Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

O adopcji na poważnie. Czy adopcja jest lekarstwem na nasze problemy? Dlaczego adoptujemy? Czego się boimy? Może ktoś ma już gotową odpowiedź?

Moderator: Moderatorzy adopcyjne dylematy

Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: Pikuś Incognito »

Jesteśmy rodziną zastępczą w charakterze pogotowia rodzinnego, co oznacza, że przebywające u nas dzieci w większości przypadków odchodzą do rodzin adopcyjnych. Do niedawna staraliśmy się, aby dochodziło do jak największej ilości spotkań na etapie zapoznawania się dziecka z nowymi rodzicami (i to raczej nie budzi kontrowersji). Jednak po tym okresie kilkunastu spotkań, dziecko odchodziło do nowego domu, a nasza pierwsza wizyta następowała nie prędzej niż po trzech miesiącach. W porozumieniu z rodzicami adopcyjnymi dochodziliśmy do wniosku, że jest to okres, w którym rodzice i dziecko powinni mieć czas tylko dla siebie – o nas powinni trochę zapomnieć.

Jednak jakiś czas temu spotkaliśmy się z opinią, że dopełnieniem tego pierwszego procesu zapoznawania się, powinno być kilka kolejnych (coraz rzadszych) spotkań z rodzicami zastępczymi (krótko po odejściu do nowej rodziny) w nowym domu dziecka. Argumentem było to, że nasz dotychczasowy sposób postępowania, pomimo bardzo dobrej znajomości z rodzicami adopcyjnymi, był dla dziecka pewnego rodzaju stratą. Mimo wszystko znikaliśmy z dnia na dzień. Słowa te wypowiedział jeden z największych autorytetów w zakresie więzi (w prywatnej rozmowie), więc tym bardziej zaczęliśmy drążyć temat. Okazało się, że inni specjaliści mają podobne zdanie.
Abstrahuję w tej chwili, czy taka kontynuacja spotkań jest możliwa technicznie. W praktyce może być tak, że rodzina zastępcza może mieć pod opieką większą ilość dzieci, a dziecko odchodzić do nowego domu, który jest oddalony o kilkadziesiąt, albo kilkaset kilometrów.

Ponieważ niedawno pod jednym z artykułów na moim blogu doszło do bardzo burzliwej dyskusji na ten temat, zacząłem się jeszcze bardziej nad tym zastanawiać.
Interesują mnie przede wszystkim zdania rodziców, którzy adoptowali dziecko lub zamierzają je adoptować. Ale nie tylko tych rodziców.
Ciekawy jestem Waszych opinii. Czy wśród rodzin, które już mają dziecko, padła kiedyś taka propozycja, a jeżeli tak, to jaka była reakcja, jaka odpowiedź i jakie padały argumenty? Jeżeli ktoś dopiero przymierza się do adopcji, to czy taka sugestia ze strony rodziny zastępczej ma sens? Czy nie będzie zbytnią ingerencją w życie rodziny adopcyjnej?

Jest to dla nas ważne, bo nie chcemy robić nic na siłę, nikogo do niczego zmuszać, nawet jeżeli uważamy, że z punktu widzenia przyszłości dziecka, jest to najbardziej optymalna metoda. Na ile Waszym zdaniem możemy się posunąć, proponując pewne rozwiązania?
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: yennefer23 »

Pikus probujac odpowiedziec jednym zdaniem, powiedzialabym :arrow: "nie wiem". wg mnie oczywiscie - ale mowie to wylacznie z perspektywy rodzica adopcyjnego dwoch corek - nie zas eksperta, to znaczy nie doktoryzowalam sie w temacie wiezi (jedyne co przeczytalam to, adopcja i przywiazanie ale i to w kawalkach, nie bylam w stanie przebranac przez calosc od deski do deski).

a "nie wiem" - bo ja ogolnie wyznaje zasade, ze w sytuacjach w ktorych tworzy sie nowa rodzina, trzeba byc:
a. wielce uważnym
b. wielce elastycznym

stosowanie jednej zasady, ktora zadziala dla wszystkich, zawsze i wszedzie, ktora uznana zostanie za uniwersalna, i prawdziwa w kazdej sytuacji, moze prowadzic do katastrofy (oczywiscie mam na mysli, sytuacje w ktorych dzialamy zgodnie z prawem i majac na wzgledzie dobro i bezpieczenstwo dzieci przede wszystkim). chodzi mi o to, ze kazde dziecko, kazda RZ i kazda RA sa inne. i zakladanie, ze zawsze utrzymanie kontaktu bedzie zaraz po zmianie przez dziecko miejsca i rodziny, moze w wielu przypadkach miec zasadnienie, a w innych uzasadnienia tego nie miec.

u nas bylo tak, ze rodzinnie nie mielismy zgody co do tego jak wspolpracowac z RZ i czy w ogole. nie chcialabym wchodzic zbyt w szczegoly, dlatego ze piszemy na forum publicznym. z tego wlasnie powodu, kontaktow nie utrzymywalismy wcale.

generalnie jednak, tak zwyczajnie intuicyjnie, uwazam, ze gdy dzieci sa starsze to moze byc dla nich latwiejsze w przejsciu, gdy konktakt z RZ jest podtrzymany. ale tylko w przypadku, gdy miedzy RZ a RA nie ma tzw niezdrowej konkurencji, i wszystkie zasady takich kontaktow zostaly omowione i zaakceptowane przez obie strony (a przypadku dzieci straszych, moze i przez trzy strony).
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
Kalafiora
Posty: 11
Rejestracja: 02 mar 2016 21:14

