NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pikuś Incognito »

Sugar_Woman pisze:Ja mu wiele razy tłumaczę, że tata ma miłość, że Cię kocha, że ciężko pracuje, ale synek nie rozumie...Martwi mnie też podejście męża do adopcji...uważa, że jest jak jest, że trzeba żyć swoim życiem, że mamy swoje plany i marzenia, a syn, jest i będzie, ale gdzieś obok nas, że niedługo przyjdzie czas i dowie się wszystkiego, a wtedy będzie musiał nas docenić, że mamy dom, jedzenie itp, że lepiej się dostosować do nas, że nie możemy pozwolić, żeby zrujnował nasze życie, że my idziemy do przodu, a on musi automatycznie podążać za nami. Ostatnio nawet powiedział do niego, żeby synek nie mówił do niego tata tylko po imieniu, że tak jest lepiej, że to ściąga piętno odpowiedzialności, że lepiej być dobrym opiekunem, niż ojcem czy matką, bo słowo ojciec/matka powoduje odpowiedzialność, zamartwianie się, poczucie winy, a opiekun jaka sama nazwa wskazuje opiekuje się dzieckiem, zapewnia dom, jedzenie, normalne życie, bez poczucia winy, frustracji....
To chyba nie tak działa - dziecko nie jest przyczepką rodziców. Niezależnie, czy jest to nasze własne dziecko, czy też adoptowane lub zastępcze, zawsze trzeba brać pod uwagę to, że to była nasza decyzja, że to my chcieliśmy je mieć. Nie ono ma być nam wdzięczne za to, że jest.
Z pewnością też nie chodzi mu o to, aby mieć dom, jedzenie, wypasioną „brykę”. To wszystko dzieci mają choćby w domu dziecka... Opiekunów też mają, tylko że one chcą mieć mamę i tatę, kogoś komu mogą zaufać, kto czuje się za nich odpowiedzialny, kto się o nich martwi.
Rodzice naszych dzieci zastępczych (którzy widują je raz w tygodniu), też często nie mogą zrozumieć, że nie chcą się one do nich przytulać, że nie chcą się z nimi bawić.
Być może Wasz synek wcale nie ma zaburzenia więzi. Może chce tylko zwrócić na siebie uwagę, może zwyczajnie walczy o swoje prawa.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Miniula »

Sugar_Woman strasznie smutne jest to, co piszesz.
Patrzę na mojego syna, który jest tylko rok starszy od Twojego. I zastanawiam się jaki byłby, gdyby przeszedł takie piekło... Jaka ja bym była gdyby nikt mnie nie akceptował i nie kochał, gdyby dorośli traktowali mnie instrumentalnie i uważali, że mam obowiązek docenić ich "doceniać" za to co "dla mnie robią"... Oh, wait! Ja to wiem!
Moi rodzice tak właśnie działali. Miałam spełniać oczekiwania i być wdzięczna.
No cóż... Miałam od zarypania problemów a teraz kontakty z nimi poprawne że względu na moje dziecko. A przecież jestem biologicznym dzieckiem swoich rodziców.
Pomyśl sama. Dziecko jest małe, zależne od dorosłych. A dorośli...
Ci pierwsi krzywdzą okrutnie zamiast kochać. Nie odpowiadają na potrzeby. Dziecko uczy się, że jego potrzeby dla dorosłych nie są ważne, że ono, jego emocje, jego życie nie są ważne.
Potem są opiekunowie z RZ. Zanim zdąży im zaufać już oddają dalej. Ma dopiero 2,5 roku, a już wie, że na dorosłych nie ma co liczyć.
Twój synek jest zależny od ludzi, na których nie może liczyć.
On ma tylko 3,5 roku. I choćby chciał, nie jest w stanie przeprowadzić tych procesów myślowych, o jakie go posądzacie.
On jest na etapie egocentryzmu. Na etapie myślenia konkretami. Na etapie nie oddzielenia rzeczywistości od fikcji.
To jest małe dziecko, które potrzebuję mamy i taty, akceptacji i miłości. Ale takiej mądrej. Mię potrzebuje sexy mamy, która zaleje go bodźcami. Potrzebuje mamy, która wytrzyma jego humorki a na końcu powie - pomimo, że zachowałeś się źle, kocham Cię bo jesteś moim wyczekanym synkiem.

