słabo mi:)

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Zablokowany
Awatar użytkownika
kunegunda42
Posty: 994
Rejestracja: 16 lip 2009 00:00

słabo mi:)

Post autor: kunegunda42 »

Witam, ciężko mi na duszy. wpadam w stres. Mam 42 lata. Lekarz w invimedzie wysłał od razu na in vitro. Jednak badania mam ok, więc poelciałam do novum, tam lekarka jeszcze raz zrobiła badania i mówi,że ejszcze mozna ze dwa cykle po zrobieniu hsg (jesli uda mi się wybić bakterie) próbowac naturalnie, potem inseminacja i ewentualnie hsg. Nie sądzę,że to histeria:), raczej realna ocena sytuacji, że jest póxno. Żeby się z tym zmierzyć potzrebuje wsparcia. Na razie czuję lekkie zawirowania: przygotowania do slubu, kłopoty finansowe i nie chcę już mojemu partnerowi swoją oaosba przysparzać klopotów i prosić ciagle o wsparcie, podpieranie, pocieszanie. Jest czuły, dobry, rozumie mnie i jest w tym ze mną całym sercem. Jednak on sam ma juz 2 dzieci o ile chce bardzo mieć ze mną dziecko to jednak dla niego brak naszego dziecka to nie otchłań:). Nie wiem jak pomóc sobie i namżeby to nie rzutowało na naszą codziennośc. Uspokajac się muzyką, przemyslec zyciorys, działac non stop, zeby miec poczucie,że wszytsko idzie w dobrym kierunku? To moje pomysły,ale za podpowiedź będę wdzięczna:), ewa
Ignis
Posty: 237
Rejestracja: 29 lut 2004 01:00

Post autor: Ignis »

Cześć kunegunda42!
kunegunda42 pisze:Nie wiem jak pomóc sobie i nam żeby to nie rzutowało na naszą codziennośc.
Przyznam się szczerze, że ja też nie wiem. Staram się wykorzystywać pomysły, które pojawiają się na bocianie, ale niestety działają tylko przez chwilę. Niepłodność rzutuje na codzienność i nic nie umiem z tym zrobić. Tylko czy da się coś zrobić z tym, że jedna z najważniejszych sfer naszego życia nie chce się zrealizować?
Od pewnego czasu zadaję sobie pytanie czy koniecznie trzeba coś z tym zrobić? Może to etap, który trzeba przeżyć? Czasem wolę po prostu płakać niż wmawiać sobie, że jestem super silna.
Trzymaj się dzielnie!
Awatar użytkownika
kunegunda42
Posty: 994
Rejestracja: 16 lip 2009 00:00

Post autor: kunegunda42 »

Hm:) wiesz co, wmawiać sobie,że ejst dobrze chyba nie ma co, bo człowiek przykrywająć smutek w końcu pęknie. Trzebaby to zaakceptować,ale jak? no ni cholery :) nie wiem:). Konfrontacja z otoczeniem, z mniej lub bardziej dorastającymi dziećmi jest bardzo trudna. kule się w sobie, wszytsko mi w gardle staje imam ochote gryźc chodnik, że nigdy nie dotknę mojego dziecka, a cudze to czuje się jak złodziej. Zazdroszczę wychowyywania dziec, opieki, dotyku, porodu, karmienia, wsyztskiego. Co z tego,że wzruszają mnie cudze dzieci niezaleznie od wieku jak czuje pustke i czuje się jałowa. Owszem na chwile pomaga mysl,ż eejszcze się coś dziej,że człowiek walczy,ale jak klamka ostatecznie zapdnie to chyba trzeba będzie dlugo wyć. Szyukam sposobu na uporanie się z tym,żeby nie być zgorzkniałą, niespełniona z tym ciagłtym bólem w środku. Trzymaj się dzielnie. Zawsze ejst pociecha,ze te które zostaną bez dzieci będą mogły tzrymac się jakoś razem,żeby pogadac, przetrwac lata itd. Choć przeciez życie nie ejst p oto,żeby przetrwać,a żeby się nim cieszyć dlatego tak zazdroszczę ty,k tórzy nawet pewnie czasem nie wiedza jak spokojnie moga oddychac wychowując własne dziec. Pozdrawiam ciepło. Nie martw sie i nie podupadaj, jakby co to pisz, pomogę , podtrzymma.
20 listopad 2010 punkcja
[b]23 listopad 2010 transfer[/b]
21 grudzień serduszko
3 stycznia 2011 1.68 cm i podobno wszystko jak należy:)
Ignis
Posty: 237
Rejestracja: 29 lut 2004 01:00

Post autor: Ignis »

Dzięki za wsparcie :)
kunegunda42 pisze:Szyukam sposobu na uporanie się z tym,żeby nie być zgorzkniałą, niespełniona z tym ciagłtym bólem w środku.
Niedawno odkryłam, że zdecydowanie lepiej sobie radzę i mniej jestem zgorzkniała, po tym, jak dałam sobie prawo do przeżywania smutku, rozpaczy, nawet do zazdrości. Dałam sobie prawo do bycia przygnębioną itp. Przemyślałam kilka spraw i doszłam do wniosku, że taki stan, to pewien etap choroby i nie da się go zmienić na siłę. Paradoksalnie w momencie kiedy samej sobie pozwoliłam na bycie zgorzkniałą, zaczęłam zachowywać się normalnie. Najbardziej widać doskwierało mi to, że wszyscy uważali że: nic wielkiego się nie stało, że przecież jeszcze nie jest tak źle, że nie powinnam zazdrościć i tak dalej. Dopuszczenie do siebie pewnych uczuć czy emocji pozwoliło mi je przeżyć i uporać się z nimi.
I owszem nadal czasem marudzę baaardzo :) Ale i tak jest lepiej, nie mam w sobie aż tyle złości, co wcześniej.
Drugim sposobem była myśl o adopcji, pozwoliła mi przetrwać najcięższy czas, czyli ten zaraz po diagnozie.
Myślę, że takim sposobem może być też skupienie się na pracy, osiąganie w niej jakiś sukcesów itp.
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”