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: Kalafiora »

Witam,
To bardzo istotny temat.
Nie mam wyrobionego zdania. Tak na szybko rzucę kilka przemyśleń.
Z jednej strony odwiedziny rodziny zastępczej pozwolą podtrzymać pewną ciągłość w życiu dziecka. "Stara" więź naturalnie zacznie wygasać w miarę jak nawiązuje się nowa więź.
Z drugiej strony nie wiem, czy takie funkcjonowanie w rozkroku, emocjonalne rozhuśtanie jest dla dziecka dobre. Nie wiem, czy to dobra analogia, ale skojarzyły mi się odwiedziny rodziców biologicznych w momencie pozbawiania praw. Dziecko nie może wtedy złapać równowagi.
I jeszcze jedno, odchodząc z rodziny zastępczej dziecko przeżywa stratę. Czy widząc rodziców zastępczych kilka razy i rozstając się z nimi nie przeżywa tej starty kilka razy?
Moje dzieci przebywały w domu dziecka, więc sprawę analizuję bardziej teoretycznie, niż "z życia".
Pozdrowienia
łosica
Posty: 24
Rejestracja: 17 lip 2017 00:35

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: łosica »

Decydując się na adopcję godziliśmy się z tym, że w życiu dziecka będzie obecna druga para rodziców, ale to rodzice biologiczni. Tzn. nie mamy z nimi kontaktu, nie znamy ich, ale oni są i będą. Nie widzę powodu, żeby dokładać kolejne osoby do życia naszej rodziny. Zwłaszcza na początku, który jest trudnym okresem, bo dziecko jest nasze i nie jest. Niby mieszka z nami, ale nazywa się inaczej, to nie my możemy decydować w oficjalnych sprawach itp. My to dziecko dopiero poznajemy. Spotkania przed powierzeniem pieczy, to jednak coś innego. Jesteśmy obserwowani i oceniani. Rodzina zastępcza owszem zna dziecko lepiej, jest w jakiś sposób z dzieckiem związana, a dziecko z nią, ale dziecko ma się od tej rodziny uwolnić (może to złe określenie). Zwłaszcza, że są sytuacje, gdy dziecko mówi do RZ mamo, tato. I co, nagle ta RZ ma się stać ciocią i wujkiem? Ile par rodziców ma mieć dziecko? Jedną, dwie, trzy a może więcej? To już trochę tłoczno i wprowadza mętlik.

Nie czułabym się pełnoprawną matką, gdybyśmy zdecydowali się na kontakt, ale nie chcę pisać publicznie dlaczego.

Czytałam kiedyś wywiad z kobietą, która prowadziła pogotowie opiekuńcze, albo była zawodową rodziną zastępczą. Mniejsza z tym. Ona początkowo chciała kontaktu z RA do których szły "jej" dzieci. Dzwoniła, chyba nawet chciała się spotykać. Aż w końcu jej córka powiedziała: "daj tej kobiecie być matką" i (już nie powtórzę dokładnie), że takie telefony i chęć spotkań może podburzać poczucie bycia matką u MA, że ona będzie się czuła stale na cenzurowanym (gdzieś w sieci można chyba znaleźć ten wywiad, chyba na stronach gazety wyborczej).

Jeden psycholog powiedział mi, że bycie RZ to jest praca (bo jest) i tak powinniśmy na to patrzeć i tak tłumaczyć dziecku ten okres, kiedy nie było ani z nami ani z RB. Owszem, tworzą się jakieś relacje (nie zawsze dobre), ale czy one mają mieć wpływ na resztę życia naszej rodziny?

Myślę też, że wiele zależy od opiekunów zastępczych dziecka. Jacy oni są i czy nie chcą sobą przytłoczyć i zdominować RA. Niestety, czasem RZ wchodzą w rolę rodziców dziecka, tak się zachowują i sprawiają wrażenie, że przyszli RB to intruzi, którzy z buciorami wchodzą do ich życia chcąc zniszczyć rodzinne szczęście.

Nie zauważyłam również, żeby to wpłynęło negatywnie na dziecko, żeby miało jakieś stany lękowe. Wręcz przeciwnie. Może dlatego, że daliśmy mu to, czego nigdy nie miało. I nie mówię tu tylko o miłości, ale takim zwykłym poczuciu bezpieczeństwa, troski, bliskości, a przede wszystkim zainteresowania i zauważania potrzeb dziecka oraz reagowania na nie.

To jest wyłącznie moje zdanie. Dopuszczałam kiedyś jednak inną możliwość, życie to zweryfikowało.
renetka
Posty: 5
Rejestracja: 22 paź 2015 18:35

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: renetka »

Popieram argument, że wszystko zależy od sytuacji i ludzi. U mnie również OA zalecał zerwać kontakt z RZ. Z perspektywy czasu uważam to za błąd, zwłaszcza że adoptowałam dzieci starsze.Piszecie, że w adopcji jest miejsce głównie dla RB i RA, a ja uważam że w przypadku moich dzieci RZ okazała się bezpieczną oazą w ich traumatycznym życiu, jedyną dobrą rzeczą która ich spotkała, ważniejszą niż RB. To jest piękny punkt odniesienia w ich krótkim życiu. Nadrobiliśmy kontakt, zwłaszcza , że nasza RZ to też ludzie , którzy oddają serce dzieciom i martwią się o ich późniejszy los. Reakcja starszego dziecka-uspokojenie, poczucie bezpieczeństwa. Dla mnie na pierwszym miejscu są uczucia dzieci, bo ja jako dorosły poradzę sobie z emocjami.
Tak jak napisałam wyżej wszystko zależy od ludzi. Różni są rodzice adopcyjni, różne rodziny zastępcze. Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Sonia14
Posty: 121
Rejestracja: 19 paź 2016 12:36

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: Sonia14 »

Ja uważam, że to zależy od sytuacji dziecka, u kogo było. Niestety moja córa była 3 lata u takiej osoby, że teraz to nawet nie chce o niej wspominać, nawet nie chce na nią mówić ciocia. Więc u nas nie ma mowy o żadnych kontaktach.