Ja wierzę, że jest Wam ciężko. Ale przecież nie dostaliście kwalifikacji na hodowców królików tylko na RODZICÓW ADOPCYJNYCH.
Szukajcie pomocy i stwórzcie rodzinę dla całej Waszej trójki.
Pomyśl, Wam jest ciężko. A jak ciężko musi być temu małemu chłopczykowi całkowicie od Was zależnemu. wy macie siebie z mężem, a on jest sam.
Wy macie intelekt, doświadczenie. A on tylko swoje poranione emocje.
Trzeba go nauczyć rodziny, miłości, właściwego zachowania, relacji międzyludzkich, poczucia własnej wartości, itd.
Nie poddawajcie się.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Sugar_Woman
Posty: 8
Rejestracja: 10 sie 2016 14:02

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sugar_Woman »

Miniula - z tą "Sexi-Mamą chodziło o coś innego, pisała o tym wcześniej matula, żeby zrobić dla siebie coś przyjemnego, bo rodzic w dobrej formie to połowa sukcesu. Ja czuję się dobrze, jak uda mi się wydostać z piżamy w wygodny dres i zrobić 3 minutowy makijaż, czy to jakiś problem?

Odnośnie mojej wypowiedzi: "ja mu wiele razy tłumaczę, że tata ma miłość, że Cię kocha, że ciężko pracuje, ale synek nie rozumie..." (nie rozumie, że nie można oczekiwać prezentów taki był kontekst) - wiadomo, że mój synek tego nie zrozumie, nie oczekujemy ŻADNEJ WDZIĘCZNOŚCI, ani zrozumienia z jego strony, ale tutaj wcześniej był kontekst, w jaki sposób mój synek traktuje tatę, który przed chwilą do niego przyjechał? Mój synek jest zły, że tata nie ma prezentu, a wcześniej umówiliśmy się z mężem, że nie będzie nic przywoził, bo nie tędy droga. Nie chcemy takich relacji. Mój synek odwraca się na pięcie i idzie z płaczem do mnie i żali się, że tata nie ma dla niego prezentu i wtedy ja tłumaczę mu, że tata Cię kocha, że miłość jest najważniejsza, że auta to tylko plastikowe zabawki bez serduszka, że mama i tata są ważni, że to my jesteśmy rodziną, że kochamy, troszczymy się itp. Chodzi o to, że nasze dziecko oczekuje nagród, prezentów, kiedy przychodzą do nas ludzie mój syn pyta "co masz?", zdarzało się nawet że zaglądał do torebek damskich w poszukiwaniu prezentów. Codziennie sam o sobie mówi, że on jest biedny chłopczyk i jest mu tak smutno, ja go oczywiście przytulam i tłumaczę mu, że nie jest biedny, że ma mamę i tatę, że jesteśmy razem, po czym on dalej mówi, to ja chcę czekoladkę. Chodzi mi i jego manipulację słowami (ważnymi słowami, bo mówi, że jest biedny, lub mu smutno, albo mówi, że kocham cię najbardziej na świecie, po czym dodaje, to włącz mi baję), używa ważnych słów, aby coś uzyskać, z tym mamy problem. Kocham moje dziecko/nienawidzę jego zachowania, które mnie rani jak "sprzedawanie się" przed innymi i to o czym wcześniej pisałam, szukanie sprzymierzeńców w domu np. nasi goście, zaczepianie obcych, tulenie się do nas w naszej obecności.
Jestem bardzo skromną osobą, mamy z mężem duże możliwości finansowe, ale nigdy z nich nie skorzystaliśmy, aby wynagrodzić dziecku prezentami tego co przeszło. Owszem, nie liczę się z pieniędzmi, jeśli chodzi o lekarzy i wszelkie badania, które zrobiliśmy (neurolog, chirurg, chirurg naczyniowy, kardiolog, endokrynolog, okulista, badanie EGG, EKG, + genetyka i wiele innych).
Mieszkamy w dużym mieście, nie mamy nawet samochodu, bo nie mamy prawa jazdy :-) (serio) i żyjemy :-) Za to nasz syn uwielbia jeździć tramwajami i często nawet bez celu sobie jeździmy tylko po to, że on mnie o to prosi.
Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pikuś Incognito »

Prawdę mówiąc, trochę się pogubiłem.
Teraz wychodzi na to, że chłopak zwyczajnie lubi czekoladki i oglądać bajki.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
izabelam
Posty: 155
Rejestracja: 08 gru 2010 23:27

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: izabelam »

Sugar_Woman, jesteś Sobą, Twój mąż, jest jaki jest, dziadkowie też wnoszą do rodziny swoje cechy. Niby proste. A jednak. Do takiego systemu weszło wasze dziecko, ze swoim bagażem przeżyć. Teraz działacie na siebie wzajemnie.Wasz syn wprowadził do Waszej rodziny swoje mechanizmy obronne, dzięki którym przeżył do momentu przybycia do was. Żeby zrozumieć , co dzieje się w waszej rodzinie potrzebujecie osoby z zewnątrz, która pokaże wam jak jego mechanizmy obronne wpływają na rozpoczęcie stosowania teraz przez was mechanizmów obronnych. Jeżeli tego nie zrozumiecie, wpadniecie w błędne koło. Co już się zaczęło. Dziecko uczy sie od dorosłych. Jeżeli wy będziecie w stosunku do niego chłodni emocjonalnie, on nauczy się nawiązywać chłodne, płytkie relacje. Przełamywanie mechanizmów obronnych trwa. To jest proces. Pozwólcie sobie pomóc i dajcie sobie na to czas.
iza
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Miniula »

