Rodzinne pogotowia opiekuńcze

Archiwum forum "Moja adopcyjna droga"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
Hubertus
Posty: 127
Rejestracja: 20 lut 2008 01:00

Rodzinne pogotowia opiekuńcze

Post autor: Hubertus »

Witam, chciałabym poruszyć wątek RPO, ponieważ mają wielki wpływ na to, w jakim stanie trafiają dzieci do rodzin adopcyjnych. My dostaliśmy dzieci z dwóch różnych RPO i dzieci te są zupełnie inaczej przygotowane. Syna adoptowaliśmy jako niemowlę i było z nim o wiele więcej kłopotów niż z córeczką, prawie dwuletnią i po ciężkich przejściach.
RPO, w którym córeczka znajdowała się przez kilka miesięcy, wyleczyło ją z ciężkich przejść i fenomenalnie przygotowało do przejścia do normalnej rodziny. Dzięki nim Mała płynnie przeszła z jednego życia do drugiego, ze znikomym poziomem stresu. Po miesiącu nawet nie budzi się w nocy. Z zagłodzonej, zaniedbanej, opuszczonej i samotnej dziewczynki, po ciężkich przejściach, oddano nam cudowną małą istotę, pogodną, choć troszkę na początku nieufną. Nauczyli nas "tego dziecka", pokazali jak ją zrozumieć, zaskarbić (ale nie przekupić), pokochać. Dziękjemy im z całego serca.
Z synkiem jest gorzej, bo nie nauczono go dotyku, kontaktu, w stopniu wystarczającym do budowania więzi. Były też inne błędy, które mimo upływu czasu, codziennie staramy się nadrobić. (był w RPO od pierwszego tygodnia życia)
Mamy takie spostrzeżenia, że rodzina zastępcza, to chyba jeden z najważniejszych, choć tylko przejściowy, etap w życiu naszych dzieci. jeśli ktoś z Was adoptował dziecko z RPO, podzielcie się tym. Jeśli jesteście RPO, opiszcie jak widzicie cały proces ze swojej strony.
Ostatnio zmieniony 06 sie 2009 23:02 przez Hubertus, łącznie zmieniany 1 raz.
CUD :-) Jedna prośba - dwa Szczęścia
Awatar użytkownika
Hubertus
Posty: 127
Rejestracja: 20 lut 2008 01:00

Post autor: Hubertus »

Chciałam podzielić sie z Wami tym, w jakim stanie dostaliśmy dziecko z RPO.
Otoż trafiła do RPO mała dziewczynka, zaglodzona, zaniedbana, wymuszająca bezustannie skupienie na sobie uwagi. Glodna kontaktu, miłości i wogole obecności dorosłych. Maciupeńka, smutna i wpadająca w stany płaczu z histerią z bezdechem, aż cała buzia robila się sina.
Po kilku miesiącach w RPO my jako rodzice ado, odebraliśmy z rąk cioci i wujka dziewczynkę, w której ślady po przejściach są znikome :-)

Dodatkowo, na co może nie ma aż tyle czasu w placowkach typu DD, przygotowano NAS i dziecko, do wspólnego życia.

Przez tydzień kontaku z dzieckiem, rodzina ta była dla nas nieocenionym wsparciem. Uprzedzono nas o sposobach wymuszania, o jej przejściach, nauczono ja miłości, czułości, oczekiwania na nas - rodziców. Nas uczono tego dziecka.

