Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Dyskusja na temat wszystkiego co dotyczy rodzinnych domów dziecka, rodzin zastępczych, pogotowii rodzinnych i szeroko rozumianej tematyki rodzicielstwa zastępczego.

Moderator: Moderatorzy rodzicielstwo zastępcze

ODPOWIEDZ
LenaG
Posty: 5
Rejestracja: 01 maja 2017 12:17

Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: LenaG »

Mam 36 lat jestem osobą samotną. Od kilku lat zajmuje się wolontariatem w domu dziecka, zawodowo również pracuje z dziećmi. Coraz częściej myślę o rodzinie zastępczej, ale mam sporo dylematów... Nie oczekuje, że ktoś na forum podejmie za mnie decyzje, ale chcę poznać zdanie innych. Krytyka mile widziana :).
O ile z motywacją i samą decyzją nie mam większych problemów to mam kilka wątpliwości, które poniżej postaram się konkretnie zestawić:
1. Warunki mieszkaniowe - mieszkam we własnym domu, ale bardzo skromnie (kuchnia z salonikiem, dwa pokoje, ganek, łazienka). Nie mam nowoczesnego wyposażenia. Oczywiście mogłabym pomyśleć o kredycie, ale wolę najpierw coś odłożyć, a potem inwestować. Co roku staram się coś robić w domu i wokół niego.
2. Pracuje - mam stałe źródło dochodu - działalność, ale też nie żyję na jakimś wysokim poziomie. Niczego mi nie brakuje, stać mnie na jakieś wakacje, utrzymanie samochodu i psa oraz odłożenie czegoś np. na kolejny etap remontu. Nie pracuję dużo ok. 4-5 godz. dziennie, co uważam za zaletę. Mogę więcej owszem, ale wolę spokojne życie i wolny czas np. na wolontariat czy spędzanie czasu z dziećmi znajomych.
3. Mam psa - niestety takiego po wypadku, trochę specjalnej troski, ale wzięłam za niego odpowiedzialność i go nie oddam... Pies lubi dzieci, choć na początku trzyma dystans, ma z nimi kontakt praktycznie codziennie. Jak pracownicy zajmujący się rodzinami zastępczymi podchodzą do wielkiego psa w domu? Ktoś miał jakieś problemy? Ja wychowałam się w domu z wielkimi psami, ale niektórych, nawet takich z normalnych domów, przeraża fakt, że taki pies zamiast w kojcu jest w domu, jeździ na wakacje, często w gości, do pracy.
verty67
Posty: 13
Rejestracja: 20 mar 2016 21:07

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: verty67 »

Napiszę ze swojego "podwórka".Osobiście nigdy bym się nie zdecydował na prowadzenie rodziny zastępczej w pojedynkę. Do naszych rodzin trafiają dzieci z różnych środowisk, z różną historią, bywało tak, że musieliśmy czuwać w nocy na zmianę przy dzieciach albo zastanawiać się jak zorganizować opiekę, kiedy musimy iść na zebrania do szkoły ( w jednej szkole o tej samej godzinie :)) ...do tego dochodzą wizyty u różnych specjalistów, spotkania z rodzinami, sprawy sądowe, czasami szkolenia organizowane przez PCPR itp.Czasami też zdarza nam się choroba i trzeba się wychorować w łóżku- musi być ktoś do pomocy. Ja teraz mam dwójkę dzieciaków i to, co wyżej wymieniłem, nawet w dwie osoby jest trudno obrobić ( gdzie jedno z nas pracuje zawodowo na zewnątrz).Jeżeli ktoś samotnie to wszystko ogarnia- szczerze podziwiam.Sprawy o których piszesz ( warunki mieszkaniowe) nie są żadnym problemem. Jeden pokój może być np. dla dwójki dzieci jednej płci....sprawa psa... jeżeli w Twoim domu pojawi się dziecko, które będzie reagowało agresją na psa? Trzeba się nad tym zastanowić.
Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: Pikuś Incognito »

