Do boju!
Moderator: Moderatorzy świadoma bezdzietność
-
- Posty: 35174
- Rejestracja: 05 wrz 2004 00:00
Re: Do boju!
yasuko, to bardzo smutne, co piszesz. Naprawdę jest aż tak zle, ze osoby, które podjęły decyzje o zaprzestaniu dalszych starań musza zejść "do podziemia"? Myśle o tym "do boju" od kilku dni i rożne refleksje przychodzą mi do głowy. Większość z nich oparta jest na moich doświadczeniach, wiadomo. Oczywiście zdaje sobie sprawę, ze ludzie są różni, ale chyba jednak nie potrafię do końca pozbyć się własnej miarki przy ocenie danej sytuacji. I śmiem twierdzić, ze pewnie niewiele z nas potrafi. Wiem na pewno, ze wielokrotnie pisałam na Bocianie, ze to koniec, ze już wiecej i dłużej nie mogę i nie chce, ale wcale nie dlatego, ze tak myślałam. O nie! Pisałam to wszystko, żeby usłyszeć od wielu osób, ze to wcale nie koniec. Jak odróżnić, czy ktoś pisze takie rzeczy z podobych do moich pobudek, czy faktycznie podjął decyzje o zakończeniu leczenia i jakichkolwiek starań? Jak nie popełnić błędu i niechcący nie zdolowac kogoś, kto jednak szuka wsparcia, albo właśnie nie zirytowac kogoś, kto jedynie chce szacunku dla własnej, ostatecznej już decyzji? To chyba nie jest takie czarno-białe...
Chciałam przy okazji napisać o pewnym przejawie "do boju", który wybitnie mnie irytuje, a mianowicie o "musisz wierzyć". To sformułowanie to dla mnie najwyższy przejaw okrucieństwa i chociaż tocze z nim swoją prywatna wojnę tutaj już od dawna, to jednak z bardzo marnym skutkiem. Przecież naturalna rzeczą jest, ze każdy z nas ma lepsze i gorsze momenty, ze miewa chwile zwątpienia i totalnego poczucia bezsensu. Jesteśmy tylko ludźmi. Dlaczego wiec wzajemnie wpedzamy się w poczucie winy, ze oto się nie udało, bo nie wierzylam wystarczajaco, ze oto zwatpilam i proszę, efektem jest jedna samotna kreska na teście. Wszystko to moja wina, bo gdybym wierzyła mocniej, to na pewno by się udało... Cieżko udźwignąć porażkę i takie poczucie winy równocześnie.
Chciałam przy okazji napisać o pewnym przejawie "do boju", który wybitnie mnie irytuje, a mianowicie o "musisz wierzyć". To sformułowanie to dla mnie najwyższy przejaw okrucieństwa i chociaż tocze z nim swoją prywatna wojnę tutaj już od dawna, to jednak z bardzo marnym skutkiem. Przecież naturalna rzeczą jest, ze każdy z nas ma lepsze i gorsze momenty, ze miewa chwile zwątpienia i totalnego poczucia bezsensu. Jesteśmy tylko ludźmi. Dlaczego wiec wzajemnie wpedzamy się w poczucie winy, ze oto się nie udało, bo nie wierzylam wystarczajaco, ze oto zwatpilam i proszę, efektem jest jedna samotna kreska na teście. Wszystko to moja wina, bo gdybym wierzyła mocniej, to na pewno by się udało... Cieżko udźwignąć porażkę i takie poczucie winy równocześnie.
1.06.07. - pożegnałam mojego Aniołka
9dpt zobaczyłam dwie krechy.
26.03.09. o 13:06 urodził sie mój sliczny synek.
10dpt w chmurach zobaczyłam dwie krechy.
25.09.11. o 4:36 i 4:37 urodziły sie moje sliczne, malutkie córeczki.
9dpt zobaczyłam dwie krechy.
26.03.09. o 13:06 urodził sie mój sliczny synek.