Ale jestem za, , że jeżeli by chciała kontaktu, nieraz się spotkać, czy chociażby zadzwonić to czemu nie. Nie urwałabym tej więzi jeśli by była , tak drastycznie. Bo to jednak o dziecko chodzi.
Czym byłby świat bez miłości...
krasnal76
Moderator Dokarmiam bociana ;)
Posty: 2079
Rejestracja: 17 wrz 2012 21:14

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: krasnal76 »

Nasza córcia przebywała w RZ około 8 miesięcy.Była bardzo związana z RZ.My utrzymujemy kontakt ze względu na brata ,który przebywa w tej rodzinie(chłopiec ma nieuregulowaną sytuację prawną).Pierwsze spotkanie z RZ było po 6 miesiącach...Tylko i wyłącznie dlatego po takim czasie,bo wtedy byliśmy pewni,że Mała czuje się bezpiecznie i pewnie w naszym domu.Dla mnie osobiście te spotkania sa wyczerpujące emocjonalnie,przyjeżdżam z nich bardzo rozbita.Córka była za mała ,żeby pamiętać dom RZ i samą RZ.Wie,że mieszka tam jej brat.wymieniamy się zdjęciami dzieci, utrzymujemy bardziej telefoniczny kontakt,spotkania 2 razy do roku.I póki co ,wszystkim nam to wystarcza.Gdyby nie było rodzeństwa ,zrezygnowalibyśmy ze spotkań.

8.05.2013 pierwsza wizyta w OA

11.02.2014 telefon z informacją ,że zaczynamy szkolenie PRIDE 12.04.2014

13.06.2014 otrzymaliśmy kwalifikacje :)



23.03.2015 TEN TELEFON



24.03.2015 Poznanie Córki



01.04.2015 Jedziemy razem do domu



26.05.2015 Na zawsze razem



 



 



 


Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: yennefer23 »

Pikus a jakie są Twoje doświadczenia ? I opinia ?


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: Pikuś Incognito »

Czytając opinie różnych rodziców adopcyjnych, dochodzę do wniosku, że znaczna większość z nich, nie chce kontaktów z rodzicami zastępczymi, podobnie jak z rodzicami biologicznymi. Zresztą wcale się temu nie dziwię. Gdybym ja adoptował dziecko, to też chciałbym rozpocząć od nowego rozdania. Chciałbym o wszystkim zapomnieć, mieć dziecko tylko dla siebie. Jest to chyba zupełnie naturalne … przynajmniej ja też tak mam.
Jednak teraz (po kilku latach bycia rodzicem zastępczym), mimo wszystko tak bym nie postąpił. Dzieci, które są umieszczane w naszym pogotowiu rodzinnym, już mają ogromny bagaż doświadczeń. My zapisujemy kolejne strony ich historii. Nie da się tego wymazać gumką, trzeba to zaakceptować.
Aktualnie spotykamy się ze wszystkimi dziećmi, które odchodząc do rodziny adopcyjnej miały najwyżej kilka lat. Nikt nam tego nie mówi, ale sądzę, że w wielu przypadkach nie jest to potrzeba rodziców, ale wyraz pewnego rodzaju szacunku do dziecka – do jego korzeni i historii.

