Może lepiej się poddać...

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
abra111
Posty: 10
Rejestracja: 04 maja 2005 00:00

Może lepiej się poddać...

Post autor: abra111 »

Cześć – jestem z Wami od 2004 roku, ale pisze po raz pierwszy.
Na czwartek mam zaplanowaną pierwszą w życiu inseminację i czuję, że zaraz się posypię…
Moja historia jest bardzo zbliżona do Waszych – pierwsza ciąża – pozamaciczna w 2004 r, depresja, smutek. Potem setki badań, starań. Niestety, aż do dziś nie udało mi się zajść w ciążę – 6 lat ciężkich walk. Ostatnie badania dały jednak trochę nadziei – okazało się, że mąż ma słabe nasienie Tak – to dla mnie nadzieja, bo przez te wszystkie lata nie wiadomo było, co jest grane – wszystko niby dobrze, a dzieci nie mamy! Lekarze mówili:„czynnik psychiczny – proszę się wyluzować i próbować”. Po badaniu nasienia szybka decyzja – inseminacja. Jak ja się cieszyłam, nabrałam nadziei… Przez cały ten czas wspierał mnie mąż. Myślałam, że oczywiste jest, że będzie ze mną w ten dzień… Mąż miał zaplanowaną na czwartek delegację. Kiedy okazało się, że inseminacja też wypadnie w czwartek – było dla mnie oczywiste, że mąż delegację odwoła (nie byłoby żadnych konsekwencji). A on tymczasem stwierdził, że pójdzie ze mną do ośrodka, odda nasienie i spokojnie wyjedzie na dwa dni. Ja sobie chyba poradzę, nic wielkiego przecież się nie będzie działo!
Zatkało mnie – powiedziałam, że nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że to przecież nasza wspólna decyzja, że jego obecność jest dla mnie ważna. Efekt – obraził się na mnie i od 3 dni mamy ciche dni. (dodam, że oboje jesteśmy już po trzydziestce).
Dziś wtorek, za dwa dni mam się poddać zabiegowi, który może dać mi szansę na dziecko… I co – czuję się taka olana przez męża, tak zlekceważona… Mam wrażenie, że mąż ma wszystko w dupie. Nie wiem co robić… Przecież nie padnę na kolana i nie będę błagać o to, żeby się „odobraził”... Ja cię kręcę – takie plany, takie nadzieje wiązałam z inseminacją, a teraz siedzę w jednym pokoju i płaczę, a w drugim siedzi mój mąż, który nie raczy się do mnie nawet odzywać… Pewnie się rozklejam, ale czuję się bezradna. Nie wiem, może lepiej się poddać...
Abra
Ignis
Posty: 237
Rejestracja: 29 lut 2004 01:00

Re: Może lepiej się poddać...

Post autor: Ignis »

Witaj abra111!

Musi Ci być ciężko po 6 latach czekania. Najważniejsze, że pojawiła się nowa nadzieja, już nie tkwicie w miejscu przynajmniej.

Wiem, że dzień inseminacji jest dla Ciebie szczególnie ważny i że chciałabyś, żeby mąż był wtedy przy Tobie cały czas. Spróbuj może pierwsza wyciągnąć dłoń, może Twój mąż nie wie jak bardzo Ci na tym zależy. Założę się, że gdy spokojnie wytłumaczysz jak ważne jest to dla Ciebie, to odwoła delegację.

Z drugiej strony może Twój mąż nie chce całego życia podporządkowywać staraniom, zabiegom itp. Być może praca też jest dla niego ważna (nie ważniejsza od rodziny). Nie powiedział, że musicie odwołać inseminacje, po prostu pewnie nie wiedział, że zależy Ci na tym, żeby wtedy nie jechał. Faceci się nie domyślają, im trzeba wszystko mówić otwarcie ;)
A czy to jest jakaś szczególnie dla niego ważna delegacja? Może zależy mu na niej?

Przede wszystkim szkoda czasu i nerwów na "ciche dni". Pogadajcie. Teraz oboje jesteście poddenerwowani zbliżającym się zabiegiem, stąd pewnie to nieporozumienie.

