Problemy 10 lat po adopcji
: 05 cze 2017 01:37
Witam,
adoptowaliśmy naszą córeczkę 10 lat temu - miała wtedy niecały roczek. Jest jedynaczką. Generalnie przez lata nie mieliśmy żadnych problemów. Wydawało nam się zawsze, że Magda jest szczęśliwym dzieckiem. Staraliśmy się zawsze spędzać z Nią jak najwięcej czasu, rozmawiać o wszystkim. Rozmawialiśmy oczywiście również o adopcji, pierwszy raz chyba w wieku 5 lat. Nie było z tym żadnych problemów. Pamiętam do dziś jak córa w przedszkolu chwaliła się, że ma "dwie mamy". Potem rozmawialiśmy dwukrotnie "na luzie" na ten temat - ale za drugim razem (chyba w wieku 8 lat) - córa powiedziała, że nie chce na ten temat rozmawiać. Dotychczas wydawało nam się, iż naszym największym problemem jest to, iż jesteśmy nadopiekuńczy i że zbytnio podporządkowujemy nasze życie dziecku. Madzia jest z nami bardzo związana emocjonalnie, do 9 roku życia spała z nami w łóżku, do niedawna problemem było jakiekolwiek rozstanie z rodzicami na noc - nie chciała nawet jeździć na szkolne wycieczki z noclegiem, czy spać u Babci. Z nauką nie było dotąd problemów (uczęszcza do 4 klasy - na półrocze miała średnią 5,6). Od jakichś dwóch miesięcy zauważyliśmy, że Magda jest jakaś smutniejsza, czasami zamyślona, nieobecna. Ze sprawdzianów zaczęła dostawać niższe oceny (nie jest źle - są to czwórki - co nie stanowi dla nas problemu), ale widzimy, że jak trzeba coś jej wytłumaczyć - często nie słucha (wyłącza się) lub nie kojarzy stosunkowo prostych rzeczy. Zwalaliśmy to na karb przemęczenia rokiem szkolnym. Dzisiaj natomiast córka dała mi do ręki telefon z prośbą o rozwiązanie problemu z działaniem poczty. W trakcie natknąłem się na korespondencję grupową z trzema koleżankami z klasy (był to przypadek, ale w związku z tym, iż wiadomość mnie zaniepokoiła - przeczytałem dalej). Miałem bardzo duże opory, bo nigdy dotąd nie sprawdzałem poczty Magdy - szanowaliśmy zawsze Jej prawo do prywatności korespondencji. Korespondencja jest bardzo emocjonalna i wynika z niej, że bardzo chciałaby poznać swoich rodziców biologicznych, a z nami boi się o tym rozmawiać, bo się boi, że pomyślimy, że się "źle u nas czuje". Wiem, iż w tym miejscu jesteśmy anonimowi, ale mimo wszystko nie chcę cytować całości wypowiedzi, ale jednoznacznie jednak widać, że jest problem - nie wiem, czy coś źle robimy? Czy jest to normalny dylemat i problem dojrzewającej 11-latki? Wiem, że niezależnie od wszystkiego musimy delikatnie porozmawiać (jest okazja - w szkole omawiają właśnie "Małą Księżniczkę" . Będę wdzięczny za opinie, podzielenie się doświadczeniami... Pozdrawiam
adoptowaliśmy naszą córeczkę 10 lat temu - miała wtedy niecały roczek. Jest jedynaczką. Generalnie przez lata nie mieliśmy żadnych problemów. Wydawało nam się zawsze, że Magda jest szczęśliwym dzieckiem. Staraliśmy się zawsze spędzać z Nią jak najwięcej czasu, rozmawiać o wszystkim. Rozmawialiśmy oczywiście również o adopcji, pierwszy raz chyba w wieku 5 lat. Nie było z tym żadnych problemów. Pamiętam do dziś jak córa w przedszkolu chwaliła się, że ma "dwie mamy". Potem rozmawialiśmy dwukrotnie "na luzie" na ten temat - ale za drugim razem (chyba w wieku 8 lat) - córa powiedziała, że nie chce na ten temat rozmawiać. Dotychczas wydawało nam się, iż naszym największym problemem jest to, iż jesteśmy nadopiekuńczy i że zbytnio podporządkowujemy nasze życie dziecku. Madzia jest z nami bardzo związana emocjonalnie, do 9 roku życia spała z nami w łóżku, do niedawna problemem było jakiekolwiek rozstanie z rodzicami na noc - nie chciała nawet jeździć na szkolne wycieczki z noclegiem, czy spać u Babci. Z nauką nie było dotąd problemów (uczęszcza do 4 klasy - na półrocze miała średnią 5,6). Od jakichś dwóch miesięcy zauważyliśmy, że Magda jest jakaś smutniejsza, czasami zamyślona, nieobecna. Ze sprawdzianów zaczęła dostawać niższe oceny (nie jest źle - są to czwórki - co nie stanowi dla nas problemu), ale widzimy, że jak trzeba coś jej wytłumaczyć - często nie słucha (wyłącza się) lub nie kojarzy stosunkowo prostych rzeczy. Zwalaliśmy to na karb przemęczenia rokiem szkolnym. Dzisiaj natomiast córka dała mi do ręki telefon z prośbą o rozwiązanie problemu z działaniem poczty. W trakcie natknąłem się na korespondencję grupową z trzema koleżankami z klasy (był to przypadek, ale w związku z tym, iż wiadomość mnie zaniepokoiła - przeczytałem dalej). Miałem bardzo duże opory, bo nigdy dotąd nie sprawdzałem poczty Magdy - szanowaliśmy zawsze Jej prawo do prywatności korespondencji. Korespondencja jest bardzo emocjonalna i wynika z niej, że bardzo chciałaby poznać swoich rodziców biologicznych, a z nami boi się o tym rozmawiać, bo się boi, że pomyślimy, że się "źle u nas czuje". Wiem, iż w tym miejscu jesteśmy anonimowi, ale mimo wszystko nie chcę cytować całości wypowiedzi, ale jednoznacznie jednak widać, że jest problem - nie wiem, czy coś źle robimy? Czy jest to normalny dylemat i problem dojrzewającej 11-latki? Wiem, że niezależnie od wszystkiego musimy delikatnie porozmawiać (jest okazja - w szkole omawiają właśnie "Małą Księżniczkę" . Będę wdzięczny za opinie, podzielenie się doświadczeniami... Pozdrawiam