10dpt w chmurach zobaczyłam dwie krechy.
25.09.11. o 4:36 i 4:37 urodziły sie moje sliczne, malutkie córeczki.
-
- Posty: 10041
- Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00
Re: Do boju!
a mnie się to, co napisałaś, kojarzy luźno z historią każdej bitwy społecznej o jakąś nową i ważną rzecz. Np. jednym z głównych powodów nieprzyznawania praw wyborczych kobietom był argument, że one nie są tym zainteresowane, bo przecież nie angażują się w politykę.aniluap pisze:Hmmm, a ja pozwolę sobie nie zgodzić się do końca z postawionymi tutaj tezami. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że wspieranie po nieudanym cyklu wynika głównie z potrzeb wspierających, ja mam wrażenie że tych wszystkich zapewnień że następnym razem się uda potrzebują sami wspierani. Nie spotkałam jeszcze na Bocianie osoby (poza yasuko oczywiście) która by wprost napisała, że nie chce dalej walczyć o dziecko, że podjęła decyzję o definitywnym zakończeniu starań, najczęściej są to wpisy typu "buuuu, znowu się nie udało, ja już nie mam siły, chyba się załamię", itp. W takiej sytuacji powiedzenie kobiecie, że ma małe szanse, że ileś tam procent niepłodnych par nie doczeka się wcale dziecka itp. byłoby moim zdaniem okrucieństwem (i właśnie zaspokojeniem potrzeb wspierających), a nie wsparciem. (...) Ale kobiety same boją się podejmować takich decyzji (nie wiem, może z powodu presji społecznej, która niewątpliwie istnieje, może i z powodu bocianowego "do boju" też), tylko że moim zdaniem dopóki one nie podjęły tej decyzji, musimy je wspierać i już. Decyzja należy do nich, nie do nas. A same są na tyle mądre, że wiedzą ile czasu, zdrowia i pieniędzy mogą i chcą na to przeznaczyć.
Oczywiście nie angażowały się w politykę głównie dlatego, bo były od niej odseparowane przez brak praw wyborczych
Koło się zamyka.
Dopóki nie otworzy się jakichś drzwi nie ma widocznej potrzeby korzystania z nich. Przecież są zamknięte. Dobijają się najbardziej zdesperowani, a tych jest garstka.
Gdyby je otworzyć mogłyby przez nie przejść setki. Ale dopóki drzwi są zamknięte te setki nawet nie wiedzą, że w życiu są jeszcze inne opcje.
dla mnie Świadoma Bezdzietność (w sensie forum) to otworzenie takich drzwi i pokazanie, że wyjście z niepłodności wiedzie również tą drogą.
I to nie jest droga przypadkowa, to jest droga konkretna, ma swoją nazwę i jest trzecią ścieżką wyjścia z niepłodności.
Jest masa ludzi, którzy są niepłodni i nie mają dziecka mimo leczenia, nie zdecydowali się na adopcję, i nie określają dziś siebie jako świadomych bezdzietnych, bo nie znają tego określenia.
Mnie się jednak zdaje, że to jest dobra etykietka, bo ona wyraźnie mówi o WYBORZE, a nie o wyroku złego losu, przypadku, pechu.
Na Bocianie spotkałam wiele osób, które nie doczekały się dziecka i mówiły, że nie chcą/nie mogą dalej się leczyć lub adoptować. Wiele z nich łączyła jedna cecha- trwała żałoba. Czuły, że ich historia nie została wybrana, została im narzucona.
W ich postach był przede wszystkim żal i pytanie "dlaczego ja?".
Pomijając, że nikt nie wybiera sobei niepłodności i niepowodzenia leczenia itd. itp., to w pewnym miejscu naszej drogi dochodzimy jak najbardziej do rozstajów z napisem "DECYZJA"- decyduję się dalej być wieczną niepłodną pogrążoną w żałobie za dzietnością, która się już nie wydarzy, czy decyduję się być świadomie bezdzietna?
