Spotkanie bocianem po latach i zmiany:)
: 27 lut 2010 09:30
Witam wszystkich.
Na początku chciałem napisać że już kiedyś logowałem się na tym forum w sprawach leczenia niepłodności i zadawałem parę pytań. Niestety nasze próby leczenia tej choroby z różnych powodów spełzły na niczym i po jakimś czasie zaczeliśmy z żoną myśleć o adopcji. Nasze myśli stały się ciałem i w 2007 roku rozpoczęliśmy kurs PRIDE który skończył se kwalifikacją uzyskaną we wrześniu 2007 roku. Od tego momentu zaczął sie dla nas czas oczekiwania. Czas ten od początku się dłużył ale byliśmy przygotowani na długie czekanie gdyż chcieliśmy adoptować małego berbecia w wieku niemowlęcym. Minął rok 2008, potem 2009 i nasze uczucia i oczekiwania zaczęły być zacierane przez odczuwany ból i zniecierpliwienie związane z przedłużającym się brakiem telefonu. Chcę napisać że od początku bardzo mało dzwoniliśmy do OAOu i być może jest to mój błąd i to skazało nas na długie czekanie, w każdym razie w 2009 roku starsi już o parę lat pojechaliśmy do ośrodka na rozmowę aby podnieść granicę wieku dziecka do lat 4. Chcę podkreślić że w tym okresie byliśmy już "rozbici" długim oczekiwaniem i pojawaiły się różne głupie myśli typu "nam dziecko nie jest przeznaczone". Było bardzo dużo bulu i krzywdy. Oczywiście równolegle oczekiwaliśmy na telefon z innego "zaprzyjaźnionego"DD który tez nam szukał już nie dzidziusia lecz dzieciaczka. Sytuację oczywiście potęgówał fakt że wszyscy nasi towarzysze z PRIDE już dawno znależli swoje pociechy.
Ból Ból
Tydzień temu zadzwoniła do nas pani z OAO z pośbą o przyjazd do nich celem wyjaśnienia różnych nieścisłości i potwierdzenia naszych oczekiwań na dzieciaczka. POzwalnialiśmy się pracy i pojechaliśmy oczywiście pełni obaw czy nam odmówią adopcji w ogóle lub wytkną nam blędy tak jak wcześniej piałem że żeśmy nie dzwonili co tydzień z zapytaniem( po prostu nie chjciałem być natarczywy). Panie usiadły z nami w pokoju zaczęła sie normalna rozmowa i wybuchła bomba :P :P
JEST DZIDZIA!!!!!!!
i do tego ma niecały roczek czyli taka jaką żeśmy pierwotnie planowali adoptować.
Ludzie, świat mi sie wywalił do góry nogami, kupa łez, wzruszenia, nieprzespane noce, myśli, po prostu obłęd.
To tak jakby świat zacząć nagle oglądać w kolorowej telewizji, w pracy jakieś nieporozumienia lub konflikty w ogóle przestają mieć znaczenie, to wszystko po prostu nie jest ważne, bo jest ta jedna najważniejsza sprawa...
No ale pojawiają się też obawy. Dzidzia ma lekkie skurcze mięśni, problemy z raczkowaniem i lekkie opóźnienie odnośnie gaworzenia ( nie jestem tego w stanie fachowo określić) ale wyczytałem że są to normalne oznaki choroby sierocej które bez problemu można wymazać pracą z dzieckiem w domu ( to są moje obawy które potrzebuję rozwiać).
I jeśli nie liczyć strachu przed byciem tatusiem to w zasadzie wszystko jest w porządku.
Ale następna sprawa to co ja teraz wyprawiam:
Otóż wiadomo że dziecko może być różne, że może coś przy spotkaniu które jest w następnym tygodniu po prostu nie zaiskrzyć, a moja żona po prostu wylewa kupę łez ze szczęścia i boję się czy aby za bardzo nie przekonała za wcześnie do dziecka zanim je widziała. Na każdym kroku staram się ją "ostudzić" żeby sobie zbyt wiele nie obiecywała bo wiadomo może być różnie. Staram się być chłodny w oczekiwaniach na to spotkanie żeby jej pokazać że emocjonalne "tak" to nie jest dobre wyjście ( zresztą tak naprawdę sądzę). Druga strona medalu jest taka że ja naprawdę w środku robię to samo co moja żona czyli obiecuję sobie zbyt wiele i stać mnie na to emocjonalne "tak" i w gruncie rzeczy czuję sie jakby od tej rozmowy w OAO do chwili wizyty dziecko mi się rodziło co jest super bo to uczucie rodzenia sie jest piękne, chociaż wiem że to jest niedobre
. Z tego powodu czuję się jak szybkowar który sie gotuje, ale na zewnątrz nic nie pokazuje tego ciśnienia i buzowania które jest w środku.
No niestety uważam że tak muszę, staram się podchodzić do tego chłodno bo jak coś pójdzie nie tak tfu tfu tfu to ja sobię poradzę jakoś ale żonie będzie bardzo ciężko.
Dlatego kończąc mój przydługi post chciałem podsumować że po latach czarnych dni teraz czuję sie jakbym znowu się urodził. Do tego stopnia że teraz dobiero okazało się że od paru miesięcy dostawaliśmy od życia znaki że to nastąpi tylko niepotrafiliśmy ich poskładać w jedną całość. To jest coś niesamowitego, naprawdę mieliśmy takie znaki które sie złożyły w całość z ostatnim, a było nim imię dziecka do którego jedziemy i okazało się że dziecko ma imieniny w tym samym dniu co ja!!!
Mam nadzieję że nie przesadziłem z długością posta i będę mógł coś napisać po tej wizycie.
