Autor:

Agnieszka Damska

Data publikacji:

12.09.2022

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

Czym jest zaakceptowana bezdzietność?

zaakceprowana bezdzietnosc

Spis treści:

Drogi wyjścia

Znane są trzy drogi wyjścia z niepłodności. Osoby jej doświadczające mają możliwość leczenia, adopcji dziecka lub pójścia drogą świadomej bezdzietności. Ta ostatnia możliwość jest najmniej popularna wśród osób, które zmagają się z problemem niezamierzonej bezdzietności i zazwyczaj kojarzy się negatywnie: z przegraną walką, porażką, niepowodzeniem leczenia, poddaniem się i nieszczęśliwym życiem pozbawionym sensu i wartości. Trudno w takim kontekście myśleć o świadomej i zaakceptowanej bezdzietności jako o równorzędnym sposobie poradzenia sobie z sytuacją niepłodności, trudno także traktować ją jako rozwiązanie tego problemu. Dlatego warto zastanowić się bliżej nad tym, czym jest tak naprawdę zaakceptowana bezdzietność?

Co to jest świadoma bezdzietność?

Świadoma bezdzietność oznacza, że para po przeanalizowaniu różnych możliwych rozwiązań swojego problemu lub ewentualnym podjęciu prób wyjścia ze stanu niepłodności innymi drogami dochodzi do wniosku, że nie chce kontynuować świadomych starań o dziecko. Nie zamierzają dążyć do posiadania dziecka ani naturalnie, ani z pomocą medycyny albo ubiegając się o adopcję. Partnerzy decydują, że najprawdopodobniej pozostaną bezdzietni i postanawiają, że będą realizować w życiu inny plan niż pierwotnie zakładali. Plan ten nada ich dalszemu życiu wartość i sens.

W potocznym rozumieniu przyczyny takiego stanu mogą być dwie: para czy osoba nie chce mieć dziecka, albo nie może go począć spontanicznie. Tymczasem po bliższym przyjrzeniu się przyczynom świadomej bezdzietności można z łatwością dostrzec jak wiele różnych czynników może stać się przyczyną takiej decyzji. Jody Day w swojej książce „Living the life unexpected” wymienia pięćdziesiąt dróg do „niebycia matką”, pośród których znajdują się między innymi: opieka nad starszym lub chorym członkiem rodziny przypadająca na najlepsze lata z punktu widzenia prokreacji, bycie macochą i koncentracja na wychowaniu biologicznych dzieci partnera, która sprawiła, że własne macierzyństwo zostało odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość, dowiedzenie się dopiero po kilku latach, że partner kłamał i wcale nie chce mieć dzieci czy bycie w białym związku. Oczywiście tak samo dużo różnorodnych problemów może stanąć na drodze mężczyzny i jego „niebycia ojcem”. Oznacza to, że zaakceptowana bezdzietność to nie jedna, podejmowana przez człowieka decyzja, a ciąg zdarzeń i okoliczności, które doprowadziły go do obecnego miejsca. To wiele różnorodnych wyborów, czasem niezależnych od człowieka okoliczności tworzących układ, w którym zaakceptowana bezdzietność staje się czasem jedynym słusznym rozwiązaniem.

Co to oznacza w praktyce?

