czy są tutaj rodzice, których dzieci już dorosły? Jaka jest Wasza historia? Jak układają się Wasze stosunki?
Kilkanaście/kilkadziesiąt lat temu adopcja była inaczej postrzegana przez społeczeństwo. Jak sobie poradziliście w takiej sytuacji z tym wszystkim?
Mam 30 lat i zostałam adoptowana jak miałam miesiąc. Zastanawiam się jak to wszytko układa się w innych rodzinach
O super, ciekawy temat Czasem się zastanawiam, jak to będzie, gdy nasze dzieciątko dorośnie? CO będzie myślało? Czuło? Czy będzie chciało zobaczyć matkę biologiczną?
A jak układają się Twoje stosunki z rodzicami adopcyjnymi? Biologicznymi? Kiedy dowiedziałaś się, że jesteś adoptowana? Jestem bardzo ciekawa jaki pogląd na adopcję ma osoba, która przez to przeszła. Jeżeli to nie tajemnica to czekam na Twój post
Pozdrawiam
asia_a ja również jeśli można proszę napisz coś więcej:) Sama parę tygodniu temu adoptowałam kilkumiesięczną dziewczynkę i zastanawiam się jak to będzie w przyszłości...
trnado12
"Wczoraj, kiedy twoje imię ktoś wymówił przy mnie głośno, tak mi było jakby róża przez otwarte wpadła okno..."
Zdarzają się zaskakujące sytuacje. Dziewiętnastoletnia córka oświadczyła, że adoptując ją wiele lat temu powinnismy byli przewidzieć, czy będziemy w stanie pomóc jej przy wychowywaniu wnuków.
Czy Wy, jako rodzice, niekoniecznie adopcyjni, jesteście w stanie sobie wyobrazić, że macie tak ogromny żal do dziecka, że nie chcecie go widzieć, a to dziecko ma również tak ogromny żal do Was, że też nie chce kontaktu?
Nie jest to optymistyczna perspektywa na przyszłość, prawda?
A ja chcę się dowiedzieć czy zachowanie moich rodziców jest związane z moja adopcją czy nie, czy jako dziecko adoptowane powinnam się jakoś szczególnie zachowywać w stosunku do rodziców? Mam wiele pytań ale najpierw chcę się dowiedzieć jakie stosunki panują w innych rodzinach w takiej sytuacji.
asia_a pisze:Czy Wy, jako rodzice, niekoniecznie adopcyjni, jesteście w stanie sobie wyobrazić, że macie tak ogromny żal do dziecka, że nie chcecie go widzieć, a to dziecko ma również tak ogromny żal do Was, że też nie chce kontaktu?
Nie jestem w stanie tego sobie wyobrazić i nawet o tym myśleć
asia_a pisze:czy jako dziecko adoptowane powinnam się jakoś szczególnie zachowywać w stosunku do rodziców?
Ale niby czemu Nie wiem może masz na myśli sławetną "wdzięczność" No cóż, ja mam wdzięczność wobec losu - obdarował mnie cudownym chłopcem - moim synem
Warto dodać, że moje dziecko ma 10 lat i tyleż jesteśmy razem
Synku, nie mógłbyś być bardziej mój
01.2005
W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć
Asia_a, napisałaś za mało, żeby można było sensownie odpowiedzieć. Nie wiemy, czy żal rodziców jest słuszny i czy Twoje pretensje do nich są uzasadnione.
Z moich doświadczeń wynika, że dziecko po traumie wyrastając tworzy wokół siebie wysokie napięcie emocjonalne, trudne do zniesienia na co dzień. Nie chcę mówić, że każde, ale bardzo wiele. Częściej niż inne poszukuje mocnych wrażeń, które są mu potrzebne do odreagowania napięcia wewnętrznego.
Mam wspaniałą córkę, ale zdarzają się jej incydenty trudne do zaakceptowania. Dotychczas nie zrobiła nic takiego, czego nie da się wybaczyć.
Z jej strony słyszymy też wiele pretensji, ale ona nie ma zamiaru nas opuścic, choć próbowała juz dwukrotnie. Gdybyśmy mieli takie możliwości, to wynajęlibyśmy jej mieszkanie, żeby mogła być blisko, ale żeby huśtawka jej nastrojów nie wpływała stale na moje.