LenaG, na moim „podwórku” jest jest dokładnie tak samo, jak na „podwórku” verty67.
Jednak czytając Twojego posta, odniosłem wrażenie, że wcale nie chodzi Ci o pozostanie rodziną zawodową, co oznacza, że jesteśmy już w innej bajce. W takim przypadku możesz zostać rodziną zastępczą dla jednego dziecka i to takiego, o którym sama zadecydujesz, czy pozwoli Ci pogodzić Twoją pracę zawodową, pasję (w postaci wolontariatu) i opiekę nad nim..., a nawet możesz uwzględnić jego preferencje dotyczące psa.
Ze strony PCPR-u nie spodziewałbym się jakichś utrudnień, również z powodu wielkiego psa (w końcu to te najmniejsze są dla dzieci najbardziej niebezpieczne).
Ja z kolei, mogę tylko życzyć powodzenia i wytrwałości w dążeniu do celu.
Dodam też, że ostatnie dziecko, które odeszło z naszego PR, zostało umieszczone w rodzinie zastępczej, którą stanowi tylko mama. Tak więc bycie singlem, nie jest przeciwwskazaniem do pozostania rodziną zastępczą ... przynajmniej u nas.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
LenaG
Posty: 5
Rejestracja: 01 maja 2017 12:17

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: LenaG »

Dziękuję za wypowiedzi :).
Tak myślę o rodzinie niezawodowej - jednym dziecku lub dwójce np. rodzeństwie w wieku szkolnym. Z takimi dziećmi głównie pracuje w ramach wolontariatu, którym zajmuje się z przerwami od 2009 roku. Staram się patrzeć realnie.
Dlaczego w pojedynkę? Bo nie poznałam osoby która miałby podobne priorytety np. w sprawie dzieci.
Oczywiście bycie singlem nie oznacza, że jestem sama. Mam osobę z najbliższej rodziny, już nie pracującą w sąsiedniej dzielnicy, a na mojej ulicy mieszkają przez większą część roku emerytowani kuzyni mojej mamy. Są też przyjaciele, znajomi... Każdy wie o moich planach i je akceptuje.
Plusem u mnie, przynajmniej jak na razie jest bardzo dobry stan zdrowia, nie choruje od lat.
Dla dzieci/dziecka chce przeznaczyć pokój ok. 25 m2.
Co do psa - ma kontakt z dziećmi, bywał również w placówce opiekuńczo-wychowawczej, chodził z dziećmi na spacery. Nie było problemów. Czasem mam też telefony od znajomych, czy ich dziecko może iść na spacer z moim psem (oczywiście pod moim nadzorem). Ale wiem też, że jeśli dziecko miało bardzo negatywne doświadczenia z psami to może to być problem... :(
Nasz PCPR nie robi problemów osobą samotnym, bo na bardzo wstępnej, wyłącznie informacyjnej, rozmowie już byłam.
Zastanawiam się też nad pierwszym krokiem w postaci rodziny zaprzyjaźnionej. To też jest praktykowane.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: bloo »

ale też czy rodzina zaprzyjaźniona da Ci jakąś nową 'jakość' (z braku lepszego słowa), której już byś nie miała jako wolontariuszka? Ty już te szlify masz i wiesz, z czym wiąże się opieka nad niespokrewnionym dzieckiem, również tym z trudnymi doświadczeniami.
Właściwie mam podobne zapatrywania jak przedmówcy, ale też nie ma co kryć, że niezawodowa rodzina dla jednego dziecka w wieku szkolnym to zupełnie inna para kaloszy niż opieka nad trójką maluchów. Z tego co napisałaś wynika, ze wiesz na co się piszesz, znasz temat, masz realistyczne spojrzenie. Pozostaje życzyć Ci powodzenia :)
A pies może być wartością dodaną ;)
LenaG
Posty: 5
Rejestracja: 01 maja 2017 12:17

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: LenaG »

Dziękuję za odpowiedź.
Znam plusy i minusy rodziny zaprzyjaźnionej, wiem, że niekiedy może być dobrym krokiem do rodziny zastępczej lub nawet adopcyjnej. Może ale nie musi.
Dlatego też to rozważam.
Wśród znajomych mam rodziny adopcyjne/zastępcze. A tak na prawdę każde dziecko to nowe doświadczenia, nowe wyzwania :)
Bebinia
Posty: 74
Rejestracja: 04 mar 2014 13:43

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: Bebinia »