Aby mówić o świadomej rezygnacji z bycia rodzicem, partnerzy muszą najpierw zmierzyć się z wieloma wyzwaniami. Pierwszym z nich jest odpowiedź na pytanie, na ile owa rezygnacja jest w ich przypadku przeżywana jako poddanie się i porażka. Dlaczego osoby cierpiące mają tendencję do widzenia starań o dziecko, niezależnie od tego jaką formę i metodę owych starań wybierają, w perspektywie walki? Jody Day, założycielka sieci wsparcia dla bezdzietnych kobiet Gateway Women, twierdzi, że narracja naszych czasów opiera się na dychotomii sukces/porażka oraz dobry/niewłaściwy wybór. Oznacza to, że w trudnych momentach naszego życia myślimy właśnie takimi kategoriami, co niestety nas paraliżuje. Trudno jest bowiem powiedzieć sobie, że można w tak ważnej sprawie ponieść porażkę albo podjąć złą czy niemądrą decyzję. Czujemy się skazani na konieczność wygrywania i podejmowania wyłącznie przemyślanych, dobrych decyzji, co w praktyce jest zwyczajnie niemożliwe. Częściowo powoduje to także obecne tempo życia: każda trudność na jaką napotykamy jest przez nas automatycznie postrzegana jako przeciwnik, z którym trzeba się zmierzyć i wygrać. Sprzyja temu również dyskurs społeczny, który pokazuje choroby jako wrogów do pokonania. Jeśli choremu nie udaje się „zwyciężyć” choroby, mówi się o „przegranej walce z chorobą”. Tymczasem większość chorób cywilizacyjnych, z którymi zmagamy się na co dzień jako społeczeństwo, to choroby przewlekłe, których wyleczenie jest niemożliwe i z założenia jako pacjenci musimy godzić się z faktem, że będą nam one towarzyszyć przez całe życie. Alergie, wady wzroku, choroby układu krążenia, cukrzyca czy zwyrodnienia stawów, żeby wymienić tylko niektóre z dręczących ludzi przypadłości, to choroby z którymi żyjemy i radzimy sobie każdego dnia. Nie ponosimy porażki tylko dlatego, że nie udało nam się ich pokonać. Jakże smutno w tym kontekście brzmią nekrologi osób, które długie lata odważnie stawiały czoła na przykład życiu z chorobą nowotworową, a po ich śmierci ktoś niefrasobliwie podsumował godne wielkiego szacunku życie prostym: „przegrał”. Niestety tam, gdzie jest walka, muszą z założenia być wygrani i przegrani, dlatego dla spokoju i komfortu pacjentów wskazana byłaby rezygnacja z języka batalistyki tam, gdzie mowa jest o zdrowiu i chorobie. Niepłodność jest chorobą przewlekłą, a reakcje emocjonalne jakie jej często towarzyszą, są często porównywane do przeżyć towarzyszących chorobie nowotworowej. Osoby niepłodne mają więc prawo obawiać się, że ich nieskuteczne starania o dziecko także zostaną przez kogoś podobnie brutalnie podsumowane. Może to popychać niektóre osoby w kierunku przedłużania procesu starań o dziecko w sytuacji, kiedy zmęczeni życiem podporządkowanym leczeniu ludzie chcieliby już zakończyć ten etap, ponieważ bardzo trudno jest zmierzyć się z sytuacją ”przegranej” w tak ważnej dla pary sprawie. Tymczasem na życie z chorobą można popatrzeć nieco inaczej. Bardziej przydatna do jego opisu może być metafora drogi, która bywa trudna czy wyboista. Idąc nią musimy czasem nieść dodatkowe ciężary, jakimi są niedogodności i zawody, które nas na tej drodze spotykają. Przyjęcie takiej perspektywy w praktyce zmienia sposób widzenia życia i choroby. Z ciężarami, które niesiemy, nie zawsze musimy walczyć, ponieważ pozbycie się ich nie jest w pełni zależne od nas. Można natomiast zastanawiać się, jak sobie pomóc i ułatwić tę sytuację, jeśli już trzeba je dźwigać. Jeśli nie wszystko w staraniach o dziecko zależy od nas, nie można też mówić o byciu wygranym lub przegranym. Nie musimy patrzeć w takich kategoriach na ludzi, którzy otrzymali od losu niechciany prezent w postaci niepłodności i teraz robią wszystko, by jak najlepiej poradzić sobie z tą trudną sytuacją. Jeśli decydujemy się na tą interpretację rzeczywistości, mamy szansę uniknąć retoryki walki, która nieuchronnie stawia osoby niepłodne w roli przegranych nie tylko każdego miesiąca, kiedy nie udało im się zajść w ciążę, ale także wówczas gdy uznają, że dalsze starania zbyt mocno ich wyczerpują i nie chcą już ich kontynuować.

Co nie jest świadomą bezdzietnością?