1 dnia bawiliśmy sie pod nadzorem i w obecności cioci. Obserwowalismu jej rytm dnia, sposoby karmienia, przestrzeń zabawy i snu.
2 dnia bawiliśmy się sami, ale ciocia byla opodal i zawsze gotowa nam udzielić wskazówek lub chociażby po to, zeby pokazać, że nas niezmiernie lubi, zeby mała widziała to poparcie dla nas.
3 dnia oprócz zabaw, karmiliśmy małą, przewijaliśmy, przebieraliśmy i kąpaliśmy ją z wieczornym położeniem spać.
4 dnia to co wyżej plus spacer - blisko i z kimś z rodziny. Do centrum handlowego, w tłum i zgiełk, z nami jako wentylem bezpieczeństwa dla dziecka
5 dnia j.w. i spacer na pół dnia, z kimś, kto potem sie odłączył, żebyśmy trochę czasu spędzili razem. Znow kąpiel itd.
6 dnia sami w domu i poza domem, jak wychodzilismy wieczorem, to zupełnie "odruchowo" przyniosła nam swoje buty do zalożenia, demonstrując, że idzie z nami.
7 dnia wyjazd, mahanie "papa" i obietnica powrotu, płacz malutkiej, jako dowód więzi (nasze łzy też, wzruszenie i żal, że cierpi)

Z resztą oni wszystkie dzieci, które sa pod ich opieką, zabierają, w miejsca publiczne, gwarne, jeżdżą nad wodę, basen, na wycieczki. Do tego chodzą do kościoła (nawet jesli przyszli rodzice nie będa wierzący, to dziecku pomaga to w skupieniu, odnalezielniu się w grupie itp.)

"Otrzymalismy" od nich dziecko wychowane, nauczone różnych codziennych rzeczy, zasad w kapieli, nocnika, wycieczek, samodzielnego jedzenia, zabawy w grupie, czytania książeczek, piosenek, wierszyków. Oprócz tego milości, rodziny, rodzenstwa, szczęścia. Jak dowiedzieli się, że trafi do rodziny z jej malym bratem, to przygotowywali ją na "dzidzię" w domu, wlączając w jej codzienne życie jednego z mlodszych "bobasów", które mieli pod opieką. (Np. wkładali ich razem do łóżeczka, zeby mogła przytulić małe dziecko, uczyli ją kim jest mniejsza dzidzia, która ja kocha, jak dobrze mieć braciszka itd)

Ponadto, spakowali jej =D> - ulubione zabawki, ubrania, które najczęściej nosiła, przytulaka, plecak z rzeczami, którem tam sobie upychała, książeczki, kapelusz, kurtkę, buty, nawet jej kostium kąpielowy i piżamkę i buciki!
I wierzcie, mi, że przydalo się! Choć u nas tez miała wszystko, to było super. W każdym kącie domu na początku, znajdowala coś "swojego" dzięki czemu nie wszystko było "obce". Wbrew obawom, nie budziło to w niej tęsknoty, tylko ulgę. Tęskniła za tą rodziną, ale około 2 tygodni i bez traumy. Ta rodzina nas witala serdecznie, czasem z uściskiem i buziakiem i wielka radością, a wszystko to na oczach naszej coreczki :-) Oni pokazali jej, że jesteśmy rodziną, więc ona zaakceptowała to naturalnie.

Za przeproszeniem, kolokwialnie mówiąc, odwalili za nas calą najtrudniejszą pedagogiczno - psychologiczną robotę!!!
\:D/ :cmok: To dziecko nie przeszło do nas, tylko przepłynęlo.
Ostrożnie, ale bez lęku.
Budziła się w nocy z płaczem, ale ja moglam ją utulic, nie byłam "nowa, obca".

Dla fachowcow, pewno są to oczywiste rzeczy, dla nas - rodziców ado - to szczęście, że ktoś wpadł na pomysł takich placówek rodzinnych.

