To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.

W oczekiwaniu na ten telefon... i pierwsze dni po nim.

Moderator: Moderatorzy moja adopcyjna droga

Awatar użytkownika
wiata
Posty: 28
Rejestracja: 26 sty 2010 01:00

To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.

Post autor: wiata »

Poczytuję forum od jakiegoś czasu. Bardzo chciałabym się podzielić z Wami naszą historią. Mam jednak wielki problem z tym w jaki sposób nakreślić sytuację. Nie uda mi się chyba uniknąć przydługiej wypowiedzi i wcale nie jestem pewna, czy ktokolwiek zechce to czytać. Spróbuję jednak i zacznę najprościej - od początku... (lub prawie od początku)

Rok temu rozpoczęliśmy naszą drogę adopcyjną. Decyzja była przemyślana i płynąca prosto z naszych serc. Nie mamy i nie możemy mieć dzieci biologicznych. Jesteśmy dość młodym i bardzo udanym małżeństwem. Kochamy się. Do adopcji od początku byliśmy nastawieni pozytywnie. Z przyjemnością i pełnym zaangażowanie kompletowaliśmy dokumenty. Wielką radość sprawiał nam kurs. Chłonęliśmy przekazywaną nam wiedzę niczym gąbki. Z zapałem przygotowywaliśmy się do kolejnych spotkań. Na kwalifikację oczekiwaliśmy z niecierpliwością. Pomyślna decyzja była dla nas wielkim szczęściem. Nie mieliśmy określonych preferencji co do dziecka. Wierzyliśmy, że nasze dziecko po prostu na nas czeka. Na usilne prośby, aby jednak określić chociaż wiek, powiedzieliśmy, że chcielibyśmy dziecko do piątego/szóstego roku życia. Ja nieśmiało nadmieniłam, że chyba tęsknię za córeczką. Zapewne ze względu na fakt, że byłam na etapie fascynacji jedną z moich uczennic. Jestem pedagogiem specjalnym, pracuję z dziećmi niepełnosprawnymi. W tamtym momencie jedną z moich podopiecznych była Krysia. Dziewczynka upośledzona umysłowo w stopniu lekkim. Kochana i mądra pannica, która szczerością i uczuciowością zdobyła moje serce. Czekaliśmy zatem na telefon. Zadzwonił 15 stycznia o 9:43. Jest chłopiec, ma 6 lat, obecnie przebywa w DD, prawie 700km od miejsca naszego zamieszkania, szukają dla niego rodziny z odległego końca Polski ponieważ rodzina małego jest aktywna, mimo iż matka ma już odebrane prawa rodzicielskie. Mały pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej, nie ma młodszego rodzeństwa, ma starsze. No i pytanie - jaka jest nasz decyzja, czy przyjedziemy do ośrodka zobaczyć zdjęcia i dokumentację. Oczywiście radość była wielka, uśmiech dookoła głowy, gonitwa myśli i emocje. Powiedziałam, że przekażę radosną nowinę mężowi i oddzwonię. Oczywiście zdecydowaliśmy się pojechać do ośrodka. Naszykowane śniadanie szybko wylądowało w lodówce i po niespełna godzinie już oglądaliśmy razem z paniami z naszego ośrodka zdjęcia i czytaliśmy dokumentację. Zdjęcia super, mały podobny do męża. Dokumentacja niepełna. Brak informacji o stanie urodzeniowym dziecka. Opinia PP niepokojąca, duże braki. Dziecko przelicza tylko do 9, nie zna liter, dopiero w DD i zerówce uczyło trzymać się nożyczki, kredkę, ołówek. Panie zapewniły nas jednak, że opinia jest mocno przesadzona. Opiekunka prawna w rozmowie telefoniczne zapewniała, że dziecko robi duże postępy a zaniedbania wynikają z faktu, że chłopiec przebywał w rb prawie 5 lat, a ta dopuściła się wielu zaniedbań. Gdy panie zapytały nas czy chcemy jechać na kontakt, mąż powiedział, że choćby zaraz. Tym sposobem po 16 byliśmy już w "najdłuższej' podróży naszego życia. Pani z ośrodka, która z nami pojechała, całą drogę musiała udzielać nam odpowiedzi na setki pytań. Zanim dojechaliśmy na miejsce wiedzieliśmy już, że dwa dni wcześniej u chłopca była inna rodzina, która jednak się nie zdecydowała. Wiedzieliśmy też, że ich spotkanie, przynajmniej ze strony dziecka było pomyślne. Mały chętnie spędził z nimi czas, dużo opowiadał, był aktywny. Z takim, potencjalnym obrazem spotkania dojechaliśmy na miejsce. Ponieważ była 3 nad ranem, skorzystaliśmy jeszcze z trzygodzinnego noclegu w wynajętym miejscu. Wizyta w DD rozpoczęła się przed godziną 8. Najpierw rozmowa z panią dyrektor, potem z opiekunką prawną, a potem... To był moment, w którym rozpoczął się jeden z najtrudniejszych okresów mojego życia. Mały nie był taki jak się spodziewaliśmy. Niewiele mówił, dystansował się i wycofywał. Trudno zresztą dziwić się, skoro zaledwie dwa dni wcześniej ktoś go już "oglądał", obiecał, że przyjedzie i słowa nie dotrzymał. Atmosferę nieco przełamał kupowany pośpiesznie zdalnie sterowany samochód. Chłopiec ucieszył się z prezentu i chętnie zabrał się do jego uaktywniania wraz z moim mężem. Potem na jakiś czas pozostawaliśmy w cieniu nowej zabawki. Następnie było oglądanie pokoju, wspólny spacer i sanki, wyjście na pizzę, fotografowanie połączone z nauką obsługi aparatu (małego bardzo to interesowało), wizyta w studiu foto i wybieranie ramki na dwa wywołane od ręki zdjęcia. Intensywność tych kilku godzin okazała się być naszym sprzymierzeńcem. Chłopiec nieco się przed nami otworzył, zdecydowanie bardziej przylgnął do męża. Biorąc pod uwagę, że nasza wizyta odbyła się tuż po poprzedniej, nieudanej, było chyba nieźle. Na pożegnanie udało nam się nawet przytulić naszego chłopca. Niestety nie mogliśmy zostać dłużej, ponieważ pani z naszego ośrodka musiała być 17 stycznia w pracy.