Jak już nie raz słyszeliśmy, w większości przypadków dziecko odchodzi do rodziny adopcyjnej po 2-3 spotkaniach i to jest wszystko. Nie ma dalszych spotkań, bo nikomu na tym nie zależy – ani rodzicom zastępczym, ani adopcyjnym. Być może dlatego, koncepcja utrzymywania dalszych kontaktów nie jest popularna, ani na szkoleniach dla rodzin adopcyjnych, ani na szkoleniach dla rodzin zastępczych. Jednak gdy zapyta się o to wprost jakiegoś psychologa, to odpowie, że jest to ważne dla dziecka i jeżeli istniałaby obopólna zgoda (rodziców adopcyjnych i zastępczych), to nie należy się przed taką opcją zamykać. Spotkanie tuż po odejściu do rodziców adopcyjnych (nawet w pierwszym, czy drugim tygodniu) jest dla mnie zupełnie nowym spojrzeniem na proces adopcji. Okazuje się jednak, że jest to teoria znana od 50 lat i w innych krajach z powodzeniem wdrażana w życie.
Rodzice adopcyjni bardzo się tego obawiają. Z jednej strony jest to dla nich kontynuacja dotychczasowej drogi, którą musieli pokonać (boją się więc, że rodzice zastępczy będą starali się ich oceniać, a może nawet komuś donosić), a z drugiej zastanawiają się jak zareaguje na to dziecko. Pojawia się pytanie, czy nie będzie kilka razy przeżywało kolejnych strat oraz czy takie spotkanie nie będzie powodowało „rozwalenia” pod względem emocjonalnym tego dnia (a może i kolejnych)? Tak jest często w przypadku spotykania się naszych dzieci zastępczych z rodzicami biologicznymi. Ja jednak staram sobie to tłumaczyć w ten sposób, że więzi z rodzicami biologicznymi rzadko są bezpieczne. Najczęściej są to więzi ambiwalentne, co powoduje, że dziecko nie potrafi sobie poradzić z takim spotkaniem. Wpada w złość, potrafi rzucać się na podłogę, albo być agresywne. Dziecko mające więzi bezpieczne (a takie raczej powinny być z rodzicami zastępczymi), może być smutne po spotkaniu, ale potrafi sobie z tym poradzić (tym bardziej, że ma wsparcie kochających rodziców adopcyjnych).
A co do strat, to wydaje mi się, że dziecko odpowiednio wprowadzone do rodziny adopcyjnej, nie przeżyje straty po kilku dniach rozłąki z dotychczasowymi rodzicami zastępczymi. Powiedziałbym nawet, że nie tylko nie będzie przeżywało kilku strat, ale wręcz, że nie przeżyje ani jednej. Mieliśmy kiedyś dziewczynkę, która bardzo dobrze przeszła do nowej rodziny. Problemy rozpoczęły się po mniej więcej miesiącu. Lęki, kłopoty ze snem, środki uspokajające. W końcu wszystko ustało, chociaż po roku pojawił się lęk separacyjny związany z obawą przed trwałym opuszczeniem. Czy gdybyśmy rozluźniali więzi stopniowo i jeszcze kilka razy odwiedzili dziewczynkę tuż po adopcji, byłoby inaczej? Może tak, może nie. Ale nie spróbowaliśmy. Nie wiedzieliśmy, że takie działanie może mieć znaczenie. Akurat w tym przypadku rodzice adopcyjni z pewnością przystaliby na taki model, ponieważ po dzień dzisiejszy odwiedzamy się z dużo większą częstotliwością, niż z innymi dziećmi.
Teoretycznie tylko jedno dziecko odchodzące z naszej rodziny, utrzymywało z nami częsty kontakt w początkowym okresie mieszkania już w nowym domu. Był to dwulatek, dla którego te spotkania wydawały się być przyjemne. Pamiętał nas, ponieważ trudno zapomnieć kogoś po tygodniu nieobecności. Chłopiec witał nas i żegnał uśmiechem. Nie było płaczu, nie było problemów z zasypianiem. Na ile te spotkania mu pomogły? Nie wiem, mogę tylko zaufać psychologom. Napisałem „teoretycznie tylko jedno dziecko”, ponieważ wielokrotnie zdarzały nam się już wcześniej spotkania z dziećmi, które dopiero co od nas odeszły. Nie miały one jednak formy wizyty. Jako rodzina zastępcza, umawiamy najczęściej wszystkie dzieci naraz u rozmaitych specjalistów. Siłą rzeczy, rodzice adopcyjni przychodzą na umówione wcześniej spotkanie. Dziecko spotyka się więc często z byłym rodzicem zastępczym oraz kolegą dla którego do niedawna było jak brat. I też się nic nie dzieje.

Tak jak wiele osób zaznaczało – wszystko zależy od konkretnych ludzi. Nic na siłę. Jeżeli któraś z rodzin nie jest zainteresowana, to wszelkie starania nie mają sensu. Ale wydaje mi się, że jeżeli jest taka możliwość, to warto te więzi podtrzymywać.

W każdym razie podjęliśmy decyzję, że będziemy wszystkich kolejnych rodziców adopcyjnych informować o możliwości utrzymywania kontaktów, kładąc nacisk na kilka spotkań tuż po adopcji (to mogą być dwa, trzy spotkania – w coraz większych odstępach czasu). Wydaje mi się, że ważniejszą rzeczą nie jest to, że wyrazimy swoją opinię, ile że musimy zaakcentować, iż decyzja należy tylko i wyłącznie do nich. My jesteśmy już wówczas nikim … tylko byłymi rodzicami zastępczymi. A to, że jako opiekunowie prawni, musimy na rozprawie (często za kilka miesięcy) wyrazić zgodę na adopcję, jest tylko formalnością.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
dana6
Posty: 525
Rejestracja: 23 lip 2009 00:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: dana6 »

krasnal76 pisze:Była bardzo związana z RZ
krasnal76 pisze:Córka była za mała ,żeby pamiętać dom RZ i samą RZ.
Dorosłym często wydaje się, że dzieci kogoś albo czegoś pamiętać nie mogą, bo były za małe. Dzisiaj wiem, że tak to nie działa... Jeśli dziecko było związane z RZ, przeżyło w niej miłe chwile, to w pewien sposób będzie ją pamiętało...
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: bloo »

https://www.thefosteringnetwork.org.uk/ ... t_2016.pdf

Ponad 80% dzieci przeniesionych z rodzin zastepczych (adoptowanych lub umieszczonych w innej RZ) chciałoby utrzymywać kontakt z dawnymi opiekunami.

poniżej kilka roboczych tłumaczeń, które jednak dają pewne pojęcie o tym, co jest w głowach dzieci i jak one to widzą,
Najpierw wypowiedzi RZ, którym zabroniono kontaktów z dziećmi po zmianie miejsca zamieszkania:

"Myślę, ze obecnie głównym punktem zainteresowania są krótkoterminowe potrzeby nowej rodziny [adopcyjnej - dopisek mój], a nie długoterminowe potrzeby dziecka"

"Nowi rodzice adopcyjni nie mogli sobie poradzić ze smutkiem dziecka, które odeszło z naszej rodziny zastępczej, i poprosili nas, żebyśmy więcej ich nie odwiedzali. Bardzo smutne dla dziecka i dla nas"