Witaj LenaG. Od 9 lat jestem w pojedynkę RZ niezawodową dla jednego dziecka. Przez jakiś czas miałam też w RZ drugie dziecko, które później adoptowałam (choć wcześniej nie miałam takich planów). Gdybyś chciała "pogadać", to zapraszam na priv.
Beatella
Posty: 2
Rejestracja: 28 paź 2014 08:24

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: Beatella »

Witajcie,
nie chcąc zaśmiecać Forum postanowiłam podpiąć się pod temat, bo podobnie jak Autorka wątku mam kilka wątpliwości, jednakże moja sytuacja jest odrobinę inna. Z góry przepraszam, że post będzie długi, ale chciałabym dobrze naświetlić moją sytuację, aby uniknąć pochopnych osądów.

Mam 38 lat, stabilną sytuację materialną, mieszkanie. Dwa lata temu rozstałam się z partnerem. Nie mieliśmy dzieci - częściowo z uwagi na moje problemy zdrowotne, a częściowo ze względu na to, że on nie czuł się gotowy do roli ojca. Myślałam, że po rozstaniu uda mi się znaleźć innego mężczyznę, z którym mogłabym dzielić życie, ale tak się nie stało. Czas płynie nieubłaganie a wraz z nim maleją moje szanse na potomstwo. Nawet gdybym zdecydowała się skorzystać z in vitro, musiałabym to zrobić poza granicami Polski. Uznałam, że lepszym rozwiązaniem byłaby adopcja. Niestety, w OA dowiedziałam się, że i w tym przypadku moje szanse są znikome (osobom samotnym w moim wieku proponowane są dzieci starsze - powyżej 7 lat - lub z poważniejszymi deficytami). Zaproponowano mi bym zgłosiła się na szkolenie dla RZ niezawodowych.
No i tutaj pojawiają się moje wątpliwości.

Skoro na RA jestem kiepskim kandydatem (co w zasadzie rozumiem - dla dziecka lepiej by wychowywało się w pełnej rodzinie), to dlaczego miałabym być lepszą kandydatką na RZ?
W jednym i drugim przypadku moje możliwości opieki nad dzieckiem są takie same. Jako osoba samotna, pracująca codziennie w godz. 7-15 nie czułabym się na siłach podjąć opieki nad dzieckiem niepełnosprawnym, upośledzonym, z FAS czy RAD. Uważam, że do tego trzeba dwojga ludzi, którzy będą się wzajemnie wspierali - zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie. Obawiałabym się również przyjęcia pod swój dach dziecka starszego (w wieku szkolnym). Nie chcę tutaj demonizować i wrzucać wszystkich dzieci "do jednego worka", ale mam przyjaciółkę która była wychowanką DD do 7 r.ż. a sama przez rok pomagałam w DD jako wolontariuszka i sporo się naoglądałam/nasłuchałam.

Czy zatem jest realna szansa, abym jako RZ niezawodowa mogła przyjąć jedno dziecko w określonym przedziale wiekowym (do lat 5) dopuszczając możliwość wystąpienia alergii pokarmowych (mam ukończone studia z dietetyki), astmy, AZS. Płeć, czy rasa/grupa etniczna nie mają dla mnie znaczenia.

Moje wątpliwości budzą też jeszcze dwie inne kwestie.
Przeczytałam Projekt nowelizacji ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej i odnoszę wrażenie, że zmiany zmierzają do przyspieszenia powrotów dzieci do środowiska rodzinnego. Dla mnie oznacza to, że musiałabym się liczyć ze znacznie większym prawdopodobieństwem "tymczasowości" pobytu dziecka, niż ma to miejsce na chwilę obecną (w świetle obowiązującego jeszcze prawa).
Obawiam się również kontaktów z RB. Przeczytałam w którymś wątku na forum, że sąd zasądził widzenia w domu RZ. Nie dopuszczam takiej możliwości. Martwi mnie również to, że RB wiedziałaby gdzie pracuję (znając moje imię i nazwisko bez problemu można znaleźć w internecie miejsce mojego zatrudnienia) i mogłaby mnie tam "odwiedzać".