Dziecko adoptowane, czy biologiczne nie potrzebuje być wdzięczne, ale nie powinno też okazywać się niewdzięczne.
matula pisze:Asia_a, napisałaś za mało, żeby można było sensownie odpowiedzieć. Nie wiemy, czy żal rodziców jest słuszny i czy Twoje pretensje do nich są uzasadnione.
Nie oczekuję tutaj odpowiedzi na takie pytanie, bo trudno rozsądzać cokolwiek nie znając całego obrazu sytuacji. Interesują mnie doświadczenia rodziców adopcyjnych, już starszych dzieci. Chcę wiedzieć co myślą inni rodzice, co czują, jakie mają problemy, może dzięki temu sama lepiej zrozumiem postępowanie moich rodziców. Wiem, że każda rodzinna jest inna ale cóż innego mi pozostaje?
matula pisze:
Mam wspaniałą córkę, ale zdarzają się jej incydenty trudne do zaakceptowania. Dotychczas nie zrobiła nic takiego, czego nie da się wybaczyć.
A co by to ewentualnie mogło być? Wiem, że to czysto hipotetyczne pytanie, ale zastanawiam się jaka własnie jest ta granica wybaczenia/niewybaczenia dziecku adoptowanemu czy może dziecku w ogóle. Prosze, nie traktuj mojego pytania oceniająco. Zastanawiam się po prostu jakie zachowanie, jak daleko posunięta sytuacja jest w stanie zachwiać więź zbudowaną z dzieckiem.
Pocahontas, każdy musi sam wiedzieć, czego nie jest w stanie wybaczyć dziecku. Co sądzisz o synu (biologicznym), który niedawno zamordował rodziców? To jest tylko przykład, nijak się ma do mojej córki.
O to tych rodziców już nigdy nie zapytamy. Nie wiem co sądzę, chyba że był pod bardzo mocnym wpływem dziewczyny, a jesli nie, to psychopatą.
Myślę, że dla mnie byłoby to bezpieczeństwo rodziny - fizyczne, emocjonalne. Wyobrażam sobie, że mogłabym zatroszczyć się o nawet mocne postawienie granic, ale na poziomie woli chyba zawsze chciałabym wybaczyć. No ale to oczywiście gdybanie i hipoteza.
asia_a pisze:Czy Wy, jako rodzice, niekoniecznie adopcyjni, jesteście w stanie sobie wyobrazić, że macie tak ogromny żal do dziecka, że nie chcecie go widzieć, a to dziecko ma również tak ogromny żal do Was, że też nie chce kontaktu?
A to ja Wam opowiem historie mojej znajomej.
Adoptowala dziewczynke z Indonezji, corka miala chyba 5 lat w momencie adopcji. Przywiezli ja do Niemiec i bardzo kochali, duzo trudu wlozyli by corka nauczyla sie niemieckiego. Pomagali w szkole jak mogli, doprowadzili do matury, ktora zdala bardzo dobrze. Dziewczyna poszla na studia i.... wpadla w zle towarzystwo, narkotyki, pijactwo. W koncu wyprowadzila sie z domu od dobrze sytuowanych rodzicow i wyladowala na ulicy.
Nie wiem dokladnie jakie byly ich stosunki, jak to wszystko przebiegalo. Znam sytuacje z opowiesci adopcyjnej matki i ojca. Ta znajoma opowiadala mi, ze wieloktrotnie wyciagala reke do corki az ktoregos dnia spotkala ja na ulicy, w podartych butach, dziewczyna jej nie zauwazyla a ona poprostu przeszla na druga strone i nie chciala juz miec z nia kontaktu.
Nigdy wiecej w naszych rozmowach mi o tym nie wspomniala a ja niechcialam za jezyk ciagnac i rozdrapywac starych ran. Ale mysle, ze skoro mi to opowiedziala w momencie kiedy slabo sie znalysmy to musialo ja to jeszcze bardzo bolec, ze miala wielki zal.
Bawareczka, to jeszcze nie to. Znam rodziców adopcyjnych, których córka uciekła z domu przed ukończeniem liceum, włóczyła się na ulicy z menelami, w ciąży zażadała pomocy. Dziecko się urodziło, rodzice pomagają, mimo, ze nie słyszą dobrego słowa. Mimo, że to ich boli i wyczerpuje.