"Zdecydowanie nie dla dobra dziecka, które wciąż wypytywało o nas i pozostałe dzieci z pieczy"

"Powstrzymywanie przed kontaktami ma na celu 'pozwolić dziecku osadzić się w nowej rodzinie". To podejście nie zawsze się sprawdza, szczególnie wtedy, kiedy dziecko ma problemy emocjonalne lub z zachowaniem. Trauma spowodowana zakazem spotykania się z rodziną zastępczą skutkuje zachowaniem, z którym nowi rodzice nie potrafią sobie poradzić i co często rujnuje nową rodzinę"

oraz takich, którzy utrzymywali kontakt z nową rodziną:

"Większość dzieci chciała pozostać w regularnym kontakcie i odwiedzać nas nawet, kiedy już dorośli"

"jedno dziecko wróciło do cioci i poproszono nas, abyśmy byli częścią ich powiększonej rodziny, co było dla nas wielkim przywilejem"

"To kluczowa część naszej roli, aby upewnić dziecko, że jeśli będzie nas kiedyś potrzebowało, wciąż istniejemy"

oraz wypowiedzi samych dzieci, które pytano o utrzymywanie kontaktów z RZ:

"pytałam, ale mi nie pozwolono, choć oni [moja RZ- dopisek mój] też chcieli i mieliśmy dobrą więź. Szkoda, że tak się nie zdarzyło"

"Ponieważ... nawet nie wiem! Chciałam być w kontakcie z moją rodziną zastępczą, ale mi nie pozwolono, i uważam, że to źle, że nie możemy zrobić czegoś takiego jak utrzymywanie bezpiecznej więzi z rodziną zastępczą, bo to sprawia, że dziecko czuje się wartościowe, i wciąż kochane, i że komuś wciąż na nim zależy. Mam nadzieję, że to się w przyszłości zmieni"

"Uważam, że ten kontakt jest ważny, bo oni [RZ- dopisek mój] są często najbliższą rzeczą, którą masz, zaraz po rodzicach"

"byli moją rodziną i dzieliłem z nimi życie. Kochali mnie, troszczyli się o mnie i ufałem im"

"Uważam, że to jest konieczne, aby dzieci mogły pozostać w kontakcie z rodziną zastępcza, z którą żyły, bo jesteśmy ludźmi, rozwijamy więzi, rozwijamy uczucia i relacje pomiędzy sobą. "

"Moja zastepcza opiekunka była jedyną matką, jakiej byłam świadoma od 16 tygodnia życia do 4 roku życia. Jestem teraz adoptowana, ale potrzebuję świadomości, jaka była moja przeszłość i że wszystkie kawałki mojego życia pasują do siebie"

jasne, że wypowiadały się dzieci starsze, ale część z nich, jak widać, epizod pieczy zastepczej przeszła na wczesnym etapie życia, a jednak wciąż było to dla nich ważne.

Oraz krótki i ważny tekst o tym, dlaczego warto utrzymac kontakt z dawną RZ i co na tym zyskuje dziecko:
https://www.thespruce.com/relationships ... ts-4040756

A na koniec metaanaliza (czyli zweryfikowane podsumowanie wielu różnych badań przedmiotowych, metaanalizy mają najsilniejsza moc dowodową). Konkluzje tej metaanalizy: ciepłe relacje między RA i RZ oraz wzajemna współpraca nastawiona na dobro dziecka procentują zwiększeniem szansy udanej adopcji i dobrego funkcjonowania dziecka w przyszłości.
Rozpoczynanie nowych rozdziałów życia i urywanie w tym celu starych, bezpiecznych więzi, nie broni się w życiu rodzin i dzieci, co nie jest kwestią wiary lub niewiary, ale życiorysów samych rodzin:
https://www.researchgate.net/profile/Ra ... Review.pdf


(choć i tak to wszystko pół wieku temu opisał Bowlby, nie wiem, dlaczego wciąż tak trudno jest wyciągnąć z tego wnioski - zresztą autorzy raportu dziwią się temu samemu - jakim cudem organizując pracę adopcyjną i zastępczą wokół ustaleń Bowlbyego udaje nam się ignorować najważniejsze zalecenie dotyczące kontynuacji więzi)
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: Miniula »

Wiecie co... czytając tę dyskusję oraz dyskusję na blogu Pikusia, mam taką refleksję, że to WIELKIE szczęście, że moje dziecko było ze mną od początku i została mu oszczędzona jakakolwiek forma pośrednia między BR a mną. Uważam też, że jeśli mowa o dobru dziecka, w tym momencie AZW powinna być podstawową formą adopcji, ponieważ, właśnie, oszczędza tych wszystkich zawirowań, zarówno dziecku jak i RA. Z mojej perspektywy nie ma wielkiej różnicy pomiędzy znajomością i kontaktem z RB a znajomością i kontaktem z RZ. Jedni i drudzy mogą chcieć dobra dziecka, a mogą też być osobami z różnego rodzaju zaburzeniami i wpływać negatywnie na nowo tworzącą się rodzinę. Pomijam przypadki skrajne w RB, ale jaka dla mnie, jako RA, jest różnica pomiędzy MB mojego syna a MA, z którą jakieś dziecko było przez kilka lat, w dodatku od pierwszych dni swojego życia i nazywa ją MAMĄ?
I ostatnia refleksja - miałam jeszcze w planach adopcję za 2-3 lata, tym razem, ze względu na nasz wiek, dziecka 3-6 lat. Już nie mam.
Już trójkąt RB-dziecko-RA jest skomplikowany. Dołożenie do tego układu RZ jest zdecydowanie nie do zaakceptowania dla mnie.
Dziękuję za wyprostowanie mnie :caluje
Sądzę też, że wszystkie podawane tu informacje, zwłaszcza te, o których pisze Bloo, powinny być obowiązkowo przekazywane w trakcie szkoleń.
Myślę, że to też byłaby szybka ścieżka weryfikacji zapału potencjalnych RA. Bo mam wrażenie, że RA wmawia się, że po adopcji będą "zwykłą rodziną, tylko inaczej powstałą". A przynajmniej tak ja słyszałam w czasie mojego szkolenia. Nie mówiąc o dyskusjach na Bocianie.
Jak widać, jest to kompletna bzdura. I uważam, że jest bardzo, bardzo nie w porządku wmawiać ludziom coś, co nie jest prawdą.
Zastanawiam się tylko jak dzieciaki radzą sobie z takim natłokiem "ważnych osób" w życiu. Musi być im mega ciężko :(