P.S. Choć Nasza Prowadząca powiedziała kiedyś, że jeśli chodzi o jakość RPO, to oni są jak klasa mercedesa wsród zwyklych aut :-)

Dodane po: 3 minutach:

Dodam jeszcze, że powrót z papierami podziecko byl po tygodniu, a odbiór malutkiej, trwał 2 dni :-) nie dali nam wyrwać malej gwałtownie, bo mamy papier :D

Dodane po: 21 minutach:

AAAA i jeszcze jedno! Nie wiem, jak udalo im się nie przywiązać jej do siebie tak bardzo.
Nie wiem, co sie praktykuje i jak sie powinno... Dla mnie nieocenioną pomocą było to, że o każdej porze mogłam zadzwonić do "cioci" i pytać, radzić się. Jak mała płakała, a ja zachodziłam w głowę, z jakiego powodu, to dzwoniłam i słyszalam: spróbuj tego... może daj jej to... bo ona u nas lubiła jak... DZIAŁAŁO! Warto było słuchać.
Są częścią jej i naszej historii, kiedys razem ich odwiedzimy, tak jak odwiedza się ciocię i wujka.
Dziecko nie musi na razie, ale my mamy z nimi kontakt.
CUD :-) Jedna prośba - dwa Szczęścia
Awatar użytkownika
ilcia811
Posty: 1376
Rejestracja: 25 sty 2008 01:00

Post autor: ilcia811 »

to fanie,że masz takie miłe doświadczenia z PR ja aż takiech nie mam
niestety są ludzie i ludzie ,jedni wkładają w to całe serce
a drudzy czekają tylko kiedy ktoś przyjedzie po to dziecko
ale o tym może innym razem
Awatar użytkownika
kasialu
Posty: 1394
Rejestracja: 13 mar 2004 01:00

Post autor: kasialu »

Hubertus Wasza Mała trafiła do super ludzi... oby takich rodzin było więcej...
Moja Córeczka po 8 tyg w szpitalu trafiła do DDMD. Miała 5,5 mies, kiedy zobaczyliśmy Ją po raz pierwszy. Pani powiedziałą, że Mała wyjątkowo dobrze radzi sobie z tą caą syt w jakiej się znalazła. Nie wiem na jakiej podstawie tak stwierdziła... 15 dzieci w grupie w wieku orodzonki-2 latka. Odwiedzlaiśmy Ją przez miesiąc każdego dnia... Wychodziliśmy jak spała. Później zabieraliśmy na przepustki, popołudniami też u nas była. Po 3,5 mies została z nami... Czas poświęcony przez te 3,5 m-c odwiedzin naturalnie przygotował nas na przyjęcie Małej, a Ona przyzwyczaiła się do nas...
Dwie drogi, dwa szczęścia...
Awatar użytkownika
Hubertus
Posty: 127
Rejestracja: 20 lut 2008 01:00

Post autor: Hubertus »