Droga powrotna była bardzo trudna. Ja chciałam pogadać, mąż skupiał się na prowadzeniu auta, co jak później się okazało nie było dla niego łatwe. Emocje bardzo utrudniały mu skupienie na tej czynności, a warunki na drogach prawdziwie zimowe. Niestety obecność osoby obcej była krępująca i nie dane nam było głośno porozmawiać. W domu okazało się, że frustracja narastała całą drogę w nas obojgu. Była złość, łzy i przytulanie. Ja zdałam sobie sprawę z tego, że nagle zaczynam odczuwać to wszystko o czym nam mówiono, a co jak wcześniej sądziłam, nas nie dotyczy. Okazało się, że moment, w którym chłopiec wspomniał o mb, wywołała we mnie wielki niepokój. Opinia PP spowodowała, że prze moją głowę galopowały tysiące znarowionych myśli. Obraz rb nagle zaczął mieć dla mnie znaczenie. Pragnęłam wyraźnego komunikatu, że mały naprawdę może być nasz. Chciałam potwierdzenia, że właśnie tak będzie dla niego dobrze, i że fakt, iż w DD jest Jego prawie osiemnastoletnia siostra, a matka odwiedza Go regularnie nie sprawi, że nadzieja na adopcję pęknie jak bańka mydlana. Oczywiście wszyscy w DD takich zapewnień nam udzielili, ale mimo to miałam wątpliwości. Pomógł mi nieco argument, że to normalnie iż rb często w ostatnim momencie budzi się ostatnim zrywem do walki o dziecko, zwłaszcza jeśli to dziecko wcześniej było źródłem dochodów w postaci dofinansowań socjalnych i alimentów, co bardzo ułatwiło picie, bo było za co. Cały poprzedni tydzień była dla mnie bardzo trudny, wiele emocji i morze łez. Codzienne telefony nieco pomagały. Zwłaszcza, że uzyskiwaliśmy kolejne piękne informacje: mały pokazuje nasze wspólne zdjęcie i mówi o swojej nowej rodzinie, mały liczy dni do naszego przyjazdu, mały powiedział nam przez telefon pierwszy wierszyk, mały zrobił w zerówce prezent na dzień dziadka i babci i to my zostaniemy nim obdarowani. Z drugiej jednak strony bardzo martwiło mnie to, że nasze telefony wyraźnie Go nudziły. Rozmowy telefoniczne nie były dla Niego łatwe, bo ile można odpowiadać na te same pytania o samopoczucie, o jadłospis i o to czy się było dziś na spacerku. Nuda na resorach, zwłaszcza dla dziecka. Tydzień minął i znowu pokonaliśmy trasę przez całą Polskę. Tym razem było swobodniej. Mogliśmy spędzić razem jedno popołudnie i jeden dzień w całości. W chwilach emocji awansowaliśmy nawet na ciocię i wujka. Zdarzyły się jednak i przykre sytuacje. Gdy podczas posiłku spytałam naszego chłopca, czy poczęstuje mnie frytką powiedział, że to nie caritas. Zrobiło mi się niezwykle przykro :( , poczułam jakby ktoś w moje serce wsadził sopel lodu. Nie wiedziałam jak się zachować. Powiedziałam, że mi przykro. Mały bardzo się rozpłakał. To okropne uczucie. Co za człowiek doprowadza do płaczu dziecko przy trzecim spotkaniu ?? Później uświadomiłam sobie, ze On pewnie nawet nie rozumie znaczenia swoich słów. Przybywa wśród dzieciaków starszych, nastoletnich i pewnie taka odzywka między nimi jest cool. Z jednej strony wiem, że dziecku należy pokazywać co dobre a co złe i stawiać granice, zaś z drugiej strony tamta sytuacja pewnie zostanie w mojej pamięci już na zawsze. Serce pękało mi również przy pożegnaniu. Poza DD nasze relacje, jak na tak wczesne są naprawdę fajne. W momencie, gdy mały przekracza próg DD zmienia się w dziecko o dwa lata starsze. Przestaje nas zauważać. Owszem przytulił się do nas na dowiedzenia, ale zrobił to szybko, i gdy nikt nie widział. Nie chciał nas odprowadzić, nie okazał żadnych emocji, zapomnial o prezencie, który dla nas przygotował. Miałam wrażenie jakby nasz wyjazd był po prostu kolejnym punktem dnia, jak posiłek, czy toaleta. Musi nastąpić, ale nie jest niczym ważnym. Część drogi powrotnej po minionym weekendzie przepłakałam. Wiem, że to tylko dziecko. Wiem, że to dziecko zostało skrzywdzone. Wiem, że jego siostra opowiada mu o adopcji straszne rzeczy, co pewnie wywołuje ogromny mętlik w umyśle młodego człowieka. Wiem, że nie mam prawa wymagać od Niego natychmiastowej i bezwzględnej miłości. Wiem, że to naszą rolą jest go kochać. Pomału uświadamiam sobie również, że chyba właśnie dlatego to takie trudne, dlatego że już go kochamy. Boję się, że nigdy nie będziemy dla niego mamą i tatą, że nie uda nam się zbudować więzi. Zaczynam rozumieć czemu większość rodzin adopcyjnych pragnie maluszków, dociera do mnie czego się obawiają. Nie oznacza to wcale, że zmienimy decyzję, o nie. Dokumenty są już w sądzie. Mamy nadzieję, że decyzja o pre-adopcji zapadnie jak najszybciej. Nie jesteśmy z tych, którzy przy pierwszych niepowodzeniach odpuszczają. Jednak coraz wyraźniej i coraz mocniej dociera do mnie istota tego co się rozpoczęło. Tak naprawdę chyba dopiero teraz zaczynam rozumieć lepiej. Mam nadzieję, że nasz chłopiec, zechce być naszym synkiem, i że się nim poczuje, dla nas już nim jest :D . Trzymajcie proszę kciuki za naszą rodzinę.