To jest kolosalna różnica i prawdziwa waga otwarcia tych drzwi.
- sylwia30
- Posty: 16021
- Rejestracja: 15 lip 2004 00:00
Re: Do boju!
Ja to rozumiem jeszcze trochę inaczej. Świadoma bezdzietność nie jest opcją tylko dla tych, którzy się leczyli - i nic, o adopcji nie myślą - z różnych powodów. I mają poczucie, że nic z tej dzietności już im nie wyjdzie. Pora więc dokonać wyboru - będziemy płakać przez resztę życia czy podniesiemy czoło i ruszymy śmiało do przodu. To też opcja dla tych, dla których teoretycznie jest nadzieja (bo nie wyczerpali wszystkich możliwości), ale mają dość. Bo tracą z oczu siebie i partnera. Bo są wykończone liczeniem dni cyklu, brakiem spontanicznego seksu, jeżdżeniem po lekarzach, słuchaniem kolejnych teorii, czytaniem informacji ile to jeszcze jest do zrobienia itp. Bo chcą wreszcie zacząć oddychać pełną piersią i poczuć szczęście, które zostało gdzieś tam, za kilkunastoma drzwiami gabinetów lekarskich; szczęście, które widzi się czasem w swoich oczach na fotografiach sprzed paru lat...
Ja właśnie byłam w takim stanie - zrezygnowałam z leczenia, jeżdżenia po lekarzach, dowiadywania się co jeszcze można zrobić i ile to będzie kosztowało. Nie mógł się z tym jednak pogodzić mój partner. I w moim przypadku to nie Bocian a on włączył opcję "do boju". Zdecydowałam się jeszcze na podjęcie ostatniej próby. Cz. zgodził się, że jeśli nic nam z tego nie wyjdzie, będzie próbował nauczyć się z tym żyć. I nie będzie wywierał na mnie presji, jeśli zdecyduję, że to koniec końców. I ta ostatnia próba zakończyła się powodzeniem. I wiecie do czego tutaj nie umiałam się przyznać? Że kiedy patrzyłam na test, na którym były widoczne dwie kreski, płakałam podzielona na pół. Jedna połowa płakała ze szczęścia, że po 7 latach stało się to, na co czekaliśmy, a druga połowa - że stało się to teraz, kiedy pogodziłam się z życiem we dwoje, poczułam się szczęśliwa, zaczęłam układać sobie życie od nowa (dostałam się np. na psychologię do Warszawy). Oczywiście tak, jak poczułam w końcu szczęście płynące z bycia we dwoje, tak czuję teraz szczęście płynące z bycia we czwórkę. Ale pierwszy moment był dla mnie trudny.
Świadoma bezdzietność to decyzja dwojga ludzi. I ten element może być czasem największym wyzwaniem.
Ja właśnie byłam w takim stanie - zrezygnowałam z leczenia, jeżdżenia po lekarzach, dowiadywania się co jeszcze można zrobić i ile to będzie kosztowało. Nie mógł się z tym jednak pogodzić mój partner. I w moim przypadku to nie Bocian a on włączył opcję "do boju". Zdecydowałam się jeszcze na podjęcie ostatniej próby. Cz. zgodził się, że jeśli nic nam z tego nie wyjdzie, będzie próbował nauczyć się z tym żyć. I nie będzie wywierał na mnie presji, jeśli zdecyduję, że to koniec końców. I ta ostatnia próba zakończyła się powodzeniem. I wiecie do czego tutaj nie umiałam się przyznać? Że kiedy patrzyłam na test, na którym były widoczne dwie kreski, płakałam podzielona na pół. Jedna połowa płakała ze szczęścia, że po 7 latach stało się to, na co czekaliśmy, a druga połowa - że stało się to teraz, kiedy pogodziłam się z życiem we dwoje, poczułam się szczęśliwa, zaczęłam układać sobie życie od nowa (dostałam się np. na psychologię do Warszawy). Oczywiście tak, jak poczułam w końcu szczęście płynące z bycia we dwoje, tak czuję teraz szczęście płynące z bycia we czwórkę. Ale pierwszy moment był dla mnie trudny.
