znacznie mniej się nad tym zastanawiają.

PS. Oczywiście, że to nie jest tak, że człowiek może pokochać dowolne dziecko jakie się przed nim postawi. Nawet opiekunki w domach dziecka, przedszkolach, czy nauczyciele mają pod opieką dzieci których zwyczajnie nie znoszą. Finansiści też takie znają, na szczęście nie mają ich w domu. :)
kontra25 ja nie będąc jeszcze rodzicem (adopcyjnym) myślałam podobnie jak Funda tzn. że jednak jest różnica w miłości do dzieci w zależności od tego czy jest biologiczne czy adopcyje. Bałam się nawet czy będę zdolna kochać dziecko "nie własne". Przy poznaniu chłopców byłam w "amoku" wtedy myślałam, że pokochałam ich od razu. A później przyszedł bardzo ciężki dla nas czas - długa choroba chłopców, prawie rok mieszkania z nimi w szpitalu, straszne diagnozy. Wątpiłam i płakałam, targały mną różne uczucia. I te przeżycia, najbardziej traumatyczne uświadomiły mi jak bardzo ich kocham, jak jestem z nimi emocjonalnie związana. W tych strasznych chwilach zapominałam, że nie ja ich urodziłam - oczywiście, wszyscy wiedzą o adopcji, nawet chłopcy i nie wypieram celowo tego faktu oraz nie tworzę jakichś fikcji, ale obowiązki życia codziennego, codzienne troski, praca, dom itd... powodują, że to czy są biologiczni czy nie nie ma znaczenia. Nie czuję ani bardziej, ani mniej wyjątkowa przez adopcję.

Odnosząc się do wypowiedzi Fundy. Nie wiem czy nie będę rodzicem biologicznym, nie mam teraz parcia w kierunku starań w tym zakresie. Nawet do tej pory byłam przerażona wizją zajścia w ciążę przy małych dzieciach - bliźniakach. A możliwość mamy, bo świadomie nie korzystamy z kilkunastu zarodków czekających w klinice.
MamaAdasia pisze:Mnie zastanawia jedna rzecz - Filipkarol napisał bardzo ogólny (choc rozpaczliwy przyznam ) post, który, tak na prawde, niczego nie określa i o niczym konkretnym nie mówi (mam na mysli konkretne problemy). Na dokładke tak jak nagle sie pojawił, tak teraz zniknał - nasuwa mi sie zatem podejrzenie, ze to była prowokacja i taka sytuacja nie ma w rzeczywistosci miejsca.
Też miałam taką myśl, ale jeżeli byłaby to prawda, to "prowokator" powinien zdawać sobie sprawę z tego, że nie może wykorzystać do żadnych celów tego, co wyniesie z dyskusji na wątku. Jeżeli by nie wiedział informacja o ochronie prawnej jest na głównej stronie Stowarzyszenia.
Mama Kubusia i Kacperka - zdecydowanie fajnych chłopaków łobuziaków
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Nataku, ja generalnie mam przekonanie, że miłość rodzi się z czasem w wyniku codzienności, w wyniku opieki, strachu o zdrowie, czasem życie. Sama z fascynacją obserwuję jak zmieniają się moje emocje wobec Młodego... jak reaguję, kiedy upadnie, nabije sobie guza, itp. Zapominam wtedy, że to nie jest moje dziecko... Tak samo, kiedy się do mnie przytula - już nie sztywnieję, jak na początku, już sama go tulę :) To przychodzi z czasem.
I oczywiście wiem, że autentyczna rodzicielska miłość jest możliwa, a nawet wysoce prawdopodobna w przypadku dzieci adoptowanych ;)
Tylko że dzieci są różne. A im starsze dziecko, tym więcej ma "siebie". Przecież zdarza się, że są ludzie, do których czujemy irracjonalną niechęć? Może chodzić o kompletne bzdury, o zapach, o wyraz twarzy, ton głosu... tak BYWA. Dziecko niczym się nie różni. Jest wiele dzieci, które mnie ewidentnie irytują. I "posiadanie" takiego dziecka byłoby czymś absolutnie okropnym :?
Uważam (MOJE zdanie, aczkolwiek potwierdzone przez innych ludzi), że dzieci biologiczne łatwiej jest kochać, ponieważ kocha się w nich cząstkę siebie i cząstkę męża/żony, a więc również kochanego człowieka. Kocha się w nich podobieństwo do bliskich, przedłużenie własnej egzystencji, dziedzictwo, jakie się pozostawia, często jedyne, świadomość, że dzięki dzieciom zapewnia się samemu sobie przetrwanie. To atawizm, biologia, coś, co nosimy w sobie, jak kolor oczu.
Dziecko adoptowane jest "obce", a więc trzeba nauczyć się kochania ... innego człowieka... w dodatku takiego, którego się samemu sobie nie wybrało. Im mniejszy ten człowiek, im bardziej zależny od nas, im więcej od nas przejmuje (gesty, sposób mówienia), im częściej się do nas uśmiecha, im bardziej czujemy, że robimy coś dobrze, tym łatwiej się w nim "zakochać". Ale jak to zrobić, kiedy ten człowiek nas odpycha? Kiedy wszelkie próby nawiązania kontaktu są torpedowane? Ciężka sprawa. A jeśli dodatkowo ten "obcy" staje się przyczyną pogorszenia sytuacji dzieci biologicznych? Koszmar :( Są ludzie, którzy potrafią sobie z tym poradzić. I są tacy, którzy nie potrafią. Są tacy, którzy potrafią zadaniowo podejść do rzeczy, przeczekać zły moment, zaczekać na pojawienie się ciepła w sercu, ale są też tacy, którzy nie akceptują w sobie braku tych uczuć, nie dają sobie prawa do tego, żeby nie kochać "własnego dziecka".
Więc może, gdyby powiedzieli sobie - "okej, nie kocham, ale wcale nie muszę, mogę się nim po prostu dobrze opiekować" byłoby łatwiej przebrnąć przez zły czas?
Wszystko to dywagacje oczywiście ;)
Vred
Posty: 206
Rejestracja: 03 maja 2004 00:00