Ilcia, cześć :-)
chciałam zacząć od naprawdę dobrych słów i opinii. Ja wspomnialam wcześniej nasz synek byl w innym, również rodzinnym PO.
Tu bylo zupelnie inaczej...
Ludzie dobrzy, mili i oddnani dzieciom, ale... bardzo mocno do serca wzięli sobie zasadę "nie przywiązywania dziecka do siebie".
Ich błędy nie wynikały z działań z premedytacją, ale z braku może doświadczenia oraz ze złej interpretacji niektórych elementów szkolenia.
Niestety nie nauczono go wogóle dotyku, pogłębiono i prawie utrwalono asymetrię, nie wyprowadzono go przez 4 miesiące z napięcia mięśniowego. Zbyt późno zareagowano na to, że ma reflux. Generalnie każdy lekarz oglądający go powiedział, że wygląda i zachowuje się tak, jakby przez te parę miesięcy tylko leżał i płakał z bólu brzucha. Niestety tak było.
Był noszony bardzo sporadycznie i tylko w jednej pozycji na przedramieniu.
Karmiono go w lózeczku, pomiędzy wałkami z kocyków, nigdy na ręku.
Uznano, ze dziecko musi plakac, zeby ćwiczyć oddech, więc płakal.
Dostawał jeść wyłącznie o określonych godzinach i określone dawki, a byl mocno niedożywiony, poza tym ciągle wymiotował. Powinien dostawać mniejsze porcje i częściej.
Jak go poznaliśmy, to brzydko pachniał wymiotami, miał czerwone bruzdy na szyjce od ulewania, buzia byla cała czerwona i pomarszczona z napięcia. Oczy zapuchniete od płaczu. Cale cialo można bylo w poziomie podnieść za jedną nóżkę, bo był jak z drewna.
I choć był myty, karmiony, przewijany często, zabrakło tego co najważniejsze.
Zapomniano, że nie wszystkie dzieci udaje się tak samo poprowadzić.
Najsmutniejsze jest to, że wyglądal po urodzeniu tak źle, że nikt nie wierzył, że znajdzie dom. Wierzcie mi, sama byłam przerażona jak go zobaczyłam po raz pierwszy! jednak poczułam się tak, jakby go trochę przekreślono na starcie. :evil: Robiono przy nim niezbędne rzeczy, nie wychodząc przed szereg.
A jak się okazalo, że znajdzie dom, to dopiero wzięto sie za niego. Po interwencji z naszego OAO i mocnej krytyce. Za przeproszeniem "podszykowano go nam", ale dwa tygodnie nie zniwelowaly błędów kilku miesięcy :(
Taka jest różnica między tymi dwoma placowkami. W drugim RPO widziałm naprawdę chore dziecko, od razu poświęcano mu nieco więcej uwagi, masowano, rehabilitowano i nie rozstawano się ani na minutę. Wiedziano, że im więcej uda im się zrobic i wyprowadzic na prostą, tym większe ma szanse na dom.
Naszemu misiowi tego zabrakło, szkoda, bo mimo tego, co juz nam sie udało zrobić, coś mu zostanie z tych kilku pierwszych miesięcy życia :-(

Wiele razy na Boćku spotkałam sie z opiniami rodzicow ado, że miłość czyni cuda. Często zdiagnozowane fatalnie dzieci, dzięki miłości i opiece wyrastają na cudnych ludzi.
Tylko czy pogotowia i RZ muszą czekać, aż maluch znajdzie tą miłość po adopcji? N ja widać na przykładzie drugiego "naszego" RPO - nie!!! Opiekunowie tymczasowi pelnią taką samą ważną rolę jak r.ado. Chociaż trudniejszą, bo to do nich na pierwszy ogień trafiają wszystkie smutki, przejścia i zaniedbania.

Kasialu, fajnie że nie tylko RPO dobrze może przygotować malucha na przejście do rodziny :-) jednak jak widać czas jest znacznie dluższy.
Dramatem w Polsce jest to, ze tak mało pieniędzy jest przeznaczane na rodzinne placówki. Ale finansowanie, to temat na kolejny post i może tu wypowiedzą sie osoby będące RPO.
Buziaki
CUD :-) Jedna prośba - dwa Szczęścia
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Hubertus- dziękuję za ten temat. jest dla mnie bardzo na czasie bo już wkrótce będę właśnie po tej drugiej stronie...
Twoje posty zmusiły mnie do przemysleń. Wspomniało mi się również, jak Nasza Pani Doktor (pracuje na noworodkach) po informacji od nas że myslimy o takiej forie służby dzieciakom (jakieś 2 lata temu) powiedział: Oj nareszcie ktoś normalny będzie nasze dzieciaczki odbierał...mam takie niemiłe wrażenie jak oddajemy dzieci jednej z rodzin że robia to machinalnie, jaby zabierali szczeniaka czy kota, nigdy nie widziałam żeby przed zabraniem dziecka przemówili do niego choc jedno życzliwe słowo..."