Coś więcej będziemy wiedzieć w środę. Na ten dzień umówiliśmy się na telefon. Nie będziemy dzwonić codziennie. To chyba nie był dobry pomysł. Kolejna wizyta przewidziana oczywiście na weekend, nie mamy jeszcze tylko pewności czy ten najbliższy czy jednak kolejny. Odległość, która nas dzieli jest wielkim utrudnieniem.
agataka26
Posty: 3281
Rejestracja: 10 sie 2003 00:00

Post autor: agataka26 »

wiata Przeczytałam :)
Piękna decyzja, z pewnością trudna.
Dziecko potrzebuje czasu, naprawdę dużo czasu.
Nie wiem czy szybkie zabranie go do domu to jest najlepszy pomysł. Wiele osób twierdzi, że w przypadku dzieci starszych lepiej jeśli kontakty w dd trwają za długo niż za krótko. Tylko ta odległość... nie jest Waszym sprzymierzeńcem.
Będę tu zaglądać.
Życzę powodzenia i trzymam kciuki za całą trójkę.
Agata.
Dobre matki od złych odróżnia nie to, że nie popełniają błędów, lecz to co z tymi błędami robią.
http://diabelskimlyn.blox.pl/html
Awatar użytkownika
wiata
Posty: 28
Rejestracja: 26 sty 2010 01:00

Post autor: wiata »

Dzięki za ciepłe słowa.
agataka26 pisze:nie wiem czy szybkie zabranie go do domu to jest najlepszy pomysł. Wiele osób twierdzi, że w przypadku dzieci starszych lepiej jeśli kontakty w dd trwają za długo niż za krótko. Tylko ta odległość... nie jest Waszym sprzymierzeńcem.
Ja również nie wiem. Mam mętlik w głowie. Jedno co wiem to to, że zanim będziemy mogli go zabrać minie jeszcze pewnie kilka tygodni. Boję się, że przez ten czas mały będzie pod presją rb, i że to ona a nie odległość będzie największym utrudnieniem. Wiemy od opiekunki prawnej, że początkowo chłopiec był nastawiony do adopcji pozytywnie. W momencie, gdy pojawiła się konkretna rodzina czyli my, mb zaczęła częściej chłopca odwiedzać, siostra nastawia go przeciwko nam, każe mu mówić, że nie chce nigdzie iść, że woli zostać w DD. Sytuacja jest o tyle trudna, że mały jest poddawany presji. Boję się, że zrobią mu pranie mózgu. On już tak wiele przeszedł. W DD jest najmłodszym dzieckiem. Reszta dzieci to często nastolatkowie. Młodzi ludzie ciężko doświadczeni przez los, bez nadziei i z poczuciem, że nic już nie może się zmienić. Przeraża mnie myśl, że nasz mały będzie takie komunikaty otrzymywał i utrwalał. My będąc tak daleko, nie możemy nic zrobić. 10 kontaktów to co najmniej 10 tygodni, 10 weekendów, pomiędzy którymi nic nie możemy. Nie wiem, czy mamy tyle czasu. Opiekunka prawna małego jest super, dyrektorka DD też, ale nie wszyscy się tak starają. Obawiam się tego co dzieje się, gdy nie ma przy naszym chłopcu, nikogo kto czuwałby nad jego bezpieczeństwem. Z drugiej strony rzeczywiście boję się, że jak za szybko weźmiemy Go do domu, to nie będzie jeszcze gotowy, będzie tęsknił za DD, będzie chciał wracać, a okres pre-adopcji nie pomoże.
Awatar użytkownika
alimak
Posty: 225
Rejestracja: 25 gru 2003 01:00

Post autor: alimak »

Witaj
Przeczytałam.
Życzę Wam dużo siły i cierpliwości.
Szczerze mówiąc, sama mam mętlik w głowie po przeczytaniu Twoich postów. Trudne decyzje przed Wami, a potem najpewniej bardzo trudne początki życia z dzieckiem.
Sporo tu na ,,dylematach adopcyjnych" wiedzy nt wychowania dziecka zranionego. Nawet ostatnio dziewczyny z bociana przetłumaczyły oficjalnie ,,Parenting the hurt child". Warto poczytać. A jeśli chcesz elektroniczne wydanie książki, to pisz do Elary.
:)

W każdym razie adopcja dziecka starszego wymaga wielkiej odwagi, a przede wszystkim ogromnej siły wewnętrznej. Gratuluję.
dominika
Posty: 353
Rejestracja: 27 cze 2002 00:00

Post autor: dominika »

Może jakiś urlop lepiej? Podróże Was wykończą.
Czy rozmawiałaś z tą starszą siostrą, rozumiem, że dzieci są w jednym DD?
Czy masz zamiar utrzymać jakiś kontakt małego z rodzeństwem?

