Poznajcie historię J&R, pary, której marzenie o rodzicielstwie spełnia się dzięki programowi "In vitro to hit"! Program nie tylko przyniósł finansowe wsparcie, ale także przywrócił nadzieję i wiarę w spełnienie marzeń o rodzicielstwie. 🌈
Serdecznie gratulujemy przyszłym rodzicom i zespołowi kliniki InviMed Warszawa Mokotów! 💪💗🤰
Długo zbierałam się żeby do Was napisać, trochę ze strachu, że to wciąż za wcześnie, a z drugiej strony nie sposób opisać wszystkich uczuć, których doświadczyliśmy od momentu dostania się się programu „In vitro to hit”.
Nasza przygoda z niepłodnością zaczęła się od czerwca 2020 roku. Czy to długo? Dla mnie bardzo. Czy dużo w tym czasie zrobiliśmy? Oj tak! Od najmłodszych lat lekarze gdzieś zaznaczali, że mogę mieć problemy z płodnością. Mam chorobę genetyczną, której wynikiem mogą być zaburzenia w funkcjonowaniu jajowodów. Czytałam jednak na forach, że grono kobiet z moją dolegliwością zaszło w ciążę naturalnie. Staraliśmy się około roku, później trafiliśmy do dobrego ginekologa, który szybko nas zdiagnozował i za niecały rok już całkowicie przebadani pod kątem in vitro trafiliśmy do kliniki niepłodności. Często gdy pary słyszą z ust lekarza „in vitro” są przerażone, załamane, ale nie my. Czuliśmy ogromną ekscytację, że to w końcu się uda, bo co może pójść nie tak.
No cóż, podeszliśmy do 1 transferu … nie udało się. Podeszliśmy do 2 … znowu nic. Przeżyliśmy mnóstwo dodatkowych o kosztownych badań, podeszliśmy do 3 i ostatniego transferu z tej procedury (mieliśmy 3 zarodki) - znowu nic. Najgorzej przeżyłam dwa pierwsze transfery, poczucie niesprawiedliwości i bezsilności zjadały mnie od środka. Później już było „łatwiej”. Chyba przestaliśmy już wierzyć, szczególnie ja. Zdecydowaliśmy jednak, że spróbujemy jeszcze raz, żeby nie mieć sobie nic do zarzucenia, chcieliśmy mieć poczucie, że zrobiliśmy wszystko co byliśmy w stanie zrobić. I tu pojawiła się informacja o Waszym programie. Może zabrzmi to nieskromnie, ale po wysłaniu zgłoszenia powiedziałam do męża „dostaniemy się, na pewno”.
Wróciła nadzieja… i stało się, chwilę później zadzwonił Kamil z najpiękniejszą wiadomością, którą mogliśmy wtedy usłyszeć! Dostaliśmy się! Pojechaliśmy na wizytę, poznaliśmy nowego lekarza. Dzięki pomocy finansowej z programu mogliśmy pozwolić sobie na przebadanie zarodków co pogłębiło naszą diagnostykę. No i stało się, podeszliśmy do transferu. Przykro mi przyznać, ale nie wierzyłam w powodzenie. Obecny lekarz kazał odstawić leki, które wcześniej brałam, podeszłam do transferu z o wiele mniejszą liczbą dodatkowych leków niż wcześniej. Mówiłam do męża, że to się nie uda, to wygląda zbyt prosto, jednak słuchaliśmy się lekarza w 100 %, bo mimo wszystko wzbudził nasze zaufanie.
Pamiętam dzień wyników bety, czekałam na męża, chcieliśmy je odczytać razem, chociaż dla mnie to była zwykła formalność. Zaskoczenie… chyba każdy pamięta swój pierwszy wynik bety, zobaczyliśmy magiczną liczbę 50,9 w 7 dpt. Nie potrafię opisać tamtych emocji. Nie było płaczu szczęścia i skakania z radości, był strach, i przerażenie, że to się nie uda. Jednak kolejne tygodnie potwierdzały, że wszystko jest w porządku, najpierw pęcherzyk ciążowy, później bijące serduszko i tak teraz jesteśmy po badaniach prenatalnych w 2 trymestrze ciąży.
Jakie teraz towarzyszą nam uczucia ? Nie do opisania. Wasz program to nie tylko pomoc finansowa (chociaż pomoc jest OGROMNA), ale także wiara w lepsze jutro. Nadzieja w marzenia, które już dawno wygasły. Wiadomym jest, że strach i obawy będą z nami pewnie do końca ciąży, a także jeszcze dłużej, ale dziś jesteśmy najszczęśliwsi na świecie!
Jesteśmy niezmiernie wdzięczni stowarzyszeniu @naszbocian, @bezczelnemulewakowi, a także naszemu lekarzowi dr Jarosławowi Kaczyńskiemu z Invimedu Mokotów. Dajecie nadzieję na nowe życie !
J & R