Pozdrawiam!
Awatar użytkownika
Kreciolek
Posty: 993
Rejestracja: 05 maja 2006 00:00

Post autor: Kreciolek »

A może on nie może nei jechać na tą delegację?
Moze musi? :(
Awatar użytkownika
Klaudia29
Posty: 413
Rejestracja: 21 paź 2008 00:00

Post autor: Klaudia29 »

Abra,nie bierz do siebie tego, ani nie obrażaj sie na mnie Broń Boże za to, ale moim prywatnym zdaniem nic wielkiego by się nie stało, jak mąż zrobiłby tak, jak napisałaś- czyli oddałby nasienie, zawiózł Ciebie tam, a potem pojechał w delegację. Z tego, co piszesz, wspierał Ciebie, pomagał Ci, też zadeklarował się wziąć udział w inseminacji, ale ze względu na delegację pomyślał, że można to rozwiązać własnie tak. Myślę, że nic w tym złego i niepotrzebne te ciche dni i obraza.
Przecież inseminacja trwa króciutko, to nie jest jakiś wielki zabieg. Od razu po tym idziesz do domu - zwykłe wstrzyknięcie plemników do macicy. Dziewczyny często muszą nawet z 6 razy powtarzać tą inseminację, bo niby dopiero średnio po 3 razie może się udać.
Tak że myślę, że nie powinnaś tego brać tak do siebie.Przecież mąż nie zostawił Ciebie w tym dniu całkiem i nie powiedział, że jedzie w delegację,nie odda nasienia i masz to przesunąć na za miesiąc.Gdyby tak było, wtedy można by miec duże pretensje.

Dodane po: 5 minutach:

Ja jeszcze nie miałam inseminacji, ale prawdopodobnie za kilka miesięcy też mnie to czeka i wcale nie uważam, żeby to było jakieś wielkie wydarzenie, kiedy wszyscy muszą być ze mną. Ot, kolejna próba zajścia w ciążę, kolejny etap leczenia",bez gwarancji, że się uda czy nie uda.
Dopiero, jak by się udało zaciążyć, wtedy oczekiwałabym od męża reakcji, zainteresowania i noszenia na rekach :-)
Awatar użytkownika
papala
Posty: 54
Rejestracja: 02 paź 2008 00:00

Post autor: papala »

Takie sytuacje mogą człowieka rozwalic,ale nie w tym rzecz,aby się nie odzywac do siebie-to do niczego nie prowadzi-oczywiście nie zmienia to faktu,że ma prawo byc Tobie przykro,ale musisz pamiętac o tym,że nasi mężczyżni odbierają i rozumieją pewne rzeczy zupełnie innaczej niż my kobiety i nie oznacza to,że im na czymś mniej zależy-nie prawda ZALEŻY tylko mogą tak emocjonalnie nie reagowac.

Pamiętaj proszę,że w całej tej walce o dziecko rozgrywa sie równocześnie druga walka o Wasze małżeństwo-dlatego nie warto się gniewac na siebie.

Podejdż do męża daj mu buziaka :caluje powiedz ,że bardzo Go kochasz :loving: i,że zależy Tobie na Jego obecności podczas tej inseminacji i będzie dobrze-nawet jak nie da rady iśc z Tobą to niech ma poczucie,że On jest dla Ciebie bardzo ważny ,a nie tylko dziecko. POWODZENIA :lol:
kochane maleństwo czekamy na Ciebie :)
Awatar użytkownika
abra111
Posty: 10
Rejestracja: 04 maja 2005 00:00

Post autor: abra111 »

dzięki dziewczyny... Pewnie macie rację a ja zachowuję się jak rozkapryszona księżniczka. Tylko, że ja chcę być traktowana jak księżniczka i chcę, żeby mąż nosił mnie na rękach :!: Ta delegacja - to nic ważnego, pierdy po prostu - i nic by się nie stało, gdyby nie pojechał. Nie byłoby absolutnie żadnych konsekwencji. Milion razy rozmawialiśmy o tym, jak bardzo waże jest podejście nas dwojga, milion razy lekarze powatażali, że psychika jest super ważna... A tu kurcze taki numer i totalna olewka. Bardzo źle się z tym czuję, jutro zabieg - a ja już teraz nie wierzę,że cokolwiek się uda... Wiem - powinnam faktycznie puknąć się w głowę i wyciągnąć rękę - tylko, że mam warażenie, że on ma w dupie całą tę sytuację, a to tak boli...
Abra
Awatar użytkownika
Klaudia29
Posty: 413
Rejestracja: 21 paź 2008 00:00