Podany przez Chlumę blog raczej nie ułatwi decyzji.
Ale na pewno warto się zastanowić, czy znacie dokładną sytuację i przeszłość dziecka, bo - przykro mi to pisać - nierzadko pomija się niewygodną część historii dziecka. A tu nie tylko chodzi o to, żeby dziecko znalazło dom, ważniejsze jest, że takie pomijanie utrudnia albo uniemożliwia udzielenie dziecku pomocy - medycznej, terapeutycznej, wychowawczej...
Awatar użytkownika
hanula
Posty: 3037
Rejestracja: 14 lip 2004 00:00

Post autor: hanula »

=ooo*
Ostatnio zmieniony 30 sie 2012 09:21 przez hanula, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
wiata
Posty: 28
Rejestracja: 26 sty 2010 01:00

Post autor: wiata »

alimak pisze:Nawet ostatnio dziewczyny z bociana przetłumaczyły oficjalnie ,,Parenting the hurt child". Warto poczytać. A jeśli chcesz elektroniczne wydanie książki, to pisz do Elary
Napisałam
dominika pisze:Może jakiś urlop lepiej?
Ja obecnie nie pracuję. Niedawno straciłam pracę. Ze względu na sytuację nie szukam nowej. Nikt nie chce zatrudnić kobiety w mojej sytuacji, a przy dziecku w tym wieku nie przysługuje żaden urlop macierzyński ani tym bardziej wychowawczy. Zdecydowaliśmy, że zostanę w domu tak długo jak będzie trzeba. Dziecko jest dla nas najważniejsze i nie wyobrażam sobie żeby mały musiał po szkole siedzieć na świetlicy. Mąż niestety nie ma możliwości urlopowania. Musimy jeździć.
dominika pisze:Czy rozmawiałaś z tą starszą siostrą, rozumiem, że dzieci są w jednym DD?
Nie rozmawialiśmy i raczej nie będziemy rozmawiać. Taka decyzja wynika z ustaleń z DD.
dominika pisze:Czy masz zamiar utrzymać jakiś kontakt małego z rodzeństwem?
Nie wiemy jeszcze, pewnie wyjdzie w trakcie. To będzie zależało od potrzeb naszego dziecka.
dominika pisze:czy znacie dokładną sytuację i przeszłość dziecka, bo - przykro mi to pisać - nierzadko pomija się niewygodną część historii dziecka.
Wiemy tyle, ile wiedzą w DD. Opiekunka naszego synka jest wspaniałą osobą i wszystko nam opowiedziała. Wiemy, że mały pierwszy raz trafił do DMD jak miał 6 miesięcy. Matce ograniczono wtedy prawa. Po roku mały wrócił do domu na ponad 4 lata. Od roku znowu jest w DD. Matce odebrano prawa. Wiemy, że mały ma troje starszego rodzeństwa. Dorosła siostra ma już swoją rodzinę. Ona nie może jednak zabrać małego do siebie. Jest karana, ma wyrok w zawiasach. Chłopiec był w czasie ostatniego roku urlopowany do siostry, ale dochodziło do przemocy. Dorosły brat również ma wyrok, nie odwiedza małego w DD, nie interesuje się nim. Prawie pełnoletnia siostra przebywa z nim w jednym DD. Trafili tam w tym samym czasie, i w tym samym czasie sąd odebrał matce prawa rodzicielskie do tej dwójki. W DD siostra nie zajmuje się bratem. Chłopiec wie jakie ma rodzeństwo, ale o nim nie opowiada, nie ma między nimi szczególnie silnych więzi. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że biologiczne więzi często są silniejsze niż na to wygląda, ale emocjonalnie nie są ze sobą związani. Dzieci są w innych grupach, rzadko się kontaktują. Starsza siostra wie, że jak skończy 18 lat mogłaby zająć się bratem, ale nie chce. Nie wyobraża sobie, że miałaby dzielić się pieniędzmi z renty po ojcu. Nasz mały ma innego ojca niż reszta rodzeństwa. Ojciec nie interesuje się dzieckiem, nigdy go nie odwiedził. Chłopiec nigdy nie wspomina o tacie, na pytania o tatę zadawane przez psychologa, odpowiada w czasie przyszłym. Marzy, że będzie z tatą majsterkował i grał w piłkę. Matce odebrano prawa ponieważ w upojeniu alkoholowym porzucała dziecko, nie zajmowała się nim. Chłopiec po przyjściu do DD nie trzymał nożyczek, ale rozpoznawał rodzaje wódki po wyglądzie. Opiekunka prawna naszego synka jest do tego stopnia przychylna nam, że dowiedziała się nawet o chrzest małego i dopytała w parafii jak można zmienić akt chrztu w przypadku adopcji. Naprawdę mamy pełne wsparcie DD. Na każde nasze pytanie odpowiadają wyczerpująco. Sędzia również jest nastawiony przychylnie. Zna tę rodzinę. Dawał mb szansę.
hanula pisze:Czytajac to co napisalas zastanowila mnie jedna rzecz, mianowicie starsza siostra jest pewnie bardzo zwiazana ze swoim mlodszym braciszkiem. Powaznie zastanowilabym sie nad tym czy i jak utrzymywac z nia kontakt
Tak jak pisałam wcześniej. Związku emocjonalnego raczej między nimi nie ma. Brat jest kulą u nogi dla siostry. Ona uważa, że do domu dziecka trafiła dlatego, że powinna zajmować się smarkaczem. Nie mniej jednak, jeśli ze strony naszego synka pojawi się chęć i potrzeba kontaktu z rodziną z pewnością pomożemy mu w odbudowaniu własnej tożsamości. Nie wiem jeszcze jak to będzie wyglądało, ale tego nie da się chyba zaplanować.

