Moja historia- ku pokrzepieniu serc!

Pamiętaj że nie jesteś sam w walce z niepłodnoscią! Na tym podforum piszemy o targajacych nami uczuciach. O naszych największych radościach i ogromnych smutkach. Staramy się sobie wzajemnie pomóc, a przez to pomagamy także samemu sobie.

Moderator: Moderatorzy Muszę o tym porozmawić

ODPOWIEDZ
Nataliapz
Posty: 2
Rejestracja: 07 lut 2018 22:35

Moja historia- ku pokrzepieniu serc!

Post autor: Nataliapz »

Dziewczyny,
Chcę Wam opowiedzieć o mojej walce z bezpłodnością. Jeśli jestescie załamane, bo po raz enty nie wyszła Wam inseminacja czy IVF- przeczytajcie to do końca. Ja byłam beznadziejnym przypadkiem, tak twierdziło mnóstwo lekarzy... ale od początku.
Mam 39 lat. W wieku 25 lat stwierdzono u mnie endometriozę 4 stopnia. Jednym słowem - wyrok. Moja macica wyglądała tragicznie. Nie będę wdawać się w szczegoly anatomii ale lekarz stwierdzil, że jedna operacja może problemu nie rozwiazac, nie przy tak rozleglej endometriozie. Przeszłam 4 operacje laparoskopijne usunięcia endometriozy. W międzyczasie lekarze faszerowali mnie tonami sterydów, hormonów, zastrzyków... wszystko po to, żebym mogla w koncu zajsc w ciaze. Minelo 8 lat walki, dziecka jak nie bylo tak nie bylo. Nie zlicze inseminacji ( nieudanych) i wydanej kasy. Wszystko dla ciąży, której ciągle nie bylo. Po 8 latach walki z wndometriozą okazalo się, że czeka mnie kolejna niespodzianka - niedrożny jajowód i trzy mięsniaki. Jeden z nich urósl w ciagu 5 miesiecy do 8 cm. Sterydy i hormony zrobily swoje :( kolejna operacja - laparotomia. Znowu próba usuniecia endometriozy i miesniakow. Mija kolejny rok a moze i dwa - niespodzianka - drugi jajowód niedrożny, mam kolejne dwa mięsniaki i ogniska endometriozy. Na inseminacje już przestalam liczyc, postanowilam podejsc do in vitro. Protokol długi, wyhodowane 3 zarodki najgorszej klasy - 1bb. Ok, nie wiem czy najgorszej ale jakosc dosc kiepska. Podane mam dwa zarodki... oczywiscie żaden z nich nie przyjmuje się. Dostaję miesiączkę i game over. Zniechęcam się i dołuję na tyle,ze nie chce mi się juz podchodzic do kolejnego in vitro chociaz czeka tam na mnie jeden mrozaczek klasy 1bb. Fatalnie.
Mija rok. Za namową męża, zniechecona staraniami o dziecko, decyduje się jednak na drugie i ostatnie in vitro. Mialam juz dosc. Uznalam, że najwyrazniej dziecko nie bylo mi pisane i tyle. Lekarz daje mi 10 proc szans. Mam 37 lat a w brzuchu jeden wielki bałagan. Podają mi jednego zarodka. Moje nastawienie od poczatku - nie wyjdzie, nie ma się co nastawiac na sukces bo przeciez cuda się nie zdarzaja.
8 dni po transferze dostaję plamienia. Normalna miesiączka, mysle sobie. Nie chce mi się już w tamtym momencie nawet kontynuowac branie leków przepisanych przez lekarza, przeciez znowu gra skonczona. Znowu mąż daje mi kopa w zad i mówi : uda się zobaczysz. Pomyślalam, że ma nierowno pod sufitem, czy ja okresu nie umiem rozpoznac czy co?! Jadę na badanie bety hcg w 11 dniu po transferze... wynik: 480. Prawie mdleję. Emocje mnie rozsadzaja. Powiem tak: 9 miesiecy pozniej urodzilam piękną i zdrową córeczkę, ciążę przechodzilam cudownie a lekarze byli pod wrazeniem tego cudu medycznego... ale to nic. Teraz będzie najlepsza część!
Po 5 miesiacach od porodu decydujemy się podejsc ponownie do in vitro i rozpoczac procedure od nowa, chcemy rodzenstwo dla naszej córki. Pod koniec grudnia 2017 jedziemy znowu 550 km do Białegostoku, nastawieni bojowo :) Lekarz oznajmia ze tak łatwo nie będzie, bo mam torbiele i generalnie czeka mnie długi protokol. 1 lutego 2018 jadę na wizytę kontrolną. Czuję się dziwnie od grudnia, brzuch wzdęty, miesiączki brak, krwawią mi dziąsła, piersi bolą niemilosiernie...wszystko to tłumaczę sobie lekami, które przepisal mi lekarz na wyciszenie. Jakie jest moje i lekarA zdziwienie gdy okazuje się, że jestem już w 9 tygodniu ciąży!!!!!! Ale jak to?! Przeciez nie mialam szans na zajscie w ciaze naturalnie!!!!! No i mam drugi cud :) obecnie jestem w 12 tygodniu ciazy i nie mogę uwierzyc we wlasne szczescie. Jesli lekarze mowia Wam, że nie macie szans - nie wierzcie im. 6 operacji i lata starań, depresja, brak wiary w siebie, przezylam to wszystko. Gdy wyłączylam glowę i przestalam się zamartwiać - nagle okazalo się, że niemozliwe stalo się mozliwe. Ja w Was wierze. Uda się , tylko niektorym potrzeba na to wiecej czasu. Ja czekalam 13 lat. Nie poddawajcie się!
tututek
Posty: 326
Rejestracja: 20 mar 2012 21:14

Re: Moja historia- ku pokrzepieniu serc!