Chodzi o to, że nasze dziecko oczekuje nagród, prezentów, kiedy przychodzą do nas ludzie mój syn pyta "co masz?", zdarzało się nawet że zaglądał do torebek damskich w poszukiwaniu prezentów. Codziennie sam o sobie mówi, że on jest biedny chłopczyk i jest mu tak smutno
Przeczytaj to jeszcze raz, pamiętając, że mówimy o 3,5 latku, który dopiero od roku ma rodzinę i jeszcze nie ogarnia tego faktu, bo do tej pory taki przekaz dostawał od dorosłych. Ba! Nadal dostaje! Biedny chłopczyk, bo adoptowany, bo RB krzywdzili, trzeba mu to wynagrodzić, dać dużo rzeczy, dużo prezentów.
Sama pisałaś, że ciągle dostaje zabawki, słodycze od dziadków i dalszej rodziny, itd.

Dziecko używa manipulacji, bo tak go nauczyli dorośli, że jak będzie kochany i miły to coś dostanie. Przecież to dziecko nie zna bezinteresownej miłości rodzica! Zachowaniem próbuje wymusić na otoczeniu reakcje, które dadzą mu korzyści na miarę jego rozumienia, czyli rzeczy konkretne - bajki, słodycze, zabawki - bo tylko takimi pojęciami dziecko w tym wieku operuje - konkretne, namacalne rzeczy.
Moje dziecko też próbuje nami manipulować, bo taki ma etap rozwojowy.
Też słyszę "jak mi nie dasz czekoladki, to nie będę szczęśliwy".
Mnie to zwisa i powiewa, bo poza takimi stwierdzeniami moje dziecko jest nauczone okazywania, dawania i brania miłości bezinteresownej.
Mimo to też miewamy akcje pt. "a ja chcę mieszkać u babci J. bo tak jest fajnie", bo moi rodzice są na emeryturze, mają full czasu, robią co dziecko chce, a że dali ciała w pierwszych 2 latach życia mojego syna, usiłują nadrobić i zatrzeć złe wrażenie :roll: więc jest szaleństwo do tego stopnia, że jakiś rok temu mój szanowny ojciec wyskoczył z tekstem, że mały powinien u nich mieszkać, bo...my mieszkamy na wsi i wg mojego ojca dziecko ma złe warunki, przez co choruje.
Moją reakcją był szlaban na zabieranie młodego do nich częściej niż na jeden weekend w miesiącu. Bo to JA jestem mamą i JA decyduję.
Tak samo była moja ostra reakcja na wkładanie młodemu do głowy przez moich rodziców typu "najbardziej to cię kocha dziadziuś Z i babcia J.". Nie. Najbardziej kocha MAMA i TATA.
Był też epizod, że młody przez pomyłkę do mojej matki powiedział "mamo", a moi rodzice od razu podchwycili i zaczęli go zachęcać do mówienia tak do babci.
I znowu moja reakcja - MOJE dziecko ma jedną mamę - MNIE, albo stosujecie się do zasad, albo wnuka widzicie na zdjęciach.
U nas to się rozmywa, bo dziecko nie ma za sobą traumy w RB, etapu placówki. Jest w naszej rodzinie od początku swojego życia.
U Was są problemy, bo rozwój emocjonalny małego jest zaburzony przez jego doświadczenia.
Korczak powiedział:
Dziecko chce być dobre. Jeśli nie umie – naucz, jeśli nie wie – wytłumacz, jeśli nie może – pomóż.
Wasze dziecko nie miało szansy nauczyć się właściwego zachowania, właściwego systemu wartości. To Wasze zadanie.
Poszukajcie pomocy profesjonalnej i uczcie dziecko jak wygląda rodzina i prawidłowe w niej reakcje.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


aneczka1973
Posty: 110
Rejestracja: 05 paź 2011 09:14

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: aneczka1973 »

a czemu mąż jest tylko w weekendy? szczerze powiem, że dla budowania więzi w tak krókim czasie to jest fatalna. Nie doczytałam chyba czemu tak jest - praca gdzieś dalej czy się wyoutował z życia i odpowiedzialnosci.

