in vitro a psychika

Na Wasze pytania z zakresu psychologicznych aspektów niepłodności odpowiadają członkinie Polskiego Stowarzyszenia Psychologów Niepłodności:
Aleksandra Gozdek-Piekarska - ukończyła studia psychologiczne o specjalności psychologia kliniczna i osobowości. Jest certyfikowanym psychoterapeutą poznawczo-behawioralny. Prowadzi terapię indywidualną osób cierpiących na depresję, zaburzenia lękowe oraz osób doświadczających problemów osobistych. Na co dzień pracuje w Klinice Leczenia Niepłodności gdzie prowadzi konsultacje oraz terapię dla osób zmagających się z problemem niepłodności.
Dorota Gawlikowska - psycholog, certyfikowany psychoterapeuta par PTP. Prowadzi konsultacje, terapię indywidualną oraz terapię par, warsztaty i grupy wsparcia dla osób cierpiących z powodu niepłodności. Możecie ją znaleźć na www.psycholognieplodnosci.com

Moderator: Osoby zatwierdzające - psycholog2

ODPOWIEDZ
Myszka683
Posty: 25
Rejestracja: 14 sty 2018 18:55

in vitro a psychika

Post autor: Myszka683 »

Dzień dobry,
Zastanawiam się czy w takiej sytuacji psychicznej jakiej jestem jest sens podchodzić do porcedury invitro, do której nie jestem do końca przekonana. Ale może od początku.
Oboje z mężem mamy po 36lat, od ponad 6 lat staramy się o dziecko i jak na razie nic z tego nie wychodzi. Po drodze były 4 insyminacje, oczywiście nie udane.Ileż to ja już lekarzy odiwedziłam.. ;-( Oczywiście doszły do tego wahania nastrojów, lepszy, gorszy czas w małżeństwie, w pracy itp. Ciągle mieliśmy nadzieje,że jednak uda się naturalnie. Teraz zdaliśmy sobie sprawę że czas ucieka, a dziecka jak nie było tak nie ma. Ja mam wrażenie,że wokół mnie są same kobiety w ciąży. Gdy dowiaduje się,że kóraś koleżanka jest w ciąży reaguje płaczem.Jest mi starsznie przykro że innym się udaje a mi nie. Zastanawiam się jakie to życie jest niesprawiedliwe i zaczynam myśleć co ja takiego w życiu złego zrobiłam,że to nas spotyka.Oczywiście mąż mnie karci za taki tok rouzmowania,ale trudno nie myśleć w ten sposób.Oczywiście zmieniałam pracę po drodze bo przecież może jak zmienię otoczenie, to się "wyluzuje" i jakoś pójdzie. Niestety.. Ciężko jest ponieważ o naszym problemie tak naprawdę nikt nie wie.Nie chcę rozmawiać,tłumaczyć się przed rodziną, bo jednak ona jest chyba "najgorsza". Nie mam zaufania do rodziców, nigdy nie czułam się kochana przez nich. Mam wrażenie,że w domu najważniejsza była osoba ojca,który był ciągle pijany. Tak, to kojarzę z dzieciństwa. Być może mam jakąś blokadę psychiczną, może powinnam udać się do psychologa. Koleżanka mnie pociesza,że każda kobieta która nie może zajść w ciążę ma takie myśli, wahania nastrojów. Ja jednak zastanawiam się czy nie mam depresji. Zawuażyłam,że mam słabszą pamięć, nie mogę sformuować zdania, jestem tak jakby haotyczna, na dłużą metę jednak nic mnie nie cieszy. Niby jedziemy na wakcję, cieszę się, jestem szczęśliwa, ale po powrocie znowu ta codzinność. Wracająć do invitro..dowiedziałam się,że można podejść do procedury korzystająć z refundacji. Z racji,że już jesteśmy po tylu latach mocno nadszarpnięci finansowo postanowiliśmy skorzystać. Poszliśmy na wizytę,zrobiliśmy badania i miała zacząć się stymulacja. Czytając całą tą umowę z kliniką uświadomiłam sobie,że chyba nie dam rady. Że nie pogodzę się z ewentualnym nadmiarem zarodków. Nie stać nas,aby później z nich skorzystać, a nie chcę ich oddawać do banku dawstwa, nawet po 20 latach. Przestraszyłam się. Dzień przed wizytą rozmawialiśmy z mężem na ten temat i postanowiliśmy,że podchodzimy. Jednak w dniu wizyty,znowu wpadłam w płacz i panikę,że problem nie zniknął,że wciąż jest. Mąż nie napiera na invitro, pragnie dziecka, ale nie będzie mnie zmuszał do czegoś z czym ewenrualnie w przyszłości nie będę sobie w stanie poradzić. I teraz zstanawiam się czy jendak nie podjeść, jeśli będzie więcej zarodków będę musiała sobie jakoś z tym poradzić. Jakby nie było to jest chyba nasza ostatnia szansa. Boje się,ale nie chcę za jakiś czas mieć pretencji do siebie,że nie skorzystaliśmy z refundacji, a nie ukrywamy,że w nasyzm przypadku jest ona dość ważna. Badania zrobione, które są ważne 6 m-cy, mija 3 miesiąc od badan i presja,że czas ucieka. Nie potrafię odpowiedzieć sobie czy jestem w stanie żyć bez dzieci, do tej pory próbowaliśmy/próbowałam z tym walczyć. Napewno jesteśmy ze wszystkim sami,że na rodzinę nie możemy liczyć. Cieszę się,że mam wspaniałego męża, ale trochę przeraża mnie,że do końca życia będziemy tylko we 2.
Czasami mam wrażenie,że z moją psychiką jest coś nie tak, a czasmi że jest wszystko ok,że to jest normalne. No właśnie..czy to normalne? czy jeśli podejdziemy do invitro, napewno w wielkim stresie z mojej strony czy ma szansę powodzenia? W głowie mam przeczucie że się nie uda i że w taki wypadku nie ma sensu podchodzić do procedury. Być może podświadomie szukam tylko powodów,aby nie podejść do procedury? Chcemy podejść tylko raz. A po ewentualnej porażce jakoś zacząć gdzić się z myślą,że jednak nie zosaniemy rodzicami..
Dorota Gawlikowska
Ekspert Bociana
Posty: 33
Rejestracja: 07 lip 2013 13:42