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: bloo »

strasznie się boję, że wyjdzie mi kolejny tasiemcowy post. Uprzedzam więc uczciwie i z góry przepraszam.

Myślałam wiele o dyskusji u Pikusia, o różnych argumentach, ale też o badaniach (to dla mnie duży zysk tej dyskusji, że wreszcie zmusiłam się do porządniejszego pogrzebania), i wreszcie o życiu. Najwięcej jednak myślałam o jednym ze zdań konkludujących tamtą dyskusję, które tu przywołam: skoro tak to przestańmy sobie mydlić oczy i powiedzmy jasno, ze jeśli interes dziecka jest najwazniejszy, to powinno być albo adoptowane od razu po urodzeniu / w ciągu pierwszego roku, albo po prostu pozostać z rodziną zastępczą do pełnoletniości. I nie wrabiajmy rodziców adopcyjnych w kanał.

To zdanie, z którym się zresztą nie zgadzam, otworzyło mi oczy. Zdałam sobie sprawę, że przerzucając się argumentami i postami zgubiłam z pola widzenia jedną z poważniejszych pułapek, ktora wyszła też w poście Miniuli (z którą się zazwyczaj zgadzam. Tu jednak nie).
Ta pułapka to wyostrzanie stanowisk. Pójście w czerń i biel.

Zacznę więc od pozornie zupełnie innego tematu. Moim zdaniem główna oś 'problematyczności' adopcji pęka w jednym i bardzo konkretnym punkcie. Z jednej strony jest dążenie rodziców adopcyjnych (i społeczeństwa również) do maksymalnej neutralizacji takiej rodziny: "adopcja to to samo co urodzenie dziecka', "niczym się nie różnicie/imy", "jesteśmy taką samą rodziną jak każda inna", "to niczego nie zmienia". Ale z drugiej strony jest przekonanie, że to jest coś diametralnie innego i ono też leży po stronie rodziców oraz samego społeczeństwa (nie będę już powtarzać enty raz tych żenujących stereotypów o Jasiu, który zadźgał adopcyjnych rodziców i o Kasi, która się 'puszczała'; z kolei u rodziców to może być lęk o to, co dziecko ma w swojej genetycznej walizce i co jest skutkiem ich wychowania, a co efektem genów).
Zabawne jest to, ze w moim poczuciu oba te stanowiska są w tym samym stopniu nieprawdziwe i prawdziwe. Żeby jednak to uchwycić konieczne jest postawienie pytania o to, kim, u diabła, jest ta "normalna rodzina", którą rodzina adopcyjna nie jest i nigdy nie będzie, lub przeciwnie - własnie nią będzie i nie ma innej opcji?

Moim zdaniem "normalna rodzina" nie istnieje. To znaczy istnieje w sferze naszych fantazji i wyobrażeń, ale rzeczywistość to bardzo pięknie podważa. Bardzo lubię jedno z ćwiczeń, które robię ze studentami i którym chętnie się podzielę, bo uważam, że warto je podawać dalej ludziom pracującym z młodymi ludźmi.
Otóż na zajęciach poświęconych rodzinie proszę o podniesienie ręki wszystkich ludzi w grupie, którzy mają rodzinę, tworzą ją lub pochodzą z rodziny.
Wiadomo, że podnoszą się wszystkie ręce.
Potem rozmawiamy o definicji rodziny i tu jest ciekawiej: dla częsci studentów rodzina to mama i tata oraz dwójka dzieci. Znajdzie się zawsze ktoś, kto powie, że dla niego rodzina może być też bezdzietna, ale "społeczeństwo tak nie uważa". Pojawiają się głosy o ślubie i dzieciach, mieszkaniu w jednym domu, o rodzinie wielopokoleniowej itd. W ten sposób prostą drogą dochodzimy do wyobrażenia o normalnej rodzinie, które odbija się w badaniach opinii publicznej: rodzina to ojciec i matka plus dzieci, optymalnie dwójka; rodzina sakramentalna; rodzina z prostą trajektorią (bez rozwodu/rozstania, dzieci mieszkają z rodzicami); rodzina, gdzie przynajmniej jedna osoba ma zatrudnienie; rodzina w bliskiej więzi z dziadkami (najlepiej zaś wielopokoleniowa) i oczywiście rodzina biologiczna.
Przechodzę więc do kolejnej częsci ćwiczenia i proszę o podniesienie rąk te osoby, które mają/pochodzą własnie z takiej tradycyjnej rodziny: wspólne mieszkanie, ojciec i matka, dzieci/rodzeństwo biologiczne, bez rozwodów, ślub kościelny, etat, bliska więź lub wspólne mieszkanie z dziadkami lub jednym z dziadków.
Ręce podnosi połowa, maksymalnie 2/3 grupy, czasem 1/3.
Wtedy pytam, gdzie się podziała reszta rodzin i kto ją właśnie anihilował, skoro 20 minut wcześniej wszyscy mieliśmy ręce w górze?