Dla dziecka jest najważniejsze poczucie bezpieczeństwa a to dają głównie kochający się rodzice. Synek już po tylu traumach otrzymał rodziców i teraz się okazuje, że tu też kogoś traci?
Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pockahontas »

Sugar_Woman pisze:Martwi mnie też podejście męża do adopcji...uważa, że jest jak jest, że trzeba żyć swoim życiem, że mamy swoje plany i marzenia, a syn, jest i będzie, ale gdzieś obok nas, że niedługo przyjdzie czas i dowie się wszystkiego, a wtedy będzie musiał nas docenić, że mamy dom, jedzenie itp, że lepiej się dostosować do nas, że nie możemy pozwolić, żeby zrujnował nasze życie, że my idziemy do przodu, a on musi automatycznie podążać za nami. Ostatnio nawet powiedział do niego, żeby synek nie mówił do niego tata tylko po imieniu, że tak jest lepiej, że to ściąga piętno odpowiedzialności, że lepiej być dobrym opiekunem, niż ojcem czy matką, bo słowo ojciec/matka powoduje odpowiedzialność, zamartwianie się, poczucie winy, a opiekun jaka sama nazwa wskazuje opiekuje się dzieckiem, zapewnia dom, jedzenie, normalne życie, bez poczucia winy, frustracji....
Szczerze mówiąc, przeraża mnie podejście twojego męża, mimo że z adopcją, rodzinami adopcyjnymi i kandydatami na nich miałam trochę w życiu do czynienia.
Twoje dziecko właśnie zostało odrzucone po raz trzeci, bo po raz trzeci w swoim bardzo krótkim życiu dowiedziało się, że można z dnia na dzień stracić rodzica - jeśli tata nagle żąda by przestać go w ten sposób nazywać.
To nie działa tak, że chłopiec dorośnie, zrozumie i zacznie być wam wdzięczny za "miskę zupy". Jeśli rodzin nie rozsypie się po drodze, to w najlepszym razie dojrzeje w poczuciu, że był niechcianym, niezrozumianym piątym kołem u wozu, pojawią się pytania typu "to po co mnie brali?" itp. Raczej finalnie spodziewałabym się po dziecku nienawiści do was niż wdzięczności. I jeżeli tak się stanie, nie będzie ona niczym zaskakującym, efektem "złych genów" ani przejawem patologii osobowości, to raczej naturalna kolej rzeczy w takiej sytuacji.
Sugar_Women, ja wierzę w to, że jako ludzie i rodzice macie wiele zalet, że chcieliście poprzez adopcję zrobić coś dobrego, że w tym wszystkim macie także fajne pomysły na wychowanie synka (choćby pokazywanie jak fajnie przywitać tatę wracającego z pracy). Ale. Jeśli twój mąż ma do dziecka i jego miejsca w rodzinie takie podejście jak to opisałaś, to powinniście NATYCHMIAST rozpocząć terapię. Takim rozumieniem adopcji bardzo skrzywdzicie, nie boję się napisać - zniszczycie człowieka. To są rany, po których człowiek może się już nie podnieść. Jeśli niezwłocznie nie poszukasz pomocy, to wiedz, że będziecie wspólnie odpowiedzialni za emocjonalną śmierć tego dziecka i nie będziesz mogła wytłumaczyć się "nie wiedziałam", bo ktoś ci to wprost powiedział. Bardziej wprost już chyba się nie da. Przykro mi, że to ja, ale sumienie nie pozwala mi tego nie zrobić.
Pamiętaj, mały ma 3,5 roku, jeszcze jest nadzieja, jeszcze wiele możecie naprawić. Jeszcze możecie być szczęśliwą rodziną. Nie odkładaj tego do jutra.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Miniula »