Świadoma bezdzietność to decyzja dwojga ludzi. I ten element może być czasem największym wyzwaniem.
- kasiulekb
- Posty: 2098
- Rejestracja: 29 maja 2004 00:00
Re: Do boju!
witajcie,
sylwia30- gratulacje ... z bycia we czwórke...super wiadomosc.., masz racje ta decyzja to siwadomosc obu osob,a nie zawsze to nastepuje w tym samym czasie i okolicznosciach...
yasuko- zgadzam sie z tym co piszesz, jestes bardzo madra kobietka..ja tez nie wiem gdzie sie podziac z moja podjeta decyzja..na 90 %, bo jeszcze te 10 % sie waha,ale z powodu finansow sprawa juz przesadzona.. wiem,ze musze sie pogodzic z tym i zaakcetowac co nie jest latwe..wiem,ze staram sie o adoptusia i byc moze to tez nie jest miejsce dla mnie..jesli tak to powiedzcie i sobie pojde.. sama nie wiem gdzie mam sie podziac z tymi moimi emocjami,bardzo zroznicowanymi..dot. zarowno zakonczenia leczenia jak i adopcji... wiem,ze sama sobie musze po czesci pomoc...mzoe jednak mnie tu przygarniecie..nie mam finansow na dalsza walke, wiek tez nie ten,a tez taragaja mna rozne emocje dot. przyszlej adopcji....
sylwia30- gratulacje ... z bycia we czwórke...super wiadomosc.., masz racje ta decyzja to siwadomosc obu osob,a nie zawsze to nastepuje w tym samym czasie i okolicznosciach...
yasuko- zgadzam sie z tym co piszesz, jestes bardzo madra kobietka..ja tez nie wiem gdzie sie podziac z moja podjeta decyzja..na 90 %, bo jeszcze te 10 % sie waha,ale z powodu finansow sprawa juz przesadzona.. wiem,ze musze sie pogodzic z tym i zaakcetowac co nie jest latwe..wiem,ze staram sie o adoptusia i byc moze to tez nie jest miejsce dla mnie..jesli tak to powiedzcie i sobie pojde.. sama nie wiem gdzie mam sie podziac z tymi moimi emocjami,bardzo zroznicowanymi..dot. zarowno zakonczenia leczenia jak i adopcji... wiem,ze sama sobie musze po czesci pomoc...mzoe jednak mnie tu przygarniecie..nie mam finansow na dalsza walke, wiek tez nie ten,a tez taragaja mna rozne emocje dot. przyszlej adopcji....
ISCI 08.2005 ,ISCI 09.2010-ET brak
Histero 2x ok
depo 1 zarodek, mieśniaki
czekamy na
"Nigdy nie pozbawiaj nikogo nadziei,może to wszystko co mu zostało"
Histero 2x ok
depo 1 zarodek, mieśniaki
czekamy na
"Nigdy nie pozbawiaj nikogo nadziei,może to wszystko co mu zostało"
- MoJe
- Posty: 276
- Rejestracja: 06 wrz 2003 00:00
Re: Do boju!
CZasem "do boju" słyszysz od lekarza i mimo,że mówisz, że nie dla Ciebie ta droga z różnych względów - czujesz sie gorsza, bo:
- nie chcesz wziąść kolejnego kredytu,
- bo czujesz, że już zdrowie nie te,
- bo po prostu za chwilę oszalejsz!!!
Tak było u mnie. Do tego kryzys małżeński - kto tego nie zna, łzy, żal, rozpacz. I nikt nie powiedział mi, że przecież życie bez dziecka może tez być piekne, że macierzyństwo nie tylko jest to biologiczne...