Post autor: Vred »

nataku pisze:"prowokator" powinien zdawać sobie sprawę z tego, że nie może wykorzystać do żadnych celów tego, co wyniesie z dyskusji na wątku. Jeżeli by nie wiedział informacja o ochronie prawnej jest na głównej stronie Stowarzyszenia.
- nie dotyczy to prawa cytatu oraz prawa do omówienia stanowisk dyskutantów. BTW, na forum adopcyjnym "Gazety" znajduje się podobny w wydźwięku (i niemal identyczny w tytule) post z 20. bm. osoby podpisującej się "prawdziwy.filip", piszącej o sobie jako o kobiecie. Nieczego nie przesądzam, ale jeśli "filip" - taki czy inny - nie odezwie się, nie wypada mi potraktować go/ją jako prowokatora, którego przerosło skomplikowanie sytuacji, jaką stworzył.
Chwilowo zatem - z mojej strony EOT.

Vred & Synowie


Awatar użytkownika
nataku
Posty: 3117
Rejestracja: 01 kwie 2003 00:00

Post autor: nataku »

Vred dzięki za namiary, znalazłam :!:
To przykre - ktoś chyba potrzebuje materiału do jakiejś publikacji, opracowania. Jeżeli tak to nieczysta gra :( ciach emo


ps. skorzystanie z dozwolonego prawa cytatu musi spełniać szereg warunków wynikających z ustawy. A właśnie - czy nasze pisanie jest "rozpowszechnionym utworem" ?
Mama Kubusia i Kacperka - zdecydowanie fajnych chłopaków łobuziaków
Vred
Posty: 206
Rejestracja: 03 maja 2004 00:00

Post autor: Vred »

Nie specjalizuję się w zagadnienia prawa autorskiego w kontekście internetu (czy każdy post jest utworem? Nawet taki o treści: "popieram!" albo ikonka z uśmieszkiem...), ale tak na gorąco:

Art. 6 pkt. 3 UoPAiPP: "utworem rozpowszechnionym jest utwór, który za zezwoleniem twórcy został w jakikolwiek sposób udostępniony publicznie".

Art. 29 ust. 1 UoPAiPP: "Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości".