Poza tym, co napisała Pockahontas , z czym zgadzam się w 100%, coś jeszcze mi chodzi po głowie.
Napisałaś w pierwszym poście:
miałam być sexi mamą, zadbaną, z wyobrażeniami, że zabiorę mojego synka tu i tam
I do tego się odniosłam.
Odpisałaś:
Miniula - z tą "Sexi-Mamą chodziło o coś innego, pisała o tym wcześniej matula, żeby zrobić dla siebie coś przyjemnego, bo rodzic w dobrej formie to połowa sukcesu. Ja czuję się dobrze, jak uda mi się wydostać z piżamy w wygodny dres i zrobić 3 minutowy makijaż, czy to jakiś problem?
No cóż... Nie chodzi o to, że rodzic nie ma prawa do przyjemności. W żadnym razie. I nie chodzi o to, że matka (czemu ciągle matka?!) ma chodzić w piżamie,
Już wcześniej padło, że jeśli dziecko drze koparę (przepraszam jeśli kogoś takie sformułowanie razi, ale dla mnie płacz-wymuszacz tym jest) to trzeba wszystko rzucać i spełniać każdą zachciankę. Dziecko ma dostać przekaz widzę Cię, odpowiem na Twoją potrzebę, ale wszytko po kolei, nie będę rzucać smażących się jajek, bo Ty chcesz w tej samej chwili kakao.
Gradacja - jeśli dziecko jest bezpieczne, nie ma powodu rzucać wszystkiego tylko dlatego, że ono tak chce. Ewentualnie można podejść, przytulić, powiedzieć kocham Cię synku, jestem przy Tobie, ale muszę dokończyć to, co robię i wrócić do swojego zajęcia. Owszem, wrzask przeszkadza.
Ale dziecko będzie usiłowało stosować swoją taktykę tak długo, aż przekona się, że ona nie działa. Jeśli będzie uzyskiwało to, czego chce za pomocą krzyku, szantażu, przymilania się, będzie to robić, bo tak to działa. Sama pomyśl - jeśli działa Twój sposób osiągania korzyści, jaką masz motywację by zmienić swoje zachowanie?
Piszesz
Chodzi mi i jego manipulację słowami (ważnymi słowami, bo mówi, że jest biedny, lub mu smutno, albo mówi, że kocham cię najbardziej na świecie, po czym dodaje, to włącz mi baję), używa ważnych słów, aby coś uzyskać, z tym mamy problem.
Twój syn nie wie, że te słowa są ważne. On nie zna ich wagi. On jedynie widzi reakcję na nie. Nauczył się ich używać, bo one działały i działają nadal. Dlatego ich używa, a nie dlatego, że zna ich obiektywną wartość.
Uwierz mi, że dzieci biologiczne potrafią zachowywać się tak samo w tym zakresie jak Twój syn. Moja kuzynka ma takie dziecko. Wszystko musi być natychmiast, bo jak nie, to jest awantura. Dziecko ma 5 lat skończone i jego zachowanie mnie czasami przeraża. Co więcej, przeraża też mojego syna, który patrzy na kuzyna z niepomiernym zdziwieniem. Ale tak go rodzice nauczyli, że on rządzi, jego zdanie jest najważniejsze, a rodzice mają skakać jak o zagra. Jest to oczywiście podlane obficie psychologią rozwojową dziecka (okres edypalny, bla bla bla, dlatego 5-latek wisi na matce jak niemowlę, śpi z matką, itd.) oraz poczuciem winy, bo małżeństwo się sypie i trzeba dziecku "wynagrodzić" nie najlepszą atmosferę.
Ale ja nie o tym.
Tylko o poście startowym i Twoich (Waszych?) wyobrażeniach o rodzicielstwie.
Może jestem "szczęściarą", bo zanim pojawił się mój syn miałam "wprawkę" kilkuletnią na pasierbach (jeden ADHD , drugi zaburzenia rozwojowe, na dziś nadal nie zdiagnozowane, jedno orzeczenie o ZA, jedno wykluczające ZA). Jednego poznałam jak miał 1,5 roku, drugiego jak miał 6 lat. Mogłam zobaczyć, poczuć, jak to jest wychowywać dzieci inne niż biologiczne, inne niż znane od początku, problematyczne, skrzywione przez sytuację rodzinną (rozwód rodziców), z zaburzeniami.
Adoptując swoje dziecko nie miałam wizji, ze będzie super, ja będę zadbana i będziemy z dzieckiem chodzić po galeriach i muzeach oraz do filharmonii (hiperbola oczywiście).
Może dlatego, że nastawiłam się na trudniejszą drogę, przechodzę lajtowo wszelkie problemy, wręcz jestem zaskoczona jak mało ich jest, bo byłam gotowa na więcej.
No i rzecz, o której Ty piszesz - jesteś SAMA. Twój mąż się wyautował, Twoi rodzice nie pomagają, wręcz przeciwnie.
Twoje wizje legły w gruzach, a nie masz wsparcia psychicznego.
Wyobrażałaś sobie rodzicielstwo jako wielkie szczęście. A to harówka, w dodatku potrzeba do niej Was obojga - Ciebie i Twojego męża.

Mogę Ci powiedzieć jedno - WARTO pracować. Warto zawalczyć o Waszą rodzinę.
Warto przestawić myślenie z dziecko jest złośliwe i manipuluje, i robi nam krzywdę (mam wrażenie, że wokół tego się obracacie i nie jesteście w stanie wyjść poza tę wizję) na dziecko wymaga pracy, trzeba je nauczyć czym jest miłość i rodzina. I musicie ro zrobić we dwójkę.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


asafavidan
Posty: 78
Rejestracja: 07 paź 2015 21:43

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: asafavidan »

Twoje dziecko właśnie zostało odrzucone po raz trzeci, bo po raz trzeci w swoim bardzo krótkim życiu dowiedziało się, że można z dnia na dzień stracić rodzica - jeśli tata nagle żąda by przestać go w ten sposób nazywać.
Przykro mi ale dokładnie tak samo to widzę.
Coś tu po drodze nie zadziałało, i jest dramat. Nie wiem, czy to brak dostatecznej motywacji, czy braki w szkoleniu, czy połączeniu obu aspektów, ale trzeba Was szybko ratować, inaczej wszystko zmierza ku tragedii TEGO DZIECKA.
Ta sytuacja aż krzyczy do mnie z ekranu komputera.
Autorko wątku, nie zrozum mnie źle, ale potrzebujecie natychmiastowego ratunku, bo mam wrażenie że całkowicie nie przygotowaliście się na nadejście dziecka.
Straszne to wszystko.
Sugar_Woman
Posty: 8
Rejestracja: 10 sie 2016 14:02