Dzis to rozumiem, ale zanim przyszło to zrozumienie bylo kiepsko i własnie jak ktos juz napisał, przyszło mi zniknąć z Bociana, bo nie umiałam ścierpieć tej nieustannej gonitwy
- nie chcesz wziąść kolejnego kredytu,
- bo czujesz, że już zdrowie nie te,
- bo po prostu za chwilę oszalejsz!!!
Tak było u mnie. Do tego kryzys małżeński - kto tego nie zna, łzy, żal, rozpacz. I nikt nie powiedział mi, że przecież życie bez dziecka może tez być piekne, że macierzyństwo nie tylko jest to biologiczne...
Dzis to rozumiem, ale zanim przyszło to zrozumienie bylo kiepsko i własnie jak ktos juz napisał, przyszło mi zniknąć z Bociana, bo nie umiałam ścierpieć tej nieustannej gonitwy
[url=http://zpo.ath.cx/zp/i.php?ik=31][img]http://zpo.ath.cx/b/31.png[/img][/url]
Re: Do boju!
jakbym czytała o sobie , mam nadzieję ,że poczuję to szczęście bycia we trójkę ......sylwia30 pisze:Ja właśnie byłam w takim stanie - zrezygnowałam z leczenia, jeżdżenia po lekarzach, dowiadywania się co jeszcze można zrobić i ile to będzie kosztowało. Nie mógł się z tym jednak pogodzić mój partner. I w moim przypadku to nie Bocian a on włączył opcję "do boju". Zdecydowałam się jeszcze na podjęcie ostatniej próby. Cz. zgodził się, że jeśli nic nam z tego nie wyjdzie, będzie próbował nauczyć się z tym żyć. I nie będzie wywierał na mnie presji, jeśli zdecyduję, że to koniec końców. I ta ostatnia próba zakończyła się powodzeniem. I wiecie do czego tutaj nie umiałam się przyznać? Że kiedy patrzyłam na test, na którym były widoczne dwie kreski, płakałam podzielona na pół. Jedna połowa płakała ze szczęścia, że po 7 latach stało się to, na co czekaliśmy, a druga połowa - że stało się to teraz, kiedy pogodziłam się z życiem we dwoje, poczułam się szczęśliwa, zaczęłam układać sobie życie od nowa (dostałam się np. na psychologię do Warszawy). Oczywiście tak, jak poczułam w końcu szczęście płynące z bycia we dwoje, tak czuję teraz szczęście płynące z bycia we czwórkę. Ale pierwszy moment był dla mnie trudny.
- renia167
- Posty: 4487
- Rejestracja: 16 lip 2008 00:00
Re: Do boju!
Mam nadzieje ze moge tez zabrac glos mimo ze nie mam wiekszych problemow z płodnoscia chociaz o dziecko zaczelam starania po 40.