Vred & Synowie


Awatar użytkownika
nataku
Posty: 3117
Rejestracja: 01 kwie 2003 00:00

Post autor: nataku »

Vred ja się nie specjalizję w prawie autorskim w ogóle :wink:

ale odsuwając na bok ewentualne naruszenie praw autorskich (definicja utworu znajduje się w art. 1 powołanej przez Ciebie ustawy), chodziłoby tutaj przede wszystkim o ewentualne naruszenie dóbr osobistych każdego z nas.
Mama Kubusia i Kacperka - zdecydowanie fajnych chłopaków łobuziaków
anonymouse012
Posty: 268
Rejestracja: 18 sie 2007 00:00

Post autor: anonymouse012 »

treść postu usunięta na
prośbę użytkownika
Vred
Posty: 206
Rejestracja: 03 maja 2004 00:00

Post autor: Vred »

filipkarol pisze:ADOPTOWALIŚMY Z ŻONĄ CHŁOPCA
omilka pisze:filipkarol odezwała się
- to jakiej właściwie płci jest "filipkarol"?
nataku pisze:o ewentualne naruszenie dóbr osobistych każdego z nas.
- nawet biorąc pod uwagę dynamiczną treść przepisów prawa dotyczących ochrony dóbr osobistych - nie bardzo potrafię sobie wyobrazić, na czym to naruszenie miałoby polegać. Prowokacje - jakkolwiek, zdaniem moim (i nie tylko moim), moralnie naganne - są wykorzystywane do badań i do "badań", od czego w swoim czasie nie były wolne i "Charaktery"... Zauważ, że wszystko, co dotyczy postów filipkarol dotyczy SYTUACJI, a nie OSOBY któregokolwiek z nas.

Vred & Synowie


Awatar użytkownika
nataku
Posty: 3117
Rejestracja: 01 kwie 2003 00:00

Post autor: nataku »

Vred chodzi mi o "wykorzystanie".
Mama Kubusia i Kacperka - zdecydowanie fajnych chłopaków łobuziaków
Awatar użytkownika
filipkarol
Posty: 3
Rejestracja: 19 paź 2008 00:00

Dziękuję wszystkim.

Post autor: filipkarol »