Zaakceptowana bezdzietność zakłada więc, że para nie przegrała walki, nadal idzie swoją drogą, ale nie chce już więcej świadomie starać się o dziecko. Gdyby partnerzy chcieli nadal kontynuować leczenie lub ubiegać się o adopcję, być może mogliby to robić, ale z różnych powodów zdecydowali się z tego zrezygnować. Przyczyna rezygnacji może tkwić w zmęczeniu leczeniem, w poczuciu, że straciło się na starania zbyt wiele czasu, w trudnościach finansowych, które jakkolwiek do przezwyciężenia, zmuszałyby parę do rezygnacji z ważnych dla nich wartości dla kontynuacji leczenia. Powodem może być przekonanie, że szeroko rozumiane koszta: zawodowe, logistyczne, towarzyskie czy zdrowotne związane ze staraniami o dziecko są już dla pary zbyt wysokie. Nie oznacza to, że ich dziecko nigdy nie urodzi: natura bywa kapryśna i może się zdarzyć, że mimo to kobieta jednak zajdzie w ciążę. Para nie ma jednak zamiaru każdego miesiąca podejmować świadomych prób zajścia w ciążę. Zaakceptowaną bezdzietnością nie jest więc sytuacja, w której para nadal skrycie pragnie mieć dziecko, ale z różnych powodów nie decyduje się na dalsze starania, mając jednak nadzieję, że dziecko tak czy inaczej do nich przyjdzie: może dzięki rezygnacji z leczenia coś się w nich „odblokuje” i dziecko pocznie się naturalnie? A może dadzą sobie czas i wrócą do planowania starań, kiedy ich sytuacja ulegnie zmianie? Może partner/partnerka za jakiś czas dadzą się namówić na dawstwo gamet, na które obecnie nie wyrażają zgody? Jeżeli para lub jeden z partnerów zadaje sobie mniej lub bardziej jawnie tego rodzaju pytania, nie sposób mówić o akceptacji stanu bezdzietności. W sytuacji, kiedy para nadal decyduje się na podążanie drogą zaakceptowanej bezdzietności byłoby dobrze, aby partnerzy sami lub wraz z psychologiem postarali się odkryć źródła swoich dylematów. Nie da się być szczęśliwym, jeśli całe życie bezskutecznie na coś czekamy. Warto w takiej sytuacji postarać się dotrzeć do tego, co przeszkadza nam przestać czekać, by móc się wreszcie od tego uwolnić.

Kiedy możemy mówić o świadomej bezdzietności?

Świadoma bezdzietność oznacza, że dla pary czas starań skończył się na mocy ich decyzji, a obecny etap życia jest kontynuacją procesu wychodzenia z niepłodności, a nie zrządzeniem losu czy narzuconą przez okoliczności koniecznością (związaną na przykład z rozstaniem partnerów czy przeciwwskazaniami lekarskimi do ciąży), której towarzyszą dalsze marzenia o dziecku. Partnerzy nie obarczają odpowiedzialnością za tę decyzję nikogo, nie wiążą jej wyłącznie z wiekiem czy swoimi zasobami finansowymi, które kurcząc się „zadecydowały” o ich rezygnacji z kolejnej procedury in vitro. Biorą za tę decyzję pełną odpowiedzialność i uznają, że było to na ich etapie życia i starań najlepsze wyjście z sytuacji. Mają także przekonanie, że ich dalsze życie będzie mieć wartość i sens, który sami mu nadadzą. Stanie się to nie tylko na mocy obecnej decyzji, ale także dlatego, że mają na swoją przyszłość konkretny plan, który postanawiają wspólnie realizować.

Jak to zrobić?

To chyba najtrudniejsze pytanie. Początkiem myślenia o zaakceptowanej bezdzietności jest zazwyczaj moment, kiedy parze nie udaje się zajść w ciążę i nieuchronnie pojawiają się pytania o to, czy kiedykolwiek się to uda. Do świadomości pary wkrada się cień podejrzenia, że być może na zawsze pozostaną bezdzietni. Z tej perspektywy zastanawiają się nad sensem dalszego leczenia i szukają innych, awaryjnych dróg wyjścia z sytuacji. Zazwyczaj są to na tym etapie przede wszystkim inne drogi zostania rodzicami: adopcja gamet, zarodka lub adopcja społeczna. To myślenie służy przede wszystkim zmniejszeniu lęku przed ewentualną bezdzietnością, zabezpieczeniu sobie „tyłów” na wypadek kolejnego niepowodzenia. Nie zmienia to faktu, że motorem rozważań, a także podejmowanych przez parę działań jest także lęk przed bezdzietnością. Nietrudno w tym kontekście zauważyć, że bezdzietność osobom niepłodnym od początku kojarzy się nie tylko z przegraną, ale jest także czymś, czego się boją, co straszy i od czego za wszelką cenę chcą uciec. Jeśli więc później słyszą, że mogliby świadomie wybrać dalsze życie bez dziecka, nie mają poczucia, że proponuje im się drogę wyjścia z niepłodności. Widzą w tym raczej sposób na pozostanie do końca życia w znienawidzonym stanie oczekiwania i niespełnienia, połączonym z poczuciem życiowej porażki. Trudno zatem, aby świadoma bezdzietność była popularną drogą wyjścia z niepłodności. Mimo, iż nie jest to łatwa droga, a jej początkom zazwyczaj towarzyszy wiele trudnych uczuć, może być piękna i prowadzić do świadomego, pełnego życia. Ale najpierw trzeba ją odczarować i pozbawić negatywnych skojarzeń oraz odzyskać zaufanie do siebie.