Fakty są takie, że mało kto z nas żyje w tradycyjnej rodzinie z zamkniętą siecią więzi, jasno ustalonym pokrewieństwem; w rodzinie, w którą nie wpiernicza się świat zewnętrzny. Z różnych powodów jednak chcemy podtrzymywać wiarę w to, że to właśnie taki model rodziny jest normalny, i powinniśmy do niego dążyć, bo on jest obowiązujący i najlepszy. Jednocześnie tworzymy bardzo różnorodne rodziny, w których np. nikt nie chce rozmawiać z toksyczną babcią, ale uwielbia ciotkę Leokadię, która nawet nie jest prawdziwą ciotką, tylko znajomą kuzynki Zosi z powstania i wrosła w rodzinę przez zasiedzenie i więzi.
Nasz brat mieszka w Australii, a nasza siostra przyrodnia dwa domy dalej. Nasi rodzice są w separacji albo w relacji o takim stopniu przemocowości, że choć formalnie są małżeństwem, to ograniczamy kontakty do minimum, za to wujek Władek jest w porzo i spędzamy już kolejne święta z jego rodziną.
I tak dalej, i tak dalej.

Do adopcji ma się to tak, że rodzina adopcyjna jest jednym z wariantów rodziny - ani mniej, ani bardziej normalnym niż biologiczna. Każda rodzina opiera się na bardzo szerokiej sieci powiązań, relacji trwających i zawieszonych, więzi silniejszych i słabszych, a adopcja różni się tylko tym, że po prostu jest nazwana, więc łatwiej się na niej sfokusować (i czasem popaść w paranoję) niż zobaczyć, ze ta święta rodzina biologiczna może być (i na ogół jest) w równym stopniu rozproszona, nieoczywista, wymagająca balansowania między więziami i jej członkami. Między dziesiątkami czasem odmiennych interesów.
Jesli się to naprawdę zobaczy to wtedy takie kwestie, jak uwzględnienie obecności RZ czy RB w życiu dziecka czy generalnie - dilowanie z efektami - przestaje być czymś unikalnym i przypisanym wyłącznie sytuacji rodziny adopcyjnej, bo zdarza się literalnie każdemu człowiekowi, a już z pewnością człowiekowi będącemu dzieckiem rozwiedzionych rodziców, wychowywanemu przez babcię, mającemu rodzeństwo przyrodnie, czującemu większą zażyłość z kuzynką niż własną siostrą biologiczną itd. itp.

Wiec, Miniula, ja bym powiedziała, że nie w porządku wobec każdego rodzica jest raczej podtrzymywac powszechną wiarę w to, że rodzina jako taka jest prostą konstelacją i że fakt urodzenia dziecka z własnego materiału biologicznego i własną macicą, cokolwiek nam tutaj uprości w tym sensie, że uchroni nas przed "natłokiem waznych osób w życiu naszego dziecka".
Każde dziecko - o ile nie chowamy go na bezludnej wyspie albo w areszcie domowym - będzie mieć w swoim życiu od groma waznych osób. I to jest akurat super, w tym nie ma zagrożenia, a nawet przeciwnie - jest to wartością dodaną. Będzie mieć najlepszego kumpla z zerówki, najfajniejszą wychowawczynię, ulubionego wujka. Z częscią tych ludzi będzie mieć kontakty w kolejnych latach, inni odejdą stając się miłym wspomnieniem. Z niektórymi zobaczy się raz na ruski rok na imieninach, z innymi straci kontakt na lata, a później odnajdzie ich na Facebooku i będą sobie dawać lajki.
Nie demonizujmy adopcji jako szczególnego układu rodzinnego, który jest odmienny od biologicznego w sposób wyjatkowy i niesie za sobą wyzwania niespotykane w innych układach rodzinnych, bo to nie jest prawdą. Nawet jeśli kulturowo wmawia nam się, że tak jest - tak nie jest.
Dziecko mające wujka z rodziny zastepczej i chcące wiedzieć, co u niego słychać, jest takim samym dzieckiem jak to z naszej krwi i kości, które uwielbia ciocię Helenkę, naszą siostrę, i chce wiedzieć, co u niej słychać.
Nie mówię, że adopcja jest czymś identycznym, co rodzicielstwo biologiczne; mówię jedynie, że wyostrzanie różnic i niedostrzeganie podobieństw jest pułapką, która najbardziej raniąca będzie własnie dla rodziców, ponieważ wpędzi ich w poczucie, że dzieje się wobec nich niesprawiedliwość, jaka nie wydarzyłaby się, gdyby mieli dziecko biologiczne, a nie adoptowane.
W mojej opinii każde rodzicielstwo, każde, niesie ze sobą konieczność po stronie rodziców mierzenia się z różnymi ważnymi relacjami swoich dzieci. Różnica jest może taka, że jesli w grę wchodzi rodzicielstwo biologiczne to przyjmujemy tę konieczność naturalnie i nie rozkminiamy tego zanadto, natomiast w przypadku adopcyjnego może budzić się w nas ochota stanięcia okoniem, choć de facto rodzic zastepczy jest ekwiwalentem naszego kuzyna ósmej wody po kisielu, z którym raz w roku spotkamy się na cmentarzu.