Re: in vitro a psychika

Post autor: Dorota Gawlikowska »

Dzień dobry Pani,

Przede wszystkim bardzo przepraszam, że musiała Pani tak długo czekać: od dawna nie było nowych pytań do nas na forum i niestety straciłyśmy czujność, dlatego odpowiadam dopiero teraz.

To czego Pani doświadcza musi być niezwykle trudne i wyczerpujące. Bardzo wiele kobiet przeżywa podobne huśtawki emocji, boryka się z niepewnością, czy chcą podejmować leczenie metodą in vitro, ma poczucie niesprawiedliwości, kiedy obserwują ciąże koleżanek w otoczeniu. Dlatego cieszę się, że ma Pani obok partnera i koleżankę, którzy umacniają Panią w przekonaniu, że to co Pani czuje jest naturalne i uzasadnione w tej sytuacji. Dotyczy to zwłaszcza obwiniania się za bezdzietność, szukania przyczyny niepłodności w sobie, w jakiejś własnej niedoskonałości (blokada psychiczna) czy w swoich decyzjach z przeszłości. Niepłodność, jak każda choroba, nie jest przez nikogo zawiniona, nie jest karą za nic i nie jest sprawiedliwa. Niestety całe życie nie jest sprawiedliwe, bo gdyby takie było, nie cierpiałaby Pani ani z powodu czucia się niekochaną i nieważną dla rodziców, ani z powodu braku dziecka. Każde dziecko ma prawo do kochających rodziców i każda para ma prawo do posiadania dzieci, ale życie nie respektuje naszych praw. Nie ma też powodu, aby Pani "tłumaczyła się" przed rodziną z czegokolwiek: choroby nikt nie wybiera, nie jest to wina, zaniedbanie ani powód do wstydu. Rozumiem, że bardzo boleśnie doświadcza Pani w rodzinie osamotnienia. To z pewnością nie pomaga w przeżywaniu tak trudnej sytuacji. Ważne, aby mogła Pani znaleźć wsparcie wśród przyjaciół czy członków dalszej rodziny, aby nie zostali Państwo sami ze swoim cierpieniem, zwłaszcza w sytuacji kiedy wiele osób w Pani otoczeniu zachodzi w ciążę i łatwo o izolację związaną z bólem, jaki to w Pani powoduje. Warto zadbać o relacje z tymi, którzy starają się Państwa wspierać, może mimo wszystko także spróbować poszukać wsparcia u kogoś jeszcze, kto tak jak Pani koleżanka byłby gotów Państwa rozumieć? Samotność jest niezwykle trudnym, dodatkowym obciążeniem w trakcie przedłużających się starań.