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sugar_Woman »

Kochani, jeszcze raz dziękuję za wszystkie informacje, wypowiedzi. Ja i mąż bardzo się kochamy, kocham też mojego synka i będę walczyć o naszą rodzinę. Mamy mało czasu, dlatego, że za miesiąc miałam już wrócić do pracy - urlop macierzyński już się kończy :-(, synek miał pójść do przedszkola aż na 9,5 godziny, bo ja pracuję 8 godz. + - 45 min na dojazd w 1 stronę do pracy. To również mnie męczy, że do tego wszystkiego co teraz się dzieje, dojdzie praca, zmęczenie po pracy, wychowanie synka, jego i moja samotność. Na rodziców nie możemy i nie chcemy już liczyć - po pierwsze dlatego, że już dosyć namieszali w naszym życiu, to przez nich między innymi nasza samoocena spadła do zera. W dniu przyjęcia dziecka moja matka mimo, że mieszka w innym mieście, była bardziej przygotowana na przyjęcie dziecka niż ja, miała więcej kosmetyków, ubranek, zabawek, oszalała!!! Codziennie do mnie dzwonią i kontrolują, czy mam dla niego to i tamto, że to ona kupuje tran, bo ja na pewno nie mam. Moja matka i ojciec nie ufają nam chyba, traktują nas jak dzieci. Zawsze jak wysyłam im zdjęcie małego, odpisują błyskawicznie, dlaczego on ma taką cienką kurtkę, albo dlaczego nie ma szaliczka, a przecież tak wiele wysiłku kosztowało mnie, żeby zrobić dziecku zdjęcie w wozie strażackim mimo niechęci strazaków udało się, jak powiedziałam, że mój synek chce zostać Strażakiem Samem. To było dla mnie najważniejsze, żeby spełnić jego marzenie, a moi rodzice inaczej oceniają zdjęcie, doszukują się mojej nieodpowiedzialności i zawsze potem mamy zmarnowany humor, bo nam przykro, że znów coś zle zrobiliśmy we oczach moich rodziców. Zaczynają się dyskusje pomiędzy mną a mężem, zamiast cieszyć się wspólnymi chwilami, kłócimy się przez moich rodziców.

Zawsze patrzyli nam na ręce i zawsze nas krytykowali, czekali na mojego męża aż dojedzie do nas do domu z komentarzem: "Zobaczymy jak Twój mąż przywita się z synem" - wiedziałam, że będzie dramat, bo mój mąż nie jest zbyt wylewny w okazywaniu uczuć, nigdy nie rzucał się na synka w obecności moich rodziców, za to w naszym domu wiele razy to robił, wiedział, że nikt go nie oceni, mój mąż już taki jest, jak nikt nie patrzy - (ewentualnie ja) zachowuje się jak dziecko, wymyśla małemu różne śmieszne zabawy, za to przed rodzicami oboje mamy blokadę, wiemy z góry że nie jesteśmy w stanie przebić rodziców i chwyta nas złość na małego, dlaczego on tak bardzo kocha dziadzię, a nie nas...a tak się staramy!!!! Bardzo nas bolało, jak nasz syn, całe dnie siedzi u dziadzi na kolanach i mówi mu co ma robić, włącz bajkę, ja chcę na rowerek, ja chcę to i milion innych rzeczy, które mój dziadek robił to utraty sił. Za to jak wyjeżdżaliśmy nie raz ukradkiem słyszałam, jak mój ojciec mówi, że idzie teraz spać, bo jest wykończony. Każdy kto miał kontakt z moim synkiem, wie, że jest wyjątkowo żywy, wymagający, nadpobudliwy, cały czas w ruchu, nie potrafi na dłużej się czymś zająć, cały czas coś chce, coś nowego, często jest znudzony, również koledzy i koleżanki z placu zabaw czy podwórka przychodzą do mnie powiedzieć i nawet przepraszają, że oni są juz zmęczeni moim synkiem, że muszą odpocząc i się napić - tak bardzo jest wymagający.