Bardziej obawiam się, że mały będzie tęsknił za DD. To jedyne bezpieczne miejsce jakie zna. Tam ma przyjaciół i panie. Panie, które tłumaczą mu jak wygląda adopcja. Chłopiec nawet chętnie planuje wygląd swojego nowego pokoju. Jednak w momencie, gdy faktycznie pojawia się temat przeprowadzki mówi, że on lubi mieszkać w DD. Nie wspomina natomiast o domu rodzinnym.

Dziękuję Wam serdecznie za linki i wsparcie, to bardzo ważne i pomocne.

Mam nadzieję, że poradzimy sobie z wszelkimi trudnościami. Musimy próbować.
dominika
Posty: 353
Rejestracja: 27 cze 2002 00:00

Post autor: dominika »

wiata pisze:
dominika pisze:Może jakiś urlop lepiej?
Ja obecnie nie pracuję. Niedawno straciłam pracę. [...] Musimy jeździć.
To może Ty w delegację do małego, mąż w weekendy?
wiata pisze:
dominika pisze:Czy rozmawiałaś z tą starszą siostrą, rozumiem, że dzieci są w jednym DD?
Nie rozmawialiśmy i raczej nie będziemy rozmawiać. Taka decyzja wynika z ustaleń z DD.
Te ustalenia w kontekście
wiata pisze:Opiekunka naszego synka jest wspaniałą osobą i wszystko nam opowiedziała.
do mnie nie przemawiają. I szukałabym wiedzy z różnych źródeł. Pryzmat doświadczeń bliskich mi osób. I nie neguję najlepszych chęci i motywacji tej pani.
wiata pisze:
dominika pisze:Czy masz zamiar utrzymać jakiś kontakt małego z rodzeństwem?
Nie wiemy jeszcze, pewnie wyjdzie w trakcie. To będzie zależało od potrzeb naszego dziecka.
Nie wszystkie potrzeby jesteśmy w stanie zasygnalizować. Wiem po sobie. :(
wiata pisze: Związku emocjonalnego raczej między nimi nie ma. Brat jest kulą u nogi dla siostry. Ona uważa, że do domu dziecka trafiła dlatego, że powinna zajmować się smarkaczem.
Coraz bardziej ciekawa jestem wersji siostry... :?
wiata pisze:Bardziej obawiam się, że mały będzie tęsknił za DD. To jedyne bezpieczne miejsce jakie zna. Tam ma przyjaciół i panie. Panie, które tłumaczą mu jak wygląda adopcja. Chłopiec nawet chętnie planuje wygląd swojego nowego pokoju. Jednak w momencie, gdy faktycznie pojawia się temat przeprowadzki mówi, że on lubi mieszkać w DD. Nie wspomina natomiast o domu rodzinnym.
Tym bardziej byłoby dobrze, gdybyś była na miejscu. Twoje opowieści i tłumaczenia będą bardziej wiarygodne. :)
Awatar użytkownika
wiata
Posty: 28
Rejestracja: 26 sty 2010 01:00

Post autor: wiata »

dominika pisze:To może Ty w delegację do małego, mąż w weekendy?
Niestety to niemożliwe. Myśleliśmy na różnymi opcjami. Nawet nad ewentualną czasową przeprowadzką. Pozostają weekendy.
wiata pisze:I szukałabym wiedzy z różnych źródeł. Pryzmat doświadczeń bliskich mi osób. I nie neguję najlepszych chęci i motywacji tej pani.
Jakich źródeł :?:
dominika pisze:Nie wszystkie potrzeby jesteśmy w stanie zasygnalizować. Wiem po sobie. :(
To jak u małego jest z sygnalizowanie potrzeb, pewnie również wyjdzie w trakcie. Mam już tak wiele różnych myśli, że jednak będę unikała mnożenia kolejnych czarnych scenariuszy. Zdaję sobie sprawę z zagrożeń, ale to nie znaczy, że one wszystkie muszą wystąpić.
dominika pisze:Coraz bardziej ciekawa jestem wersji siostry...
Ja jednak nie potrafię sobie wyobrazić tej rozmowy. Wierzę, że Ty dałabyś radę, mi pozostaje jedynie zazdrościć Ci pewności siebie.
dominika pisze:Tym bardziej byłoby dobrze, gdybyś była na miejscu. Twoje opowieści i tłumaczenia będą bardziej wiarygodne. :)
Hmm... nie bardzo rozumiem. Sądzę, że nie taki był Twój zamysł, ale to zabrzmiało jak zarzut, że snuję niewiarygodną historię. 700km to naprawdę dużo, zwłaszcza zimową porą. Co tygodniowe wyjazdy to już maksimum naszych możliwości z różnych względów. Także tak błahych jak finansowe (paliwo, noclegi, no i różnego rodzaju formy spędzania czasu) :( . Może faktycznie mamy niepokolei porywając się na taką adopcję...
Awatar użytkownika
wiata
Posty: 28
Rejestracja: 26 sty 2010 01:00