Post autor: Klaudia29 »

Wiadomo, każdy inaczej podchodzi do różnych spraw. Jedne kobiety bardziej potrzebują obecności męża w danej sytuacji, inne mniej. Ja np. jestem taka, że nie wymagałabym od męża, żeby ze mną był cały czas w tym dniu, jeśli miałby jednocześnie jakieś sprawy w pracy,żeby odwoływał delegację. Jesli byłaby możliwość połączenia i delegacji i inseminacji, to jak najbardziej.

Dodane po: 2 minutach:

No i abra powiedz jeszcze, do czego tak naprawdę byłby Ci potrzebny mąż po całym zabiegu ? Przecież ten zabieg nie wymaga leżenia np. w łóżku cały dzień, czy jakiegoś specjalnego uważania na siebie. A przecież nawet, jak by pojechał w delegacje, zawsze możecie do siebie zadzwonić, możesz mu powiedzieć, jak się czujesz itp.A po 2 dniach byłby już z powrotem. To nie tragedia.
Awatar użytkownika
abra111
Posty: 10
Rejestracja: 04 maja 2005 00:00

Post autor: abra111 »

Klaudia jesteś w 100% racjonalna i masz rację, a ja pewnie okropnie marudzę. Mąż mi jest potrzebny wyłącznie po to, żeby mnie trzymać za rękę i mówić, że wszystko będzie dobrze. Nie jest mi potrzebny do żadnych zajęć, czy akrtywności - po prostu chcę, żeby był... Po ciązy pozamacicznej (w 2004r) przeżyłam załamanie - jak pewnie wiele z Was. Długo nie mogłam się pozbierać, długo nie chciałam próbować - bałam się, że jak znowu coś nie pójdzie i stracę dziecko - to zwariuję :!: Teraz inseminacja - z jednej strony ogromna nadzieja, a z drugiej potworny lęk. Oczywiście tłumaczę sama sobie, że wszystko będzie ok, że inseminacja nie musi od razu = ciąża... ale jak tu przetłumaczyć swojej podśwaidomości :?: I właśnie dlatego, że tak bardzo się boję, chciałabym mieć mocne wspacie męża... Tylko, że on uważa, że histeryzuję i przesadzam, bo przecież nic się nie dzieje. I pewnie ma rację - ale jak to przetłumaczyć mojemu lękowi :?:
Abra
Awatar użytkownika
kolorowa_pisanka
Posty: 138
Rejestracja: 10 lis 2008 01:00

Post autor: kolorowa_pisanka »

abra111 pisze:Klaudia jesteś w 100% racjonalna i masz rację, a ja pewnie okropnie marudzę. Mąż mi jest potrzebny wyłącznie po to, żeby mnie trzymać za rękę i mówić, że wszystko będzie dobrze... po prostu chcę, żeby był... Po ciązy pozamacicznej (w 2004r) przeżyłam załamanie - jak pewnie wiele z Was. Długo nie mogłam się pozbierać ... bałam się, że jak znowu coś nie pójdzie i stracę dziecko - to zwariuję :!: Teraz inseminacja - z jednej strony ogromna nadzieja, a z drugiej potworny lęk. Oczywiście tłumaczę sama sobie... ale jak tu przetłumaczyć swojej podśwaidomości :?: I właśnie dlatego, że tak bardzo się boję, chciałabym mieć mocne wspacie męża... Tylko, że on uważa, że histeryzuję i przesadzam, bo przecież nic się nie dzieje. I pewnie ma rację - ale jak to przetłumaczyć mojemu lękowi :?:
A ja powiem inaczej i pozwolę się kompletnie, ale to totalnie nie zgodzić ze zdaniem męża. Uważam, ze nie ma racji, skoro jasno mówisz,że go bardzo wtedy potrzebujesz. Od własnego męza oczekuję przyzwoitego poziomu empatii, a nie lekceważenia moich uzasadnionych lęków. Boisz się nie braku ciąży, ale trudnych emocji, załamania przez które już raz przechodziłaś. Czy to jest histeria? Dla mnie jest to prosty komunikat: PROSZĘ CIĘ, POMÓŻ MI PRZEZ TO PRZEJŚĆ. BOJĘ SIĘ, ZE NIE DAM RADY SAMA. I miałabym usprawiedliwiać, ze przecież "no rację ma, ja histeryczka jestem, głupio proszę o podanie ciepłej łapki, a on ma przecież swoje życie, nie będę mu pzreszkadzać". To moje zdanie, dla mnie mąż jest niezbędny.