Witam! Na początku trochę się wytłumaczę.Nie piszę żadnego artykułu, nie jestem prowokatorem(ani ja ani mąż).Nie pisaliśmy bo ogromnie nas zaskoczyło, że tak wiele ludzi odpowiedziało na nasz list.Nigdy nie byliśmy na żadnym forum, nie rozmawialiśmy w ten sposób z nikim, w piątek zrobiliśmy to pierwszy raz i DZIĘKUJEMY WAM wszystkim.To prawda niewiele napisaliśmy o sobie, ale głównie chodziło nam o to, czy to tylko my jesteśmy tacy beznadziejni ,czy są też inni którzy mają podobny problem.
Jesteśmy "normalną"rodziną,mamy studiującą już córkę, 9-latka i teraz 7-latka.Być może to prawda, że -tak jak mówicie- motywacja,cel, który nam przyświecał był marny, ale nam się zdawało że dać komuś szczęście , rodzinę, rodzeństwo to wiele!!!A ośrodek nas w tym utwierdzał. Nigdy nie chodziło nam o to, aby "całował z wdzięczności ślady naszych stóp",chcieliśmy ,aby po prost BYŁ.Gdzieś tam w środku zawsze było to moim marzeniem, przez wiele lat małżeństwa biłam się z myślami czy już pora TO zrobić.Na kursie moją ogromną traumą było myślenie, że mój własny syn będzie dla mnie mniej ważny, że zajmę się "naprawianiem" małego, bo biedny..., samotny..., ale dał nam od początku tak popalić, że to o czym tak obsesyjnie myślałam od wielu miesięcy w ogóle nie miało miejsca.Sytuacja wyglądała tak, że musiałam chronić przed nim tamte dzieci,albo same uciekały ,chowały się. Mówicie -ośrodek, pomoc...Byliśmy, rozmawialiśmy,prosiliśmy, ale nas zbyli ,potraktowali jak "załatwioną sprawę", nigdy już do nich nie pójdę!!!
Chciałam dobrze , nie wyszło, to takie przykre kiedy wokół (mamy tą możliwość, znamy kilka rodzin adopcyjnych, z tym że żadna nie ma biologicznych dzieci) widzisz miłość, czułość , szczęście do adopcyjnego dziecka, a ty masz coraz więcej kłopotów i nie masz z kim pogadać.Zaczynasz wariować , nienawidzieć siebie za czyny , myśli, marzyć co by było gdyby...Wokół normalni ludzie,według ciebie bez problemów,bo czym jest jedyna w szkole, pyskowanie...w obliczu twojego problemu-bycia zakłamanym, NIKIM, braku szacunku do siebie, i ci cholerni ludzie, ciągle ci przypominający jaka jesteś wspaniała ,że To zrobiłaś, ale ty przecież mogłaś, ty tak zawsze byłaś silna!!! I rodzina , babcia osaczająca, patrząca groźnie, z wyrzutem -Jak tak możesz, przecież jemu należy się więcej...musisz inaczej...
Dziś wiem, dzięki Wam, że nic na siłę, że za wysoko ustawiłam poprzeczkę ( to mój problem, zawsze we wszystkim być perfekcyjną), że mam prawo mimo tego co np. uważa moja matka traktować sytuację zadaniowo,że mam prawo do niekochania!!!, że nie robię nic złego przytulając własne dzieci,że więź, którą teraz po tak długim czasie nawiązał z bratem jest istotna, zrobiłabym straszną krzywdę rozdzielając ich, nie mam prawa, poza tym moje życie nie wyglądałoby jak kiedyś wyrzuty sumienia nie dałyby mi żyć.Dużo piszecie o różnicy między miłością do biologicznego i adopcyjnego dziecka.U mnie ona jest ogromna, zupełnie inna!!Postaram się jednak teraz skoncentrować na wychowaniu, na opiece, mniej na uczuciach, których póki co nie mogę mu dać.Może uda mi się jednak zbudować jakąś więź za parę lat, miesięcy, może warto jednak popracować nad sobą?A jeśli ona się nigdy nie pojawi, to uznam, że byłam instytucją, która dała mu rodzeństwo, dziadków, wykształcenie, czuwała nad rozwojem, itd.itp. Wszyscy macie rację , nikogo nie mamy prawa oceniać ,każdy jest inny, Wasze odpowiedzi zrobiły na nas spore wrażenie, ale ta, która ukazała się na Forum dyskusyjnym"Gazety"od dobrej.złej była dla mnie przerażająca, ja chyba nie mam tyle siły i odwagi, a autorce życzę aby znalazła spokój i odzyskała swe życie. Wdzięczni" nieudolni rodzice."
Bea_7
Posty: 4196
Rejestracja: 18 sty 2005 01:00

Re: Dziękuję wszystkim.

Post autor: Bea_7 »

filipkarol pisze: Na kursie moją ogromną traumą było myślenie, że mój własny syn będzie dla mnie mniej ważny, że zajmę się "naprawianiem" małego, bo biedny..., samotny..., ale dał nam od początku tak popalić, że to o czym tak obsesyjnie myślałam od wielu miesięcy w ogóle nie miało miejsca.Sytuacja wyglądała tak, że musiałam chronić przed nim tamte dzieci,albo same uciekały ,chowały się. Mówicie -ośrodek, pomoc...Byliśmy, rozmawialiśmy,prosiliśmy, ale nas zbyli ,potraktowali jak "załatwioną sprawę", nigdy już do nich nie pójdę!!!
Filipkarol, A o jaką pomoc konkretnie poprosiliście ośrodek, o czym rozmawialiście?
Piszesz bardzo ogólnikowo, trudno zrozumieć, w czym tkwi problem? Jakiego typu kłopoty macie z adoptowanym synem, jeśli jakieś macie?
Czy problemem jest Twoja, jak uważasz, niemożność pokochania go?
Jeśli możesz i chcesz, opisz co czujesz do adoptowanego syna. Jak oceniasz jego uczucia wobec Was i rodzeństwa?
Co do niego czuje Twój mąż? Pewnie rozmawiacie o tym, skoro pomyśleliście o rozwiązaniu adopcji.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Filipkarol, przyłączam się do prosby Bea_7. Czy możesz trochę wiecej napisać? Wydaje mi się, że Twoja historia dla wielu osób może być dość istotna. Pozdrawiam serdecznie i życzę wiele siły.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”