Życzę wszystkim szczęscia
Na początku chciałem napisać że już kiedyś logowałem się na tym forum w sprawach leczenia niepłodności i zadawałem parę pytań. Niestety nasze próby leczenia tej choroby z różnych powodów spełzły na niczym i po jakimś czasie zaczeliśmy z żoną myśleć o adopcji. Nasze myśli stały się ciałem i w 2007 roku rozpoczęliśmy kurs PRIDE który skończył se kwalifikacją uzyskaną we wrześniu 2007 roku. Od tego momentu zaczął sie dla nas czas oczekiwania. Czas ten od początku się dłużył ale byliśmy przygotowani na długie czekanie gdyż chcieliśmy adoptować małego berbecia w wieku niemowlęcym. Minął rok 2008, potem 2009 i nasze uczucia i oczekiwania zaczęły być zacierane przez odczuwany ból i zniecierpliwienie związane z przedłużającym się brakiem telefonu. Chcę napisać że od początku bardzo mało dzwoniliśmy do OAOu i być może jest to mój błąd i to skazało nas na długie czekanie, w każdym razie w 2009 roku starsi już o parę lat pojechaliśmy do ośrodka na rozmowę aby podnieść granicę wieku dziecka do lat 4. Chcę podkreślić że w tym okresie byliśmy już "rozbici" długim oczekiwaniem i pojawaiły się różne głupie myśli typu "nam dziecko nie jest przeznaczone". Było bardzo dużo bulu i krzywdy. Oczywiście równolegle oczekiwaliśmy na telefon z innego "zaprzyjaźnionego"DD który tez nam szukał już nie dzidziusia lecz dzieciaczka. Sytuację oczywiście potęgówał fakt że wszyscy nasi towarzysze z PRIDE już dawno znależli swoje pociechy.
Ból Ból
Tydzień temu zadzwoniła do nas pani z OAO z pośbą o przyjazd do nich celem wyjaśnienia różnych nieścisłości i potwierdzenia naszych oczekiwań na dzieciaczka. POzwalnialiśmy się pracy i pojechaliśmy oczywiście pełni obaw czy nam odmówią adopcji w ogóle lub wytkną nam blędy tak jak wcześniej piałem że żeśmy nie dzwonili co tydzień z zapytaniem( po prostu nie chjciałem być natarczywy). Panie usiadły z nami w pokoju zaczęła sie normalna rozmowa i wybuchła bomba :P :P
JEST DZIDZIA!!!!!!!
i do tego ma niecały roczek czyli taka jaką żeśmy pierwotnie planowali adoptować.
Ludzie, świat mi sie wywalił do góry nogami, kupa łez, wzruszenia, nieprzespane noce, myśli, po prostu obłęd.
To tak jakby świat zacząć nagle oglądać w kolorowej telewizji, w pracy jakieś nieporozumienia lub konflikty w ogóle przestają mieć znaczenie, to wszystko po prostu nie jest ważne, bo jest ta jedna najważniejsza sprawa...
No ale pojawiają się też obawy. Dzidzia ma lekkie skurcze mięśni, problemy z raczkowaniem i lekkie opóźnienie odnośnie gaworzenia ( nie jestem tego w stanie fachowo określić) ale wyczytałem że są to normalne oznaki choroby sierocej które bez problemu można wymazać pracą z dzieckiem w domu ( to są moje obawy które potrzebuję rozwiać).
I jeśli nie liczyć strachu przed byciem tatusiem to w zasadzie wszystko jest w porządku.
Ale następna sprawa to co ja teraz wyprawiam:
Otóż wiadomo że dziecko może być różne, że może coś przy spotkaniu które jest w następnym tygodniu po prostu nie zaiskrzyć, a moja żona po prostu wylewa kupę łez ze szczęścia i boję się czy aby za bardzo nie przekonała za wcześnie do dziecka zanim je widziała. Na każdym kroku staram się ją "ostudzić" żeby sobie zbyt wiele nie obiecywała bo wiadomo może być różnie. Staram się być chłodny w oczekiwaniach na to spotkanie żeby jej pokazać że emocjonalne "tak" to nie jest dobre wyjście ( zresztą tak naprawdę sądzę). Druga strona medalu jest taka że ja naprawdę w środku robię to samo co moja żona czyli obiecuję sobie zbyt wiele i stać mnie na to emocjonalne "tak" i w gruncie rzeczy czuję sie jakby od tej rozmowy w OAO do chwili wizyty dziecko mi się rodziło co jest super bo to uczucie rodzenia sie jest piękne, chociaż wiem że to jest niedobre
. Z tego powodu czuję się jak szybkowar który sie gotuje, ale na zewnątrz nic nie pokazuje tego ciśnienia i buzowania które jest w środku.
No niestety uważam że tak muszę, staram się podchodzić do tego chłodno bo jak coś pójdzie nie tak tfu tfu tfu to ja sobię poradzę jakoś ale żonie będzie bardzo ciężko.
Dlatego kończąc mój przydługi post chciałem podsumować że po latach czarnych dni teraz czuję sie jakbym znowu się urodził. Do tego stopnia że teraz dobiero okazało się że od paru miesięcy dostawaliśmy od życia znaki że to nastąpi tylko niepotrafiliśmy ich poskładać w jedną całość. To jest coś niesamowitego, naprawdę mieliśmy takie znaki które sie złożyły w całość z ostatnim, a było nim imię dziecka do którego jedziemy i okazało się że dziecko ma imieniny w tym samym dniu co ja!!!
Mam nadzieję że nie przesadziłem z długością posta i będę mógł coś napisać po tej wizycie.
Życzę wszystkim szczęscia