Niestety zdarza się tak, że kobieta i mężczyzna w trakcie przedłużających się starań bardzo głęboko przekształcają swoją hierarchię życiowych wartości. Przed ich rozpoczęciem wydawało im się może, że w życiu ważne jest posiadanie dobrych, bliskich relacji, miłość, zdrowie, poczucie bezpieczeństwa wynikające z zabezpieczenia potrzeb materialnych. Może także poczucie sukcesu, własny rozwój? Z czasem jednak wiele par dochodzi do wniosku, że te wszystkie wartości nie są tak naprawdę ważne. Liczy się tylko fakt posiadania dziecka, który nadaje życiu sens i wartość, jakiej nie zapewnia nic innego. Dochodzi do mniej lub bardziej świadomego przewartościowania i nagle wszystko to, co dotąd było ważne i nadawało życiu sens okazuje się bezwartościowe. To zrozumiałe: jeżeli do czegoś długo i uparcie dążymy nie mogąc tego uzyskać, z czasem staje się to dla nas coraz bardziej istotne i pożądane. Im mniej możemy to mieć, tym bardziej tego pragniemy. Nie oznacza to jednak, że od tej pory rzeczywiście wszystkie inne ważne dla nas wartości powinny być traktowane jako gorsze. Dlaczego tak się często dzieje? Aby to odkryć, warto spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie, co tak naprawdę kryje się dla nas pod słowem „rodzicielstwo”, jakie ważne potrzeby zaspokaja wizja bycia ojcem lub matką? Dlaczego jesteśmy gotowi uznać, że bez tego nie możemy być szczęśliwi? Od tej odpowiedzi może zależeć nasza umiejętność opracowania planu na dalsze życie. Planu, który będzie zaspokajał nasze potrzeby i pozwalał nam odnaleźć w życiu nowy sens.

Nasza kultura nie wspiera osób bezdzietnych. W miejscu pracy, u cioci na imieninach czy na imprezie kobiety są wypytywane o to czy są matkami, czy planują macierzyństwo albo dlaczego nie mają dzieci. Bycie matką jest postrzegane jako oczywiste i naturalne, a bycie bezdzietną wymaga wyjaśnienia, jakby było czymś niewłaściwym i należało się z tej sytuacji wytłumaczyć. Budzi to wiele trudnych emocji. Mit matki Polki, kobiety lepszej i bardziej wartościowej niż bezdzietna, jest niestety niezwykle trwale wpisany w naszą kulturę i sposób myślenia o macierzyństwie. Mężczyźni także narażeni są na tę trudną dla bezdzietnych osób narrację. Mężczyzna ma jak wiadomo w życiu za zadanie posadzić drzewo, zbudować dom i spłodzić syna, a niewywiązanie się z tego obowiązku także jest źródłem kąśliwych uwag, podejrzliwości czy niewybrednych żartów podczas spotkań towarzyskich. Częściowo nasze przekonania na temat rodzicielstwa i jego wagi w naszym życiu stanowią więc dziedzictwo kultury, w której jesteśmy zanurzeni i do której niełatwo jest się zdystansować. W innej części są one uwarunkowane także naszymi osobistymi doświadczeniami: wpływa na nas to, jak o macierzyństwie i ojcostwie mówiono w naszym domu rodzinnym. Jeśli całe życie słyszeliśmy, że posiadanie dzieci stanowi jedyny sens życia matki, trudno jest potem przyjąć, że nasze życie bez dzieci może być mimo wszystko pełne i wartościowe. Jeśli przy rodzinnym stole wygłaszane były uwagi o lenistwie i materializmie młodych ludzi, którzy w obecnych czasach nie chcą mieć dzieci z wygodnictwa, nie jest łatwo zbudować w sobie przekonanie, że wolno nam podjąć taką decyzję, a bezdzietność nie czyni nas osobami płytkimi i pozbawionymi zasad. Nasz stosunek do rodzicielstwa determinują także nasze uwarunkowania indywidualne, przekonania, emocje i wartości, które przyjęliśmy, i które dzisiaj utrudniają nam odnalezienie się w sytuacji, kiedy nasz pierwotny plan na życie ma zostać zmodyfikowany.