Są ludzie i ludzie... Naszego Synka odbieraliśmy z rąk wspaniałych ludzi, wszystkiego nas nauczyli o maluchu i mogłam zawsze do nich zadzwonić (do dziś kontaktujemy sie i jest bardzo miło)

Teraz nasza kolej.
Z jednej strony ROZUMIEM rodziców adopcyjnych-jak nikt inny.
Z drugiej- gdzieś tu na forum adopyjnym świeżo upieczona mama ado narzekala na RZ gdzie było jej dzieciatko- ze nie moze cizgle z nim przebywac w tym okresie oczekiwania na "preadopcję".
Ale nalezy się też zrozumienie dla RZ. Kochani- to te normalna rodzina ze swoimi "sprawami" też muszą funkcjonować. Nie wiem jak to bedzie wyglądało- życie pokaże, ale ja mam zamiar umawiac sie z rodz.ado na konkretne dni i konkretne godziny. Dlaczego? Mam też swoje dzieciaki- one też musza isć spać o przyzwoitej porze bo rano wstawają do szkoły i przedszkola. Nie będę typowym RPO- wiec nie dostanę wypłaty za czas oczekiwania na dzieciątko i nikt mi nie zapąłci ZUSu- muszę prowadzić nadal działalność(u siebie w domu) a w zwiazku z tym mam od czasu do czasu wyjazd do skarbówki czy zusu, też muszę mieć to jakoś zorganizowane.
Z innej strony- zamierzam "uczyć" rodz. ad jak najwięcej o dziecku ale tylko wtedy kiedy JASNO dadzą mi do zrozumienia że tego chcą... nie wyobrażam sobie wymądrzać się na temat karmienia, kąpieli szczepień itd jesli ktos sobie tegonie zyczy bo uważa że to wszystko wie. ->rada dla przyszłych rodz. ado- PYTAJCIE, ROZMAWIAJCIE, USTALAJCIE. Nikt nie che nic nikomu narzucać. I z pewnością nikt nie pozostawi pytań bez odpowiedzi...
Awatar użytkownika
Hubertus
Posty: 127
Rejestracja: 20 lut 2008 01:00

Post autor: Hubertus »

Agulek, witaj :-)
I oto chodzi - żeby szanować, że Pogotowie, to też rodzina, ich rodzina. To fajne, o którym pisałam, to rodzina z wlasną 4 biologicznych dzieci!
Raz nawet, jak mój mąż kąpał córeczke, to ja z "ciocią" pomagałysmy robić jakąś planszę ich córce do szkoły.
Oczywiście, że trzeba ustalic warunki widzenia sie z dzieckiem. To tez za nas zrobiła "ciocia". My jednak za każdym razem z dużym szacunkiem i ostrożnością wchodziliśmy do ich domu. "Ciocia" była mega bezpośrednia, więc wprost mówiła: "idźcie z niunią do drugiego pokoju", "idźcie na spacer", "nie przychodźcie przed 11.00 rano"; "do obiadu to..., a jak wrocicie po południu, to około..." Niedawno ich odwiedziliśmy (bez coreczki, bo za wczesnie) i mieli miec gości, więc nas przeprosili, zostawili z jednym z maluchów (ma niecałe dwa tygodnie :love: ) na prawie godzinkę.
Poza tym, trzeba jeszcze pamiętać, że "NASZE" dziecko nie jest tam jedyne. Pozostałe dzieciaki bardzo przeżywają pojawianie sie i znikanie potencjalnych rodziców, ale i maluchow z łóżeczka obok :cry:
Dlatego też najpierw bawiliśmy sie ze wszystkimi dziećmi, potem dopiero tylko z malutką i to tak, żeby pozostalym nie było przykro. dla opiekuna tez jest to trudne, bo pozostałym musi wynagrodzić jakoś to, ze my zajmujemy się w szczegolny sposób jednym dzieckiem.
I naprawdę nie jest to istotne, ze maluchy maja od 0 do 2 lat. czują, widzą, przeżywają.