Ja i mój mąż z radością chodziliśmy na zajęcia przedadop. potem do późnych godzin wieczornych rozmawialiśmy sobie jak to będzie. Przyznam, że mój scenariusz był kolorowy, męża właśnie czarny, że będą problemy itp. Mąż z wykształcenia jest nauczycielem, uczył przez chwilę dzieci, miał z nimi bardzo dobry kontakt. Nie oceniajcie tak surowo mojego męża, owszem pogubił się - może inaczej, może przestał w siebie wierzyć przez pryzmat mojego ojca i matki, za każdym razem dali nam do odczucia, że nie dosięgamy im do pięt, że oni zawsze zorganizowani, a ja wystarczy, że raz nie miałam chusteczek higienicznych na Placu Zabaw to od razu usłyszałam od mojej matki, że jestem nieprzygotowana i na 2 dzień kupiłam mi kilka paczek nawilżających chusteczek. W tym roku chcieliśmy polecieć z dzieckiem na wakacje to usłyszeliśmy od moich rodziców, że ewentualnie jak już chcecie (bo wcześniej nas przekonywali, żeby nigdzie nie lecieć przez to co się dzieje, terroryzm itp), to lećcie, ale bez dziecka, bo oni nie przeżyją, gdyby on zginął....A my? Czy my się nie liczymy??? I to jest właśnie to błędne koło. Powoli już na 100% jestem przekonana, że to wina moich rodziców. Wiadomo, super byłoby gdyby tata był na miejscu każdego dnia, ale wcześniej bez delegacji też wracał ok 19.00. Na pewno będę dzisiaj rozmawiała z mężem (musimy wiele zmienić), na pewno do końca tego roku nie pojedziemy do dziadzi i babci. Nie możemy dopuścić, żeby moi rodzice siedzieli z moim synkiem na 1 kanapie u nich w domu. Mój mąż zapytał ostatnio naszego synka, dlaczego Ty tak bardzo chcesz do dziadzi, a on odp.: "bo ma auta". I faktycznie za każdym razem jak przyjechaliśmy, moj ojciec wyciągał z szafy nowe zabawki.

Mam też coś w sobie, to już mi mój mąż zwrócił uwagę, że ja wszędzie gdzie jestem, nawet jak jeszcze nie było dziecka, szukam akceptacji rodziców. Zawsze jak chce coś kupić to konsultuję to z nimi - pokazuję im zdjęcia, liczę sie z ich zdaniem, jestem jakby uzależniona od rodziców mimo, że nimi gardzę, bo niszczą moje życie, moje małżeństwo i rodzinę, a jak kupię bez ich wiedzy czuję lęk, co by pomyśleli, że kupiłam nową książkę w emipku, pewnie żle, bo oni nie lubią książek i że zmarnowałam pieniądze. Wcześniej już pisałam, że mój ojciec był przemocowy, agresywny. Gdy byłam mała moja mama wystąpiła o separację, nigdy tak do końca nie dowiedzialam się co było tego przyczyną. Z tego co wiem, mój ojciec nadużywał alkoholu i awanturował się. Został ojcem gdy miał 23 lata, był niedojrzały, niestabilny, wolał kumpli niż mnie i moją matkę. Potem mama wszystko odwołała. Potem jakiś czas temu mój ojciec zachorował i stracił pracę, nie radził sobie z tym i wyżywał się na mnie, gdy mama pracowała za dwóch. Dopiero gdy "wyszłam z domu" wszystko się uspokoiło, a teraz wróciło, bo częściej jestem u niego w domu z moją rodziną. Ojciec się zmienił, ale miłość okazuje podarunkami, prezentami i jedzeniem, bo świetnie gotuje, ale nie da się już naprawić spalonych mostów. Przyjmuję od niego te podarunki, bo mi go żal, że nie ma kasy, a sobie uzbierał, żeby mi czy mojej rodzinie coś dać. Kiedyś mi powiedział, że jest taki wobec naszego dziecka, bo czuje, że niewiele lat mu zostało, że nie był dobrym ojcem i chce wszystko naprawić i się stara, ale znów ten sam błąd, daje...mi też dawał dzień po awanturze prezenty a najczęściej pieniądze, żeby je potem odebrać na picie. Wiem w głębi duszy, że mój ojciec nic się nie zmienił, jakis czas temu była taka sytuacja, że mój ojciec chodził z moim dzieckiem na rękawch i mały wyrwał mu z uszu okulary, ojciec wystraszył się, że już po okularach i krzyknął na niego oddaj te okulary!!!, a on nie chciał, wtedy mój ojciec powiedział, oj ja już Ciebie nie kocham....Taki właśnie jest mój ojciec, w chwili słabości nie wytrzymuje, przecież przed chwilą kochał, a teraz już nie, bo okulary mogły się stłuc? Może się czepiam, ale zli ludzie się nie zmieniają. Muszę zerwać z rodzicami, ale boję się, bo czuję, że oprócz synka nie będę mieć już nikogo...
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pockahontas »