Post autor: wiata »

Mamy tyle dokumentacji ile ma DD. DD, ani DMD nie ma metryki urodzeniowej i książeczki zdrowia. Nie bardzo wiem jak miałabym dotrzeć do brakującej dokumentacji. Nie mam prawa nigdzie o nic pytać. Bo kim ja jestem dla dziecka :?: Nikim... Gdzie zatem mogłabym szukać informacji, kogo pytać :?:

Szukanie rodziny z tak daleka jest przedostatnim etapem, przed adopcją zagraniczną. Bliżej po prostu nie było chętnych na takie duże dziecko. Pewnie kolejnym krokiem byłoby właśnie zgłoszenie dziecka do adopcji zagranicznej.

Oczywiście, że łatwiej rozczarować się pozytywnie niż negatywnie. Z tym, że ja w tej chwili nie mam już chyba żadnych pozytywnych oczekiwań :( . Nawet jeśli jakieś miałam jeszcze rano, to teraz już chyba nie.
Awatar użytkownika
wiata
Posty: 28
Rejestracja: 26 sty 2010 01:00

Post autor: wiata »

Echh, ja już sama nie wiem...
Jutro dopytam o to co mają a czego nie.
Wiem na bank, że chłopiec w DD ma dokumentację medyczną, i że dotyczy ona wlaśnie badań kontrolnych, wycięcia trzeciego migdałka, badania PPP. Wydaje mi się natomiast, że nie jest wiadome, czy i do jakiego pediatry mały chodził, gdy przebywał pod opieką mb. O ile dobrze pamiętam, opiekunka pytała w przychodni, do której mały chodzi obecnie i tam nie mają jego karty. Mb twierdziła również, że nie ma książeczki zdrowia chłopca. Wydaje mi się prawdopodobne, że jedną z przyczyn odebrania jej praw rodzicielskich mogło być właśnie zaniedbanie w postaci pozbawienia dziecka opieki medycznej. Być może to co ma DD, jest jedyną dokumentacją chłopca, to jest fizycznie możliwe. Nie jestem jednak pewna, czy czegoś nie mylę. W tej chwili już niczego nie jestem pewna. Postaram się jeszcze dopytać.
Awatar użytkownika
joannamarek
Posty: 68
Rejestracja: 04 wrz 2006 00:00

Post autor: joannamarek »

Wiata życzę Ci powodzenia i gratuluję Ci tego że się nie poddajesz ja naprawdę domyślam się co przeżywasz bo adoptowałam synka jak miał 6,5 lat a rok póżniej 6,5 letnią córeczkę i wiem jak potrafi być ciężko Pozdrawiam
Awatar użytkownika
wiata
Posty: 28
Rejestracja: 26 sty 2010 01:00

Post autor: wiata »

Joanno, dziękuję. To budujące być rozumianym. Ma pw.
Awatar użytkownika
mamma-mia
Posty: 235
Rejestracja: 29 mar 2009 01:00

Post autor: mamma-mia »