Post autor: tututek »

GRATULACJE ! :) Spokojnej ciąży !! :)
starania od 2005r., niepłodność idiopatyczna

3 IUI i 4 podejście przerwane w ostatniej chwili

06.11.2013 - zakwalifikowani do IVF z refundacją

29.04.2014 - transfer "Ktosia"

15.01.2015 - rozpakowani :) Nikuś już z nami!

20.06.2017 - I crio ciąża
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Moja historia- ku pokrzepieniu serc!

Post autor: bloo »

Nataliapz pisze: Gdy wyłączylam glowę i przestalam się zamartwiać - nagle okazalo się, że niemozliwe stalo się mozliwe
nie, zaszłaś w ciążę, która spowodowała zmiany w organizmie, w tym bardzo prawdopodobne, że rozwijający się płód mógł porozrywać zrosty wewnętrzne, które wcześniej blokowały jajowody. Jest sporo takich opisanych przypadków w literaturze i często dotyczą właśnie endometriozy oraz niedrożności, którym zajście w ciążę pomaga, więc do kolejnej ciązy dochodzi spontanicznie. To wciąż biologia, a nie głowa :)
A malucha i ciąży gratuluję!
zocha2021
Posty: 344
Rejestracja: 24 lis 2015 14:43

Re: Moja historia- ku pokrzepieniu serc!

Post autor: zocha2021 »

Witajcie,

moja historia też nie należy do najłatwiejszych. Najpierw niepłodność u męża, próby leczenia nasienia- niestety nieskuteczne. Potem decyzja o in vitro i przy 4 podejściu sukces-MAMY SYNKA :)

Teraz jestem znowu na początku drogi. Staramy się o drugie dziecko. Za mną dwa nieudane przygotowania do criotransferu. Przede mną...no właśnie tego nie wie nikt co jeszcze mnie czeka.

Jeśli chcesz poznać moją historię- zaprasza na bloga:
http://www.matkamimowszystko.pl

Jestem świetnym przykładem na to, że mimo wielu przeciwności losu...zostałam mamą :)
2015.11- zaczynamy w nowej klinice od początku :)
2016.01.23- transfer blastocysty 4AA, 5 blastocyst i 4 komórki zamrożone
Jest synek!!!
2017.11- criotransfer (odwołany)
2018.10- przygotowanie do 2 criotransferu (niski progesteron)-odwołany
2019.08- II kreski na teście!
Jagataa
Posty: 0
Rejestracja: 26 lut 2018 09:55

Re: Moja historia- ku pokrzepieniu serc!

Post autor: Jagataa »