Czy w świetle opisanych przeze mnie dylematów, mogłabym prosić o jakąś radę/opinię? Wiem, że członkami Forum są również samotni RZ, może mogliby mi przybliżyć "blaski i cienie" takiego rodzicielstwa. Przeczytałam już wiele wątków, ale najczęściej wypowiadają się osoby będące rodzinami zawodowymi. Może znajdą się również przedstawiciele rodzin niezawodowych?
Niemniej jednak każdego opinie i doświadczenia będą dla mnie niezwykle cenne.

Nie chcę porywać się z motyką na słońca i podejmować spontanicznych decyzji jedynie pod wpływem emocji (chęci posiadania dziecka). Uważam, że to zbyt poważna sprawa. Jeśli uważacie, że w mojej sytuacji bycie RZ nie byłoby dobrym pomysłem, będę wdzięczna i za taką opinię.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: bloo »

ponieważ to ja jestem tą RZ, której sąd wydał polecenie spotkań w naszym domu mogę Ci w tym zakresie odpowiedzieć: nie ma spotkań w naszym domu i w tamtym czasie zawdzięczałam to głównie swojemu ORPZ (organizatorowi rodzinnej pieczy zastępczej), natomiast gdyby sytuacja się miała powtórzyć to zawdzięczałabym rozstrzygnięcie prawdopodobnie samej sobie i własnemu 'doczytaniu' przepisów. Nie ma żadnego przepisu, który dopuszczałby zmuszenie nRZ do przyjmowania RB w swoim domu, to nie jest mój zawód, mój dom jest przestrzenią prywatną i nie pozostaje w żadnej relacji z miastem (niektóre zawodowe RZ mają użyczane lokale od miasta, ale to nie jest nasz kejs, my jesteśmy niezawodowi). Tak więc przykro mi, ale sąd nie będzie rozporządzać moim mieniem wbrew mnie samej.
Piszę o tym dlatego, ponieważ asertywność (podobnie jak gotowość współpracy i pracy zespołowej) jest bardzo ważna.

Co do pozostałych kwestii: tak, obecny rząd PiS przykłada dużą wagę do reintegracji z rodziną pochodzenia, co najczęściej jest nonsensowne, ale nie o naszą opinię tu chodzi, a o praktyki. Nikt Ci nie da gwarancji dotyczącej dalszych losów powierzonych dzieci. Doświadczenie innych RZ też Cię nie poprowadzi, bo co dziecko i rodzina to inna historia.
O pieczy rodzinnej radziłabym myśleć jak o przejażdżce rollercoasterem, ale z tą różnicą, ze nie jest znana data zakończenia przejażdżki. Reszta jest analogiczna: zmiana nastawienia o 180', a potem abarot od nowa, niemożność przewidzenia, co jest za zakrętem, ciągła dynamika. I dużo adrenaliny.
Dla osób lubiących kontrolować rzeczywistość moze być to doswiadczenie koszmarne, albo... nieoczekiwanie oczyszczające. Bo musisz się jakoś zaadaptować i albo uznasz, że to Cię przerasta, albo przyjąć, ze naprawdę na nic nie masz wpływu i musisz podążać z biegiem rzeki. Dla mnie jest oczyszczające, bardzo dobrze mi piecza zrobiła na poczucie, że grunt, to się doskonale przygotować. Tu się nie da.

odnośnie rozbieżności w oczekiwaniach wobec RA i RZ- tak, masz rację, ten system jest oparty na hipokryzji. Po prostu przyjmij to.

odnośnie "osoba samodzielna, a dziecko ze specjalnymi potrzebami" - ja takiego doświadczenia nie mam, tworzę RZ wraz z mężem i trudno mi sobie wyobrazić, że konfrontuję się z pieczą samotnie (i jej wymaganiami - zespoły, dowożenie dzieci na spotkania, rehabilitacja, WWR - nie licz na to, że np. WWR Cię ominie, tak na pewno nie będzie, bo nie ma zdrowych dzieci. Jesteśmy od tego, aby je wyciągać z deficytów, co jest wspaniałe jeśli idzie o owoce, ale też czasochłonne). Musisz sama rozważyć, czy w to idziesz i jaką cenę Jesteś gotowa zapłacić, ale na logikę: nie ma sensu ładować się w bardzo małe dzieci, być może te późnoprzedszkolne i szkolne byłyby opcją (choć owszem, prawdą jest, że starsze dzieci nie są wcale łatwiejsze niż młodsze, może czasem logistyka jest prostsza).