więc aby zamknąć to jakąś konkluzją to powiedziałabym, że mój punkt widzenia jest taki, aby przestać odnosić naszą własną rodzinę do cudzych fantazji o normalności. Cieszmy się tym, co jest nasze, czego doświadczamy, co daje nam poczucie bezpieczeństwa, miłości i więzi. Każda rodzina jest normalna, niezależnie od tego, czy jest patchworkowa, adopcyjna, biologiczna czy surogacyjna (albo - każda jest tak samo nienormalna, co na jedno wychodzi). Wyzwania są w każdej, a już wyzwania płynące z utrzymywania rozmaitych więzi są na pewno w każdej i gloryfikowanie 'prostoty' rodziny biologicznej zwyczajnie nie wytrzymuje próby dowodowej, bo to też nie są jednorodne rodziny. Gdyby naprawdę własne komórki i własna macica mogły uprościć świat to, rany, jakim nudnym byłby miejscem (i jak bardzo hipokrytycznym ;) ).
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: Miniula »

Bloo, piszesz bardzo mądrze.
Jednak nie mogę się zgodzić z postawieniem znaku równości pomiędzy "ciocią Helenką", którą dziecko (biologiczne) uwielbia, a MZ, do której dziecko przez pierwsze 3-4 lata swojego życia mówiło "mamo".
Moje dziecko uwielbia dziadków. Właśnie u nich jest, bo stwierdziło, że chce pobyć dłużej (3-4 dni). Ale to ja jestem MAMĄ, jedyną, jaką zna i jedyną, jaką będzie miał, bo nawet MB nie funkcjonuje jako "mama", choćby z tego względu, że praktycznie po porodzie przestała się nim zajmować.
Waga kontaktów międzyludzkich jest różna, to ogromna skala. Ale przywiązanie dziecka do ludzi, którzy stale zajmują się nim od pierwszych tygodni życia przez kilka lat jest więzią głęboką i ignorowanie jej jest po prostu zaklinaniem rzeczywistości. Śmiem twierdzić, że więź dziecka, które od urodzenia do 3-4 rż przebywało z jedną RZ cały czas jest głębsza niż będzie wytworzona kiedykolwiek z RA. Te pierwsze lata zostaną na zawsze i to one właśnie kształtują w największym stopniu emocjonalność dziecka.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: Pikuś Incognito »

Również zastanawiałem się nad konkluzją, o której wspomniała bloo. Szkoda, że ta osoba nie rozwinęła tematu. Myślę sobie jednak: a dlaczego 12 m-cy, a nie 18, albo 24, czy 48.
Gdyby miało dochodzić do adopcji tylko w pierwszym roku życia dziecka, to praktycznie by ich nie było. Za to mielibyśmy powrót sierocińców, ponieważ rodzice obecnie decydujący się na adopcję, w większości przypadków nie są gotowi na to, aby pozostać rodziną zastępczą (chociażby z powodu konieczności utrzymywania kontaktów z rodziną biologiczną). Tłumu rodzin zastępczych też jakoś nie widać.
Sam rozważając całą dyskusję stwierdziłem, że jednak coraz bardziej zaczynam akceptować adopcje noworodków, czemu jeszcze nie tak dawno byłem przeciwny. Mimo szeregu wad (moim zdaniem), jest jedna podstawowa zaleta – brak ogniwa pośredniego w postaci rodziców zastępczych.

Wydaje mi się, że niezależnie od czasu spędzonego w rodzinie zastępczej, a nawet wieku dziecka, pojawia się pewien okres, z którym będzie musiało się ono jakoś uporać w życiu. W którymś momencie dziecko zaczyna oglądać zdjęcia z pobytu w innym domu, albo jeszcze gorzej gdy tych zdjęć nie ma, albo nawet nie ma żadnych dokładniejszych informacji – jest tylko pustka. Być może pojawiają się znaki zapytania. Rodzina biologiczna mnie zawiodła. Potem pojawiła się ta niby lepsza – zastępcza, ale też mnie zawiodła. Kim dla niej byłem, skoro rodzice ci wcale się mną później nie interesowali? No tak, przecież to była tylko ich praca. Może z tą adopcyjną będzie podobnie? Kogo ja właściwie obchodzę?

Oczywiście trochę wszystko wyolbrzymiłem i wcale tak być nie musi. Jednak przekonują mnie opinie, że istnienie rodziców zastępczych jako bliższych lub dalszych znajomych – ma sens.
Myślę więc tak jak Miniula (zresztą widzę to też po naszych rodzicach adopcyjnych). Szkolenia dla rodziców adopcyjnych wymagają chyba dopracowania. Cały czas teoria witaminy M jest górą.

Jeszcze tylko krótko o dzieciach spędzających 3-4 lata w rodzinach zastępczych. W tym wypadku raczej nie są one kwalifikowane do adopcji, ani nie zmusza się RZ do przysposobienia. Prędzej może mieć miejsce powrót do RB, ale też jest to raczej rzadkie (przynajmniej ja mam takie doświadczenia).
Rodzice adopcyjni z reguły są zainteresowani małymi dziećmi, a te przebywają w rodzinie zastępczej kilka-kilkanaście miesięcy. Co nie zmienia mojej opinii, że utrzymywanie kontaktów (nawet rzadkich), jest dla dzieci korzystne.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Adopcyjne dylematy”