To wszystko nie znaczy jednak, że równocześnie nie ma Pani depresji - takiej diagnozy nie można postawić na podstawie jednego postu, który z definicji zawiera tylko część ważnych informacji o Pani. Dlatego bardzo zachęcam Panią do skorzystania z pomocy psychologicznej w którejś z klinik leczenia niepłodności, gdzie znajdzie Pani kompetentnych specjalistów, którzy mogą pomóc Pani zarówno w ustaleniu, czy to co dzieje się dziś z Panią może być depresją, jak i w poradzeniu sobie z całą resztą dźwiganych przez Panią ciężarów. Nie po to, by ktoś nauczył Panią jak "wyluzować", pozbyć się blokady psychicznej czy stresu w trakcie procedury, ale by psycholog, terapeuta pomógł Pani poradzić sobie z całym cierpieniem jakiego Pani doświadcza, i tego obecnego, i tego związanego z Pani bolesną przeszłością. Proszę pamiętać, że badania nie wykazały związku pomiędzy stresem a skutecznością leczenia niepłodności, nie ma więc Pani powodu do obaw co do wpływu stresu na wynik państwa starań. Nie oznacza to jednak, że można zlekceważyć swoje złe samopoczucie i poczucie ciężaru, jakiego Pani doświadcza. Leczenie to dodatkowe obciążenie emocjonalne, wiec zadbanie o siebie przed jego rozpoczęciem jest niezwykle ważne, nie dla skuteczności leczenia ale po prostu dlatego, że kobieta musi mieć siłę aby przez nie przejść. Podczas wizyty u psychologa miałaby Pani także możliwość poznania nowych, może nieznanych Pani jeszcze metod radzenia sobie w obecnej sytuacji, lepszego zrozumienia swoich wątpliwości co do skorzystania z leczenia metodą in vitro i podjęcia najlepszej dla Państwa decyzji co do dalszego postępowania. Nie musi nim być leczenie in vitro, być może zdecydują się Państwo na wybór innej drogi wyjścia z niepłodności. Presja czasu nie jest tu dobrym doradcą, dlatego pomoc kogoś z zewnątrz może być dla Państwa bardzo ważna. Zachęcam do wizyty u psychologa razem z partnerem - niepłodność to zawsze problem pary i wszystkie decyzje co do przyszłości powinny także angażować na równi oboje partnerów. Kobiety, zwłaszcza osoby z opisaną przez Panią przeszłością, mają czasem tendencje do brania na siebie znacząco większej odpowiedzialności za sytuację niepłodności, co stanowi dla nich dodatkowe obciążenie. O tym także warto rozmawiać z psychologiem. Mam nadzieję, że dzięki temu będzie Pani łatwiej, spokojniej i poczuje się Pani pewniej w swojej sytuacji, a jeżeli okaże się, że ma Pani jednak depresję, uzyska Pani także w tym zakresie pomoc i wsparcie.

Pozdrawiam serdecznie,
Dorota Gawlikowska
ODPOWIEDZ

Wróć do „Pytania do psychologa”