Dlaczego abra111 masz być Lara Croft? Pzrecież piszesz wyraźnie, że nie masz ochoty ani siły starać się być fikcyjnym, samowystarczalnym stworem.

Uważam, że dziecko jest sprawą DWOJGA LUDZI i mnie osobiście mąż jest po to, żeby być obok, blisko, kiedy mi tego bardzo potrzeba. Nawet kosztem tego, że odwoła delegację, jeśli tylko odwołać ją może. Uważam, że skoro same z siebie wiele dajemy, powinnyśmy wymagać od partnerów wsparcia, a nie przyjmować, że mają rację, bo 'nic się nie dzieje'. Jeśli tego nam nie potzreba, jak pisze Klaudia29, to świetnie.Ale abra111 pisze jasno, ze ona się boi, że potzrebuje swojego faceta. Dlaczego ma spasować i nie dostawać wsparcia, kiedy POWINNA?

Przez analogię: gdyby była Liga Mistrzów i ktoś zdobyłby darmowe bilety to wiele rzeczy dałoby się, podejrzewam, odwołać, nie tylko delegację. :-)

Uważam, że w okresie takiego stresu, wyczekiwania, lęku, mam ŚWIĘTE PRAWO PROSIĆ O WSPARCIE a mąż POWINIEN GO UDZIELIĆ. Jeśli mam sobie radzić sama w tak trudnych momentach, to po co mi, przepraszam, mąż w ogóle?

Małżeństwo w moim rozumieniu oznacza przede wszystkim dawanie wsparcia i BYCIE BLISKO, kiedy druga osoba ma tego wielką potrzebę i w dodatku to otwarcie wyraża. Jeśli mąż nie rozumie co się dzieje, należy mu spokojnie wytłumaczyć , że dzieje się mnóstwo, a będzie się działo jeszcze więcej, głównie w głowie i w emocjach. Oraz - w rezultacie - w brzuchu. Należy mu wyjaśnić jaka jest jego rola w wyciszaniu lęku, oraz jak bardzo nie w porządku jest oskarżanie drugiej połowy, że histeryzuje, kiedy wyraźnie prosi o pomoc. Nie w porządku jest mówić, ze nic się przecież takiego nie dzieje skoro się wie, że nasza druga połówka wpada w popłoch na wieść, że na zderzenie z górą lodową popłynie sama, bo on właśnie znalazł koło ratunkowe, z którego chętnie skorzysta.

Mężczyźni mało kiedy obracają się w takim świecie emocji jak my, nie oni będą również czekali z bijącym sercem na testowanie, nie oni będą żyli przez 2 tygodnie z obciążeniem, ze od dobrego samopoczucia tak wiele zależy, a jak tu mieć dobre samopoczucie, kiedy stres zżera? Uważam, ze święte prawo żony wymagać od męża, żeby BYŁ W TAKIEJ CHWILI MĘŻEM, a nie sublokatorem. Dlaczego my babki mamy być z lękiem i takim stresem same? Ja nie rozumiem czemu w takich chwilach miałabym być sama i nie godzę się na to.

Również zostawałam sama w przeróżnych momentach i mogę powiedzieć, ze to związkowi wcale na zdrowie nie wychodziło. Jest jedna gwarancja: odmowa wsparcia w trudnej sytuacji wraca jak bumerang, ale już potem jako ogroooooooooooooomna, napuchnięta pretensja. Zamiast scalać związek w bardzo trudnym doświadczeniu leczenia i starań, to go rozwalamy. Niewidocznie i pomału. A potem nagle przychodzi przebudzenie i się dziwimy jak daleko potrafikiśmy od siebie odejść.