Nataliapz pisze:Dziewczyny,
Chcę Wam opowiedzieć o mojej walce z bezpłodnością. Jeśli jestescie załamane, bo po raz enty nie wyszła Wam inseminacja czy IVF- przeczytajcie to do końca. Ja byłam beznadziejnym przypadkiem, tak twierdziło mnóstwo lekarzy... ale od początku.
Mam 39 lat. W wieku 25 lat stwierdzono u mnie endometriozę 4 stopnia. Jednym słowem - wyrok. Moja macica wyglądała tragicznie. Nie będę wdawać się w szczegoly anatomii ale lekarz stwierdzil, że jedna operacja może problemu nie rozwiazac, nie przy tak rozleglej endometriozie. Przeszłam 4 operacje laparoskopijne usunięcia endometriozy. W międzyczasie lekarze faszerowali mnie tonami sterydów, hormonów, zastrzyków... wszystko po to, żebym mogla w koncu zajsc w ciaze. Minelo 8 lat walki, dziecka jak nie bylo tak nie bylo. Nie zlicze inseminacji ( nieudanych) i wydanej kasy. Wszystko dla ciąży, której ciągle nie bylo. Po 8 latach walki z wndometriozą okazalo się, że czeka mnie kolejna niespodzianka - niedrożny jajowód i trzy mięsniaki. Jeden z nich urósl w ciagu 5 miesiecy do 8 cm. Sterydy i hormony zrobily swoje :( kolejna operacja - laparotomia. Znowu próba usuniecia endometriozy i miesniakow. Mija kolejny rok a moze i dwa - niespodzianka - drugi jajowód niedrożny, mam kolejne dwa mięsniaki i ogniska endometriozy. Na inseminacje już przestalam liczyc, postanowilam podejsc do in vitro. Protokol długi, wyhodowane 3 zarodki najgorszej klasy - 1bb. Ok, nie wiem czy najgorszej ale jakosc dosc kiepska. Podane mam dwa zarodki... oczywiscie żaden z nich nie przyjmuje się. Dostaję miesiączkę i game over. Zniechęcam się i dołuję na tyle,ze nie chce mi się juz podchodzic do kolejnego in vitro chociaz czeka tam na mnie jeden mrozaczek klasy 1bb. Fatalnie.
Mija rok. Za namową męża, zniechecona staraniami o dziecko, decyduje się jednak na drugie i ostatnie in vitro. Mialam juz dosc. Uznalam, że najwyrazniej dziecko nie bylo mi pisane i tyle. Lekarz daje mi 10 proc szans. Mam 37 lat a w brzuchu jeden wielki bałagan. Podają mi jednego zarodka. Moje nastawienie od poczatku - nie wyjdzie, nie ma się co nastawiac na sukces bo przeciez cuda się nie zdarzaja.
8 dni po transferze dostaję plamienia. Normalna miesiączka, mysle sobie. Nie chce mi się już w tamtym momencie nawet kontynuowac branie leków przepisanych przez lekarza, przeciez znowu gra skonczona. Znowu mąż daje mi kopa w zad i mówi : uda się zobaczysz. Pomyślalam, że ma nierowno pod sufitem, czy ja okresu nie umiem rozpoznac czy co?! Jadę na badanie bety hcg w 11 dniu po transferze... wynik: 480. Prawie mdleję. Emocje mnie rozsadzaja. Powiem tak: 9 miesiecy pozniej urodzilam piękną i zdrową córeczkę, ciążę przechodzilam cudownie a lekarze byli pod wrazeniem tego cudu medycznego... ale to nic. Teraz będzie najlepsza część!
Po 5 miesiacach od porodu decydujemy się podejsc ponownie do in vitro i rozpoczac procedure od nowa, chcemy rodzenstwo dla naszej córki. Pod koniec grudnia 2017 jedziemy znowu 550 km do Białegostoku, nastawieni bojowo :) Lekarz oznajmia ze tak łatwo nie będzie, bo mam torbiele i generalnie czeka mnie długi protokol. 1 lutego 2018 jadę na wizytę kontrolną. Czuję się dziwnie od grudnia, brzuch wzdęty, miesiączki brak, krwawią mi dziąsła, piersi bolą niemilosiernie...wszystko to tłumaczę sobie lekami, które przepisal mi lekarz na wyciszenie. Jakie jest moje i lekarA zdziwienie gdy okazuje się, że jestem już w 9 tygodniu ciąży!!!!!! Ale jak to?! Przeciez nie mialam szans na zajscie w ciaze naturalnie!!!!! No i mam drugi cud :) obecnie jestem w 12 tygodniu ciazy i nie mogę uwierzyc we wlasne szczescie. Jesli lekarze mowia Wam, że nie macie szans - nie wierzcie im. 6 operacji i lata starań, depresja, brak wiary w siebie, przezylam to wszystko. Gdy wyłączylam glowę i przestalam się zamartwiać - nagle okazalo się, że niemozliwe stalo się mozliwe. Ja w Was wierze. Uda się , tylko niektorym potrzeba na to wiecej czasu. Ja czekalam 13 lat. Nie poddawajcie się!



Takie historie powodują, ze chce się walczyć! My właśnie do tej walki powracamy, a ja od kilku dni szukam nadziei i pokrzepienia na forum:)
Gratuluję!
Agata
zocha2021
Posty: 344
Rejestracja: 24 lis 2015 14:43

Re: Moja historia- ku pokrzepieniu serc!

Post autor: zocha2021 »

Nataliapz oby takich szczęśliwych historii pojawiało się na naszym forum jak najwięcej. Nic tak nie pomaga jak przeczytanie, że komuś się udało...były łzy, nie raz było ciężko, ale jednak ostatecznie mamy sukces :)
2015.11- zaczynamy w nowej klinice od początku :)
2016.01.23- transfer blastocysty 4AA, 5 blastocyst i 4 komórki zamrożone
Jest synek!!!
2017.11- criotransfer (odwołany)
2018.10- przygotowanie do 2 criotransferu (niski progesteron)-odwołany
2019.08- II kreski na teście!
Awatar użytkownika
lenka77
Posty: 411
Rejestracja: 27 sty 2010 01:00

Re: Moja historia- ku pokrzepieniu serc!

Post autor: lenka77 »

Ja po sobie i swoich przejściach też uważam że niestety ale bardzo dużo "psuja" nasze głowy.
4 IUI
XII.09 - ICSI-nieudane
II.2010 - CRIO -nieudane
V.2010 - II ICSI - 10.05antyki
17.06.10 pick-up, 22.06.10 transfer, i znowu porażka :(
VII.11 - naturalny cud-Aniołek8tc(*)
XII.13 - urodził się nasz syn Szymon - naturalny CUD:)
VII.15 - Mateusz
ODPOWIEDZ

Wróć do „Muszę o tym porozmawiać”