Trauma po szpitalu?
: 30 cze 2016 01:33
Jestem mamą adopcyjną 20-miesięcznej dziewczynki, która od urodzenia przebywała u mnie w RZ.
Córcia zawsze była dzieckiem pogodnym, towarzyskim, ufnym. Chętnie zaczepiała obcych ludzi - czasami martwiło mnie to nawet, zastanawiałam się, czy jest to "zdrowe"...
W ostatnich miesiącach wykryto u niej niedowład wiotki kończyn (chodzi, ale tylko trzymając się, nie chodzi samodzielnie). Kilka dni spędziłyśmy w szpitalu, gdzie przeszła parę nieprzyjemnych badań. Na wyniki wciąż czekamy, ale chociaż nie ma jeszcze szczegółowej diagnozy, to dziecko już jest intensywnie rehabilitowane (w OWI i prywatnie).
Obecnie mam duże problemy z zachowaniem córki. Za nic nie chce się ze mną rozstawać - reaguje płaczem na przyjście osób z rodziny, z którymi zawsze spędzała dużo czasu i lubiła je, nie chce zostawać w żłobku (a od dawna nie było z tym żadnego problemu), gdy jesteśmy same, jest ogromnie absorbująca, nie mogę niczym się zająć, bo ona cały czas domaga się mojej uwagi i najchętniej "wisi" na mojej szyi. Najgorzej jest podczas rehabilitacji - cały czas płacze, wyrywa się do mnie, nie chce w ogóle współpracować, szlocha tak, że aż się dławi.
Myślałam, że zachowania te są wynikiem przeżyć związanych ze szpitalem, i że z czasem będą słabły. Niestety, nasilają się coraz bardziej. Gdy przyjdzie ktoś bliski, kto ma się nią zająć, to najpierw nie chce się ze mną rozstać i histerycznie płacze, gdy wyjdę, to zaczyna się ładnie bawić, ale gdy wracam, to od razu "zawisa" na mojej szyi i nie ma mowy, żeby ktoś inny oprócz mnie zajął się nią - cały czas za mną chodzi i domaga się mojej uwagi.
Zastanawiam się, czy są to rzeczywiście emocje poszpitalne, czy weszła w taki okres życia i jest to niezależne od okoliczności, czy może przyczyną jest nie tyle szpital, co rehabilitacja, której nie znosi...
Mam wiele wątpliwości - w OWI nie pozwalają mi z nią przebywać podczas ćwiczeń, tylko na siłę ją ode mnie odrywają i zabierają - nie wiem, czy jest to dobra metoda. W dodatku w OWI oprócz rehabilitacji ma obowiązkowe spotkania z logopedą, psychologiem i pedagogiem - w moim odczuciu zupełnie niepotrzebne i nic niewnoszące (intelektualnie rozwija się dobrze, społecznie do tej pory też), natomiast mam wrażenie, że ona po prostu źle znosi ciągle zmieniające się osoby, pomieszczenia i oczekiwania poszczególnych osób, które ciągle czegoś od niej chcą, do czegoś ją nakłaniają... W końcu zastanawiam się, czy ta rehabilitacja w OWI nie przynosi więcej szkody niż pożytku, czy nie poprzestać na prywatnej rehabilitacji (przy czym wiadomo, że im więcej pracy z rehabilitantem, tym lepiej, a nie stać mnie na bardzo częste spotkania prywatne).
Czy może Pani odnieść się do tej sytuacji, udzielić mi jakichś wyjaśnień i wskazówek? Czy myśli Pani, że kluczowym czynnikiem jest tu sytuacja zdrowotna dziecka, czy raczej jego wiek, etap rozwoju?
Córcia zawsze była dzieckiem pogodnym, towarzyskim, ufnym. Chętnie zaczepiała obcych ludzi - czasami martwiło mnie to nawet, zastanawiałam się, czy jest to "zdrowe"...
W ostatnich miesiącach wykryto u niej niedowład wiotki kończyn (chodzi, ale tylko trzymając się, nie chodzi samodzielnie). Kilka dni spędziłyśmy w szpitalu, gdzie przeszła parę nieprzyjemnych badań. Na wyniki wciąż czekamy, ale chociaż nie ma jeszcze szczegółowej diagnozy, to dziecko już jest intensywnie rehabilitowane (w OWI i prywatnie).
Obecnie mam duże problemy z zachowaniem córki. Za nic nie chce się ze mną rozstawać - reaguje płaczem na przyjście osób z rodziny, z którymi zawsze spędzała dużo czasu i lubiła je, nie chce zostawać w żłobku (a od dawna nie było z tym żadnego problemu), gdy jesteśmy same, jest ogromnie absorbująca, nie mogę niczym się zająć, bo ona cały czas domaga się mojej uwagi i najchętniej "wisi" na mojej szyi. Najgorzej jest podczas rehabilitacji - cały czas płacze, wyrywa się do mnie, nie chce w ogóle współpracować, szlocha tak, że aż się dławi.
Myślałam, że zachowania te są wynikiem przeżyć związanych ze szpitalem, i że z czasem będą słabły. Niestety, nasilają się coraz bardziej. Gdy przyjdzie ktoś bliski, kto ma się nią zająć, to najpierw nie chce się ze mną rozstać i histerycznie płacze, gdy wyjdę, to zaczyna się ładnie bawić, ale gdy wracam, to od razu "zawisa" na mojej szyi i nie ma mowy, żeby ktoś inny oprócz mnie zajął się nią - cały czas za mną chodzi i domaga się mojej uwagi.
Zastanawiam się, czy są to rzeczywiście emocje poszpitalne, czy weszła w taki okres życia i jest to niezależne od okoliczności, czy może przyczyną jest nie tyle szpital, co rehabilitacja, której nie znosi...
Mam wiele wątpliwości - w OWI nie pozwalają mi z nią przebywać podczas ćwiczeń, tylko na siłę ją ode mnie odrywają i zabierają - nie wiem, czy jest to dobra metoda. W dodatku w OWI oprócz rehabilitacji ma obowiązkowe spotkania z logopedą, psychologiem i pedagogiem - w moim odczuciu zupełnie niepotrzebne i nic niewnoszące (intelektualnie rozwija się dobrze, społecznie do tej pory też), natomiast mam wrażenie, że ona po prostu źle znosi ciągle zmieniające się osoby, pomieszczenia i oczekiwania poszczególnych osób, które ciągle czegoś od niej chcą, do czegoś ją nakłaniają... W końcu zastanawiam się, czy ta rehabilitacja w OWI nie przynosi więcej szkody niż pożytku, czy nie poprzestać na prywatnej rehabilitacji (przy czym wiadomo, że im więcej pracy z rehabilitantem, tym lepiej, a nie stać mnie na bardzo częste spotkania prywatne).
Czy może Pani odnieść się do tej sytuacji, udzielić mi jakichś wyjaśnień i wskazówek? Czy myśli Pani, że kluczowym czynnikiem jest tu sytuacja zdrowotna dziecka, czy raczej jego wiek, etap rozwoju?