Wiata, sama rok temu adoptowalam szesciolatke, wiec doskonale rozumiem wiele z Twoich dylematow. Pierwsze spotkanie z dzieckiem w tym wieku... w moim przypadku to tez nie byla dzika euforia, raczej niepokoj, pytania do samej siebie, czy bede umiala pokochac, czy ona bedzie umiala... chociaz ona po 10 minutach zapytala 'To kiedy do Ciebie jedziemy?', bardzo chciala kogos miec, swojego...
Tez przeszla droge podobna do Waszego chlopca - dom dziecka, powrot do rodziny, skrajne zaniedbanie, szpital (policja znalazla ja na ulicy glodna i odwodniona)... powrot do domu dziecka... pojawia sie rodzina chetna do adopcji, zabiera na wakacje... pojawia sie mama biologiczna, twierdzi, ze kocha, sad daje jej szanse, zabiera dziecko znow do siebie (jak sie okazuje, po to, zeby zajmowala sie mlodszym rodzenstwem - ma przeciez JUZ piec lat)... i znow policja, szpital, kroplowki, powrot do domu dziecka, wreszcie odebranie praw rodzicow. Ale tamta rodzina, ktora chciala adoptowac, juz sie wycofala. Bali sie matki biologicznej.
Po odebraniu praw i wycofaniu sie tamtych ludzi MB wiecej sie nie pojawila, nie dzwonila do DD, nie interesowala sie... Moja mala tez ma rodzenstwo, mlodsze i starsze, ale pamieta tylko, ze tata myl jakies dziecko w rozowej misce a ono krzyczalo, bo woda byla zimna - to jedyne wspomnienie dotyczace rodzenstwa. Kazde z tych dzieci jest gdzie indziej (domy dziecka, babcie, dziadkowie, domy opieki), wiekszosci mala nie widziala nigdy w zyciu...
Dylemat starszej siostry, ktory Ty masz, wiec mi odpadl. Na pewno probowalabym z ta dziewczyna porozmawiac... tak jak dziewczyny pisza, niekoniecznie wersja domu dziecka musi byc jedyna sluszna, 18-latka pewnie ma swoja prawde... Poza tym, dzis ma 18 lat i moze byc zla, rozczarowana itp., a za rok czy dwa zapragnie z bratem kontaktu, bedzie tesknic, szukac... dobrze by bylo, zeby wiedziala, ze moze do Was napisac przez osrodek... Unikniecie w ten sposob ryzyka, ze MB dostanie Wasz adres... a siostra moze okazac sie dla chlopca wielkim kapitalem na przyszlosc.
Pamietam, jak rozmawialam z psychologiem, rozwazajac adopcje dwojki dzieci - ta pani powiedziala wtedy: to, ze dziecko ma rodzenstwo, z ktorym przebywalo, widywalo sie, chocby okazjonalnie, ale ktore jest stalym punktem w jego zyciu, znacznie zmniejsza ryzyko powaznych zaburzen wiezi. Bo dziecko wiez wytworzylo. U Was pewnie tez tak jest, i ta wiez, mimo, ze zaburzona i pokrecona, z siostra jest.
Moja mala pamieta mame, ojca jak przez mgle... z mama ma 1 czy 2 wspomnienia. Na poczatku czesto do nich wracala, teraz coraz rzadziej... Chociaz zdarza sie, ze nagle przed snem mowi 'Ja tesknie za tamta mama, ktora mnie urodzila'. I ciesze sie, ze o tym mowi, ze moge przy niej byc i cos wyjasnic, przytulic...
To trudne, bo ona pyta, dlaczego jej mama nie mogla jej wychowywac, dlaczego zlamala jej nos, dlaczego pila... Nie wybielam matki, a jednoczesnie staram sie mowic dobrze o tym, o czym moge... ze pewne rzeczy dostajemy od rodzicow w genach, i mala dostala np. talent do tanca, muzykalnosc (my jestesmy raczej rodzina, ktorej slon na ucho nadepnal)... zeby mogla te swoje korzenie akceptowac i widziec w nich wartosc na tyle, na ile to mozliwe... Trudno jest znalezc ten balans, i czasami czlowiek mowi to, czego nie powinien. Np. wtedy, gdy mala wyje, ze nie chce kropli do nosa, wpuszczanych ze wzgledu na te zlamania w scisle okreslonej pozycji, glowa w dol - a ja wypalam zdenerwowana 'Nie ja ci nos polamalam, to nie moja wina'... Nie powinnam, wiem. Ale tez jestesmy tylko ludzmi, i nie obetne sobie jezora za to, ze czasami zlosc mnie ogarnia na jej rodzine biologiczna.... i zdarzy sie chlapnac slowo za duzo.
Pytaj, o co chcesz... ja jestem przeszczesliwa, ze mala sie pojawila, chociaz oczywiscie nie jest to droga uslana rozami, i wiele problemow z tych jej traumatycznych przezyc wynika....
Podejrzewam FAE, wciaz nie mam diagnozy, bo tak strasznie mi nie po drodze do Ledzin, Torunia albo Bielska - a to jedyne 3 miejsca w Polsce, gdzie sie FAS/ FAE diagnozuje... Latem myslalam, ze nie damy sobie rady z histeriami, wrzaskami... odstawilam cukier, radykalnie, tak jak to przy FAS jest zalecane (podobno metabolizuje sie we krwi takich dzieciakow w alkohol i chodza pijane po czekoladzie albo lodach) - i nagle 90 procent napadow histerii minelo. Zostaly te zwyczajne, kiedy cos bardzo jej sie nie podoba...
Adoptujac ja, tez wiedzialam niewiele. W formularzu bylo 'matka uposledzona umyslowo w stopniu lekkim', ale co to znaczy, nikt nie umial mi powiedziec. Ksiazeczka zdrowia byla, ale dziwaczna bardzo, bo cala wypelniona tym samym dlugopisem, rowniutko, z pieczatkami tego samego lekarza tym samym tuszem stawianymi - zupelnie, jakby ktos ja, poza pierwsza strona (z waga urodzeniowa itp.) wypelnil jednego dnia... i wynika z niej, ze mala rozwija sie wzorcowo, nie ma wad wzroku (lekkiego zeza golym okiem widac, ale dom dziecka, gdzie byla w sumie 3 lata, tez nie zauwazyl)... Oczywiscie o FAS w DD w ogole nie slyszeli i wzruszali ramionami, gdy o to pytalam. Mala nie znala liter, cyfr, nie wiedziala, ile ma lat, nie rozumiala, co to jest dzien, a co to rok, mowila tak, ze rozumialam co trzecie slowo. Wiec wlasciwie adoptujac ja, wiedzialam, ze moze miec FAS, nie nauczyc sie czytac i pisac... przygotowalam sie na najgorsze. Na szczescie sie nie sprawdzilo. Dzis ladnie zaczyna czytac, madrzy sie na kazdy temat, chodzi do logopedki i dobrze jej to idzie... oglada Discovery, wygrywa zawody sportowe, chodzi na balet i w formularzach w przedszkolu, ktorych panie, kiedy sie tam zjawila w marcu, nawet nie wypelnialy, ma wszystko w normie... a w czerwcu dyrektorka przedszkola sugerowala mi szkole specjalna w przekonaniu, ze dziecko liter na pewno nie pozna, i nie nauczy sie normalnie bawic z dziecmi (na poczatku kopala, walila, szczypala). Emocjonalnie oczywiscie wciaz jest do tylu, ostatnio byl sliczny regres wieczorami do niemowlaka z 'agugugu', 'bubibibu' itp... ale podobno musi sie cofnac do tych etapow, ktorych nie przezyla prawidlowo, zeby pojsc dalej. Na szczescie w przedszkolu 'gugigugi' nie ma :)
Oczywiscie, to jest troche loteria... rownie dobrze moglo sie okazac, przy tym braku jakiejkolwiek diagnozy i dokumentacji, ze dostalam dziecko, ktore faktycznie nie dogoni rowiesnikow, i ma zaburzenia powazniejsze niz widac na pierwszy rzut oka... Wiec to, ze u mnie wszystko ladnie sie prostuje nie oznacza, ze u kazdego tak bedzie...
Ja mialam to szczescie, ze dom dziecka bez zadnych kwitow urlopowal mala do mnie do domu na 11 dni. Wiec byl czas, zeby sie poznac w warunkach najbardziej naturalnych z mozliwych.
Wasz maly moze gadac o pokoju itp., ale pewnie nie umie sobie tego wyobrazic... ten pokoj, dom, i cala reszta, o ktorej mowicie, to dla niego pewnie troche opowiadanie bajek o dobrym ksieciu i zlym smoku... tyle ich juz w zyciu slyszal. Mojej malej rodzice opowiadali w kolko, ze zbuduja cudowny dom, kupia samochod itp., podczas gdy pili, nie pracowali, spali w jednym nieogrzewanym pomieszczeniu... nawet do domu dziecka trafila po to, zeby tatus mial spokoj i mogl budowac im nowy sliczny domek, i zeby ona sie na budowie nie ubrudzila... wiec dzieci po przejsciach takie historie o tym, jak urzadzimy im pokoj, traktuja spokojnie - zwlaszcza, kiedy ta rozmowa toczy sie w DD. A u Was nie ma opcji, zeby chlopca urlopowali do Was na ferie chociazby? Zapytaj!
U mnie to bylo 400 km, i nie wyobrazam sobie budowania wiezi w taki sposob, w pokoju spotkan w DD. To, ze mala byla w swoim przyszlym domu, dalo jej tez szanse powiedzenia jasno 'tak, tu chce byc'.
I wiesz, a'propos tego ile dziecko w tym wieku pamieta... ostatnio wymienilam nazwe miejscowosci, gdzie byl dom dziecka, w ktorym mieszkala. Ona na poczatku, przez miesiac czy dwa, nie mowila 'dom dziecka' tylko poslugiwala sie nazwa miejscowosci, powiedzmy 'jak bylam jeszcze w Koninie'. Uslyszala te nazwe i zapytala 'A co to jest?'. Wyparla, zapomniala? Nie wiem, ale nazwa zniknela.
Stare nazwisko tez... przez 2 miesiace mylila sie, przedstawiala swoim starym nazwiskiem... Potem ono zniknelo, nigdy go nie wymienila. Ciekawa jestem, czy bedzie je pamietala...