odnośnie kontaktów z RB i znajomości Twoich danych - to jest oczywistość, oni te dane będą znać, a Ty - o ile RB wyrażą taką gotowość - będziesz musiała dowozić dzieci/dziecko na spotkania i podtrzymywać więź.

ponieważ zaraz wychodzę to się chwilowo dalej nie rozpisuję, ale gdyby ktoś mnie zapytał w trzecim roku prowadzenia RZ czy było warto i czy bym ponownie weszła do tej wody? odpowiedziałabym: Tak. Cholernie warto.
Ale ja miałam motywację ściśle pieczową i nigdy nie rozważałam adopcji, a uważam, że to bardzo, bardzo pomaga w radzeniu sobie z realiami pieczy i układaniem sobie w głowie.
Beatella
Posty: 2
Rejestracja: 28 paź 2014 08:24

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: Beatella »

bloo, serdecznie dziękuję za tak obszerną odpowiedź :-) Tak myślałam, że z Twojej strony będę mogła liczyć na bezstronne i wyczerpujące podejście do tematu ;-)
Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: Pikuś Incognito »

bloo pisze:O pieczy rodzinnej radziłabym myśleć jak o przejażdżce rollercoasterem, ale z tą różnicą, ze nie jest znana data zakończenia przejażdżki. Reszta jest analogiczna: zmiana nastawienia o 180', a potem abarot od nowa, niemożność przewidzenia, co jest za zakrętem, ciągła dynamika. I dużo adrenaliny.
Zacytowałem ten fragment, ponieważ spodobała mi się barwność opisu. Ale tak to właśnie jest. Zresztą trudno mi się nie zgodzić z każdym zdaniem napisanym powyżej przez bloo.

Dodam jeszcze parę rzeczy.
Ja jestem PR, więc rodziną o charakterze zawodowym. Jednak nadal nie jestem instytucją i mój dom, jest moim prywatnym domem. Nie mam obowiązku spotykać się w nim z żadnym rodzicem biologicznym i sąd nie może mi tego nakazać. Jakiś czas temu wystąpiliśmy (jako grupa rodzin zastępczych) do naszego PCPR-u z prośbą, aby nasze dane adresowe nie pojawiały się na postanowieniach sądu. Od tego czasu zostało u nas umieszczone jedno dziecko i faktycznie rodzina biologiczna nie zna naszego adresu – tylko imię i nazwisko. Zresztą dla niektórych sądów, takie postępowanie już od dawna było standardem.

Beatella, trudno radzić. Ale ja bym nie odpuszczał. Zresztą takie rodziny jaką byłabyś Ty, są bardzo ważne dla PCPR-ów. Często zdarza się sytuacja, gdy sąd nie decyduje się na odebranie praw rodzicom. Bywa, że nie wiadomo w zasadzie o co chodzi, bo rodzice nie dają najmniejszych gwarancji, iż kiedykolwiek „staną na nogi”. Wówczas poszukiwane są rodziny, które są również gotowe na adopcję, a zwłaszcza takie, których jedyną motywacją pozostania rodziną zastępczą, była chęć adopcji. PCPR doskonale wie, jaki numer w telefonie ma wykręcić.

Wprowadzając nas w swoją historię, na wiele pytań już sobie sama odpowiedziałaś. Zawsze istnieje ryzyko powrotu dziecka do rodziców biologicznych, a nawet gdy wszystko się dobrze skończy, to czasami jest wiele lat stresu i niepewności. Właśnie przeczytałem swój własny komentarz (kilka pozycji wyżej) sprzed półtora roku. Samotna mama wzięła w opiekę zastępczą dziecko, którego rodzice wydawali się jakąś porażką boga. Więzienie było prawie ich drugim domem. W tej chwili tata gdzieś przepadł, ale mama po wyjściu z zakładu karnego złożyła wniosek do sądu o uregulowanie widzeń. Chce zabierać dziecko do siebie w każdy weekend, w każde święto, w ferie i wakacje. Sprawa wlecze się już dwa lata. Prawdopodobnie zakończy się dobrze dla mamy zastępczej, która stanie się mamą adopcyjną. No ale... takie sytuacje też trzeba brać pod uwagę.