Krzywdzicie troche nas z dziecmi stwierdzeniem ze nie potrafimy uszanowac decyzji kogos o świadomej bezdzietności. Yasuko na pewno ma racje ze wiele kobiet na bocianie jasno i wyraźnie deklaruje ze zaprzestaje walki o dziecko ale trudno jest przejrzec wszystkie watki. Na tym forum sa różne problemy dotyczace płodnosci, chorób, śmierci dziecka i jesli ktos czegos sam nie odswiadczy trudno mu do konca zrozumiec co czuje dana osoba i czasami wlasnie wpis w stylu ze rezygnuje odbieramy jak prosbe o motywacje do kolejnego razu. Moze źle odczytujemy te słowa ale w moim wypadku na pewno okrzyk "do boju" nie wynika że uważam że tylko dziecko da szczeście parze i wcale nie uważam że kazdemu sie uda. Ja szanuje kazda decyzje innych ludzi ale jak do tej pory na zadnym watku (pewno nie wchodzilam na odpowiednie) nie spotkalam sie z takim stwierdzeniem na 100% ze to koniec walki o dziecko, ze trzeba sie z tym pogodzic, dla mnie to prawie zawsze wyglada jak prosba o to by jednak dac nadzieje ze kolejny raz sie uda. Mam nadzieje ze Was nie urazilam tym co napisalam
Krzywdzicie troche nas z dziecmi stwierdzeniem ze nie potrafimy uszanowac decyzji kogos o świadomej bezdzietności. Yasuko na pewno ma racje ze wiele kobiet na bocianie jasno i wyraźnie deklaruje ze zaprzestaje walki o dziecko ale trudno jest przejrzec wszystkie watki. Na tym forum sa różne problemy dotyczace płodnosci, chorób, śmierci dziecka i jesli ktos czegos sam nie odswiadczy trudno mu do konca zrozumiec co czuje dana osoba i czasami wlasnie wpis w stylu ze rezygnuje odbieramy jak prosbe o motywacje do kolejnego razu. Moze źle odczytujemy te słowa ale w moim wypadku na pewno okrzyk "do boju" nie wynika że uważam że tylko dziecko da szczeście parze i wcale nie uważam że kazdemu sie uda. Ja szanuje kazda decyzje innych ludzi ale jak do tej pory na zadnym watku (pewno nie wchodzilam na odpowiednie) nie spotkalam sie z takim stwierdzeniem na 100% ze to koniec walki o dziecko, ze trzeba sie z tym pogodzic, dla mnie to prawie zawsze wyglada jak prosba o to by jednak dac nadzieje ze kolejny raz sie uda. Mam nadzieje ze Was nie urazilam tym co napisalam
Aniołek 07.07.2008 (10t.c.)
Tomek 04.05.09
C.b. 05.10
Aleks 15.10.11
Tomek 04.05.09
C.b. 05.10
Aleks 15.10.11
- sylwia30
- Posty: 16021
- Rejestracja: 15 lip 2004 00:00
Re: Do boju!
renia167 na pewno różnie to wygląda. Pisała o tym Monek na innym wątku - że potrzebowała tego "kopa", tej energii płynącej od innych, wiary w to, że się uda, kiedy jej samej tej wiary zaczynało brakować. Ale nie każdy potrzebuje tego samego. Różnimy się między sobą. To, co jest ważne dla jednej osoby, jest mało istotne dla innej. Wrażliwość drugiej strony pozwala na zrozumienie z czym w danym momencie ma do czynienia. Jeśli się ma wątpliwości - zawsze można zapytać
Tutaj dziewczyny piszą o tym otwarcie, że zagrzewanie do walki, kiedy już się nie ma na nią siły ani ochoty, jest zniechęcające, powoduje, że zaczynają się wycofywać, przestają pisać. To czasem zamienia się w nieznośną presję.I o tym tutaj piszemy
malinova trzymam za Ciebie.
Tutaj dziewczyny piszą o tym otwarcie, że zagrzewanie do walki, kiedy już się nie ma na nią siły ani ochoty, jest zniechęcające, powoduje, że zaczynają się wycofywać, przestają pisać. To czasem zamienia się w nieznośną presję.I o tym tutaj piszemy
malinova trzymam za Ciebie.
- renia167
- Posty: 4487
- Rejestracja: 16 lip 2008 00:00
Re: Do boju!
sylwia30 ale ja naprawdę rozumiem o czym piszecie , moze nie do konca rozumiem co czujecie bo sama przez to nie przeszlam , ja tylko chcialam napisac ze nie zawsze rezygnacja ze straran nawet po jednej nieudanej próbie jest wyrazona w tak jasny i wyrażny sposób jak np. tutaj piszecie i pewno stad tyle tych słow "do boju". Mam znajomych którzy po 2 in vitro zrezygnowali ze staran i takich kórzy wogole nie chca miec dzieci i nigdy nie próbowali ich miec i ja szanuje ich decyzje.
Aniołek 07.07.2008 (10t.c.)
