Strona 3 z 3

Re: Rodziny preadopcyjne

: 16 paź 2018 20:42
autor: k.amil.a
bloo bardzo mądrze piszesz i masz w tym wszystkim rację. I to, co ja napiszę, wyda Wam się pewnie bardzo naiwne. Pamiętajcie, że patrzę na to z perspektywy małego trybika w maszynie. Nie mówię o rz utworzonych z motywacją przyszłej adopcji, ale o nas, jako rodzinie preadopcyjnej (mimo że zgadzamy się, że takich nie ma). Na początku myśleliśmy z mężem, że przez te 6 tygodni wystarczy się nie przywiązywać (!). Naprawdę tak myśleliśmy, w naszej ogromnej naiwności. Ale na tym dodatkowym szkoleniu na rz psycholog powiedziała nam jedno zdanie, które zmieniło mój sposób myślenia. Powiedziała, że nie da się nie pokochać, i że wcale nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby umieć się pozbierać w sytuacji, gdy będziemy musieli oddać dziecko. Paradoksalnie, łatwiej było mi sobie to wyobrazić, niż to, że miałabym nie pokochać dziecka. Zadałam sobie pytanie, czy jestem na tyle silna, żeby sobie z tym poradzić i uznałam, że tak. Bo gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że dziecko powinno być przy matce. I jeśli mb dziecka, które do nas trafi, zmieni zdanie, ogarnie się i będzie chciała być matką naprawdę, to skorzysta na tym dziecko. I nieważne, że ja stracę, że zawali mi się świat. Tak wtedy myślałam. W perspektywie input-output, no coż, szczerze powiem, nie wiem, jakby to było. Co bym czuła i jak bardzo bym się rozsypała. Ale nawet dziś jestem pewna, że dałabym radę poskładać się do kupy i zrobić to jeszcze raz, mając na uwadze wszystkie plusy tej jakże ciężkiej sytuacji.
Natomiast, gdybyś zapytała mnie, czy byłabym w stanie byc zawodową rz, to nie, nie byłabym w stanie kochać dziecka dla kogoś innego.

Re: Rodziny preadopcyjne

: 16 paź 2018 21:02
autor: Pockahontas
bloo pisze:
Jasne, powtarzamy wtedy sobie różne prawdy o tym, że rok/miesiące/lata spędzone z nami stanowią kapitał emocjonalny dziecka i będzie mu on towarzyszyć już zawsze, nawet jeśli wróci do RB lub pójdzie do adopcji. Ale to są nasze przekonania. Nie wiemy, czy dla dziecka proces zbudowania więzi z nową osobą jest faktycznie tak bezproblemowy; czy rozłąka z dotychczas kochanymi ludźmi nie zniszczy w dziecku czegoś bardzo głęboko, np. wiary w trwałość więzi i czy kryzys wieku nastoletniego byłby taki sam/inny/gorszy/lepszy gdybyśmy wcześniej dziecku nie zafundowali - nieuniknionej i prowadzonej ostrożnie, ale jednak - tułaczki. Tu są same pytania.
Tak, bloo, moim zdaniem tu trafiasz w sedno. Pisałam o tym chyba jakiś rok temu, dokładnie o tych samych wątpliwościach i o tym, że nie mamy żadnych badań, które by to weryfikowały na dzień dzisiejszy. Osobiście, mam poważne obawy, że jednak zmienność środowiska i nawet dobrych opiekunów nie jest bez znaczenia i pozostawia w dziecku ślad.