Dlatego -uważam- trzeba meżowi jasno powiedzieć czego się od niego oczekuje i na co się bardzo liczy. I jakie konsekwencje dla emocjonalnego 'bycia razem' ma pozostawianie partnerki samej sobie w jednym z najtrudniejszych momentów WSPÓLNEGO życia. Trzba jasno zaznaczyc, że nazywanie jej uzasadnionego doświadczeniem lęku "histerią" jest bardzo nie fair. Ale trzeba być samemu fair i nie wolno mówić w naszej ulubionej formie: "Czy ty sobie wyobrażasz,że po prostu pojedziesz i mnie zostawisz???..." lub "No i będzie jak zawsze - pojedziesz sobie..."!

Mamy prawo oczekiwać wsparcia od męża w jednym z najbardziej stresujących i trudnych momentów WSPÓLNEGO życia.
Mamy prawo je dostać.
KROPKA.

To moje zdanie, abra111.

Pozdrawiam!

kolorowa
"Wariaci, podobnie jak dzieci, nie dają za wygraną, dopóki ich życzenie nie zostanie spełnione." Paulo Coelho
Awatar użytkownika
Klaudia29
Posty: 413
Rejestracja: 21 paź 2008 00:00

Post autor: Klaudia29 »

kolorowa_pisanka pisze:Mamy prawo oczekiwać wsparcia od męża w jednym z najbardziej stresujących i trudnych momentów WSPÓLNEGO życia.
Mamy prawo je dostać.
Oczywiście, jak najbardziejn toleruję podejście inne od mojego. Jak pisałam, nie każda kobieta potrzebuje takiego samego wsparcia i zainteresowania. Ja akurat zostałam tak wychowana, nauczona i przyzwyczajona, że kobieta musi umieć sobie radzić w trudnych sytuacjach, a nie tylko zawsze patrzeć na kogoś, np. męża. Wydaje mi się, że z takim podejściem łatwiej jest znieść ciosy losu, łatwiej sobie poradzić i łatwiej jest żyć z drugim człowiekiem. Jeśli non stop oczekujemy tylko obecności partnera w każdej sytuacji, to jak przyjdzie co do czego i będziemy musiały same czemuś podołać, nie damy sobie zwyczajnie rady, będziemy bezradne i załamane na kilka lat.
Dla mnie akurat inseminacja nie kwalifikuje się do jednego z najbardziej stresujących momentów życia i nie trzeba oczekiwac tu trzymania za rękę przez cały dzień.Niepłodność, cała kilkuletnia walka o dziecko - owszem - to bardzo trudny okres. Trzeba się tu wspierać, mieć oparcie w mężu, walczyć razem, jako para, mąż nie powinien tego olewać, tylko uczestniczyć w tym razem z żoną. Jednak w pewnych momentach leczenia zwyczajnie można sobie dać radę samemu.
Kicia79
Posty: 5426
Rejestracja: 02 lip 2008 00:00

Post autor: Kicia79 »

Abra po pierwsze napisałaś: Ostatnie badania dały jednak trochę nadziei – okazało się, że mąż ma słabe nasienie Tak – to dla mnie nadzieja, bo przez te wszystkie lata nie wiadomo było, co jest grane – wszystko niby dobrze, a dzieci nie mamy! ... ja nie rozumiem jak można przez tyle lat nie sprawdzić tak podstawowej rzeczy, poza tym nie piszesz jakie to są odstępstwa od normy, no wiem, że jak raz się udało przypadkiem to uważa się, że powinno byc ze wszystkim ok...
druga sprawa, myślę, że powinnaś pomysleć o jakiejś terapii psychologicznej nawet wspólnej z mężem bo widzę, że jesteś w strasznej kondycji psychicznej i trudniej będzie znieść całe starania
co do IUI ja też nie wyobrażałam sobie, że męża nie będzie przy mnie, z tym, że był ze mną tylko w klinicie i potem pojechał odwieźć mnie do domu, właściwie tylko do tego potrzebny jest mąż, do dostarczenia do domu, bo ja np. prawie zemdlałam po IUI i nie byłam w stanie wsiąść do swego samochodu i bardzo źle się czułam, ale to chyba ze strachu
Pogadaj dziś jeszcze, dla mnie to kwestia tylko oddania materiału i podwózki do domu czy pracy po zabiegu, ale ja jestem po 3IUI i wiem już jak to wygląda... trzymaj się
5IUI, I imsi brak komórek