Tomek 04.05.09
C.b. 05.10
Aleks 15.10.11
Tomek 04.05.09
C.b. 05.10
Aleks 15.10.11
- sylwia30
- Posty: 16021
- Rejestracja: 15 lip 2004 00:00
Re: Do boju!
renia167 rozumiem. Trudno mi wejść w skórę każdej z piszących osób i zobaczyć co się za tym kryje. Mogę jedynie podejrzewać, że czasem może być to to, o czym Ty piszesz (potrzeba otrzymania dodatkowej porcji energii), czasem może lęk przed jasnym wyrażeniem tego, czego się chce, niekiedy jest to stanie na rozdrożu (kiedy się jeszcze nie jest w stanie jasno zadeklarować wyboru, ale już się przeczuwa nadejście momentu podjęcia ostatecznej decyzji), a czasem może to być jeszcze zupełnie coś innego.renia167 pisze:nie zawsze rezygnacja ze straran nawet po jednej nieudanej próbie jest wyrazona w tak jasny i wyrażny sposób jak np. tutaj piszecie
Ty szanujesz wybory innych, akceptujesz je. Nie każdy jest w stanie zrozumieć decyzje innych tak samo, jak Ty.
Piszemy tu też o tym, że wszechobecne zagrzewanie do walki, usuwa w cień świadomą bezdzietność jako jedną z opcji, jedną z dróg, którą można pójść.
Re: Do boju!
Witam
dokładnie ja też coś takiego czujeanastazja77 pisze:zapytałam czy to źle, że rozważam świadomą bezdzietność, bo coraz częściej czytając bociana mam wrażenie, że TRZEBA ? walczyć do upadłego. A jak tak nie chcę
- Urszulka
- Posty: 14
- Rejestracja: 29 sty 2007 01:00
Re: Do boju!
Mnie jeśli chodzi o hasło "do boju" frapuje inny fakt:
1. Jeśli ktoś nie podchodził do IUI, IVF, innych, nie jest do końca traktowany poważnie. Jakby nieudane próby naturalne, leczenie adopcja..były "zbyt małymi" doświadczeniami, nawet jeśli nieudanymi, to i tak nie uprawniającymi do wypowiadania się.
2. Nigdzie na forum nie znalazłam (może nieuważnie prześledziłam), rozważań/dyskusji o tym, czy aby napewno podejście do zabiegu jest dla mnie/dla ciebie dobrym rozwiązaniem? Czy decyzja jest wystarczająco przemyślana itd...
Jak sądzicie?
1. Jeśli ktoś nie podchodził do IUI, IVF, innych, nie jest do końca traktowany poważnie. Jakby nieudane próby naturalne, leczenie adopcja..były "zbyt małymi" doświadczeniami, nawet jeśli nieudanymi, to i tak nie uprawniającymi do wypowiadania się.
2. Nigdzie na forum nie znalazłam (może nieuważnie prześledziłam), rozważań/dyskusji o tym, czy aby napewno podejście do zabiegu jest dla mnie/dla ciebie dobrym rozwiązaniem? Czy decyzja jest wystarczająco przemyślana itd...
Jak sądzicie?
- Zaba604
- Posty: 64
- Rejestracja: 23 lut 2010 01:00
Re: Do boju!
Bardzo podoba mi się ten watek. Obecnie jestem mama adopcyjna, ale były czasy, gdy nie nie byłam. Zdecydowaliśmy się wówczas na childless. Dla mnie i dla mojego męża była to świadoma decyzja. Nie chcieliśmy narażać własnego zdrowia poprzez stymulacje itp. Nie moglibyśmy żyć np. z świadomością, ze tam gdzieś są nasze mrozaczki, których np. nie będę mogla urodzić, bo kolejna ciąża to będzie zagrożenie. Dla mnie to był wybór miedzy leczeniem się a adopcją. Chciałam być mama, ale czy biologiczna czy adopcyjna to dla mnie za dużej różnicy nie było. Gdy sięgam pamięcią wstecz to przypominam sobie słowa znajomych, ze jesteśmy słabi, ze się poddajemy. Lekarze mówili o dzieciakach do adopcji tez rożne rzeczy, ale myśmy się zdecydowali i to nasz wybór, nasza droga i sposób na życie.