Kiedy para zastanawia się nad możliwością zakończenia starań, ważne jest by oboje zmierzyli się także z często stawianymi w takiej sytuacji pytaniami: czy wolno nam to zrobić? Czy nie zawiedziemy w ten sposób siebie nawzajem ani innych, ważnych dla nas ludzi? Na to dziecko czekam nie tylko ja, ale i mój partner/partnerka, czekają także nasi rodzice, którzy tak bardzo chcieli zostać dziadkami, może nasz starszy syn lub córka, którzy bardzo chcieli mieć rodzeństwo. Czy to w porządku, że być może moglibyśmy postarać się jeszcze trochę o dziecko dla nich, ale tego nie zrobimy? Czy jeśli powiem mojemu mężowi, że mam dosyć starań i takiego życia, nie zawiodę jego oczekiwań? Koszt związany ze staraniami o dziecko ponosi para, ale i każda z osób indywidualnie. Każdy z partnerów ma więc prawo do oszacowania swoich sił i możliwości podejmowania dalszych wysiłków oraz prawo do tego, by partner to uszanował. Dziecko, które ma przybyć do rodziny nie jest podarunkiem do ofiarowania, niezależnie od tego, jak bardzo kochamy naszych najbliższych. Jest osobą, niezależnym człowiekiem, który zapewne nie chciałby urodzić się po to, by być komuś „dany”. Dlatego warto zastanawiać się, czy w ogóle chcemy angażować się w proces, który ma na celu spełnianie oczekiwań innych osób za pomocą urodzenia dziecka. Czy jest to ten rodzaj oczekiwań, które rzeczywiście chcemy zaspokoić? Wydaje się, że myśląc w ten sposób jesteśmy raczej głęboko zanurzeni w retorykę znanego z historii obowiązku kobiety, jakim było „danie syna” mężowi i rodzinie, a nie ukierunkowani na posiadanie dziecka, będącego dopełnieniem wzajemnej miłości partnerów.

Wiele osób zmagających się z niepłodnością skarży się na ogromne zmęczenie i przytłoczenie ciężarem długoletnich nieraz starań. Mają często poczucie życia niejako w zawieszeniu, w poczekalni, ponieważ na czas starań podporządkowali wszystko jednemu celowi. Nie zmieniają pracy, nie wyjeżdżają na wakacje, nie podejmują ważnych decyzji, ponieważ czekają na ciążę. Nie uprawiają ulubionego sportu, bo dowiedzieli się, że być może jazda na rowerze wpływa niekorzystanie na płodność mężczyzny. Nie piją nawet lampki wina do obiadu, bo alkohol szkodzi na płodność. Przeszli na dietę bezglutenową, bo ta jest ostatnio popularna wśród osób starających się o dziecko. I marzą o tym, aby wreszcie zacząć znowu żyć. Dlatego świadoma decyzja o rezygnacji z dalszych starań może być ulgą. Może pomóc parze przywrócić poczucie wpływu na własne życie, które przez lata podporządkowane było usiłowaniu, by zajść w ciążę i wymknęło się spod kontroli dokładnie tak samo jak fizjologia. Może dać szansę na poczucie na nowo satysfakcji z życia, radości z ważnych, utraconych w procesie starań o dziecko wartości. Pozwala skoncentrować się w życiu wreszcie na czymś innym, co zależy od nas i co właśnie dlatego da się osiągnąć czy zrealizować. Co to będzie, zależy wyłącznie od osoby lub pary, która taką decyzję podejmuje. Dla jednych może to być rozwijanie swojego związku, który w ogniu zmagań z niepłodnością dojrzał i stał się dla mężczyzny i kobiety bazą poczucia bezpieczeństwa i szczęścia. Może być nim nadanie własnego, indywidualnego sensu i wartości doświadczeniu niepłodności, przez które przeszła/przeszli. Ucząc się bycia razem w każdej sytuacji, nabywając umiejętność radzenia sobie z niechcianymi prezentami od losu oraz akceptowania tego, co w życiu niemożliwe do zmiany, partnerzy czasem dochodzą do przekonania, że mają teraz umiejętności, których nie mieliby w innej sytuacji i są w stanie podzielić się nimi, dając coś wartościowego także innym ludziom. A może będą to zupełnie nowe cele, jakie oboje postawią sobie wobec nieoczekiwanego zwrotu akcji, który zburzył ich pierwotne plany. Niezależnie od tego jakie decyzje podejmą osoby bezdzietne lub partnerzy, samo posiadanie atrakcyjnego planu na dobrą i wartościową przyszłość stanowi bazę, na której może ona/mogą oni zbudować swoje nowe, bezdzietne, świadome życie.

Literatura:

Jody Day „Living the life unexpected. 12 weeks to your plan B for a meaningful and fulfilling future without children” Bluebird, Londyn 2013

www.gateway-women.com

Dorota Gawlikowska
Psycholog i Psychoterapeuta Par

Ekspert Naszego Bociana

data publikacji: 23.09.2019
ostatnia aktualizacja: 12.09.2022