II imsi – ur. SYNEK :love: proszę zostań z nami na zawsze
crio - nie udane... koniec starań

"Każde marzenie dane jest nam wraz z mocą potrzebną do j
Awatar użytkownika
Klaudia29
Posty: 413
Rejestracja: 21 paź 2008 00:00

Post autor: Klaudia29 »

Kicia79 pisze:co do IUI ja też nie wyobrażałam sobie, że męża nie będzie przy mnie, z tym, że był ze mną tylko w klinicie i potem pojechał odwieźć mnie do domu, właściwie tylko do tego potrzebny jest mąż, do dostarczenia do domu, bo ja np. prawie zemdlałam po IUI i nie byłam w stanie wsiąść do swego samochodu i bardzo źle się czułam, ale to chyba ze strachu
Pogadaj dziś jeszcze, dla mnie to kwestia tylko oddania materiału i podwózki do domu czy pracy po zabiegu, ale ja jestem po 3IUI i wiem już jak to wygląda... trzymaj się
No właśnie coś takiego miałam na myśli. Żeby mąż zabrał żonę, pojechał z nią do kliniki, oddał nasienie i zabrał potem do domu. Więcej chyba nie trzeba.

Dodane po: 4 minutach:
Kicia79 pisze:Abra po pierwsze napisałaś: Ostatnie badania dały jednak trochę nadziei – okazało się, że mąż ma słabe nasienie Tak – to dla mnie nadzieja, bo przez te wszystkie lata nie wiadomo było, co jest grane – wszystko niby dobrze, a dzieci nie mamy! ... ja nie rozumiem jak można przez tyle lat nie sprawdzić tak podstawowej rzeczy
Abra, no właśnie, to też mnie zastanawia. Z Twojej wypowiedzi wynika jakby, że dopiero po 6 latach walki o dziecko 1 raz zbadaliście nasienie, a badanie nasienia to przecież jedno z pierwszych podstawowych badań, jakie się wykonuje. Jesli tak było, to nie rozumiem, dlaczego. Czy lekarze nie proponowali robić tego badania, czy mąż nie chciał ?
Ignis
Posty: 237
Rejestracja: 29 lut 2004 01:00

Post autor: Ignis »

kolorowa_pisanko masz 100% racji z tym, że w trudnych sytuacjach mamy prawo i powinnyśmy oczekiwać od męża wsparcia, bo po to m.in. jest.

Ale zastanawiają mnie dwie kwestie.
Po pierwsze subiektywny obraz sytuacji. Czy to, że wg mnie jakaś sytuacja jest trudna już pozwala mi wymagać bezwzględnego wsparcia? A jeśli trudna wyda mi się jakaś błaha sprawa i zacznę wymagać od męża, żeby wziął urlop? Czy on ma prawo powiedzieć "przesadzasz", czy koniecznie musi tego wsparcia udzielać? (abra111 piszę ogólnie, a nie odnośnie Twojej sytuacji, IUI nie jest dla mnie błahą sparwą :) ).
Ja od męża wymagam właśnie, żeby zachował rozsądek odnośnie moich lęków i czasem jestem mu wdzięczna za "sprowadzenie na ziemię".

A po drugie uważam, że małżeństwo to kompromisy. Można wymagać wsparcia, ale trzeba też wziąć pod uwagę plany i obowiązki zawodowe drugiej osoby. Mąż abry111 taki kompromis zaproponował, chcąc pojechać w delegację znalazł rozwiązanie, które pozwoli i na wyjazd, i na IUI.
Wiollah
Posty: 2810
Rejestracja: 07 lis 2006 01:00