Do tego dochodzi kwestia znajomości sądu, czyli konkretnego sędziego. Są tacy, którzy są bardzo ostrzy dla rodziców biologicznych oraz tacy, którzy dają im szansę prawie w nieskończoność. Gdy w naszym pogotowiu jest umieszczane jakieś dziecko i zadamy pytanie pod jaki sąd podlega, to już na wstępie jesteśmy w stanie z dużą dokładnością określić, czy będzie u nas pół roku, rok, czy dwa lata.
Co do przyspieszania powrotów dzieci do RB, to nie mam jeszcze wypracowanego zdania. Kuratorzy zgodnie twierdzą, że nic się nie zmieni. Zobaczymy.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: bloo »

Liczyłam, że Pikuś się wypowie, a jako że już wróciłam z teatru (dobra wiadomość: opiekunowie zastępczy chodzą do teatru! yay! Życie się nie kończy!) to dopiszę jeszcze dwie wazne rzeczy.
Po pierwsze warto zrobić lokalny rekonesans i pogadać z RZ podlegającymi temu samemu ORPZ, któremu i Ty byś w razie czego podlegała. Parę rozmów i będziesz mieć jasność, jak pracują sądy w Twoim regionie; jak się patrzy na RZ z motywacją adopcyjną (niektórzy OPRZ patrzą na takie rodziny koso i uważają, ze nie powinny w ogóle zostawać RZ; ja mam tu zdanie analogiczne do Pikusia - tylko różnorodność modeli może odpowiedzieć na różnorodne potrzeby dzieci) i jak są generalnie traktowane RZ (w kraju skala jest niemal nieskończona i są super powiaty, ale są też powiaty pełne dzbanów i taboretów).

Druga rzecz to taka, że myślące, wrażliwe i poukładane RZ są na wagę złota, więc jeśli czujesz tego bluesa to ja bym zachęcała do podjęcia wyzwania i przynajmniej pójścia na kurs.
Z mojego szczupłego liczbowo (mam 2 dzieci w pieczy), ale intensywnego emocjonalnie doświadczenia wynika, że jeśli się dogadasz z OPRZ to wiele rzeczy teoretycznie niemożliwych będzie możliwych - organizatorzy też bardzo lubią pracować z ludźmi otwartymi na współpracę, chcącymi się komunikować, lubiącymi słuchać, wierzącymi w mądrość zespołową. Wiele RZ bardzo traci na okopywaniu się na swojej pozycji i zamykaniu drzwi przed systemem, to potrafi zrazić system i skutecznie utrudnić RZ pracę.
Dobrze jest też pytać, nie wiedzieć czegoś, bo to raz, że ludzkie, a dwa, ze wysyła od razu sygnał organizatorowi, że nie zamiatasz problemów pod dywan i że w związku z tym rośnie szansa, że gdy pojawi się poważny problem to dasz o nim znać i poprosisz o pomoc.
Na koniec dodam, że ja pracuję trzeci rok jako niezawodowa i do tej pory - odpukać - nie zdarzyła mi się ani jedna sytuacja, w której nie byłabym w stanie się porozumieć, dogadać, osiągnąć kompromisu z każdym reprezentantem i reprezentantką tzw. systemu - włączając w to biegłych, koordynatorkę, sędziego, asystentkę rodziny, pracownice OPSu, a nawet ludzi z fundacji na rzecz reintegracji, którzy mieli fatalne opinie od innych RZ, a jednak męza i moja współpraca z nimi poszła gładko.
Więc nawet w tym absurdalnym ogólnie systemie da się robić fajne rzeczy z dużym poczuciem satysfakcji, bo wszystko sprowadza się jednak do ludzi.
Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: Rodzina zastępcza - trochę dylematów kandydatki

Post autor: Pikuś Incognito »

bloo pisze:Więc nawet w tym absurdalnym ogólnie systemie da się robić fajne rzeczy z dużym poczuciem satysfakcji, bo wszystko sprowadza się jednak do ludzi.
W punkt.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rodzicielstwo zastępcze”