Sugar_Woman, kochana przesyłam ci uśmiech :-D Może cię to zdziwi w odpowiedzi na tak dramatyczną treść twojego posta, ale wiesz co ja w nim zobaczyłam? Że umiesz zobaczyć swoją sytuację z lotu ptaka, a na pewno próbujesz to robić. To powinno bardzo pomóc ci w terapii i naprawie popsutych relacji z mężem i synem.
Nikt z nas twojego męża nie ocenia, oceniliśmy tylko jego zachowanie wobec dziecka,, które aktualnie - mówiąc wprost - jest karygodne. Żyjecie w bardzo trudnym układzie z twoimi rodzicami, całkiem możliwe, że i on się pogubił, że po prostu nie znalazł dla siebie miejsca w życiu dziecka. Trzeba go teraz przekonać, że zamiast wycofywać się, musi o nie zawalczyć. A twoją rolę widzę jako zapewnienie mu do tego przestrzeni - czyli właśnie wstrzymanie kontaktów własnych i całej waszej rodziny z dziadkami. Jesteś już dużą dziewczynką i dasz radę to zrobić, już czas pokazać twoim rodzicom, że zakończyli proces wychowywania córki i nie pozwolisz, by uskuteczniali go na wnuku.
Sugar_Woman pisze:Muszę zerwać z rodzicami, ale boję się, bo czuję, że oprócz synka nie będę mieć już nikogo...
Jesteś żoną i matką, masz dwoje najbliższych ludzi i wierzę, że nie zostaniesz sama, jeśli tylko natychmiast zmobilizujesz się, by o nich zawalczyć. Jeżeli masz w sobie taki lęk, to przekuj go na konkretne działanie.
Na terapię - marsz!
aneczka1973
Posty: 110
Rejestracja: 05 paź 2011 09:14

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: aneczka1973 »

Posłanie dziecka do rpzedszkola na tym wtapie i w tej sytuacji tylko moim zdaniem pogorszy sprawę.Jeśłi tylko to jest możliwe to nawet kosztem obniżenia stadardu życia zrob wszystko by pobyć jeszcze z dzieckiem w domu....
Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę
matula
Posty: 397
Rejestracja: 16 lip 2013 16:10

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: matula »

Sugar_Woman napisała
Może się czepiam, ale zli ludzie się nie zmieniają. Muszę zerwać z rodzicami
Nie musisz zrywać z rodzicami, nabierz tylko więcej dystansu. Już nie mogą urządzać Ci życia ani niczego dyktować.
Migotka1414
Posty: 51
Rejestracja: 24 sty 2013 21:46

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Migotka1414 »

Sugar_Woman w pełni zgadzam się z Pockahontas i yennefer23.
My adoptowaliśmy 3,5 latka, który w zasadzie całe swoje życie przeżył w Domu Dziecka. Wielu rzeczy nie znał - podobnie jak u ciebie. Z nami jest dwa lata i początek był koszmarny. Do wszystkich się przytulał, jak zaczął mówić to zaczepiał wszystkich, był łasy na pochwały, zrobiłby wszystko żeby usłyszeć że jest super, wymuszał płaczem, robił słodkie minki. Przyszedł moment że nie dawałam rady i wtedy moja przyjaciółka powiedziała mi że dam radę, że wierzy we mnie, że po prostu mam się ogarnąć i ogarnęłam się, synka, naszą rodzinę. Nie było łatwo, teściowa nie akceptowała moich decyzji, więc odważyłam się i powiedziałam, że jeśli nie akceptuje moich próśb co do syna, to nie będę jej odwiedzać z synkiem. Obraziła się, ale dla mnie w tamtym momencie była najważniejsza moja rodzina. Mój tata również z początku nie akceptował pewnych rzeczy, chociażby tego aby nie dawać synkowi słodyczy za każdym razem gdy go widzi - bo przecież słodycze to nic złego, a mały po nich dostawał przypływu energii i nie można było go opanować. Teraz jest znacznie lepiej. Dużo pracy wszyscy w to włożyliśmy i dużo pracy jeszcze na czeka. Nauczyłam się wyznaczać granice swojemu synkowi, jestem konsekwentna i stanowcza, dużo mu tłumaczę i rozmawiam z nim, powiedziałam również mężowi, że musi mnie wspierać i pomagać mi a nie tylko uciekać w pracę. Teraz synek już nie przytula się do każdego, nie prosi w każdym sklepie o coś do jedzenia, nie mówi po każdej rzeczy która dobrze zrobił "pochwal mnie", nie zaczepia obcych - te wszystkie rzeczy zdarzają się jeszcze ale bardzo rzadko. Nasza cała rodzina zrobiła duży postęp i na szczęście dziadkowie zobaczyli i zrozumieli że warto słuchać naszych próśb co do synka. Uodporniłam się na komentarze obcych ludzi co do "wychowania" synka, typu przy kasie "no niech Pani kupi mu tego batonika bo tak ładnie prosi".
Wierzę że wam też się uda, trzymam za to kciuki. Pozdrawiam i trzymaj sie ciepło :)
25 kwietnia 2014 r. - ten telefon :)
26 czerwca 2014 r. - rodzinka w komplecie :) synek z nami
6 listopada 2014 r. - już na zawsze nasz :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”