Post autor: Wiollah »

abra111 pisze:Teraz inseminacja - z jednej strony ogromna nadzieja, a z drugiej potworny lęk. Oczywiście tłumaczę sama sobie, że wszystko będzie ok, że inseminacja nie musi od razu = ciąża... ale jak tu przetłumaczyć swojej podśwaidomości I właśnie dlatego, że tak bardzo się boję, chciałabym mieć mocne wspacie męża... Tylko, że on uważa, że histeryzuję i przesadzam, bo przecież nic się nie dzieje. I pewnie ma rację - ale jak to przetłumaczyć mojemu lękowi
abra111 powiem Ci, że Twoja sytuacja jest niewątpliwie mało komfortowa, zważywszy, ze tak niewiele potrzeba, żebyś czuła się dobrze psychicznie przy inseminacji. Ale powiem Ci - nie w ramach dołowania, ale uzmysłowienia pewnych sytuacji - że jeszcze sporo rzeczy może Cię wytrącic z równowagi. Ja na przykład po pierwszej inseminacji, na usg, kiedy okazało się, że nie pękł mi pęcherzyk i nie uwolniła sie komórka jajowa, prawie poryczałm sie w gabinecie u lekarza. Ten mnie pocieszał, że to nic wielkiego i że może sie zdarzyć, a mnie to tak rozwaliło psychicznie, że później po wyjsciu ryczałam w samochodzie jakby stała sie jakaś tragedia. Przy kolejnych już sie pozbierałam i niepowodzenia nie bolały az tak bardzo - miałam w sobie jakieś wewnętrzne przekonanie, że MUSI sie udac !!!! Ty też spróbuj znaleźć w sobie siłe by tak mysleć i koncentruj sie na działaniach !!!!
Provita, Katowice - jestem dozgonnie wdzięczna dr M.K.(2006) i dr K.G.(2011)
BarTosz

Kacper
Awatar użytkownika
abra111
Posty: 10
Rejestracja: 04 maja 2005 00:00

Post autor: abra111 »

cześć dziewczyny - jestem po inseminacji - mąż delegację odwolał i przykładnie trzymał mnie za rękę, więc chyba dobrze się skończyło.
I tego mi właśnie było trzeba - żeby był, żeby dawał mi odczuć, że to wydarzenie jest tak samo ważne dla niego, jak dla mnie. Dla wyjaśnienia - na codzień w pracy jestem silną, zdecydowaną kobietą - można powiedzieć business woman. I tu nie trzymam się mężowskiego rękawa - sama podejmuję decyzje i radzę sobie świetnie. Ale w życiu osobistym potrzebuję, żeby mnie ktoś porozpieszczał, żeby mnie wspierał i znosił moje humory. Ja też to robię, bo przecież faceci także bywają marudni :wink: I pewnie jestem przewrażliwiona na swoim punkcie i proszę czasem o gwiazdkę z nieba... Ale jak powiedziała Kolorowa Pisanka - czasami nie warto być samotną wojowniczką - ja nią jestem w pracy, a w domu chcę się czuć jak księżniczka :wink:
Jeśli chodzi o leczenie, (ciąża pozamaciczna w 2004 roku) zaraz po zabiegu zrobiłam HSG - jajowody drożne. Zrobiliśmy też seminogram, komplety hormonów dla mnie i męża, wszelką bakteriologię - wszystko ok. Nie miałam jednak siły próbować od razu z kolejną ciążą - 2 lata nie leczyliśmy się nigdzie (ja tylko grzecznie co pół roku cytologia+biocenoza i oczywiście naturalne starania). Od 3 lat bardziej walczymy - cykle monitorowane, kilka razy clo. I teraz po raz pierwszy wyszło, że jednak nasienie nie do końca ok - asthenoteratozoospermia. Oczywiście taki wynik to nie wyrok - bo jak powiedział lekarz - parametry nasienia raz są lepsze, raz gorsze. Mąż dostał witaminki i za 3 miesiące ma sprawdzić. Zobaczymy.
A ja na razie leżę sobie w łóżku, relaksuję się i staram się bardzo nie nakręcać na ciążę. Bo mam tylko 20% szans na powodzenie. Ale nam histeryczkom nie jest łatwo się nie nakręcać, prawda :? A mąż? Niech rozpieszcza, niech się zajmuje! I pewnie ma rację, że przesadzam, bo nic się nie dzieje. Ale to "nic" niech się dzieje wspólnie, a nie osobno.
Abra
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”