Pytaj, o co chcesz, bo ja jak widzisz gadatliwa jestem troche :) a nie wiem, co Cie tak naprawde interesuje.
Awatar użytkownika
wiata
Posty: 28
Rejestracja: 26 sty 2010 01:00

Post autor: wiata »

Lubię gadatliwe babki :D . Poza tym cieszę się z takiego odzewu na naszą historię. To pomaga. Może dziś będę już mniej kłuła, bo póki co bez kija nie podchodź. Oj nie lekko ze mną ma rodzinka.

Bardzo podoba mi się Twój pomysł utrzymania kontaktu z siostrą biologiczną przez DD. To bezpieczne i dobre rozwiązanie.

Jeśli chodzi o nasze kontakty, to nie odbywają się one na terenie DD. Zabieramy małego w różne miejsca na tak długo jak to tylko możliwe. Ostatnie dwa dni wizyty spędziliśmy bardzo aktywnie. Na noc wraca do DD. My nocujemy w hotelu.

Rozmowy o pokoju odbyły się spontanicznie. Byliśmy w Ikei. Mały chodził po sklepie z szeroko otwartymi oczami. Wszystko mu się podobało. Nie był jeszcze nigdy w taki miejscu. Biegał między ekspozycjami i zachwycał się nowiutkimi sprzętami. Co jakiś czas zatrzymywał się przy czymś i mówił żeby takie mu kupić i koniecznie wpisać na listę tego, co będzie stało w Jego pokoju u nas. Łóżko oczywiście piętrowe, ale czy jest dziecko, które nie chciałoby takiego. Jak zapytałam kto będzie spał na dole powiedział, że ja. Potem stwierdził, że w sumie może byc antresola. On będzie cichutko na górze, a my będziemy siedzieć sobie na dole na kanapie, więc kanapa też musi być. To wszystko to były jego pomysły. Wydaje mi się, że to lepsze niż suche rozmowy o jakimś abstrakcyjnym pokoju. Zdaję sobie również, że to jeszcze niczego nie załatwia, ale to jednak kroczek do przodu.

Co mnie interesuje :?: Wszystko...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Moja adopcyjna droga”