Wszystko zależy od rodziny, my zanim zaczęliśmy się starać to już słyszeliśmy w niektórych rozmowach ukryte pytanie "kiedy?" nic tak wprost. Postanowiliśmy od początku mówić jak wygląda nasza sytuacja, owszem obawialiśmy się litości i niezrozumienia, oczywiście wśród naszych znajomych takie osoby też się przytrafiały, ale patrząc na to całościowo, wyszło nam to na plus. Wystarczyło wtajemniczyć rodziców i powiedzieć, że nie jest to temat tabu, że mogą, jakby ktoś pytał z rodziny, powiedzieć szczerze jak jest. Efekt był taki, że nikt z rodziny nie gadał do nas głupot przez tych 9 lat na temat posiadania dzieci i nie oceniał naszej sytuacji(przynajmniej oficjalnie;) ), no może jedna babcia która zamartwiała się jak to tak sami będziemy przecież to straszne "tak zostać na starość", wybaczam jej bo to taki typ, siostra adoptowała dziecko i ma jeszcze swoje rodzone do tego, też źle, bo po co adoptować nie wiadomo "skąd i jakie to będzie"itp.
no nikt nie dogodzi, już taka się urodziła
Litości nie czuliśmy nigdy od nikogo, raczej wsparcie i cała masa kibicujących. My poszliśmy na całość, mówiliśmy otwarcie o inseminacjach, o in vitro, uznaliśmy że nasza historia może po prostu komuś pomóc, przecież nie tylko my się z tym borykamy, a nie każdy chce o tym głośno mówić. To ile osób trzymało za nas kciuki, wyszło na jaw, tak naprawdę, po udanym in vitro, odzywali się znajomi nawet tacy z którymi kontakt nam się gdzieś urwał przez te lata, mówili że są z nami, że czekali na tę wiadomość, że się cieszą naszym szczęściem. To była taka wisienka na torcie w tym wszystkim
Teraz jak mamy wśród znajomych kogoś kogo dotyka ten problem, to przychodzi do nas pogadać, przetarliśmy szlaki, wiemy że to co przeżyliśmy, komuś się przydaje, każdy z nas w tej walce potrzebuje wsparcia, a jak jest to wsparcie kogoś kto zasmakował niepłodności, to rozmawia się inaczej.
Przeanalizujcie dokładnie wszystko dziewczyny, plusy i minusy, z pewnością w małych miasteczkach trudniej jest się "ujawnić" z tym problemem, tak samo jak w rodzinach głęboko i ślepo wierzących, ale czasami okazuje się, że łatwiej się żyje jak się wszystko powie. A że niektórzy będą gadać, niech gadają, i tak będą.
Trzymam za Was wszystkie mocne kciuki, nie dajcie się i wierzcie w to że się uda, może nie dziś, nie za miesiąc, ale się uda!