Z drugiej strony rozumie tez osoby, które nie chcą adoptować i chcą się leczyć. Jak one tak czuja, maja takie potrzeby to proszę bardzo. Ludzi, którzy nie chcą się leczyć ani adoptować tez rozumie, bo do wszystkiego, co się w życiu robi trzeba być przekonanym, bo potem są żale pretensje ...
A społeczeństwo - mi jako RA niezłe się od społeczeństwa dostało, a to, ze dzieci takie i siakie, podpala blok albo inne rzeczy, a to ze patologia, a to dzieci czasem głupot nagadają, ze np nie jedzą, a i kochać tez nas od razu nie kochały - bo nie umiały.
Społeczeństwo tez się bezdzietni nie podobają - to niech nie patrzą.
Proszę się w życiu nie kierować tym, co inni mówią , bo jak mówi porzekadło: Jeszcze się taki nie narodził, co wszystkim dogodził.
Wiec do boju ale z głupota ludzka i uprzedzeniami!
Z drugiej strony rozumie tez osoby, które nie chcą adoptować i chcą się leczyć. Jak one tak czuja, maja takie potrzeby to proszę bardzo. Ludzi, którzy nie chcą się leczyć ani adoptować tez rozumie, bo do wszystkiego, co się w życiu robi trzeba być przekonanym, bo potem są żale pretensje ...
A społeczeństwo - mi jako RA niezłe się od społeczeństwa dostało, a to, ze dzieci takie i siakie, podpala blok albo inne rzeczy, a to ze patologia, a to dzieci czasem głupot nagadają, ze np nie jedzą, a i kochać tez nas od razu nie kochały - bo nie umiały.
Społeczeństwo tez się bezdzietni nie podobają - to niech nie patrzą.
Proszę się w życiu nie kierować tym, co inni mówią , bo jak mówi porzekadło: Jeszcze się taki nie narodził, co wszystkim dogodził.
Wiec do boju ale z głupota ludzka i uprzedzeniami!
- agulinek
- Posty: 4134
- Rejestracja: 21 gru 2004 01:00
Re: Do boju!
Pamiętam, jak po nieudanym in vitro poszliśmy pożegnać się z lekarzem, powiedzieć, że decydujemy się na adopcję. dla mnie też gdzieś tam w głowie brzmiało- "ale może jeszcze coś powinnaś(sic!) zrobić, żeby mieć biologiczne dziecko!!!!" może właśnie trochę przez czytanie historii bocianowych... ale zdecydowaliśmy, że adopcja. I lekarz zapytał: walczycie Państwo na terenie Krakowa? a ja wtedy, z nagłym olśnieniem: teraz to już nie jest walka, nareszcie!
Pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam serdecznie.
Re: Do boju!
Nie jestem przekonana, że zawsze takie namawianie odbywa się w dobrej wierze. Na forum można znaleźć wpisy osób z problemami ale też wpisy naganiaczy do poszczególnych klinik. Ktoś kto czyta od lat na tym forum zapewne wie o czym mówię. Nic się na to nie poradzi tak jest i już. Trzeba myśleć samemu.bloo pisze:Tytuł jest mottem większości bocianowych wątków poświęconych leczeniu. To motto nie jest wyrażane w tytułach, ale patronuje setkom tysięcy postów pisanych w dobrej wierze i w poczuciu obowiązku "dodawania sił" parom, których leczenie nie jest skuteczne.
Druga nieudana inseminacja i nie masz siły? Do boju, na pewno się uda!
Pierwsze in vitro nieudane, a ty nie chcesz już dalej? Odpocznij i do boju!
Czwarte in vitro? Szóste? Dziewiąte?
Do boju, do boju, do boju!!!