Zawsze z mężem marzylismy o prowadzeniu takiego pogotowia lub rodziny zastępczej. Moja bezpłodność wynikła po drodze i nagle. natomiast na dzień dzisiejszy wiemy, że nic nie wiemy o tej formie rodzicielstwa. U nas podjęcie takiej decyzji będzie możliwe dopiero za jakies 6-7 lat. Na razie musimy skupic sie na swoich dzieciach i dojrzeć w rodzicielstwie.

Agulek, super że utrzymujecie kontakt z nimi, bo wiem, ze często ludzie odbierają dziecko z RPO, jak ze szpitala, a jeśli dziecko przebywa w nim kilka miesięcy, to jest kawał jego życia.
Dla rodzica ado, to trudne, bo sie boi, że jednak mamie biol sie odwidzi i będzie naciskac, szantażować itp opiekuna w celu zdradzenia naszego adresu. Fajny sposób na kontakt z RB ma ta ciocia. Nie umawia się z mamami biol u siebie, tylko na placach zabaw, w centrach handlowych w parku. zawsze za pośrednictwem OAO. Mówi, że chroni tak swoją rodzinę, ale nas ado też.

RPO nie mają jeszcze swojego reprezentanta, kogos w rodzaju rzecznika, wiem że w regionie, z ktorego mamy dzieci, właśnie nad tym pracują. Szukaja kogoś, kto walczylby o ich prawa, zdawal relację z problemów, z jakimi sie borykają itd.
jeden z takich np. prostych kłopotów - parkingi pod szpitalami sa płatne, jak mają na stanie 6 dzieci, to ciągle jeżdżą do lekarza. Nikt ich nie zwalnia z prostych opłat. Szkoda. Może by mogli o to zawalczyć, ale nie mają czasu!
Oj, w Polsce to jeszcze dluga droga do cywilizacji, jeśli chodzi o podejście do instytucji pomocy społecznej.

Ludziom, ktorzy sie na to decydują należą się brawa i glęboki do ziemi ukłon.
No, to napiszcie z ręką na sercu, jakie sa te gigantyczne pieniądze, za ktore trzeba utrzymać dom, dziecko, samochód (dla dziecka), leczenie specjalistyczne, szczepienia (chyba, że się szczepi dzieci "tym darmowym szajsem" jak powiedziała moja pediatra), telefony w tym do OAO i matek biol..etc etc

Dodane po: 10 minutach:

Rozmawiałam z rożnymi osobami prowadzącymi RPO i RZ (obeznie już RDD) i wszyscy powtarzają to samo: brakuje im spotkań między nimi. Potrzebuja bardzo wymiany doświadczeń. Nie tylko terapeuty z Ośrodka. Potrzebują siebie. Kiedy na ich wlasne dziecko w szkole zaczynają wołać Matka Teresa, albo "przedszkolanka", to pewno chcą się podzielić tym z kimś kto ma podobnie.

Z czarnym humorem teraz:-) nawiązując do tych zwierzaków o ktorych pisałaś ;-) W Stanach działają ASPSA czy inne policje dla zwierząt, w ktorych nawet kota przygotowuje sie do adopcji, wyciąga z kociej traumy, głaszcze przez dwa tygodnie jakimś wolontariuszem, odżywia, leczy, czesze strzyże itd :-) :-) :-) a u nas czasem brak podejścia do małego czlowieka...
CUD :-) Jedna prośba - dwa Szczęścia
ktbs
Posty: 4738
Rejestracja: 06 sty 2005 01:00

Post autor: ktbs »

hubertus dopiero dotarłam ;)
miło że piszesz co czujesz i jak wyglądała wasza historia z PR (pogotowiami rodzinnymi)
jestem PR od ponad trzech lat staram się ale nie mnie jest oceniać na ile dobrze to robię ;)
dziękuję za ten wątek
kasia - ciocia na zastępstwo ;)
Awatar użytkownika
ilcia811
Posty: 1376
Rejestracja: 25 sty 2008 01:00

Post autor: ilcia811 »

witajcie
Ktbs dobrze,dobrze działasz :lol:
ja moze za niedułgo też bede oceniana :D przez RB dzieci
co prawda nie bede PR ale mamy zamiar przyjmowac dzieci ale pojedyńczo w RZ krótkoterminowa
i mozliwe,że "nasze" dzieci bede szły do nowych wspaniałych rodziców

mam nadzieje ,że dobrze zaopiekuję sie tymi dzieciaczkami ,które będa czekały u nas na nowych rodziców
mam nadzieje ,że 1 dzieciaczek pojawi sie juz niedułgo u nas :P
śliwa
Posty: 578
Rejestracja: 16 lip 2003 00:00

Post autor: śliwa »

my też mieliśmy szczęście trafić na fajne PR, nasz mały mieszkał u nich pół roku, wcześniej mieli z nim kontakt w Ddz, opiekowali się nim dobrze, jeździli na rehabilitacje, do licznych lekarzy itd. ale najważniejsze że kochali go po prostu i świetnie przygotowywali na zamieszkanie z nami ... no i dzielnie znosili moje najazdy przez kilka miesięcy po kilka razy w tygodniu :D
Ostatnio zmieniony 27 sty 2011 10:56 przez śliwa, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
nowamama
Posty: 110
Rejestracja: 25 sty 2008 01:00

Re: Rodzinne pogotowia opiekuńcze

Post autor: nowamama »

.....
Ostatnio zmieniony 08 wrz 2010 18:47 przez nowamama, łącznie zmieniany 1 raz.
milkap32
Posty: 16
Rejestracja: 09 wrz 2008 00:00

Re: Rodzinne pogotowia opiekuńcze

Post autor: milkap32 »

Ja też nie mam najlepszego zdania o RPO :( pracujące tam osoby powinny dbać o dobro dziecka, do tego są powołane tego typu instytucje. A tymczasem kosztem maluszków, zaspakajają swoje potrzeby finansowe. :cry:
ktbs
Posty: 4738
Rejestracja: 06 sty 2005 01:00

Re: Rodzinne pogotowia opiekuńcze

Post autor: ktbs »

jak czytam dziwię się skąd niektórzy z opisywanych pr mają kwalifikacje?

jestem PR kilka lat
zasada jest jedna, maluszki niczego nie świadome są jak syn czy córka
starszaki z racji wieku i często odwiedzania przez rodziców są świadome tymczasowości pobytu, staram się jednak zapewnić im wszystko co możliwe i jak najpełniej wykorzystuję wspólny czas,
pewnie nie zawsze i nie wszystko się nam udaje ale dzielnie co rano wstaję do nich i zaczynam od nowa :)
kasia - ciocia na zastępstwo ;)
Awatar użytkownika
Hubertus
Posty: 127
Rejestracja: 20 lut 2008 01:00

Re: Rodzinne pogotowia opiekuńcze

Post autor: Hubertus »

ktbs witaj
dawno mnie nie bylo na NB i na tym watku, mam dwoje maluchow w domu i rzadko siadam do netu.
Minął rok od "urodzenia" nam się córeczki w domu i przez ten rok nie przestalam cieplo mysleć o Cioci naszej "Balbinki". Dzwonię do nich, jak do dalekich krewnych i wiem, że jak tylko Mała będzie gotowa, to jedziemy ich odwiedzić.
Ludzie są tylko ludźmi, nie wiem jak to jest z kwalifikacją do bycia RPO. Jeśli tak jak z kwalifikacją do bycia rodzicem ado, to słabo. Widzę po nas, że mamy deficyty, że nie zostały wcześniej zauważone. Ale komisje kwalifikacyjne to nie grupa jasnowidzów :-) Co innego "przewidywać" kłopoty, co innego je przeżywać. Dlatego bez wahania sięgnęliśmy po fachową pomoc. Myślę, że wszyscy opiekunowie z RPO powinni mieć wsparcie terapeutów, bo biorą na siebie wielki, bezurlopowy obowiązek i odpowiedzialność.
My rodzice ado wiemy, że nasze dzieci za chwilę urosną, a opiekunowie RPO po jednym maluchu przekazanym rodzicom mają zaraz następnego.
ktbs - myślę, że nie powinniśmy oceniać, ale wspierać RPO, RZ i tego typu rodziny. Myślę, że róznica między podejściem jednego i drugiego RPO do naszych dzieci polegała głównie na różnicy ich stażu. Natomiast to, co podoba mi się i wydaje się być takie zdroworozsądkowe - to to, że "ciocia" naszej córeczki nie podchodzi do malucha, jako dziecka przebywającego u nich chwilowo, ona żyje każdą chwilą tego dziecka, jakby było jej własnym. Nie wiem jak to możliwe, są niesamowici. Poznałam inne "ich" dzieciaki i o każdym mówią z wielkim zaangażowaniem. Ciekawa jestem co na to procedury i wytyczne dla opiekunów PO. Bo może diabeł tkwi w interpretacji materiałów szkoleniowych.
Jedno sprawdza się zawsze sercem i rozumem, a nie tylko rozumem, tak?
Dzwoniłam niedawno z wieściami do naszej "cioci". Nie zastałam ich, bo jak powiedziała córka, wyjechali do Rabki leczyć jakiegoś malucha, bo lekarze miejscowi załamali ręce. Za każdym razem, kiedy dzwonię z nowinkami, oni mają pełne ręce roboty i otwarte serca na ratowanie i wychowanie kolejnych dzieci.
Kontakt z nimi uświadamia mi, jaka to ciężka praca i jak wielka odpowiedzialność podjąć się bycie RZ lub PO. Szacunek.
ktbs, napisz proszę czego Wam najbardziej brakuje, co Was najbardziej boli i dokucza. Jakie macie jako PO kłopoty, co siedzi głębiej.

Dodane -- 23.06.2010, 00:34 --

milkap32 :-) trudno mi się przychylić do opinii, że bycie RPO lub RZ może zaspokoić potrzeby finansowe... w naszym kraju wysokość wypłacanych stawek dla takich rodziców, to jak nakłanianie ich do nieustannej filantropii. Z tego co wiem, to tylko początkujący opiekunowie zastępczy mają przydzielone do opieki dzieci zdrowe, wraz z doświadczeniem trafiają do nich dzieci z większymi problemami. Problemy, rehabilitacja, leki, dojazdy do szpitali, nawet parkowanie pod szpitalami kosztuje. Takie maluchy to nie tylko wydatek na pieluchy, mleko i oliwkę. Kosztów pozostałych nikt im nie refunduje. Chociaż nikt nie zabrania im "pozyskiwać sponsorów". :-) tylko, że oni nie mają czasu się w głowę podrapać :-) a co dopiero myśleć o marketingu.
To chyba nie względy finansowe decydują o jakości placówek rodzinnych. Tak jak w każdej pracy: nauczyciel, ksiądz, lekarz, mogą mieć kwalifikacje, a różne predyspozycje do wykonywanego zawodu.
Nadal mam za mały staż rodzicielski, ale nie rezygnuję z pomysłu zostania RZ lub RDD. Moja droga dopiero się zaczyna i mnóstwo pracy nad sobą i rodziną jest jeszcze przede mną. Piszcie, dzielcie się, proszę.
CUD :-) Jedna prośba - dwa Szczęścia
milkap32
Posty: 16
Rejestracja: 09 wrz 2008 00:00

Re: Rodzinne pogotowia opiekuńcze

Post autor: milkap32 »

Przepraszam jeśli kogoś mój poprzedni komentarz uraził.

Dodane -- 23.06.2010, 09:04 --

http://rodzinnepogotowie.webpark.pl/prawo.html
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Moja adopcyjna droga”